Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 21

-Co ty chciałeś zrobić?- wycedził przez zaciśnięte zęby Deadpool.

-J-ja tylko c-chciałem polecieć d-do magazynu- powiedział, starając się złapać oddech.

-Łżesz- warknął. Chwycił mocno jego przedramię i szarpnął za nie, podstawiając je pod twarz chłopca, przez co otworzyły się miejsca cięć, a Pajączek syknął przeciągle z bólu - skończył ci się płyn sieciowy- na wyrzutni sieci świeciła się czerwona lampka, wskazująca na brak płynu.

-N-nie widziałem t-tego- Peter wciąż walczył o odrobinę tlenu. Wilson wciągnął głośno powietrze i wciąż trzymając chłopaka za szyję odsunął go od komina, po czym z całej siły uderzył nim o ceglaną ścianę. Parker jęknął z bólu.

-Naprawdę próbujesz okłamać mnie? MNIE?!- zaśmiał się cicho, po czym zerwał z młodszego maskę, żeby spojrzeć mu w oczy. Uśmiechnął się, gdy dostrzegł w nich przerażenie- przecież to ja nauczyłem cię kłamać. Myślisz, że nie wiem, kiedy to robisz? Jesteś słaby. Brzydzę się tobą.  Załamujesz się po jednej akcji. Żałosne. Nie masz prawa odebrać sobie życia, bo należy ono do mnie, rozumiesz? Jesteś moją własnością smarkaczu. Kurwa, tobie nawet nie wolno oddychać, jeśli ci nie pozwolę- widząc, że Peter zaczyna tracić przytomność, puścił go, rzucił mu pogardliwe spojrzenie i powiedział lodowatym głosem- wracamy do magazynu Spidey.

Pajączek w milczeniu ruszył za najemnikiem. Gdy byli już na miejscu, po prostu stanął pod ścianą, czekając na swoją karę. Nie dość, że jego życie jest tak beznadziejne, to jeszcze nie może się zabić. Nawet to mu nie wyszło. Jak ostatni idiota dał się złapać. Co go teraz czeka? Deadpool go pobije? Użyje noża? A może coś bardziej wymyślnego? Jakieś tortury? Albo znowu weźmie go na jakieś straszne zlecenie? Ale nawet Peter nie wpadł na to, jak straszna kara go czeka.

-Wiesz, ostatnio dostałem od pewnego... starego kolegi całkiem ciekawy prezencik- powiedział Wilson i zaczął zbliżać się do chłopaka. Nagle wyciągnął coś z kieszeni. Parker widząc mały przedmiot w jego dłoni, posłał "opiekunowi" zdziwione spojrzenie. Najemnik wcisnął guzik, a Peter poczuł ból. Niewyobrażalny ból. Miał wrażenie, że rozsadza mu głowę. Jedyne co był w stanie teraz zrobić, to upaść na ziemię i zwijać się, pod wpływem obezwładniającej tortury.

-Przestań!- wrzasnął. Zasłonił uszy rękami, jakby to miało jakkolwiek pomóc. Z pod jego zaciśniętych powiek, uwalniały się kolejne fale łez.

-Pewnie zastanawiasz się, co to takiego- zaczął wywód Wade, niewzruszony krzykami chłopaka- otóż to małe urządzonko, wytwarza dźwięk o tak dużej częstotliwości, że dla normalnych ludzi jest niesłyszalny, jednak dla takiego dziwadła jak ty, no cóż... potwornie bolesny- uśmiechnął się okrutnie, patrząc jak nastolatek zwija się do pozycji embrionalnej, po czym wypręża, płacząc i krzycząc.

-Proszę, przestań... zrobię co pan chce... agh... błagam!- krzyczał, nie potrafiąc opanować drżenia ciała.

-A co byś powiedział Starkowi, gdyby chciał zabrać cię do wieży?- zapytał, ignorując błagania.

-Że n-nie chcę... agh... n-nie pójdę z n-nim n-nig-gdzie- wyjęczał. Wilson widząc, że Peter jest na granicy wytrzymałości, wyłączył urządzenie. Podszedł do niego, kucnął obok i łapiąc mocno za podbródek, zmusił chłopca, by ten patrzył mu w oczy.

-A więc, jak się niedługo spotkacie, właśnie to mu powiesz, tak Petey?- uśmiechnął się, mając w spojrzeniu iskrę... podniecenia? Wyglądał tak, jakby niesamowicie nakręcało go cierpienie Petera. Jakby sprawiało mu wielką przyjemność. Mówiąc to, położył palec na guziku, pokazując młodszemu, że w każdej chwili może wznowić jego tortury.

-T-tak- szepnął Parker. Najemnik puścił go. Chłopak zwinął się na podłodze i zaczął bezgłośnie szlochać. Deadpool posłał mu pogardliwe spojrzenie.

-Żałosne- rzucił, głosem pełnym obrzydzenia i szturchnął nastolatka nogą- leż tu i płacz. I tak na nic więcej cię nie stać.

Wyszedł. Gdy tylko Peter został sam, zaczął zanosić się płaczem. Wszystko go bolało. Nie wiedział, który ból jest gorszy. Czy ten fizyczny, który jeszcze przed chwilą tak bezlitośnie ogarniał całe jego ciało, czy psychiczny. Był nic nie wartym popychadłem. Każdy mógł go skrzywdzić, gdy tylko miał ochotę. W szkole, w... domu? No nie, on nawet nie miał domu. Jednym miejscem na świecie, które było dla niego choć trochę jak dom, była wieża. Tam czuł się bezpiecznie i dobrze. Czuł się chciany. Ale to było tylko złudzenie. Nikt go tam nie chciał. Leżał bezwładnie na ziemi i nie miał siły się podnieść.

***

Obudziło go coś szorstkiego na nosie. Gwałtownie podniósł się do siadu, jednak zaraz znów opadł na ziemię, gdy poczuł rozrywający ból głowy. Spojrzał przed siebie i zobaczył tego kota z rana. Lizał go po nosie. Peter mimowolnie uniósł kąciki ust, widząc zwierzaka przed sobą.

-Przykro mi, nawet dla siebie nie mam jedzenia- mruknął, a kot jakby rozumiejąc, po prostu położył się obok chłopaka. Parker nie myśląc za długo wyciągnął ręce i przytulił zwierzaka do siebie. Potrzebował tego. Potrzebował jakiejkolwiek bliskości. Miłości. Od nikogo jej nie dostawał, i dopiero teraz zdał sobie sprawę, jak bardzo mu tego brakowało. Kociak wtulił się w nastolatka i zamruczał- chyba ty też jesteś sam, co?... W zasadzie mógłbym wymyślić ci jakieś imię, bo wygląda na to, że razem mieszkamy. Hmm... może...  Avi?- kot przekręcił zabawnie główkę, na co Peter zaśmiał się cicho- podoba ci się, tak? No to będzie Avi.

***

Clint razem z Natashą szli mrocznymi uliczkami queens. Tony nie mógł iść z nimi, ponieważ widzieli go już w barze, a gdyby Deadpool go poznał, mógłby zrobić krzywdę chłopakowi.

-Aż mi się nie chce wierzyć, że ten dzieciak wychował się w takim miejscu- westchnęła Nat.

-Ta, paskudna okolica- stanęli przed masywnymi drzwiami baru. Barton pchnął je, i już po chwili uderzył ich intensywny zapach alkoholu i potu. Wdowa skrzywiła się. Podeszli do lady i usiedli na stołkach. Uśmiechnięty jak zwykle Weasel oparł się o nią, jednak gdy rozpoznał łucznika, zmarszczył brwi.

-Co dla was?- powiedział lodowatym głosem.

-Jest tu?- rzucił Clint.

-Nie- warknął, po czym dodał spokojnym głosem- zamawiacie coś? Jak nie to wynocha.

-To gdzie jest?- Barton kontynuował.

-Nie wasz interes- odpowiedział obojętnie, i zaczął myć kufle po piwie.

-Nie odpuszczę...

-Za mną- barman machnął na nich ręką i ruszył na zaplecze. Gdy tylko się tam znaleźli, łucznik ponowił próbę.

-Proszę, ty na pewno wiesz. Pozwól nam mu pom...

-POMÓC MU?- krzyknął Weas- już raz to słyszałem, i co? Mieliście swoją szansę. Avengers nie potrafią ochronić czternastolatka! Obiecaliście mi, że będzie bezpieczny. Że nie pozwolicie go skrzywdzić- widać było, że robił się coraz bardziej wściekły, jednak nie wiadomo, czy miał żal do bohaterów, czy do siebie- mówiliście, że go obronicie. Miał mieć lepsze życie, a tymczasem nie dość, że nie potrafiliście go ochronić, to jeszcze zafundowaliście mu piekło! Wiecie przez co on teraz przechodzi? Jak cierpi? Kurwa, przecież to tylko dzieciak! Deadpool go niszczy! On go zabija! W najokrutniejszy możliwy sposób. Przez was, rozumiesz? A najgorsze jest to, że również przeze mnie! To ja pozwoliłem wam go zabrać! Jak mogłem być taki głupi?! Przecież wiedziałem, jak to się skończy!- przejechał dłońmi po twarzy i spojrzał w oczy Bartona- jeżeli sądzisz, że znowu wam go oddam, to grubo się mylisz. Nie pozwolę na to. Nie dacie rady go obronić. Najlepsze, co możecie teraz zrobić, to dać mu spokój. Nie jesteście w stanie go uratować- usiadł na jakiejś beczce, wbił wzrok w podłogę i szepnął- Boże... on ma tylko czternaście lat.

Clint patrzył na niego w milczeniu. Nie wiedział, co powiedzieć. Barman miał rację. Zawiedli. Nie tylko Petera. Obiecali mu, że chłopak będzie bezpieczny. Że go ochronią. A teraz przez nich cierpi. Nagle, niespodziewanie odezwała się Natasha.

-Wiemy, że spieprzyliśmy, ale chcemy to naprawić. Tym razem nie zawiedziemy. Proszę, powiedz nam...

-Spierdalać z mojego baru- powiedział Weas lodowatym głosem. Wdowa chciała coś jeszcze powiedzieć, ale Haweye uciszył ją gestem dłoni.

-Dlaczego odpuszczasz?- zapytała oskarżycielskim tonem, gdy tylko wyszli.

-Zawiedliśmy go. Nie wiem o co chodzi, ale jemu naprawdę zależy na tym dzieciaku. Ostrzegał, że Deadpool będzie się mścił, a my obiecaliśmy ochronić Petera. Nie zaufa nam drugi raz.

***

Peter powoli wstał. Był już bardzo głodny. Powinien jeść więcej, niż zwykły człowiek, ze względu na swój pajęczy organizm, a dostawał zdecydowanie mniej jedzenia, niż przeciętny nastolatek.

-Avi, idziemy skombinować jakieś śniadanie?- mimowolnie uśmiechnął się do kota. Właśnie zdał sobie sprawę, że ten zwierzak, jako jedyna istota na świecie, sprawia, że Parker szczerze się uśmiecha. Maluch wstał i ruszył za chłopakiem, jednak gdy tylko wyszli z magazynu, zniknął gdzieś, na co Peter powiedział sam do siebie- no jasne, pewnie wrócisz, jak zgłodniejesz.

Szedł przed siebie. Wciąż myślał o tym, co jest gorsze. Bicie, czy to urządzenie najemnika? W zasadzie, wszystko jedno. Chociaż, po tym drugim nie ma widocznych ran i siniaków.

Peter idąc, "przez przypadek" potrącił jakiegoś pana, wyciągając mu przy okazji telefon i portfel. Potem, gdy go otworzył, znalazł w środku dwieście dolarów. Szedł dalej, aż w końcu zatrzymał się przed jednym budynkiem. Po chwili namysłu, wszedł do sklepu zoologicznego. Gdy sprzedawca nie patrzył, zgarnął z półki kilka puszek kociej karmy i wyszedł. Odnalazł znajomy lombard. Przed nim była dwuosobowa kolejka, a na nadgarstku mężczyzny stojącego przed nim, bardzo kusząco świecił się złoty zegarek. Aż szkoda było nie skorzystać z takiej okazji, szczególnie, że pan właśnie zajął się rozmową ze sprzedawcą. Gdy tamten odszedł od lady, Peter podszedł i położył na nią telefon, pieniądze i skradziony gadżet.

-No nie wierzę! Buchnąłeś mu zegarek? Cholera, naprawdę jesteś najlepszy- zaśmiał się- a te pieniądze po co?

-Bo... ostatnio miał pan w lombardzie taki stary laptop, no i zastanawiałem się ile by pan za niego chciał, panie Kenel?- zaczął chłopak.

-Mówisz o tym, co go rąbnąłeś i mi przyniosłeś?

-Umm... no tak- chłopak uśmiechnął się nieśmiało.

-Powiedzmy, że jak dla ciebie, tyle wystarczy- mówiąc to, zgarnął wszystko, co nastolatek położył na ladzie, jednak po chwili namysłu, oddał mu pięćdziesiąt dolarów- masz.

-Dziękuję- rozpromienił się, zabrał laptop, banknot i wybiegł z lombardu. Biegł przed siebie, prosto na bazar. Mijając stoisko z wypiekami, chwycił bochenek chleba, a potem, w pędzie zwinął butelkę mleka. Słyszał za sobą różne wyzwiska, parę osób nawet próbowało go złapać, ale nikt nie mógł się z nim równać. Był zdecydowanie zbyt szybki i zwinny, dla zwykłych ludzi. Biegnąc, schował jedzenie do plecaka i przez swoją nieuwagę wpadł na kogoś. Chciał go szybko wyminąć, jednak mężczyzna złapał go mocno za nadgarstek, nie wiedząc, że przy okazji otwiera mu liczne rany.

-Uważaj mały- westchnął i skierował wzrok za Spider mana. Dostrzegając goniących go straganiarzy, spojrzał podejrzliwie na mniejszego- co ty im zrobiłeś, co?

-Trzymaj go!- mężczyźni, którzy gonili Pajączka, byli już blisko- tym razem nie zwieje.

Nastolatek spojrzał na niego błagalnie. Nagle starszy syknął przeciągle, czując głębokie zadrapanie na łydce. Jakby odruchowo kopnął kota, który go zranił, puszczając przy tym chłopca.

Peter nie zastanawiając się długo, podniósł zwierzaka, przytulił do siebie i rzucił się do dalszej ucieczki. Wbiegł do magazynu i uklęknął na ziemi. Spojrzał na kota. Ten wciąż wtulał się w Parkera i mruczał. Chłopak zaśmiał się cicho.

-Czyli co, teraz będziemy się nawzajem ratować Avi?- powiedział, opatrując krwawiące przedramiona. Kociak spojrzał na niego, a po chwili zaczął obwąchiwać plecak Pajączka- aaa, no tak, mam coś dla ciebie- mówiąc to, wyciągnął puszkę kociego jedzenia, otworzył ją i podsunął zwierzątku pod nos. Avi zaczął jeść w olbrzymim tempie, zresztą podobnie jak Peter. Po posiłku, nastolatek poszedł do łazienki, umył puszkę i nalał do niej trochę mleka. Wypili je wspólnie- wiesz, ty to masz szczęście. Jesteś taki wolny. Możesz iść gdzie chcesz, robić co chcesz- zaczął mówić do kota- nie musisz się martwić, że jeśli popełnisz chociażby najmniejszy błąd, ktoś cię pobije. Nikt cię nie wykorzystuje. Nikt nie powtarza ci, jaki jesteś beznadziejny, że do niczego się nie nadajesz. Nie mówią na ciebie złodziej, kiedy starasz się zdobyć coś do jedzenia- na myśl o tych wszystkich wyzwiskach do jego oczu napłynęły łzy- Boże- przyciągnął kolana do klatki piersiowej i schował w nich twarz- jak oni wszyscy mnie nienawidzą- szepnął. Kot jakby wiedząc, że Peter tego potrzebuje, oparł się przednimi łapkami o jego ramię, wtulił główkę w twarz chłopaka i zamruczał cicho. Pajączek wzdrygnął się, gdy poczuł dotyk, jednak po chwili złapał zwierzaka i przytulił do siebie. Zaczął szlochać cicho w jego futerko.

***

Deadpool sunął ponad ulicami miasta. Załatwił kilka lżejszych zleceń, do których nie potrzebował Petera. Urządzenie, którym ostatnio go ukarał, zrobił mu kolega, który wrócił niedawno z Europy. Jest geniuszem technicznym, a na dodatek nie przeszkadza mu praca poza granicami prawa, więc wymyślił już parę przydatnych gadżetów dla najemnika. Ale teraz doskonale wiedział, co chciał zrobić. Kierował się do wieży Avengers. Wiedział, że dopóki Stark nie przestanie interesować się Parkerem, Wilson nie będzie mógł spokojnie "działać". Wciąż będzie musiał go pilnować. Miał zamiar sprawić, że Tony znienawidzi chłopaka. Na dodatek będzie to też kolejny cios dla Pajączka. Wylądował na budynku sąsiadującym z siedzibą bohaterów. Wyciągnął nożyk, wbił na niego karteczkę i rzucił, korzystając ze swojej zwiększonej siły. Scyzoryk przebił okno i wbił się w ścianę w środku. Była to wiadomość dla milionera. Deadpool wiedział, że kiedy Stark to odczyta, zrobi dokładnie to, czego Wade od niego chce...

*****

2108 słów

Hejka!

Mam nadzieję, że się podobało

Do zobaczenia<3<3<3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro