Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 15

Siedmioletni Peter siedział na łóżku i czytał książkę. Przez otwarte okno dochodziły do niego dźwięki ulicy. Był bardzo inteligenty, i jako jeden z nielicznych siedmiolatków opanował umiejętność czytania. Wolał książki od ludzi. Był zamknięty w sobie, odkąd rok temu zmarł jego ojciec. Matka nigdy nie miała dla niego zbyt wiele czasu i zawsze była surowa, ale odkąd tata odszedł, przestała dbać o siebie, zaczęła pić, sprowadzać do domu różnych mężczyzn, a Peter, mimo że starał się być grzeczny, coraz częściej dostawał kary. Bolesne kary. Nagle drzwi otworzyły się, a w nich stanął wysoki mężczyzna. Nowy chłopak mamy. Chłopiec zadrżał, ponieważ domyślał się, co go czeka.

-Co robisz Peter?- zmierzył małego spojrzeniem.

-C-czytam książkę, panie W... t-tato- matka zmuszała go, by do jej nowego partnera zwracał się "tato", i chociaż Parker źle się z tym czuł, nie mógł się postawić, bo tylko by oberwał- g-gdzie jest mama?

-Wysłałem ją po piwo. Mamy jakieś pół godziny dla siebie- zaczął zbliżać się do roztrzęsionego dziecka, z obrzydliwym uśmiechem na twarzy. Po policzkach siedmiolatka spłynęło kilka łez. Mężczyzna otarł je, niby "czułym" gestem i pogładził mniejszego po włosach. Zabrał mu książkę, rzucił ją na podłogę i ułożył go tak, by Peter leżał pod nim. Maluch nawet się nie bronił. To nie miało sensu. On już to wiedział. Nikt mu nie pomoże. Nikt go nie usłyszy. Był mały, ale wiedział, że ludzie są samolubni. Nikogo to nie obchodzi. Nikt mu nie uwierzy i nikt go nie wysłucha. W szkole przyjmowali tą wygodną wersję. Spadł z roweru. Potknął się.

Chłopiec rozpłakał się na dobre, czując na sobie dotyk starszego. Bał się. Nie wiedział, co dokładnie robił mu ten mężczyzna, ale wiedział jedno. To boli. To tak bardzo boli.

-P-proszę, ja nie chcę- wychlipiał i posłał starszemu błagalne spojrzenie. Nie rozumiał tego. Nie rozumiał, czemu musiał przez to przechodzić.

-Ale ja chcę- powiedział starszy i zdarł z chłopca krótkie spodenki, wciąż gładząc go po włosach...

Peter zerwał się z łóżka z cichym krzykiem. Oddychał bardzo szybko a na policzkach miał mnóstwo zaschniętych już łez. Ale zdążył się już przyzwyczaić. Tak było zawsze. Nie pamiętał, żeby kiedykolwiek śniło mu się coś innego, niż koszmary z dzieciństwa. Zawsze, gdy zasypiał, wracał wspomnieniami do tych najgorszych chwil. Nie chciał wracać do łóżka. Musiałby przeżywać to wszystko od nowa. 

Co prawda pan Stark sprawdził, czy Peter nie ma w pokoju żadnych żyletek, ale najwyraźniej zapomniał, że Pajączek umie chodzić po ścianach. Otworzył okno i wyszedł na zewnątrz. Parę metrów nad nim wisiała przyczepiona siecią mała skrzyneczka. Trzymał w niej rzeczy, które w wieży były zapewne "nielegalne", a konkretnie jego stary nóż, żyletki i trochę marihuany. Tak, w najgorszych momentach, gdy już nawet otwieranie ran nie pomagało, sięgał po tak zwaną "trawkę". Wiedział, że jest słaby, ale po prostu z niektórymi rzeczami nie był w stanie sobie poradzić.

Jednak w tym wypadku żyletka w zupełności wystarczyła. Usiadł na łóżku i powoli, z wręcz chirurgiczną precyzją zaczął otwierać rany na przedramionach. Dzisiaj specjalnie starał się zadać sobie jak najwięcej bólu. 

Pierwsze cięcie- za to, że okłamuje pana Starka.

Drugie- za to, że nie potrafi sam o siebie zadbać.

Trzecie- za to, że jest taki beznadziejny.

Czwarte- za to, że sprawia wszystkim tyle problemów.

Piąte- za to, że jest taki niewdzięczny.

Pełno krwi. Zmienił rękę.

Szóste- za to, że był zbyt słaby, nawet żeby ze sobą skończyć.

Siódme- za to, że... że zaczyna się tu czuć bezpiecznie i chciałby tu zostać.

Wyciągnął bandaże i zaczął sprawnie obwiązywać przedramiona. Zmył krew, która spłynęła na podłogę i przebrał się w czystą koszulkę. Wyszedł przez okno, schował żyletkę do skrzyneczki i wrócił do środka.

Położył się i zamknął oczy. Dlaczego to wszystko musi być takie trudne? Czemu on nie mógł być normalny, jak wszyscy inni? Czuł się jak dziecko, które opowiada kolegom z klasy wymyślone historie, aż w końcu samo gubi się w swoich kłamstwach. Tak właśnie było z Peterem. Gubił się w tym wszystkim. To co mówił do pana Starka przestało być wiarygodne już dawno temu. Milioner na pewno mu nie ufa. I już nigdy nie zaufa. Nie ma powodu. Chcąc nie chcąc, Peter zasypiając wrócił do swoich koszmarów.

***

Tony nie spał całą noc. Nie mógł zasnąć. Jego myśli w całości wypełniały słowa nastolatka. "Zwykła, głupia, bezwartościowa sierota z queens". Straszne. Od kogo to usłyszał? Brzmiał tak... automatycznie. Jakby powtarzał coś, co słyszał codziennie. Miał ochotę pobić Deadpoola. Mocno. Z każdym kolejnym ciosem mówić mu, jak bardzo skrzywdził to dziecko. W zasadzie, miał ochotę pobić każdego, kto kiedykolwiek skrzywdził Petera . 

Ten chłopak nie wierzył, że zasługiwał na szczęście. Tony postanowił, że zrobi wszystko, żeby to zmienić.

Wstał i skierował się do kuchni. Potrzebował kawy. Albo whiskey. Gdy przechodził obok pokoju Petera, usłyszał jak chłopak coś mówi. Stanął na chwilę, jednak gdy usłyszał stłumiony szloch, wszedł do środka. Widok, który tam zastał, przeraził go. 

-Nie... p-proszę... nie chcę... zostaw mnie... proszę- powtarzał, zwijając się i płacząc na łóżku.

Tony podbiegł do niego i zaczął go delikatnie budzić. Już miał położyć dłoń na jego włosach, ale przypomniał sobie jego ostatnie rekcje na ten gest. Musiał go potem o to zapytać. Oczywiście, są ludzie, którzy po prostu tego nie lubią,ale Peter był przerażony, gdy tylko ktoś gładził go po głowie.

Pajączek nagle obudził się i spróbował zadać milionerowi cios. Oczywiście, nie wiedział, że to on. Jednak Tony był szybszy. Złapał chłopaka za nadgarstki i zaczął szeptać uspokojające słowa.

Chłopiec szarpał się jeszcze chwilę, ale szybko zdał sobie sprawę, kto przed nim stoi i opadł zrezygnowany na łóżko. Zakrył twarz dłońmi. Znowu tak się odkrył! Dlaczego pan Stark zawsze musi go widzieć w chwilach, w których jest taki słaby?

-P-przepraszam...- szepnął.

-Cii- uciszył go starszy- co ci się śniło?

-Ehh... n-nic takiego- powiedział i usiadł na łóżku. Z jednej strony bardzo chciałby powiedzieć milionerowi co się stało, ale... po prostu nie potrafił. Tyle lat wpajane mu było, że jego problemy to tylko i wyłącznie jego problemy. Zresztą, pan Stark na pewno ma za dużo zmartwień, żeby teraz jeszcze przejmować się Peterem.

-Chodź, zrobię ci kakao- powiedział Tony i machnął na młodszego ręką.

Poszli do kuchni. Parker usiadł na stołku, przy wysepce kuchennej, a milioner zaczął przygotowywać napoje. Postawił kubek przed chłopakiem, a sam usiadł na przeciwko niego i pociągnął łyk swojej kawy.

-Naprawdę nie pamiętasz co ci się śniło?- doskonale wiedział, że snów, przez które płacze się i krzyczy, nie można zapomnieć.

-Tak- skłamał Pajączek. Nawet się nie zająknął

Spojrzał na czarnowłosego i posłał mu delikatny uśmiech, jednak ten nawet na niego nie zerknął. Dopiero teraz chłopak zdał sobie sprawę, że ma założoną koszulkę z krótkim rękawkiem. Jego ręce były odkryte, a na dodatek przeszywane wzrokiem Iron mana.

-Peter... c-co to jest?- spytał przerażony wskazując na zasypane małymi śladami po strzykawce zgięcie ręki, którego nie zakrywały bandaże.

-N-nic takiego...- powiedział i spróbował schować ręce pod blat, jednak Tony złapał nadgarstek młodszego i przyjrzał się śladom, ciągnąc mniejszą dłoń w swoją stronę, przez co jedna rana po cięciach się otworzyła. Bandaż nasiąkł krwią. Stark odwinął go i wciągnął głośno powietrze.

-C-czy to są... świeże cięcia?- przecież sprawdził jego pokój, a Peter nie miał przy sobie żadnych ubrań, więc... jak?

-Nie- skłamał lodowatym głosem Pająk i wyszarpnął się z uścisku, patrząc milionerowi prosto w oczy, na co ten pokręcił tylko głową z niedowierzaniem.

-Chłopcze błagam cię, powiedz co to za ukłucia- odpowiedź na to pytanie była oczywista, jednak Tony wiedział, że nie uwierzy w to, dopóki nie usłyszy tego z ust Spider mana.

-N-naprawdę... n-nic takiego- nastolatek nie chciał mówić starszemu skąd wzięły się te ślady.

-Dlaczego ciągle kłamiesz?- zadał niby śmieszne pytanie. Przecież to logiczne, skoro wychował się w takich warunkach. Jednak Petera zamurowało. Nie wiedział. Nie wiedział, czemu nie potrafił się otworzyć przed człowiekiem, który go uratował, który podarował mu nowy strój, który się nim przejmuje. Był na siebie wściekły.

-J-ja... n-nie wiem- powiedział, wybiegł z kuchni i zamknął się w swoim pokoju. Ubrał się w ciuchy, które milioner zostawił mu wczoraj. Czarna, za duża koszulka, spodnie dresowe, lekko przydługie, do tego niebieska bluza. Nałożył świeże bandaże na krwawiące rany i opadł zrezygnowany na łóżko.

***

-Myślisz, że zwiał?- spytał Wade, popijając piwo.

-Ile razy mam ci powtarzać? Nie, nie zwiał. Wróci. Daj mu trochę czasu. Nawet Peter ma swoje granice- powiedział znudzonym głosem Weasel, choć tak naprawdę w tym momencie cieszył się, że pozwolił bohaterom go zabrać- poza tym, byłeś wtedy pijany i nieźle go skopałeś, więc ja się nie dziwię, że się zmył.

-Może, ale zawsze wraca rano. W zasadzie jakim pierdolonym cudem nieprzytomny dzieciak był w stanie wstać i uciec? Jeśli nie wróci do jutra i będę musiał iść na tamto zlecenie sam, to nieźle się smarkaczowi oberwie.

-I ty się dziwisz, że zwiał?- burknął Weas pod nosem tak, żeby Wilson nie słyszał.

-Co?

-Nic- wyszczerzył się do przyjaciela.

-Chyba pójdę smarkacza poszukać.

-Nie warto Wade. Wiesz, że jak się mały gdzieś zaszyje, to go za cholerę nie znajdziesz. Bądź co bądź, twoja szkoła, no nie?

-Ta... A co jeśli gówniarz pobiegł do Starka? Bo przecież w zasadzie gnojek całkiem sporo wie. Mógłby mi zaszkodzić, jakby powiedział za dużo temu jebanemu bogaczowi.

-Daj spokój- Weas trochę się przestraszył. Nie chciał, żeby najemnik zrobił chłopakowi krzywdę- on się ciebie boi. Nawet jeśli poszedłby do Starka, to nic mu nie powie.

-Może, ale i tak chcę wiedzieć, gdzie on jest.

-Brzmisz, jakbyś się martwił- zakpił barman.

-Nic nie rozumiesz. Zdajesz sobie sprawę, ile dobrze płatnych zleceń będę musiał olać? Nie odpuszczę mu tego- wstał, po czym wyszedł z baru.

***

Do pokoju Petera po cichu zapukał Stark. Nie chciał spłoszyć chłopaka. Nie słysząc odpowiedzi, wszedł i zdawać by się mogło, że wszystkie jego funkcje życiowe ustały na moment. Pomieszczenie było puste, a okno otwarte. Podbiegł do niego, jakby licząc, że Pajączek robi mu głupi żart i trzyma się zewnętrznej ściany. Nic. Odwrócił się w stronę drzwi i dopadł do drzwi szafy. Otworzył ją i się przeraził. Nie było w niej stroju. Boże... co jeśli Deadpool go znajdzie?

-Jarvis! Peter zniknął! Zawiadom resztę!- krzyczał biegnąc na dach. Szybko założył zbroję i poleciał szukać chłopaka.

***

Wilson przeszukiwał wszystkie znane mu kryjówki podopiecznego. W końcu przypomniał sobie o dachu wieżowca, na którym Peter spotykał się ze Starkiem. Nie, tam by nie poszedł. Chyba nie mógł być aż tak głupi, prawda? Ale nie zaszkodzi sprawdzić. Wylądował na dachu, i mimo wszystko nie był zaskoczony, widząc szczupłą sylwetkę chłopaka na krawędzi.

Peter czując, że ktoś się zbliża, nawet nie wziął pod uwagę Deadpoola.

-C-chcę zostać sam p-panie Stark. Muszę trochę pomyśleć- powiedział, nawet nie patrząc w stronę intruza.

-Z pewnością jeszcze nie raz zostaniesz sam- powiedział Wade. Chłopak zamarł, słysząc znajomy głos, jednak odruchowo poderwał się i wyprostował- oni wszyscy cię zostawią- zaczął zbliżać się do Parkera- myślisz, że Starkowi na tobie zależy? Że komukolwiek na tobie zależy? Nawet twoja matka cię nie chce. - Pajączek cofał się, aż poczuł za sobą komin, ale Wilson nie przestał się zbliżać. Podszedł do młodszego i przyszpilił go za szyję do komina, jedną ręką zrywając z niego maskę- a Avengers czekają tylko aż doprowadzisz ich do mnie. Zobaczysz, w ogóle ich nie obchodzisz- Peter pokiwał głową na "nie"- oj... nie wierzysz mi, chłopcze? To podaj im moje nazwisko. Zobaczysz, że ten twój kochany Stark od razu cię wykopie. Pewnie mówisz mu teraz o wszystkim, co? Takie przyjaciółeczki.

-N-nie- szepnął, próbując złapać oddech- n-nie wrócę d-do baru.

-Ależ ja cię nie zmuszam!- wykrzyknął teatralnie Wade- rób co chcesz, ale obaj wiemy, że prędzej czy później do mnie wrócisz. Twoje miejsce jest w barze, a nie w wieży. W zasadzie to całkiem zabawne. Jedna z największych osobistości przestępczej części Nowego Yorku mieszka razem z Avengers!

-Z-zostaw m-mnie- Peter po raz pierwszy w życiu odezwał się w ten sposób do najemnika. Ten w odpowiedzi wciągnął głośno powietrze i z całej siły uderzył chłopaka w twarz, przez co młodszy upadł, a po jego policzkach spłynęło kilka łez. Parker spojrzał przerażony na Deadpoola.

-Chyba się zapominasz gnojku- warknął.

-P-przepraszam panie Wilson- powiedział roztrzęsiony Pająk a po policzku spłynęła mu łza.

-Znacznie lepiej- syknął i podniósł nastolatka chwytając za górną część stroju.

-ZOSTAW GO- nagle obaj usłyszeli głos Starka. 

-Bo co?- zaśmiał się Wade- to mój dzieciak i mogę z nim zrobić co zechcę.

-Bo nie pokonasz nas wszystkich- powiedziała Wdowa, która właśnie razem z resztą drużyny znalazła się na dachu. 

-Niezła szopka- zakpił Wilson- zobaczysz, teraz cię potrzebują, ale zostawią cię, gdy tylko zdobędą to co chcą- szepnął Parkerowi do ucha i puścił młodszego, jednak Pajączek nie ruszył się z miejsca. Siedział i cały się trząsł- a teraz żegnam- ukłonił się teatralnie i nim ktokolwiek zdążył zareagować, zniknął za krawędzią dachu.

Iron man od razu podbiegł do chłopaka i uklęknął przy nim.

-Już wszystko dobrze Peter- powiedział i objął roztrzęsionego dzieciaka- już jesteś bezpieczny- Pająk wtulił się w milionera, pomimo wzdrygnięcia na dotyk, i już po chwili wszyscy mogli usłyszeć stłumiony szloch najmłodszego- cii... już wszystko w porządku. Przepraszam.

-Z-za co?- Parker spojrzał na niego czerwonymi od płaczu oczyma.

-Za to w kuchni- powiedział, patrząc mu prosto w oczy- nie powinienem był tak na ciebie naskakiwać. Powiesz mi jak będziesz gotowy.

-P-przepraszam, że nie potrafię teraz... t-to wszystko j-jest takie trudne i...- zaczął chłopak.

-Cii- uciszył go milioner- zaczekam Peter.

Młodszy ponownie wtulił się w bohatera.

*****

2109 słów

Hejka!

Mam nadzieję, że się podobało.

Do zobaczenia<3<3<3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro