Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 12

Peter siedział na dachu swojego ulubionego wieżowca. Wciąż myślał o Iron manie. Przecież mówił panu Starkowi, żeby go nie szukał! Czy on naprawdę nie rozumie, że tylko narobi mu problemów? Jeśli Deadpool się dowie, obaj będą mieli kłopoty! Najemnik skatuje chłopaka, a milionera... zabije? W zasadzie Wilson nie wyraził się jasno, co zrobi z Tonym, jeśli Peter będzie utrzymywał kontakt z bohaterem. Jedno było pewne. Parker nie chciał się tego dowiedzieć.

Siedział tak jeszcze trochę, po czym wrócił do "domu". Najemnik jak zwykle siedział przy barze i rozmawiał z przyjacielem.

-Siemasz Pete!- zawołał wesoło barman w jego stronę. Deadpool natomiast obrzucił go krótkim, niechętnym spojrzeniem. Pająk chciał spokojnie udać się na strych, jednak usłyszał za plecami głos opiekuna.

-Peter chodź tutaj- chłopiec zadrżał, gdy usłyszał lodowaty głos Wilsona- gdzie nocowałeś?

-Um... u Michaela w fabryce- powiedział niepewnie.

-Mam nadzieję, że nie polazłeś do Starka, co?

-N-nie panie Wilson- mówił coraz ciszej.

-Wiesz, że to mogło by się źle skończyć, prawda?- uśmiechnął się do niego okrutnie.

-Tak, w-wiem.

-Wiesz również, że jeśli dowiem się, iż nie było cię w fabryce, będę... niezadowolony?- jego głos wciąż był zimny, a w oczach widoczna była groźba. 

-T-tak

-Doskonale- posłał mu pogardliwe spojrzenie, po czym rzucił- ubieraj się, idziemy coś załatwić.

-A-ale...

Deadpool wstał i uderzył chłopaka w twarz otwartą dłonią. Stali w rogu baru, więc zauważył to tylko Weasel, który jednak wolał się nie wtrącać.

-Chciałeś coś dodać?- wycedził przez zęby. Peter pokręcił głową, patrząc na najemnika z przerażeniem. Szybko pobiegł na strych, jednak zamiast przebrać się, usiadł w kącie i zaczął płakać. Tak bardzo nie chciał iść. Mordować. Nienawidził tego. Nienawidził Deadpoola. Nienawidził wszystkich tych ludzi, którzy nie zareagowali, gdy Wade go uderzył. Nienawidził swojej matki. Nienawidził siebie. Za to że był taki słaby. Był zbyt miękki, żeby ze sobą skończyć. Nawet wtedy stchórzył! Nawet wtedy zawalił! Dlaczego jego życie było takie beznadziejne? Czy naprawdę sobie na to wszystko zasłużył? Czy był aż tak zły? Cały czas powtarzał sobie to jedno pytanie. Dlaczego?

Nagle do pokoju wszedł Wade.

-Ty jeszcze nie gotowy? Na co czekasz smarkaczu? Ja pierdole! Przestań beczeć, bo zaraz dam ci lepszy powód. Ubieraj się! No już! Mam ci pomóc?- nakrzyczał na niego, po czym sam poszedł się przygotować.

Peter wstał i posłusznie przebrał się w strój od najemnika, po czym wyszedł na dach, by tam na niego zaczekać. Nie stał długo. Już po chwili usłyszał krótkie "idziemy" skierowane w jego stronę. Ruszył za najemnikiem, skacząc po dachach. Dotarli na dach jakiegoś budynku.

-Słuchaj uważnie, bo nie mam zamiaru się powtarzać. Wejdziemy do mieszkania. Ty ich unieruchomisz, a ja załatwię co trzeba. Jest ich tam siedmiu. Mamy zabić wszystkich, poza jednym. Nieważne którym. Ten ocalały ma przekazać wiadomość swojemu szefowi. Zrozumiano?

Peter kiwnął głową na znak, że rozumie co ma zrobić. Czyli chodzi o nastraszenie kogoś. Sześć bezsensownych zgonów. Oni pewnie nie robili nic gorszego niż dilerka. Ich szef ma się przestraszyć, ale oni? Oni umrą, tylko dlatego, że znaleźli się tu w niewłaściwym momencie. Gdyby jeden z nich poszedł do domu, przeżyłby. Ale chłopak nie mógł nic zrobić.

Wpadli do mieszkania wybijając okno. Mężczyźni od razu chwycili za pistolety, ale nie mieli żadnych szans. Parker ogłuszył czterech z nich mocnym uderzeniem w tył głowy. Zostało trzech. Ale nimi zajął się już Wilson. Dwóch leżało na ziemi z krwawiącą raną w głowie, a jeden siedział związany na krześle. Deadpool strzelił do tych nieprzytomnych, kiedy nagle jeden z nich wstał i wybiegł z mieszkania. Peter nie czekając na polecenie najemnika rzucił się za nim. Oczywiście dogonił go bez problemu. Wykręcił mu rękę i przyprowadził z powrotem do swojego "opiekuna". Ten właśnie szeptał coś do ucha mężczyźnie siedzącemu na krześle. Odwrócił się w stronę Pająka i rzucił "skończ z nim", po czym wrócił do poprzedniego zajęcia. 

Peter zamarł wraz ze słowami najemnika. Wiedział doskonale o co chodzi Wilsonowi. Złapał pistolet i wycelował w głowę leżącego człowieka. Nie mógł opanować drżenia rąk. 

-N-nie... proszę... mam r-rodzinę- zaczął błagać mężczyzna. Chłopak nie był w stanie się ruszyć. Na chwilę zapomniał jak się oddycha. Nie potrafił. Po prostu nie umiał odebrać komuś życia. Czuł się tak, jak by świat się zatrzymał. Po chwili nie słyszał już nawet błagań. Po prostu stał i starał się zachować świadomość, a było to trudne. Nagle poczuł palący ból na policzku. Przewrócił się i obserwował, jak Deadpool wyrywa mu pistolet i strzela w głowę leżącemu mężczyźnie. Automatycznie wstał i ruszył za najemnikiem w stronę domu.

 Gdy weszli do baru, poczuł na sobie współczujące spojrzenie Weasela. Mężczyzna widział, jak wściekły jest jego przyjaciel, więc wiedział też, co czeka Pajączka. Chłopak zdał sobie sprawę z tego co zrobił i jaka spotka go za to kara. Wciągnął głośno powietrze i zadrżał. Oczywiście, nie mylił się. Weszli do środka, a raczej Wilson wszedł, a Petera wepchnął, co skończyło się  bolesnym upadkiem chłopaka.

-Co to miało być?!- wrzasnął Wilson i kopnął Pająka w twarz, gdy ten chciał się podnieść. Z nosa chłopaka zaczęła lecieć krew- pytam co to było?!

-P-przepraszam-powiedział cicho drżącym głosem.

-Co mi po twoich przeprosinach smarkaczu!- kopnął go w brzuch. Peter jęknął z bólu i zwinął się na podłodze- czy ty nie rozumiesz, że masz robić co ci każę?! A jeśli ja mówię "skończ z nim" to co masz zrobić?- podniósł młodszego i rzucił nim o ścianę. Ten osunął się po niej i znów spadł na ziemię.

-Słuchać pana- powiedział słabo. Nagle Wade wyciągnął nóż, podszedł do młodszego i przyszpilił go do ściany za szyję.

-Pamiętasz, co mówiłem ostatnio Petey?- syknął z przerażającym uśmiechem- otóż nie przydałeś mi się. Jesteś do niczego. Bezużyteczna, bezwartościowa sierota- po policzkach chłopaka spłynęły łzy. Słowa najemnika zabolały go dużo bardziej, niż jakikolwiek cios, zadany przez niego- nawet nie wiesz, jak bardzo chciałbym cię zabić- powiedział, i bardzo powoli, zaczął wbijać dzieciakowi nóż pod żebro. Peter krzyknął, czując przenikliwy ból, jednak najemnik nie przejął się tym za bardzo- Masz wyjątkowe szczęście, że złapałeś tamtego faceta. Gdyby nie to, nie byłbym taki wspaniałomyślny- wsunął nóż głębiej, wsłuchując się w krzyki chłopca, jednak po chwili zasłonił mu usta, żeby nikt go nie usłyszał- jesteś słaby. Cholernie słaby. Brzydzę się tobą- szybkim ruchem wyciągnął z niego nóż. Parker poczuł niewyobrażalny ból, przez który wrzasnął i osunął się na podłogę. Deadpool kucnął przy nim i łapiąc za podbródek chłopaka podniósł jego głowę tak, by był zmuszony patrzeć mu w oczy. Przybliżył twarz do tej mniejszej, zakrwawionej i zaśmiał się cicho, po czym nabrał poważny wyraz twarzy i syknął- darowałem ci życie. Co się mówi?

-D-dzięk-kuję- szepnął Peter, po czym zemdlał. Wilson wstał, ale chcąc odejść potknął się lekko o nieprzytomnego chłopca. Zaklął pod nosem i wziął młodszego na ręce. Zaniósł go do salonu i rzucił na kanapę, po czym wyszedł z pokoju trzaskając głośno drzwiami. Zszedł na dół i usiadł przy barze.

-Daj mi piwo Weas- rzucił w stronę przyjaciela. Ten jednak nie był uśmiechnięty jak zwykle, tylko w milczeniu nalał trunek i podał najemnikowi, nie patrząc mu w oczy- co jest stary?

-Słyszałem.

-Co niby słyszałeś, co?

-Krzyk Petera. Co takiego zrobił?- Wilson słysząc to upił łyk piwa i zmarszczył brwi.

-Byliśmy na zleceniu. Byłem zajęty, więc kazałem mu zabić ostatniego z nich, a smarkacz mnie olał. Po prostu stał i patrzył przed siebie- powiedział od niechcenia.

-Słuchaj Wade, to tylko dzieciak. Nie rób z niego mordercy. Nie możesz mu tak niszczyć życia, bo wymyśliłeś sobie, że chcesz mieć małego pomocnika...

-To mój dzieciak, więc nie mów mi co mam robić. Oberwał, bo zasłużył. Koniec kropka- przerwał i odszedł od baru. Dosiadł się do znajomych najemników, a Weasel tylko pokręcił głową. Po cichu wymknął się do góry i skierował do mieszkania, które udostępniał przyjacielowi. Wszedł do salonu i przeraził się widokiem, który tam zastał. Peter leżał na kanapie, a w zasadzie nie leżał, bo już prawie z niej spadł. Miał twarz całą we krwi i ranę na brzuchu, z której wciąż wyciekała szkarłatna ciecz. Barman ułożył chłopaka w wygodnej pozycji, po czym poszedł do łazienki, ponieważ wiedział, że znajdzie tam bandaże. Opatrzył krwawiącą ranę Pająka. Następnie przemył jego twarz i przykrył go starym kocem. Westchnął ciężko i wrócił do pracy. Nie mógł zrobić nic więcej. Nawet gdyby chciał zabrać małego do siebie, Deadpool by na to nie pozwolił. Nigdy się do tego nie przyzna, ale Peter na prawdę bardzo ułatwia mu życie, i ciężko by mu było bez niego. Bez jego pomocy, nie mógł by brać połowy zleceń, które ma teraz. Stanął za barem, jednak wciąż myślał o chłopcu. Później pójdzie zanieść mu coś do jedzenia. Wilson raczej o tym nie pomyśli. Naprawdę lubił tego dzieciaka. Pomijając fakt, że mały już nie raz uratował mu tyłek, po prostu był miły, pomocny, można było z nim pogadać. W zasadzie wszyscy lubili Petera. To była taka maskotka queens.

*****

1443 słowa

Hejka!

Mam nadzieję, że się podobało :)

Do zobaczenia <3<3<3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro