▪︎one▪︎ 2
Byłem pod domem Richie'go. Musiałem dziś z nim porozmawiać o tym że za dużo pali. Martwię się o niego. Od kąt zaczął palić stał się mniej czuły i troskliwy. Strasznie dużo się stresuje A ja nie wiem jak mu pomóc. Parę razy starałem się mu pomóc. Zapukałem do drzwi i Po chwili moim oczom ukazał się wysoki chłopak o czarnych lokach.
-Część Richie. Chciałem z Tobą pogadać.- spytałem cichutko i spojrzałem mu w oczy.
-Pewnie wchodź Eds.- chłopak zszedł mi z drogi. Pokierowłem się w stronę jego pokoju A potem usiadłem na łóżku. On zaraz obok mnie.- To o czym chcesz porozmawiać.
-Richie martwię się o Ciebie ... coraz więcej palisz i...
-Jezu Eddie A Ty znowu o tym?! Nie chce o tym rozmawiać.- wstał energicznie z łóżka.
-Ale to nie jest normalne! Martwię się o Ciebie rozumiesz? Kocham Cię...- z moich oczy zaczęły lecieć łzy.
-Nie musisz! Daje sobie świetnie radę.
-Nie wierzę Ci! Od kąt zacząłeś palić stałeś się nie czuły nie interesuje Cię moja osoba, czuje jakbyś mnie nienawidził!- odniosłem się z łóżka i zacząłem bardziej płakać.
-Eddie nawet nie wasz się mówić że Cię nie kocham bo to nie jest prawda zawsze będę ie kochać. Robię to bo się martwię o siebie Ci zrobi ten zasrany Bowers!- Richie uderzył z całej siły w biurko na co podskoczylem.
-Kiedy byś mnie przytulił nigdy byś na mnie nie podniósł głosu A teraz zobacz co się z Tobą stało!
-To jak kurwa już Ci nie pasuje moja osoba to może nie powinniśmy być razem?- chłopak patrzył na mnie... Nie widziałem w jego oczach już tego co kiedyś.
-C-co?- Zacząłem kręcić głową. Czułem jak cały drze. Czułem jak dostaje ataku astmy szybko wyjąłem i inhalator i go użyłem.
-To co słyszałeś. Jeśli mnie nie akceptujesz to z nami k-koniec...
-A mówiłeś... obiecałeś ż-że nigdy m-mnie nie skrzywdzisz...
Po tych słowach wybiegłem z domu Richie'go.
Wbiegłem do pokoju i trzasnąłem drzwiami. Zsunąłem się po drzwiach i wpadłem w histerię.
-N-nie, nie- Czułem jak cały świat mi się zawalił.
-Nie!- obudziłem się cały mokry od łez. Od razu podniosłem się do siadu.
-Synku wszystko w pożądku!?- słyszałem jak mama wchodzi po schodach.
-Tak mamo wszystko gra.
-Ubierają się bo za godzinę idziesz do szkoły.
No tak szkoła. Nie chce tam iść. Boję się spotkać Richie'go. Nadal go kocham.
Ale jak widać chyba już nie...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro