▪︎two▪︎ 2
Siedziałem pod swoją klasa i czekałem aż dzień się skończy.
-Eddie!- Bill podbiegł do mnie zresztą.
-Jeju jak Ty wyglądasz.-Bev złapała moja twarz i dokładnie się przyglądała.
-Nic mi nie jest.
-N-nie kłam przecież widzimy.- Bill złapał mnie za ramię.
-Może na poprawę humoru impreza.- Stan patrzył na nas pierwszy raz z takim uśmiechem.
-No nie wiem. Wolę zostać w domu...
-Nawet nie przyjmujemy odmowy. Przez całe wakacje siedziałeś w domu i nawet nie powiedziałeś dlaczego.- Bev miała rację... całe dnie siedziałem w domu.
-No bo to chodzi o R-Richie'go.- mój głos się łamał na same wspomnienie tamtego dnia.
-Jeju Eddie ostrzegaliśmy Cię przed nim.- Bev mnie przytuliła.
Chłopaki odeszli gdzieś bo każdy wie że jeśli chodzi o poważne rozmowy ze mną to tylko Beverly potrafi że mną tak rozmawiać, doradzić czy pocieszyć.
Ale niestety teraz nic mi nie było w stanie pomóc.
-Może zamiast pójść dzisiaj na lekcje to się przejdziemy na dach jak kiedyś?- Dziewczyna odsunela się ode mnie i spojrzała na mnie.
Ja jedynie pokreciłem głowę na tak. I zaczęliśmy kierować się w stronę budynku.
▪︎▪︎▪︎
Siedzieliśmy razem na skraju budynku. Płakałem w ramie Bev którą jedynie glaskala mnie po plecach.
-Bev j-ja go k-kocham. Tak bardzo... n-nie potrafię bez n-niego żyć.
-Może z nim porozmawiaj. Widziałam Richie'go ostatnio wygląda tak samo źle jak Ty. Chyba obydwoje za sobą bardzo tęsknicie.
-N-nie potrafię. O-obiecał mi że mnie n-nie skrzywdzi A on? W-wolał palić... n-niż spędzać z-ze mną czas. N-nie kocha m-mnie.
- Eddie spójrz na mnie.- unioslem lekko głowę aby ujrzeć zatraskana twarz Beverly.- Richie Cię kocha. Jestem o Tym przekonana. Musicie że sobą porozmawiać.
Zacząłem patrzeć na piękny zachód słońca. W jednej sekundzie przypomniały mi się wszystkie chwilę spędzone z Richie'm.
Po raz kolejny dzisiaj wpadłem w histerię.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro