Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

05 || Wizyta domowa.

Podpowiedź: "Co takiego złego zrobił mój brat, że dyrektorka musiała zjawić się w Nowym Orleanie?"

— Gdzie jest Klaus?! — powiedziała, gdy tylko Kol otworzył jej drzwi. Rozbawiony pierwotny oparł się o framugę, ciesząc się, że pozostał w domu. Nie przeżyłby, gdyby zabrakłoby mu najlepszej części dzisiejszego dnia.

— Ciebie też miło widzieć — odpowiedział. — Co cię tutaj sprowadza?

— Jestem tutaj w sprawie zawodowej, jako dyrektorka szkoły Salvatore — odparła Caroline, sprawiając, że Kol był jeszcze bardziej rozbawiony. Przeszła obok wampira i weszła do środka, widząc na balkonie resztę z jego rodzeństwa. Rebekah uśmiechała się wrednie, Elijah nie wyrażał nic po sobie, więc trudno byłoby zgadnąć jego myśli, a obok najstarszego Mikaelsona stała Hayley, ale nigdzie nie było Klausa.

— Nik nie zjawił się na dywaniku u dyrektorki, to dyrektorka przyszła do niego. — Zaśmiał się Kol. — Co takiego złego zrobił mój brat, że dyrektorka musiała zjawić się w Nowym Orleanie? — zapytał Kol, patrząc na rozgniewaną blondynkę.

— Gdzie jest twój brat? — spytała ponownie Caroline.

— Na balkonie — odpowiedział bezczelnie Kol.

— Nie ten, ten drugi. — Przewróciła oczami, zakładając ręce na biodrach.

— Wybacz, Lijah, ale najwyraźniej zanudzasz, panią Forbes — powiedział Kol.

— Kochanie, w czym mogę ci pomóc? — Klaus pojawił się kilka kroków od niej, uśmiechając się figlarnie. — Czy byłem niegrzeczny, pani dyrektor?

— Co się dzieje? — zapytała Freya, gdy stanęła obok Rebeki.

— Nik ma kłopoty u dyrektorki. Najwidoczniej bardzo ją rozgniewał.

— Ty! — powiedziała do Klausa, dotykając palcem wskazującym jego torsu. — Nie zjawiłeś się na wezwanym spotkaniu, zamiast tego przysłałeś Rebekę. Czy unikasz mnie przez powód, o którym wiemy my oboje, panie Mikaelson?

— Byłem ostatnio zajęty, dlatego wysłałem Rebekę — odpowiedział Klaus, kiedy Rebekah przewróciła oczami. — Czy coś ważnego się stało?

— Powinnam się zmartwić, gdy tylko Hope przyniosła mi jabłko, ale to zignorowałam, bo to normalne dla dzieciaków w jej wieku, ale potem zaczęła mi przynosić czekoladki, pączki, ptysie, kwiaty, zaczęło się od jednej róży, skończyło na bukiecie.

— Hope cię kocha, dlatego przynosi prezenty ulubionej dyrektorce — wyjaśnił Klaus z wzruszeniem ramion. Elijah pokręcił głową na zachowanie swojego brata, Kol wciąż mówił o Klausie, jako o geniuszu, a Rebekah nie wiedziała, czy powinna być zaskoczona, czy rozbawiona, a Hayley była wkurzona, a Freya zdezorientowana. — Nie rozumiem, co jest złego dawaniu prezentów.

— Bo nie są od Hope, tylko od ciebie. Przestań kierować swoją córką, nie potrzebuję tych prezentów.

— Co jest nie tak, że chcę dać ci prezent? To nic złego.

— Wiesz, że nie lubię prezentów, szczególnie tych kosztownych. Myślisz, że można mnie kupić?

— Nie, oczywiście, że nie, kochanie, ale uważam, że powinnaś mieć wszystko, co najlepsze na tym świecie. — Caroline przewróciła oczami na odpowiedź Klausa.

— Nie potrzebuję tego. Nie chcę tych prezentów — oznajmiła Caroline, wręczając Klausowi diamentową bransoletkę, którą dostała od jego córki. — Nie mogę tego przyjąć.

— Dałeś jej bransoletkę, która należała do królowej Anglii Marii II Stuart?! — krzyknęła Rebekah.

— To należało do królowej Anglii?! — wykrzyknęła Caroline, zaskoczona, że miała tak cenny przedmiot w swoich dłoniach.

— Ukradłeś tą bransoletkę? — zapytał Elijah.

— Nie ukradłem, tylko mi ją dała.

— Na pewno nie dobrowolnie. — Caroline założyła ręce razem, patrząc uważnie, kiedy Klaus się uśmiechnął.

— Zagroziłem jej życiu.

— Mogłam się tego spodziewać — powiedziała blondynka.

Po chwili po schodach zbiegła siedmioletnia Hope, która ucieszyła się, że zobaczyła swoją dyrektorkę. Lubiła Caroline od czasu, gdy tylko ją poznała w szkole w Mystic Falls. Młoda kobieta była od samego początku bardzo miła, a do tego jej ojciec darzył blondynkę sympatią.

— Dzień dobry, pani Forbes — przywitała się Hope, uśmiechając się do wampirzycy. Stanęła obok ojca, a teraz Caroline miała przed sobą prawdziwy dowód, jak ta dwójka jest do siebie podobna.

— Dzień dobry, aniołku.

— Tato, czy już powinnam dać te bilety do Rzymu, które miałam dać pani Forbes? — zapytała Hope niewinnie swojego ojca, który próbował powstrzymać swoje dziecko przed ujawnieniem tego, ale jego córka go sprzedała.

— Klaus! — krzyknęła Caroline.

— Niespodzianka, kochanie. — Uśmiechnął się, próbując odkupić swoje łaski u dyrektorki. — To prezent na twoje urodziny.

— Urodziny mam za pół roku — wyznała blondynka, patrząc na Klausa jak na złego ucznia, który coś narozrabiał. — Hope, powiedz, co się robi z niedobrymi uczniami, gdy narozrabiają?

— Stawia się ich w kącie, proszę pani.

— Twój ojciec był bardzo niegrzeczny, gdzie powinien teraz stać, Hope?

— W kącie. — Uśmiechnęła się Hope, ciesząc się z tej sytuacji. Wszyscy zaczęli się śmiać, gdy Klaus był bezradny. Nie mógł uwierzyć, że jego córka mogła go tak potraktować. Dwie kobiety jego serca, a są przeciwko niemu. — Tatusiu, byłeś niegrzeczny, dlatego powinieneś stanąć w kącie. Dobrze, pani Forbes?

— Bardzo dobrze. Klaus, słyszałeś, do kąta. — Caroline uśmiechnęła się słodko do Klausa, kiedy z ponurą twarzą się odwrócił i stanął w kącie. — Będziesz tam stać przez piętnaście minut, a jak się ruszysz, złożę kolejną wizytę. Hope doniesie mi, czy byłeś grzeczny.

Caroline skierowała się w stronę drzwi, kończąc już spotkanie, ale po chwili usłyszała swoje imię, więc się odwróciła, widząc Klausa odwróconego do niej, który nie był w kącie.

— Myślę, że będziemy potrzebowali twojej kolejnej wizyty, byłem niegrzeczny i się ruszyłem. — Uśmiechnął się swoimi słynnymi dołeczkami.

— Niech cię diabli — odparła Caroline, odwracając się ponownie, a kiedy była już przy drzwiach, krzyknęła. — Za miesiąc chcę cię widzieć w moim gabinecie, panie Mikaelson!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro