3
Harry cały czas ślęczał nad papierami. Był tym bardzo znudzony. Miał tyle ciekawszych rzeczy do roboty. Dochodziła dwunasta. Odchylił się na krześle i westchnął głęboko. Kręgosłup bolał go od ciągłego nachylania się. Czyżby się starzał? Praca za biurkiem zdecydowanie nie była dla niego. Wziął zapisany pergamin i trzymał go obiema rękami na około pół metra odległości od swojej twarzy. Jeździł wzrokiem po tekście nie mogąc nic z niego zrozumieć. To nie tak, że tekst był niejasny. Harry po prostu nie przykładał wystarczającej uwagi do tego, żeby go zrozumieć. W końcu uznał, że koniec obijania się. Odłożył dokument na biurko i przysunął krzesło bliżej. Nagle usłyszał ciche pukanie. Otworzył usta, aby odpowiedzieć, że można wejść, ale w tym momencie drzwi same się otworzyły. W pierwszej chwili pomyślał, że to Hermiona, lub Ron - tylko oni tak swobodnie wchodzili do jego gabinetu. Chociaż Ron zazwyczaj nie pukał. Nie miał ochoty na rozmowę z żadnym z nich, poczuł więc wielką ulgę i jednocześnie zmieszanie, gdy przez próg przeszedł Draco Malfoy. Zamknął za sobą drzwi. Harry miał wrażenie, że gdy ich spojrzenia się spotkały dostrzegł błysk w jego oczach. A może to tylko złudzenie? Gra światła, które z nim po prostu igrało. Przez chwilę panowała cisza. W końcu Harry zdecydował się ją przerwać.
- Witaj, Draco. Co cię tu sprowadza? Siadaj - silił się na profesjonalny ton ale nie wiedząc czemu jakaś część jego cieszyła się z obecności blondyna.
Draco nadal stał. Lustrował Harry'ego wzrokiem.
- Przyszedłem tylko na chwilę - powiedział, a Harry przez moment znowu dostrzegł tego młodego, niemiłego chłopca, z którym chodził do szkoły.
Draco podszedł bliżej. Oparł dłonie o blat stołu i zacisnął palce na jego krawędziach. Nachylił się nad Harrym, nadal patrząc na niego nieco z góry.
- Nikomu, ale to nikomu, nie waż się mówić o tym, co ci powiedziałem wczoraj na peronie.
Harry zdziwił się na jego ostry ton głosu. Widział jak zdeterminowany był mężczyzna, aby utrzymać swoją sytuację rodzinną z dala od innych. Z dala od plotek, które już były, a gdyby ludzie się dowiedzieli byłoby tylko gorzej. Więc czemu jemu powiedział? Czemu powiedział swojemu dawnemu wrogowi o tak osobistej sprawie?
- Masz moje słowo, nikomu nie powiem.
Wyraz twarzy Draco nieco złagodniał. Odetchnął głośno i odsunął się nieco.
- Pewnie i tak już powiedziałeś wszystko swoim przyjaciołom - powiedział z nutą rezygnacji w głosie.
Harry uniósł głowę.
- Nic im nie powiedziałem - Draco spojrzał na niego pobłażliwie. Harry przyłożył prawą rękę w okolice serca i spojrzał prosto w oczy mężczyzny - przysięgam.
Malfoy wyglądał jakby mu ulżyło. Przeczesał ręką włosy i uśmiechnął się lekko. Gdy się uśmiechał jego twarz wyglądała o wiele piękniej, młodziej. Chyba nawet nie zdawał sobie z tego sprawy. Na jego twarzy tak rzadko widniał uśmiech. Odwrócił się i pokierował do drzwi. Jego ręka zastygła na klamce. Spojrzał na Harry'ego przez ramię.
- No to, do zobaczenia? - zabrzmiało to bardziej jak pytanie, niż stwierdzenie. Blondyn zwyczajnie nie wiedział co powiedzieć.
- Draco - zatrzymał go jeszcze Harry - może mogę ci.. no nie wiem, jakoś pomóc?
- Już nikt nie jest w stanie pomóc - powiedziawszy to wyszedł.
Harry nie mógł się skupić na pracy. Nie wiedział skąd mu się to wzięło ale z jakiegoś powodu chciał pomóc Draco. Wiedział, że wbrew pozorom jego życie nigdy nie było usłane różami. Doszedł do wniosku, że na tę chwilę jedyne co może zrobić, to nie wyjawić jego sekretu.
Harry wciągu dnia dostał kilka sów z różnymi sprawami. W jednym liście była informacja, że Teodor Nott posiada nielegalny zmieniacz czasu. Nie zdziwił się tym zbytnio. Wysłał do jego domu kilku aurorów. Sam by poszedł ale nie miał do tego głowy.
Dochodziła już osiemnasta. Harry skończył pracę już jakiś czas temu, ale chciał doprowadzić wszystko do końca. Nagle drzwi od gabinetu otworzyły się po raz kolejny. Harry z początku myślał, że Malfoy znowu coś od niego chce. W drzwiach jednak pojawiła się Hermiona. Harry nie miał nic przeciwko temu, miał tylko nadzieję, że nie będzie chciała znów gadać o Ginny.
- Nie powinieneś być już w domu? - zapytała z lekkim zdziwieniem?
- Chciałem to skończyć - podniósł ostatnie kilka papierów, które mu zostały.
Nie chciał przyznawać tego sam przed sobą, ale w końcu musiał. To, że został w pracy po godzinach miało również drugie dno. Im dłużej był w pracy tym dłużej był poza domem. A im dłużej był poza domem tym mniej czasu spędzał z Ginny. Z kolei im mniej czasu spędzał z Ginny tym mniej energii tracił na kolejne kłótnie.
Hermiona wzięła dokumenty z jego dłoni i odłożyła z powrotem na biurko. Wstrzymała powietrze, po czym wypuściła je z płuc z głośnym westchnieniem.
- Zostaw to sobie na następny raz - powiedziała. Na twarzy mężczyzny pojawił się grymas, który szybko ukrył. - Wracaj już do domu. Zrób sobie jutro wolne - spojrzał na nią ze zdziwieniem - masz moje pozwolenie - uśmiechnęła się. - A teraz zmykaj, no już.
- Nie mów do mnie jak do dziecka - Harry udawał obrażonego.
***
Harry wrócił do domu. Przez większość drogi zastanawiał się, czy nie iść chociażby do trzech mioteł, zamiast wracać do domu. Później mógłby powiedzieć, że był w pracy. Ale Hermiona z pewnością wydałaby jego kłamstwo. Gdy tylko Lily zobaczyła, że wrócił podbiegła do niego i przytuliła mocno. Harry nachylił się i objął ją lekko. Poszedł do kuchni, a dziewczynka za nim. Przy stole siedziała Ginny. Wyglądała na zmartwioną ale gdy zobaczyła Harry'ego przybrała ostry wyraz twarzy.
- Lily - powiedziała łagodnie, nie patrząc na dziecko, a Harry wiedział, że szykuje się prawdziwa burza z piorunami. - Czy mogłabyś pobawić się trochę w swoim pokoju?
Dziewczynka pokiwała głową, po czym pobiegła po schodach do swojego pokoju. Gdy tylko jej kroki ucichły kobieta wstała.
- Gdzieś ty był? Powinieneś być w domu grubo ponad godzinę temu! Martwiłam się! - wykrzyczała.
- Jakbyś nie wiedziała, byłem w pracy! - wysyczał z jadem w głosie.
Spojrzała na niego groźnie. Jej twarz była zaczerwieniona ze złości.
- Czas twojej pracy skończył się już dawno! No mów, gdzie byłeś?!
- Czy ty naprawdę jesteś tak mało inteligentna, czy tylko udajesz?! Byłem w pracy! Istnieje coś takiego jak nadgodziny! - przesylabował ostatnie słowo.
- Nie rozumiesz, że się martwiłam!? Nie raczyłeś wysłać chociażby jakiejś szybkiej sowy, że wrócisz później!
- Świetnie, nie moja wina, że niepotrzebnie się martwiłaś, bo jak widzisz stoję przed tobą cały i zdrowy! - Harry był wściekły.
Ginny odetchnęła głęboko.
- Harry, nie chcę się znowu kłócić - powiedziała siląc się na spokojny ton.
- Dziwne, bo zawsze to ty zaczynasz.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro