Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

11

Harry pożegnał się już z Draco, który miał jeszcze kilka spraw do załatwienia i wrócił do pracy. Przez ostatnią godzinę siedział i się nudził, licząc na jakieś interwencje. Nic z tego. Przeciągnął się leniwie. Spojrzał za okno. Słońce już powoli zachodziło, niebo poróżowiało. Harry wyszedł ze swojego gabinetu. Szedł przed korytarz, aż nagle ktoś go zatrzymał. 

- Harry - usłyszał damski głos.

Zatrzymał się i westchnął głęboko. Odwrócił się i ujrzał Hermionę. Czuł, że Ginny już i jej zdążyła powiedzieć o tej jakże beznadziejnej sytuacji. Starał się wyczytać coś z twarzy przyjaciółki, ale nie dała mu tej możliwości przybierając obojętny wyraz. Jeśli chciała umiała dobrze ukryć emocje. Kobieta ruchem głowy kazała mu iść za sobą. Niechętnie to zrobił. Szli prosto do gabinetu Hermiony. Harry starał się to jak najbardziej ich spowalniać, chociaż wiedział, że to nieuniknione. Mógł też uciec, ale nie był tchórzem. Weszli do pomieszczenia. Kobieta usiadła za biurkiem i wskazała mu krzesło na przeciwko. Harry już chciał powiedzieć, że postoi, ale usiadł, napotykając jej wzrok. Westchnęła cicho. Mężczyzna nadal nie mógł odczytać emocji z jej twarzy, co znacznie utrudniało sprawę. W końcu się odezwała.

- Harry, co się z tobą dzieje? 

Harry zmarszczył brwi. Spróbował zapanować nad negatywnymi emocjami, co ostatecznie mu się udało. Z nim wszystko było w porządku. To z nimi było coś nie tak! Czy naprawdę tak trudno uszanować czyjąś decyzję?! 

- Nic - odpowiedział krótko.

- Czemu chcesz zostawić Ginny?

- Bo nam się nie układa! - powiedział podniesionym głosem, co po chwili udało mu się opanować. - Wiem jak to zabrzmi, ale już jej nie kocham.

- Kochasz ją, Harry. Tylko ci się wydaje. Macie trudny czas.

- Od roku mamy ten trudny czas. To nie jest normalne, Hermiono! I nie próbuj mi nic wmówić!

Kobieta zaczerwieniła się.

- Nie próbuję ci nic wmówić.

- Próbujesz. Próbujesz mi wmówić, że ją kocham. 

- Przyszła do Rona cała zapłakana. Ron od razu wysłał do mnie sowę. Ginny była załamana. Ale, Harry, ona jest w stanie ci wybaczyć. 

Harry pokręcił głową z niedowierzania. 

- Nic nie rozumiesz.

- Doskonale rozumiem! Nie zachowuj się jak dupek Harry! 

- Jak mówiłem, nie rozumiesz.

Hermiona poderwała się z krzesła i podeszła do niego. Uniosła rękę, która boleśnie zetknęła się z policzkiem Harry'ego. Mężczyzna uniósł dłoń do obolałej skóry. Dostał tego dnia już drugi raz. Po pierwszym szczęka nadal go trochę bolała. Hermiona była cała czerwona ze złości. Harry wstał.

- Zraniłeś ją, Harry.

Mężczyzna spojrzał na nią ze złością, i szybkim krokiem opuścił jej gabinet. Zranił ją. Świetnie, teraz to on wyjdzie na tego najgorszego. Oni wszyscy musieli zrozumieć, że niektóre rzeczy są po prostu konieczne. Oboje cierpieli w tym związku, chociaż Ginny oczywiście się do tego nie przyzna. Narobiła jedynie afery wokół siebie. Zrobiła z siebie ofiarę, której wszyscy powinni chronić. Wszyscy atakowali Harry'ego, nie słuchając tego co miał do powiedzenia.

Potter teleportował się do Doliny Godryka. Było to jedyne miejsce, które przyszło mu do głowy. Jedyne, w którym mógł czuć, że jego rodzice, pomimo, że nie żyją to są blisko. 

W drodze na cmentarz myślał o tym wszystkim jeszcze raz. Nie mógł uwierzyć, że Ron i Hermiona tak łatwo się od niego odwrócili. Jego przyjaciele, z którymi tyle przeszedł. To z nimi uratował kamień filozoficzny przed zdobyciem go przez Voldemorta, w ich obecności dowiedział się prawdy o Syriuszu, to oni wspierali go podczas turnieju trójmagicznego, wspólnie stoczyli bitwę w departamencie tajemnic przeciwko śmierciożercom, to oni pomagali mu szukać horkruksów. A teraz go opuścili i potraktowali jak najgorszego drania. 

Harry doszedł już na cmentarz. Niebo było już ciemne, oświetlał je jedynie blask księżyca oraz ledwie widoczne gwiazdy na niebie. Mężczyzna szedł powoli pomiędzy grobami, cały czas rozmyślając. Żałował, że nie kupił kwiatów. Przez chwilę zastanawiał się, czy nie pójść do najbliższej kwiaciarni, o ile w Dolinie Godryka była takowa, i kupić jakiś ładny bukiet. Ostatecznie zrezygnował. 

Nagle usłyszał dźwięk kroków, które wywołały szelest w trawie. Zatrzymał się i rozejrzał dookoła. W ciemności nikogo nie dostrzegł. Wyciągnął różdżkę.

- Lumos.

Wiązka światła rozjaśniła mu drogę. Ponownie się rozejrzał. Okazało się, że kroki, które słyszał nie należały do człowieka, lecz do psa. Zwierzak patrzył na niego merdając ogonem. Jego czarna sierść przypominała Harry'emu Syriusza. Jak on żałował, że go teraz nie było. On na pewno wiedziałby co robić. Poradziłby mu. Syriusz na pewno by się od niego nie odwrócił. Mężczyzna uśmiechnął się lekko na wspomnienie swojego ojca chrzestnego. Podszedł do psa i pogłaskał go po grzbiecie.

- Nox.

Zapadła prawie całkowita ciemność. Harry doszedł do grobu swoich rodziców. Nie zdawał sobie nawet sprawy, że to już. Odruchowo rozejrzał się, czy nikogo nie ma. Obawiając się, że mógł kogoś przeoczyć, zaczął nasłuchiwać. Ciszę przerywały jedynie typowe dźwięki nocy takie jak pohukiwanie sów, czy cykanie świerszczy. Usiadł na przeciwko grobu. Patrzył w stronę pomnika. Mimo, że nie widział, to dobrze wiedział, co tam pisało.

- Cześć mamo, cześć tato - powiedział prawie niesłyszalnym głosem. - Pewnie już wiecie co się dzieje. Podobno jesteście tutaj - wskazał miejsce, w którym znajdowało się serce. - Czuję, że postąpiłem tak jak powinienem. Jeśli byliście przy mnie, duchem oczywiście, to widzieliście. Nie mówię, że to jej wina. To wina nas obojga. Tak wyszło. Tyle. Ale nie mogę uwierzyć w to, że Ron i Hermiona się ode mnie odwrócili. Naprawdę byłem pewny, że jesteśmy przyjaciółmi. Jest jeszcze Draco. Nie mogę uwierzyć, że tyle czasu go nienawidziłem. Mam wrażenie, że teraz tylko on mi został. A ja zostałem jemu. 

Harry nie miał pojęcia co czuje Draco. Może ich wspólna noc była dla niego tylko czymś jednorazowym? Może Harry źle odczytywał jego intencje? Starał się o tym nie myśleć. Takie rozmyślania tylko go dobijały.

---------

W sobotę robię maraton z tej książki. Wlecą trzy rozdziały.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro