Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

14

Profesor McGonagall weszła do gabinetu w towarzystwie Albusa i Jamesa, którzy wyglądali na zdezorientowanych. Harry przywitał synów szerokim, lecz trochę wymuszonym uśmiechem, co James odwzajemnił, natomiast Albus jedynie odwrócił głowę. Dyrektorka ruchem różdżki podsunęła chłopcom krzesła.

- Usiądźcie.

Chłopcy niepewnie to zrobili. Zaczęli wpatrywać się w rodziców. Minerwa usiadła za biurkiem. 

- O co chodzi? - zapytał w końcu James.

Harry westchnął głęboko. Gdy Ginny się nie odzywała, zrozumiał, że chce, aby to on mówił. Wyprostował się na krześle i spojrzał na synów poważnym wzrokiem. Nie chciał mówić tego prosto z mostu, ale nie widział innego wyjścia.

- Wiecie, czasem jest tak, że ludzie nie do końca się dogadują. I ja i wasza matka... widzieliście jak było... zdecydowaliśmy się na rozstanie.

Jego słowa zawisły w powietrzu. Chłopcy siedzieli ze zdziwionymi minami. Panowała napięta atmosfera. W końcu odezwała się Ginny.

- Wiemy, że to może się okazać dla was ciężkie, ale mamy nadzieję, że to zrozumiecie...

James siedział, jakby przyswajał te wszystkie informacje. Albus nagle wstał i wybiegł z gabinetu.

- Albus! - Harry krzyknął za synem.

W odpowiedzi usłyszał tylko trzask drzwi. Harry wstał, aby za nim pobiec. 

- Harry, daj mu czas - usłyszał głos Ginny, ale go zignorował.

Wybiegł z gabinetu. Na korytarzu był tłum uczniów. Mężczyzna zwolnił i zaczął iść rozglądając się za synem. Niektóre dzieci spoglądały na niego, i cicho szeptały. Zobaczył syna Draco zmierzającego w jego stronę. Uśmiechnął się lekko widząc jego podobieństwo do ojca. Przyspieszył kroku i podszedł do chłopca. 

- Dzień dobry, Skorpiusie - zaczął - widziałeś gdzieś może Albusa? 

- Minąłem się z nim przed chwilą. Pobiegł do dormiotrium. Powiedział, że spotkamy się na lekcjach. Zaprowadzić pana do niego?

Harry już chciał zaprzeczyć, ale zdał sobie sprawę, że będzie potrzebował hasła, aby wejść do dormitorium. Pokiwał głową i poszedł za Skorpiusem. Patrząc na jasne włosy chłopca bardzo zapragnął jak najszybciej zobaczyć Draco. 

Miał sobie za złe to, że Albus tak zareagował. Obwiniał się o to. Zastanawiał się, w którym momencie swojej wypowiedzi popełnił błąd. Może nie powinien mówić tego tak od razu? Chłopcy ledwie co weszli do gabinetu, i już dowiedzieli się takiej informacji. Był zły na siebie, że tak postąpił. 

Nawet nie zorientował się, kiedy weszli do lochów. Drugi raz w życiu był w pokoju wspólnym Slytherinu, i nie dostrzegł tam jakiś szczególnych zmian. Pomieszczenie było prawie opustoszałe. Większość dzieci była na lekcjach. W rogu stało kilku uczniów z szóstego, może siódmego roku, którzy obserwowali ich uważnie. Skorpius otworzył drzwi do dormitorium. 

- Już pójdę, bo spóźnię się na lekcje - powiedział.

Harry uśmiechnął się do niego i pokiwał głową.

- Dziękuję - powiedział gdy chłopiec już wychodził. 

Wszedł do pokoju i zamknął za sobą drzwi. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Na łóżku zobaczył Albusa, który siedział skulony, z głową schowaną w dłoniach. Byli sami. Harry podszedł do syna. Nie wiedział co powiedzieć. Usiadł, a materac ugiął się pod jego ciężarem. Albus uniósł głowę, i spojrzał na niego. 

- Albusie - zaczął i zamilkł na chwilę, szukając odpowiednich słów. - Rozumiem, że to dla ciebie trudne. Z czasem wszystko się ułoży. Ja i twoja mama nie będziemy razem, ale nadal będziesz miał oboje rodziców... - nie wiedział co powinien dalej powiedzieć.

Albus odwrócił wzrok. Harry zobaczył mokre plamy na jego policzkach. 

- To moja wina - wyszeptał chłopiec smutnym głosem.

Harry uniósł brwi. Miał wrażenie, że się przesłyszał.

- Możesz powtórzyć?

- To moja wina - powiedział Albus już trochę głośniej. - Jestem okropnym synem. To przeze mnie się rozstajecie. Sprawiam wam same problemy.

Albus zamilkł, a z jego oczu potoczyły się łzy. Harry był w szoku. Nie miał pojęcia, że Albus mógł tak to odebrać. Przybliżył się do syna i objął go. Przez chwilę zastanawiał się, jak mu to wszystko wytłumaczyć, aby nie powiedzieć czegoś głupiego. W końcu znalazł odpowiednie słowa. Odsunął się od syna.

- Albusie, spójrz na mnie - chłopiec podniósł wzrok - to nie twoja wina. Nie myśl tak. Nie jesteś niczemu winien. Ludziom po prostu czasem się nie układa. Nie potrafią dojść do porozumienia. I wtedy decydują się na rozstanie. Takie rzeczy się zdarzają. Nie ważne co byś zrobił, nie ma to z tym nic wspólnego. Wiadomo, że nie będzie już tak jak dawniej, ale zawsze będę twoim ojcem. Będziesz mógł do mnie napisać, przyjść i porozmawiać. Kiedy tylko będziesz chciał. Odchodzę od twojej matki, nie od ciebie.

I wtedy Albus zrobił coś, czego Harry się nie spodziewał. Przybliżył się i przytulił do ojca. Harry objął go. Wtedy właśnie poczuł iskierkę nadziei, że mimo, iż sytuacja była jaka była, jego relacja z synem może jeszcze ulec znacznej poprawie. Trwali w uścisku jeszcze przez kilka chwil. W końcu Albus się odsunął. Rękawem otarł wilgotne policzki.

- Muszę iść na lekcje - powiedział.

Harry pokiwał głową. Razem wyszli z dormitorium. 

- Jaką masz teraz lekcję? - zapytał Harry.

- Obronę przed czarną magią.

Harry pokiwał głową. Korytarz był już opustoszały. Miał nadzieję, że Albus nie dostanie szlabanu za spóźnienie. 

- Odprowadzić cię pod klasę? - zapytał chcąc spędzić z synem jeszcze chwilę.

Chłopiec wzruszył ramionami.

- Jeśli chcesz.

Poszli razem w ciszy. Pomimo to widać było, że atmosfera pomiędzy nimi nie była już tak bardzo napięta. Harry miał nadzieję, że niczego nie zepsuje. Odprowadził syna pod klasę i poczekał, aż zamkną się za nim drzwi. Poszedł spokojnie korytarzem. Starał się dostrzegać zmiany, które zaszły w szkole od czasu kiedy on sam się uczył. Po bitwie o Hogwart trzeba było co nieco odbudować, aby zamek nadal mógł służyć za szkołę. O dziwo, udało się to zrobić prawie tak samo, jak było pierwotnie. Tyle wspomnień wiązało się z tym miejscem. I tych złych, i tych dobrych. Postanowił, że poprzechadza się jeszcze trochę. I tak nie mógł wejść do gabinetu profesor McGonagall, bo nie znał hasła. 

Nagle zobaczył Jamesa idącego w jego stronę. Chłopiec podszedł do niego.

- Tato, tutaj jesteś. Właśnie szedłem na lekcje, dobrze, że cię jeszcze spotkałem.

Harry'ego zdziwił spokojny ton jego głosu. Miał nadzieję, że przyjął to lepiej niż Albus. Podeszli do okna i oparli się o parapet. Harry nie odzywał się.

- Chciałem ci tylko powiedzieć, że mama i profesor McGonagall wyjaśniły mi wszystko. Pomogły pojąć czemu tak się stało. I jestem w stanie was zrozumieć. Będzie mi ciężko się z tym pogodzić, ale rozumiem to i szanuję waszą decyzję.

Uśmiechnął się blado do ojca, a Harry odwzajemnił uśmiech.

- Dziękuję.

---—-

Maraton, rozdział 3/3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro