▪︎three▪︎ 2
Obudziłem się znowu w najlepszym humorze. Czekałem tylko na to żeby Richie podszedł do mnie w szkole i powiedział że mnie kocha i że żałuję.
Nie potrafię być na niego zły. Nie potrafię to nienawidzić...
Ubrałem się szybko i wyszedłem z domu. Po drodze oczywiście wziąłem parę leków żeby mama się nie czepiała.
Patrzyłem cały czas w ziemię po drodzę kopiac kamień. W głowie miałem nadal Richie'go i jego uśmiech A później dzień w którym że mną zerwał.
Nagle na kogoś wpadłem i prawie upadlem gdyby nie to że ktoś złapał mnie w pasie. Przez łzy nie widziałem kto to. Chłopak postawił mnie A ja dotarłem łzy.
-Dziękuję...-przed sobą ujrzałem Richie'go Toziera. Moje serce od razu zaczęło szybciej bić. Bev miała rację faktycznie źle wyglądał.
- Eddie ja...- chłopak nie zdarzył dokończyć bo uciekłem stamtąd.
Biegiem ile miałem sił w nogach aż w końcu astma dała o sobie znać.
Użyłem inhalatora i reszta drogi szedłem w miarę szybko tak aby nie spotkać się z Richie'm.
▪︎▪︎▪︎
Siedziałem na lekcji i rysowałem sobie po zeszycie. W pewnym momencie dostałem kulka w głowę. Przez chwilę myślałem że to od Richie'go Ale niestety karteczka była od Bev.
"Znów tam gdzie wczoraj po lekcjach?"
Odpisałem dziewczynie i odrzucielem kartkę. Ta odczytuje moja wiadomość uśmiechnęła się. Rozmowy z Bev trochę mi pomagały. Mogłem się komuś wyzalic. Wcześniej pomagał mi Richie. I znów do moich oczy napłynęły łzy. Naszczecie dzwonek szybko zadzwonił więc zabrałem swoje rzeczy i wybiegłem z klasy.
Resztę dnia minęło mi w miarę spokojnie. Porozmawiałem z Bev A potem poszedłem do domu i od razu usnąłem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro