please, ̶f̶u̶c̶k̶ ̶m̶e̶ kill me.
Pełnia.
Biały księżyc, oświetlający jego skórę, mieniącą się w świetle nocy, ciepły wiatr, rozwiewający delikatną firanę i ten cholerny zapach lata, seksu i grzechu, który zdecydowanie zbyt mnie podniecał. Widziałem jak żyły na jego bladej i pogryzionej szyi uwidoczniły się, kiedy niezbyt delikatnie ją ściskałem, schodząc z każdym pocałunkiem niżej i wsłuchując się w ciche westchnięcia Baekhyuna.
Byłem takim idiotą.
Po tym wszystkim, co mi zrobił, po tym wszystkim, co zobaczyłem i usłyszałem - dalej go pragnąłem, dalej chciałem go dotykać i smakować, dalej byłem tym zapatrzonym w niego głupcem.
I mimo tego, że to Baekhyun powinien dostać tytuł szaleńca, szczególnie za zbrodnie i morderstwa, których dokonał, jedynym szaleńcem byłem ja i nie mogłem nic na to poradzić, oprócz pogodzenia się z faktem, że cholernie mocno go pragnąłem i pożądałem jego nienagannego ciała.
— Przecież wiem, że tego chcesz — powiedziałem, odsysając się od jego poczerwieniałej i z lekka opuchniętej szyi. Spojrzałem w jego przygaszone oczy, przykryte szklaną otoczką i mieniące się w świetle księżyca.
Wyglądał tak ulegle, kiedy ściskałem go za krtań, moja ślina błyszczała na jego opuchniętych wargach, a czerwone kosmyki włosów poplątane były ze sobą. Czułem, jak jego wzrok się trzęsie, niespokojnie na mnie spoglądając, a nogi drżą, co chwilę delikatnie się wierzgając.
— Przyznaj, że tego chcesz, Baekhyun — nachyliłem się, dotykając mokrymi ustami płatek jego ucha. — Przyznaj, że chcesz, abym cię pieprzył — dodałem, na co chłopak bardzo cicho jęknął, umieszczając dłonie na moich napiętych plecach. Wciągnąłem mocno się w jego zapach, przymykając powieki i czując, jak przechodzi po moim kręgosłupie przyjemny dreszcz. — Odpowiedz mi — powiedziałem głośniej, mocniej ściskając jego szyję.
— Chanyeol — sapnął jedynie cicho w odpowiedzi, unikając w dalszym ciągu pytania.
Byłem przytłoczony jego bliskością. Wariowałem jak najgorszy psychopata, a figlarne palce Baekhyuna przejeżdżające po moich napiętych plecach tylko piętnowały emocje, zbierające się we mnie. Łokcie, na których się opierałem, zaczęły delikatnie się trząść, przez wzrok czerwonowłosego szatana, który nie krępował się w hipnotyzowaniu mojej osoby, oblizując przy tym lubieżnie usta.
B A E K H Y U N:
Mówią, że seks popędzony uczuciem innym, niż zwierzęce porządnie, jest o wiele lepszy. Jednak słysząc 'jest o wiele lepszy', nie spodziewałbym się nigdy, że chodzi właśnie o coś takiego.
O takie nadprzyrodzone emocje, niewyjaśnione pragnienie i wręcz nienormalną, chorą żądzę dotyku innej osoby w najskrytszych zakątkach mojego ciała.
Z trudem powstrzymywałem żenujące jęki, kiedy jego szorstkie dłonie w przyjemny sposób przejeżdżały po całej długości mego ciała, powodując, że szalałem.
Gdzie jest ten cholerny pistolet.
Kłóciłem się w głowie z własnymi myślami. Doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że muszę zabić Chanyeola jak najszybciej, jednak te myśli z każdym kolejnym dotykiem, przejechaniem rozgrzanego języka po moim nagim brzuchu i szepnięciu do ucha sprośnego zdania — znikały.
Naprawdę się starałem, naprawdę wysilałem się, aby znaleźć wzrokiem pistolet, aby pozbyć się już Chanyeola, który działał na mnie w ogromnym stopniu, czego nie mogłem pojąć.
— Przyznaj, że chcesz tego — powtórzył, zaciskając rękę na mojej szyi, na co westchnąłem, przygryzając boleśnie wargę. Niekontrolując swoich ruchów, uniosłem wysoko biodra, ocierając się, o dziwo, nabrzmiałym kroczem o zawisające nade mną ciało Chanyeola. Patrząc na mnie intensywnie, zaciskał z każdą sekundą swoje długie palce na mojej szyi mocniej, oddychając powietrzem, które moje wargi powoli wypuszczały.
Bolało mnie to, w jaki sposób mnie ściskał, szczególnie gdy jego druga ręka sięgnęła po moje gładkie udo, unosząc je delikatnie i również mocno wbijając w nie palce.
I kto by się spodziewał, że wreszcie moje usta wypuszczą ten jeden, głośny jęk, który zdecydowanie zadowolił Chanyeola. Nie mogłem nic poradzić na to, że właśnie tego od tak dawna mi brakowało.
Tego stanowczego spojrzenia, męskiego zapachu, paraliżującego dotyku i przede wszystkim delikatnego bólu, który był dla mnie tak cholernie przyjemny.
— Podoba Ci się to, prawda? — zadał mi kolejne pytanie, owiewając moją mokrą szyję ciepłym oddechem. Pierwszy raz w życiu spotkałem się z sytuacją, w której zabrakło mi słów, które zdołałyby opisać to, co czułem w tamtym momencie. Zawsze wiedziałem co powiedzieć, jak kogoś zgasić, sprawić, aby było mu głupio czy też nadzwyczajnie w świecie kogoś rozzłościć, teraz za to nie miałem za grosz pojęcia, co ze sobą zrobić.
Chciałem jego dotyku, wręcz go pragnąłem, jednak nie chciałem tego przyznawać. Bałem się przyznać, że ktoś wreszcie zdołał mnie zdobyć.
— Nie będę robił nic, bez twojej woli — odezwał się nagle, unosząc się na rękach i patrząc prosto w moje oczy. Nie mam pojęcia, co go tak w nich przeraziło, jednak bardzo nie chciałem, aby uważał, że nie chcę jego dotyku.
Ja umierałem z pragnienia, kiedy mnie nie dotykał.
— Świetnie — westchnął cicho, zagryzając przy tym mocno wargę i spuszczając wzrok na moją szyję. - W takim razie już wyjdę, nie będę bawić się w gwałciciela — prychnął, bez zbędnego marnowania czasu po prostu wstając i przeczesując swoje potargane włosy. Nie założył na siebie nawet swojej koszuli, tylko po prostu z żalem w oczach udał się do drzwi, po chwili je otwierając. — Baekhyun — dodał, będąc już prawie poza pokojem, w którym dalej pachniało jego męskimi perfumami. — Nie wiem, co masz teraz w planach, ale — westchnął, unosząc do góry głowę.— Możesz nawet mnie zabić, wydaje mi się, że bez Ciebie już nic innego nie będzie miało sensu.
I opuścił sypialnię z głośnym zamknięciem drzwi, powodując, że mój umysł zaczął szaleć.
Czułem się zupełnie tak, jakbym już nigdy nie miał go zobaczyć, jakby ostatni raz mój słuch usłyszał swoje imię, wypowiadane przez jego wargi w ten charakterystyczny sposób i słowa, które nigdy nie wydawały mi się przypadkowe.
Możesz nawet mnie zabić, wydaje mi się, że bez Ciebie już nic innego nie będzie miało sensu.
Czy te słowa oznaczały, że cokolwiek dla niego znaczyłem?
Podkuliłem nogi do klatki piersiowej, czując, jak niespodziewane łzy zebrały się w moich oczach, przez zimno i smutek, który odczułem wraz z odejściem Chanyeola.
Nie pamiętam, kiedy ostatni raz płakałem.
— To nie może się tak skończyć, Bakehyun — powiedziałem do siebie, wciągając nosem katar, strzepując z policzków swoje łzy i wstając z ciepłego łóżka.
Już od dawna wiedziałem, że pragnę Chanyeola, jego uwagi, dotyku i słów. Przez cały czas chciałem, aby skupiał się tylko na mnie, a przez mój lekko ciężki charakter nie mogłem dać upustu tym emocjom inaczej niż przez złość.
Nikt nigdy nie patrzał na mnie tak, jak on. Nikt nigdy nie dotykał mnie tak, jak on. Nikt nigdy nie wypowiadał mojego imienia tak, jak on. Nikt nigdy nie działał na mnie tak, jak on.
Pragnąłem go, uzależniłem się od niego.
Powodował, że czułem się jak zagubiony nastolatek, który nie panuje nad swoimi emocjami. Pragnąłem, aby mnie podziwiał, aby mnie kochał, pieprzył przy ulubionych piosenkach, ściskał moje gardło, obserwował erotyczny ruch moich bioder, budził się obok mnie rano, znosił moje humory i znów pieprzył.
— Chanyeol — powiedziałem, wybiegając z jego sypialni, do końca nie pamiętając jakim cudem to zrobiłem. Zastałem go na ciemnym korytarzu, kiedy wystukiwał coś na telefonie, który jako jedyny oświetlał jego smutną twarz. Uniósł swój wzrok ku mnie, przez co od razu czas zwolnił, a bicie serca przyspieszyło. Czułem ciepłą, morską bryzę na swojej skórze, która rozwiała moje luźne kosmyki włosów i koszulę, którą na sobie miałem, co było moim jedynym ubraniem, oprócz bokserek. — Nie chcę — powiedziałem powoli, przełykając głośno gulę w gardle i obserwując jego mimikę twarzy.
Po raz ostatni tego wieczoru pomyślałem racjonalnie, wyłączając swój umysł i skupiając się tylko i wyłącznie na uczuciach i tym, czego naprawdę pragnę.
— Czego nie chcesz, Baekhyun? — zmarszczył brwi, a jego głos brzmiał wyjątkowo przybijająco.
— Nie chcę, żebyś odchodził — przyznałem, podchodząc do niego, jak najbliżej tylko mogłem i wspiąłem się na jego biodra, bez pytania owijając swoje uda wokół jego talii.— Chcę, żebyś mnie pieprzył, Chanyeol — szepnąłem.
I to w zupełności wystarczyło, aby nasze spragnione wargi znów scaliły swoje dwa, różne światy, łącząc je w jeden ogród przyjemności. Poczułem, jak Chanyeol ściska mocno moje uda, opierając się o ścianę i doprowadzając mnie do szaleństwa. Złapałem mocno jego kark, wplątując palce w jego włosy i czując, jak podniecenie z każdym jego westchnięciem wzrasta.
To, co właśnie czułem, nie było nigdy opisane w żadnych książkach, piosenkach, wierszach, blogach. Nie było to zwykłe podniecenie, ekscytacja czy też żądza. To było coś ponad wszystkie te uczucia, coś nie do wyjaśnienia. Coś, co powodowało, że nie potrafiłem zaprzestać całowania mocno warg Chanyeola i przyciskania swojego ciała jak najbliżej niego.
Nie mieliśmy nawet myśli o tym, aby nasz pocałunek był mniej agresywny, czy też, aby został on przerwany.
Pragnęliśmy tej agresji obydwoje.
— Chcesz tego teraz, prawda? — zapytał, na ułamek sekundy opuszczając moje usta. Ścisnął moje pośladki, schodząc wargami na szyję, którą po raz kolejny tej nocy zaczął pieścić, przez co z mojego gardła wydobył się kolejny jęk.
— Chcę tego mocniej, niż myślisz — szepnąłem, wbijając mocno swoje paznokcie w jego kark. — Chcę teraz — mruknąłem, przymykając z przyjemności oczy i dając mu większy dostęp do mojej szyi.
— Mhm — mruknął, przejeżdżając językiem pod moim obojczykiem. - Jeszcze jakieś wymagania?
— Chcę mocno — zacząłem, czując jego ciepły oddech na całym moim ciele. — Chcę agresywnie, obsesyjnie. Chcę bez opamiętania, bez tchu. Chcę głośno, mokro i szybko. Chcę teraz i tylko z Tobą, Chanyeol — dodałem szeptem, kiedy uniósł swój wzrok i spojrzał ciemnym spojrzeniem w moje oczy. Uśmiechnął się w najbardziej podniecający sposób, jaki kiedykolwiek widziałem i mocno złapał mnie za kości biodrowe, ocierając się o moje udo nabrzmiałym penisem.
— Twoje życzenia się spełnią, pod jednym warunkiem — oznajmił, zagryzając mocno wargę.
— Jakim znów warunkiem? — zmarszczyłem brwi, na co Chanyeol zaśmiał się cicho i znów zbliżył swoje mokre od mojej śliny usta do mojego ucha.
— Od teraz to ja żądzę, od teraz to ja się tobą zabawię. Będę twoim bogiem.
— Zrób to, Chanyeol. Chcę, abyś teraz to ty pokazał mi prawdziwego siebie.
I więcej już nie musiałem mówić.
$
Nie pamiętam dokładnie momentu, w którym znów zawitaliśmy do pachnącego grzechem i obłudą pokoju, a wolność i namiętność unosiła się w letnim powietrzu, ale zdecydowanie pamiętałem każdy dotyk Chanyeola na swojej rozgrzanej skórze.
— Tak bardzo chcę Cię teraz pieprzyć — wyszeptał pomiędzy szalonymi pocałunkami, którymi się darzyliśmy, jednocześnie powodując, że moje podniecenie wzrastało jeszcze bardziej. Chanyeol popchnął mnie mocno na materac, który delikatnie odbij moje ciało. Czułem, jak śliski materiał prześcieradła przyjemnie muska moją skórę, pokrytą gęsią skórką. Podniosłem wzrok, co było ogromnym błędem, bo oszalałem jeszcze bardziej, co było wręcz niemożliwe.
Chanyeol, ubrany jedynie w szare bokserki, które idealnie zarysowywały kształt jego nabrzmiałego penisa, stał nade mną, przyglądając się mojemu rozpalonemu ciału z czarnymi jak węgiel oczami. Słyszałem jego ciężki oddech, który tylko dodawał pikanterii i powodował, że drobne kropelki potu pojawiały się na mojej skroni, a najmniejszy skrawek mojej skóry domagał się jego boskiego dotyku.
Obserwowałem dokładnie, jak zmierza w stronę niewielkiej, nocnej szafki, a każdy mięsień na jego wyeksponowanych plecach się napina, nie wspominając już o brzuchu, który wyglądał tak kusząco, że moje ręce domagały się zbadania konstrukcji wypracowanych mięśni.
— Chanyeol? — zmarszczyłem brwi, przygryzając mocno swój palec, nie wytrzymując z podniecenia. Nie miałem pojęcia, po co mu szampan, którego właśnie wyciągnął z wiadra z lodem, a jego pewny siebie uśmiech raczej nie wróżył nic dobrego.
— Skoro już zostaliśmy sobą upici — zaczął, powoli się uśmiechając i delikatnie podrzucając w górę sporą butelkę szampana. — Upijmy się tej nocy do nieprzytomności.
Nie miałem najmniejszego zamiaru iść dzisiejszej nocy spać, definitywnie.
C H A N Y E O L:
— Skoro już zostaliśmy sobą upici — zacząłem, uśmiechając się na widok podnieconego do granic możliwości Baekhyuna, który niecierpliwie przygryzał palec. Jego usta mieniły się w białym świetle księżyca, które wpadało do pokoju wraz z ciepłym, nocnym powietrzem, pachnącym wolnością i beztroską młodością. Czułem, jak jego wzrok dokładnie obserwuje każdy mój napięty mięsień, gdy porzucałem delikatnie butelkę, przez co mój penis boleśnie pulsował, domagając się jego idealnego ciała, na które tak długo czekałem. — Upijmy się tej nocy do nieprzytomności.
I po tych słowach nie pozwoliłem, aby Baekhyun znów cokolwiek powiedział, tylko otworzyłem sprawnie z hukiem szampana, którego korek wystrzelił w lampę. Powinieniem chociaż minimalnie zainteresować się faktem, że wraz ze strzałem usłyszałem głośny dźwięk tłuczonego szkła i spory ciężar, spadający na podłogę, ale po prostu nie potrafiłem.
Nie wtedy, kiedy rozebrany Baekhyun patrzał na mnie z dołu, a po całym jego ciele spływał pieniący się szampan, który dalej znajdował się w mojej dłoni, idealnie nad jego płaskim brzuchem. Obserwowałem zahipnotyzowany, jak alkohol spływa po jego uwidocznionych biodrach, pachwinach, bokach i na podbrzuszu, przy czym chłopak wydał z siebie cichy jęk, wbijając swój wzrok prosto we mnie. Wyglądał tak bardzo ulegle i poddanie, wyciągając spomiędzy różowych i pełnych warg swój język, po chwili pojąc się szampanem i uśmiechając się przy tym zadziornie.
— Nie wytrzymam — warknąłem, unosząc wreszcie butelkę i upijając z niej mały łyk. Przetarłem usta dłonią i niedbale rzuciłem, jeszcze pełną alkoholu, butelkę za siebie, nie skupiając swojej uwagi na niczym innym, poza Baekhyunem. Opadłem kolanami na miękki materac, bez oporów zawieszając się nad Baekhyunem i wreszcie czując to błogie ciepło. Przyłożyłem swój język do jego szyi, zasysając się na niej i jednocześnie zlizując szampana, który smakował jeszcze lepiej, przez kontakt z jego piekielnie seksownym ciałem. Usłyszałem cichy syk, kiedy rozgrzanym językiem zjechałem na jego klatkę piersiową, nie szczędząc się w licznych malinkach i ugryzieniach.
Chciałem, aby te ślady zostały na nim do końca jego dni, aby wiedział i pamiętał, kim był Park Chanyeol i czuł swój grzech aż do śmierci. Zupełnie tak samo, jak ja, kiedy wbijałem zęby w jego ambrozyjną skórę, godząc się na wypełnienie przez cudzołóstwo, grzech oraz Szatana, którym był sam Baekhyun.
— Smakujesz jak całe moje życie — szepnąłem, na co Baekhyun cicho prychnął, wplątując palce w moje włosy. Miałem wrażenie, że nie zdaje sobie powagi z tego, co właśnie powiedziałem.
Całując jego całe ciało, czułem smak mleka matki, pierwszą i ostatnią komunię świętą, lody miętowe z budki, która zawsze stała za rogiem domu mojej babci, pierwszy łyk alkoholu, pierwsze usta blodynki, jakie pocałowałem, pierwszy drink w drogim klubie, pierwszy zapach pieniędzy i hazardu, pierwsze uczucie dotyku.
Zacisnąłem mocno powieki, wgryzając się w jego obojczyk i przyspieszając ruch ust, kiedy chłopak coraz głośniej sapał i wił się pode mną, kiedy moja druga ręka spoczęła na jego kroczu. Nie potrafiłem tego opisać, jednak czułem się zupełnie tak, jakby to miał być koniec.
Jakby Baekhyun był ostatnią rzeczą, którą zrobię przed śmiercią.
Dotykając jego gładką i wypielęgnowaną skórę, czułem całe swoje życie. Każdą imprezę, każdy pocałunek, każdy seks, każdy łyk alkoholu, każdą kłótnię, rozłąkę, każde rozstania i początki. Czułem nawet pierwsze uczucie, jakie zjawiło się we mnie, kiedy pierwszy raz spojrzałem na niego na placu zabaw i razem z Jonginem śmiałem się z jego pulchnych policzków, żeby potem wariować i wyrywać sobie włosy z głowy, kiedy ujrzałem prawdziwego Byun Baekhyuna sylwestrowej nocy i od razu go zapragnąłem.
— Zabiłeś mnie, Baekhyun — warknąłem, puszczając jego krocze i wbijając mocno wszystkie palce w jego biodra.
— W takim razie, teraz ty zabij mnie, Chanyeol — szepnął do mojego ucha, przyciągając mnie do siebie za kark i mocno wbijając swoje usta w moje wargi. Wraz z każdym otarciem się naszych ust, czułem jak cały mój świat, cała moja przeszłość i przyszłość zlewają się, podsumowując mój żywot i informując mnie, że to koniec, że to Baekhyun był jedyną rzeczą, do której dążyłem przez całe swoje życie i to osiągnąłem.
Ścisnąłem mocno jego udo i wszedłem pomiędzy jego nogi, po których w dalszym ciągu spływały drobne krople szampana.
Mimo tego, że mając ochotę na seks, zawsze darowałem sobie jakąkolwiek grę wstępną, i najzwyczajniej w świecie ciągnąłem kosmyki łatwych dziewczyn, przyciągając je do mojego krocza, po chwili czując, jak z chęcią i satysfakcją cały mój penis znajduje się w ich gardłach, teraz pragnąłem, aby wszystko trwało dłużej.
Chciałem, żeby szalał tak jak ja.
Ugryzłem go w płatek ucha, czując, jak cicho jęczy, wijąc się pod moim ciałem. Jego biodra ocierały się o moje krocze okrężnymi ruchami, sprawiając, że z każdą sekundą stawałem się coraz agresywniejszy i brutalniejszy.
Chciałem go pieprzyć.
Chciałem pieprzyć go tak mocno, aby cały świat słyszał, jak mu dobrze, jak jego słodkie jęki wypełniają cały wszechświat, a sam Bóg bez żalu na sercu wpuszcza nas do bram piekła, oddając w ramiona Szatana.
Chciałem zgrzeszyć.
Nawet jeżeli miałby być to mój ostatni grzech, chciałem, aby odbył się właśnie z nim, aby to on ostatecznie zamknął bramy piekieł, nigdy nas z nich nie wypuszczając.
Chciałem być dla niego surowy.
Nie myślałem teraz o delikatnych pocałunkach w skroni, o spokojnym głaskaniu po głowie i czochraniu po miękkich włosach. Chciałem mocno ściskać go za gardło, podduszać, pieprzyć szybko i brutalnie, dawać klapsy, nie pozwalać na oddech i wsłuchiwać się w krzyki, jęki i błagania.
Całując jego napuchniętą szyję, kątem oka dostrzegłem złote wiaderko z lodem, które zostało po szampanie. Bez większego zastanowienia, sięgnąłem po nie, prawie nie zbijając przy tym złotej lampy. Baekhyun spojrzał na mnie ze znakiem zapytania, unosząc powoli brew.
— Naprawdę chcesz to teraz zrobić? — zapytał, prychając przy ty cicho. Poczułem się co najmniej dziwacznie.
— Jesteś zbyt gorący — powiedziałem, łapiąc do dłoni garść lodu, nawet nie chcąc słyszeć sprzeciwu ze strony Baekhyuna. Widziałem, w jaki sposób działa na niego mój dotyk i nie było opcji, aby czerwonowłosy zbuntował się w moją stronę.
Teraz to on był w stanie zrobić dla mnie wszystko.
— Skoro tak uważasz — powiedział, uśmiechając się do mnie zadziornie, kiedy już miałem kłaść kostki na jego płaskim i rozgrzanym brzuchu. — Pozwól, że mocniej cię rozgrzeję.
I nawet nie mogłem nic odpowiedzieć, bo już po chwili zwinny Baekhyun znalazł się na mnie, przez co syknąłem głośno, czując jego ciepłe i miękkie pośladki na pulsującym kroczu. Chociaż podobała mi się jego uległa strona, którą mogłem dzisiejszej nocy zobaczyć po raz pierwszy, nic nie równało się z mieszanką wybuchową, którą miałem przed sobą.
Baekhyun, z wypiekami na twarzy i seksownie rozczochranymi włosami, przygryzał pewnie siebie wargę, przejeżdżając po niej językiem. Ruchy jego bioder były niezwykle erotyczne i dominujące, jednak to, co kryło się w jego twarzy i oczach, świadczyło jedynie o tym, że teraz to ja jestem jego panem, jest oddany w całości mi i pragnie, abym go dalej dominował.
A mi absolutnie nie przeszkadzało, kiedy kręcił mocno swoimi biodrami na prawo i lewo, ocierając się o mojego penisa i wbijając swoje paznokcie w moją klatkę piersiową.
— Pokaż mi prawdziwego siebie, Baekhyun — warknąłem, dając mu mocnego klapsa w pośladek, na co chłopak uśmiechnął się, zagryzając wargę i mocniej wbijając swoje paznokcie. Na moment złapałem go mocno za drobną szczękę, na co otworzył oczy i zbliżyłem go do swoich ust, wypychając brutalnie biodra w stronę jego krocza. — I uwolnij ostatecznie ten grzech. Pokaż mi jak bardzo potępieni jesteśmy — szepnąłem, złączając nasze usta w agresywny pocałunku. Puściłem jego żuchwę, na co znów się wyprostował, oblizując czerwone od pocałunku wargi. Nie zamierzałem jednak, aby ta brutalność i agresywność dobiegła końca, więc mocno wbiłem palce w jego uwidocznione biodra, przyciskając je do swojego krocza boleśnie mocno.
Zacząłem unosić chaotycznie miednicę w stronę jego pośladków, uderzając w nie mocno i obserwując, jak Baekhyun unosi głowę i jęczy w stronę niebios. Spiąłem swoje wszystkie mięśnie, aby jak najszybciej się o niego ocierać i w niego uderzać, jednocześnie odcinając nam możliwość zaczerpnięcia spokojnego wdechu.
— Powiedz mi, że to lubisz — warknąłem, dając mu kolejnego klapsa, na co wręcz krzyknął.
— U-uwielbiam t-to — zająknął się, przenosząc ciężar swojego ciała na ręce, które oparł koło mojej głowy.
— Pragniesz więcej, prawda?
— Pragnę tego najbardziej na świecie.
I nie zamierzałem już więcej zwlekać z przejściem na kolejny etap, widząc, że Baekhyun jest rozgrzany do granic możliwości, a mój penis pulsuje niewyobrażalnie boleśnie. Złapałem mocno jego nadgarstki, przyciągają go do materaca i wstałem, ustawiając się za nim.
— Na kolanach — powiedziałem, niezbyt delikatnie klepiąc go w nagi pośladek i łapiąc swojego penisa w dłoń. Po chwili czerwonowłosy podniósł nogi, wypinając się do mnie na czworaka nieziemsko idealnym tyłkiem, który już po sekundzie znalazł się w moich szorstkich dłoniach. Ścisnąłem go mocno, drugą ręką dając mu ostrego klapsa, na co chłopak jęknął, wypychając tyłek w moją stronę jeszcze mocniej. — Tak bardzo chcę cię teraz pieprzyć — warknąłem, agresywnie wbijając paznokcie w jego skórę, patrząc, jak pośladki z każdą sekundą robią się coraz bardziej czerwone.
— Więc zrób to — jęknął, odwracając w bok głowę. Oblizał usta i zaczął ocierać się o mojego penisa, patrząc przy tym na mnie intensywnie.
— Teraz? — zapytałem, patrząc na niego z góry i dając mu kolejnego, mocnego klapsa, aby moja dłoń odbija się na jego skórze.
— T-teraz.
— Jesteś tego pewien?
— Chanyeol... — jęknął boleśnie.
Karmiłem się jego widokiem. Był tak bardzo zdominowany, rozgrzany i zniecierpliwiony, że mogłem zrobić w tym momencie dosłownie wszystko, na co miałbym ochotę.
A tak się składa, że miałem piekielnie mocną ochotę na słuchanie jego błagań.
— Jak długo na to czekałeś? — zapytałem, obracając go agresywnie na plecy. Chciałem widzieć każdy ruch jego ust, kiedy mówi.
— Zdecydowanie za długo — powiedział, wierzgając się na łóżku i ocierając się nogami o moje ciało.
Był na granicy.
— Jak bardzo tego chciałeś?
— Od pierwszego spojrzenia w twoją stronę, pragnąłem twojego pieprzenia — przyznał, przełykając głośno ślinę. — Więc zrób to teraz, Chanyeol — dodał, przyciągając mnie do siebie nogami.
— Błagaj mnie, Baekhyun — szepnąłem, ściskając mocno jego szczękę i całując go obsesyjnie.
— Pieprz mnie mocno, Chanyeol — zaczął, patrząc mi prosto w oczy i przyciągając do siebie za kark. Jedna z jego zgrabnych nóg oplotła się wokół moich pleców, popychając mnie jeszcze bliżej niego. — Chcę tej nocy być tylko twój, chcę krzyczeć tylko twoje imię, chcę, aby każdy słyszał, jak mnie pieprzysz, żeby każdy wiedział, że należę teraz tylko do ciebie — kontynuował, a ja nie mogłem przestać patrzeć na jego usta, zahipnotyzowany jego słowami. — Bądź tej nocy moim panem, Chanyeol.
— Będę — warknąłem, odrywając wreszcie wzrok od jego ust i patrząc w oczy. — Nie hamuj się z krzykami.
I po tych słowach stało się to, na co czekałem całe swoje dwudziestotrzyletnie życie.
Głośny krzyk rozniósł się po całym oceanie, odbijając się od ścian pokoju, w którym prawdziwy grzech właśnie wpełzł pomiędzy dwójkę pragnących się ciał. Czułem, jak każda moja komórka wybucha, kiedy mój penis za jednym razem mocno wszedł w Baekhyuna, uderzając w niego z niewyobrażalną siłą. Jego ciało spięło się niebezpiecznie mocno, a paznokcie wbiły się w moje plecy, kiedy obydwoje dyszeliśmy mocno, patrząc na siebie wzrokiem przepełnionym czymś, czego jeszcze nigdy nie zdołaliśmy doświadczyć.
Jego oczy mieniły się wybuchami, ekstazą, euforią i pragnieniem, a przez całe jego ciało przeszedł tak mocny dreszcz, że sam mogłem poczuć go na swojej skórze, pokrytej gęsią skórką.
— B-boli — wyjąkał, patrząc na mnie szklanymi oczami. Cały się trząsł, nie mówiąc nic o jego nogach, które dostały paraliżu.
— Zamknij oczy — poleciłem, walcząc ze sobą i nie wykonując żadnego ruchu. — I czekaj na to, co nadejdzie zaraz, Baekhyun — powiedziałem, na co czerwonowłosy zamknął powieki, oddając się w zupełności mi. Zacząłem powoli, a czując jak bardzo ciepły i ciasny jest, nie mogłem się doczekać, aż wreszcie przyspieszę swoje ruchy.
Moje biodra poruszały się z każdym wejściem coraz chaotyczniej i mocniej, a uczucie przyjemności i spełnienia ciągle wzrastało, przez co pragnąłem, aby stało się bardziej realne i namacalne. Widziałem, jak Baekhyun powoli się rozluźnia, a jego z początku ciche i niewinne jęki przybierają na sile, nie pozwalając mi na powolne tempo.
— Powiedz mi, co czujesz — warknąłem, ledwo oddychając. Spiąłem całą żuchwę, czując, że zaraz nie wytrzymam i zacznę wchodzić w niego tak szybko, że obydwoje wybuchniemy z przyjemności, po prostu umierając. Jednak kiedy chłopak otworzył oczy, wypuszczając ze swoich trzęsących się warg najgłośniejszy jęk, jaki w życiu usłyszałem, nie mogłem dłużej czekać.
Zacząłem wchodzić w niego mocno, uderzając w jego prostatę i sprawiając, że nie nadążał z jękami i oddechami, wbijając swoje paznokcie w moje plecy i następnie wplątując palce we włosy.
— B-boże — jęknął przeciągle, kiedy drobne krople potu zaczęły pojawiać się na mojej skroni.
Pieprzyłem go mocno i sprawiałem, że krzyczał. Jego usta, pokryte moją śliną wypuszczały ciągłe głośne jęki, bicie serca przyspieszało, krew w żyłach przepływała zdecydowanie zbyt szybko, oczy mieliły się przyjemnością, a my obydwoje zaciągaliśmy się grzechem, który wręcz od nas parował.
Zacząłem wypychać miednicę mocno w tył i wchodziłem w niego do samego końca, najmocniej jak tylko potrafiłem.
— Właśnie tak — jęknął, przyciągając mnie za kark i całując mocno. Jego wargi ocierały się o mnie chaotycznie, a głośne oddechy mieszały się z jego mruczeniem w moje usta, aby po chwili z mlaskiem je od siebie oderwać, pozostawiają jedynie strużkę śliny, która spływała z kącika jego zaróżowionych i opuchniętych warg.
Nie mogłem przestać na niego patrzeć, zażywałem go jak narkotyk i nie mogłem do tej pory uwierzyć, że to dzieje się naprawdę, bo nawet w moich najpiękniejszych snach nie wyobrażałem sobie, że to uczucie może być aż tak dobre i aż tak niszczące.
Smakowałem go moim językiem, gryząc jego szyję i zaciskając na niej palce, przez co czerwonowłosy przełykał z trudem ślinę, dalej jęcząc głośno w ryt moich pchnięć.
— Chan-nyeol — jęknął, nie panując nad drżeniem swojego ciała. Z każdym moim mocnym wejściem, jego plecy wykrzywiały się w łuk, a głowa odchylała się do tyłu, przez co jęczał prosto do nieba.
Widziałem, jak przyjemność przepływa przez jego twarz, paraliżując całe ciało. Od pierwszej sekundy pokochałem ten widok, kiedy faktycznie docierało do mnie, że to ja jestem źródłem jego licznych ekstaz. Chciałem patrzeć na niego do końca życia, czuć jak mocno zaciska dłonie na moim karku i jęczy do niebios moje imię.
— Tylko ty możesz mnie tak pieprzyć — powiedział, patrząc na mnie szeroko rozwartymi źrenicami. Przez jego słowa przeszedł mnie przyjemny dreszcz, który nie pozwalał mi na zwolnienie swoich ruchów. Spiąłem mocno żuchwę, agresywnie w niego wchodząc i rzucając mu z góry władcze spojrzenie. Czułem, jak coraz więcej kropel potu spływa powoli po mojej skroni, starając się chociaż w jakimś stopniu schłodzić mój organizm, jednak dopóki Baekhyun leżał pode mną i mówił mi takie rzeczy, było to niemożliwe.
— Obróć się — warknąłem, klepiąc go w udo i z trudem wyciągając z niego penisa. Poczułem nieprzyjemne zimno, więc Baekhyun otrzymał ode mnie jeszcze dwa mocne klapsy w pośladki, aby się pospieszyć, kiedy zaczął się odwracać. — Drogi Boże, za jakie grzechy — szepnąłem, kiedy wreszcie chłopak klęczał tyłem do mnie, wypinając swój czerwony tyłek w moją stronę. Nie mogłem się powstrzymać przed ugryzieniem go w jędrny pośladek i kilka kolejnych mocnych klapsów.
Ponownie w niego wszedłem, co spotkało się z kolejnym krzykiem i drgawkami. Ścisnąłem mocno jego biodra, wypychając mocno miednicę i w dodatku przyciągając do siebie jego ciało, co podwajało naszą przyjemność. Mimo tego, że nie mogłem widzieć teraz jego twarzy, oglądanie jego pośladków odbijających się od mojego podbrzusza, szerokich bioder i spiętych łopatek w zupełności mi wystarczało.
— Przyznaj, że teraz to ja wygrałem — warknąłem, dając mu kolejnego agresywnego klapsa w pośladek. Cały pokój wypełniony był naszym dyszeniem oraz jękami Baekhyuna, pościel już dawno spadła na ziemię, a całe wielkie łóżko uderzało o ścianę.
— W-wygrałeś, zdecydowanie — jęknął, odwracając głowę w moją stronę, przez co znów mogłem dostrzec jego drżące z przyjemności usta.
— Warto było tak ze mną pogrywać? — zadałem kolejne pytanie, ściskając w dłoni mocno jego pośladek. — Byłeś niegrzeczny.
— U-ukaraj mnie — jęknął, wypinając znów swoje pośladki jeszcze mocniej.
A ja słysząc te słowa, miałem zamiar sprawić, że stanie się jeszcze bardziej mój.
Cudem sięgnąłem do swoich spodni, dalej wchodząc w Baekhyuna i wyciągnąłem z nich pasek. Czułem, jak moje ręce się trzęsą na samą myśl o tym, że mam go ukarać i mogłem w tym momencie zrobić wszystko, na co będę miał ochotę.
Nie fatygowałem się z uprzedzeniem, zaczekaniem czy też delikatnością. Powróciłem do mocnych i brutalnych wejść w niego oraz uderzanie skórzanym pasem w czerwone pośladki. Byłem pewien, że zaraz obydwoje niewytrzymamy.
Używałem całej swojej siły do wypychania szybko swojej miednicy i mocno zaciskałem dłoń na pasku, co chwilę uderzając nim w pośladki Baekhyuna. On natomiast jęczał i krzyczał za każdym razem, kiedy go uderzałem i mocno w niego wchodziłem, przez co obawiałem się, że zaraz zabraknie mu powietrza.
Zatracaliśmy się w przyjemności i podnieceniu tak bardzo, że nie zdołaliśmy usłyszeć nawet krzyków i strzałów z broni, a nawet jak zdarzało się, że dziwne dźwięki przebijały się pomiędzy jękami i krzykami Baekhyuna, zupełnie to ignorowaliśmy. Miałem wrażenie, że nawet trzecia wojna światowa nie zdołałaby nam w tym momencie przeszkodzić. Zdecydowanie byliśmy zbyt sobą pochłonięci.
Po kilku kolejnych uderzeniach, kiedy pośladki Baekhyuna stały się naprawdę piekielnie czerwone, a pas odbił się na jego skórze białymi pasami, pozbyłem się go i rzuciłem nim w kąt. Sięgnąłem dłońmi do twarzy chłopaka, ściskając jego gardło i zmuszając do wyprostowania swoich łokci. Przygryzłem wargę, ciągnąć go bliżej siebie za włosy, drugą ręką dalej go podduszając.
— Chan-nyeol — jęknął, z trudem cokolwiek mówiąc i przełykając ślinę.
— Tak dobrze się cię pieprzy.
— Ch-chanyeol, ja z-zaraz — zaczął, nie dokończając, ponieważ szybko wyciągnąłem z niego swojego penisa, przyciskając go plecami mocno do materaca. Powtórnie w niego wszedłem, wreszcie mogąc zobaczyć jego twarz. Drobne krople potu spływały po jego skroni, policzki były całe zaczerwienione, oczy świeciły milionem gwiazd, a usta były napuchnięte i całe pokryte śliną.
Wchodząc w niego mocno, zbliżyłem się jak tylko mogłem i czując jego paznokcie na swoich plecach, złączyłem usta w chaotycznym pocałunku. Mowa jego ciała informowała mnie, że długo już nie wytrzyma i jest bliski końca, więc skupiłem się, aby był to najlepszy orgazm w jego życiu.
Poczułem, jak cała przyjemność kumuluje się również w moim podbrzuszu, z każdym pchnięciem rosnąc.
— Grzeczny chłopiec — warknąłem, co było ostatnim moim zdaniem. Już po kilku głośnym jękach, krzykach i wierzganiu, Baekhyun mocno wygiął swoje ciało w łuk, krzycząc tej nocy najgłośniej i mocno zaciskając palce na moich barkach. Nie zaprzestałem na swoich pchnięciach, zahipnotyzowanie obserwując jego twarz.
Był tak cholernie piękny.
Mógłbym do końca życia oglądać tylko i wyłącznie jak przyjemność rozlewa się po jego twarzy, ciało drży pod moim dotykiem, oczy błyszczą ekstazą, a napuchnięte wargi lśnią śliną.
Poczułem, jak jego jęki przemieniają się w ciche sapanie, a ciało staje się wiotkie i zmęczone.
Wystarczyło kilka agresywnych pchnięć, kilka sapnięć Baekhyuna, jego tajemniczy wzrok i już odnalazłem swoją przyjemność, z cichym sapnięciem dochodząc w jego ciasnym ciele.
I nagle poczułem coś, czego nie poczułem nawet po najtwardszych i najmocniejszych narkotykach.
Upadałem.
Łono, piersi, sutki, mleko matki, łzy, śmiech, płacz, miłosne spojrzenia, paraliżujące napięcie i powstania.
Głos, artykulacja.
Z początku niewinny szept.
Szept, krzyk, szept, krzyk, szept, krzyk, szept i krzyk.
Szybkie miganie obrazu, niespokojne powieki, drżące dłonie, zaskakująco szybki puls.
Intrygująca więź, której doskwiera się poprzez dotyk nagiego ciała i idealnie gładkiej skóry, krążące rzeki oddechu, wdychanie i wydychanie trującego grzechu.
Obniżanie poziomu świadomości...
Piękno talii, a wraz z nią bioder oraz poniżej, aż do stóp. Czerwone kosmyki włosów, łaskoczące zdrętwiałą twarz, hipnotyzujący głos, nierównomierne bicie serca, podwyższone ciśnienie, kokaina wymieszana z heroiną we krwi.
Rozrzucona, czerwona pościel, letnia noc, milion migających świateł wielkiego miasta, zapach papierosowego dymu i grzechu, słodki dotyk wokół karku, beztroskie wakacje. Jego nagie ciało, okryte luźną koszulą, hipnotyzujący szept, intensywny wzrok i wypielęgnowane dłonie, łapiące paczkę papierosów.
Jedna, wakacyjna i czarująca noc.
I jedno imię; Baekhyun.
Upadłem na kolana, nie wiedząc, co się dzieje, gdzie jestem, ani co tutaj robię. Czułem pustkę, która rozrywała moje ciało, jednocześnie rozkazując mi oddychać spokojnie i rozglądać się pustym wzrokiem po ciemności.
I nagle stała się czerwona światłość, a głos przemówił do mnie z otchłani, powodując, że moja drżące wargi rozsunęły się powoli, a głowa uniosła ku światłu.
— Masz ten lek, którego potrzebuję. Seks, alkohol, miłość - daj mi to powoli. Połóż ręce na mojej talii, zrób to delikatnie. Ja i Bóg - nie dogadujemy się, więc uciekam się do grzechu — usłyszałem hipnotyzującą barwę głosu, która dostając się do moich uszu, zaczęła zatruwać moje ciało.
Przed oczami ukazały się mi obrazy Baekhyuna, jego wzrok, usta, dłonie, biodra, tajemnicze mruganie, zadziwiający uśmiech, wzdychanie, tańczenie, spocone czoło, jego dotyk, nogi, brzuch, pośladki, łydki, moje ręce na jego szyi.
— Kurwa, tak, daj mi to, to jest niebo, którego pragnę. Czy niewinność jest stracona? W krainie Bogów i Potworów byłem aniołem, który szukał porządnego rżnięcia.
Trucizna rozpowszechniała się niebezpiecznie szybko, zatrzymując z każdą sekundę pracę serca, tłoczącą się krew oraz oddech, który zaczął mnie niemiłosiernie boleć.
— Masz ten lek, którego potrzebuję. Narkotyk - wstrzyknij go prosto w serce, proszę. Nie chcę wiedzieć, co jest dla mnie dobre. Bóg nie żyje, nikt nie odbierze mi mojej duszy. Widziałem najlepsze umysły mego pokolenia zniszczone szaleństwem, głodne, histeryczne nagie, włóczące się o świcie po seulskich dzielnicach w poszukiwaniu wściekłej dawki seksu. Od stworzenia nas na jego podobieństwo, do zostania wygnanym z pożądania bycia takimi jak on, zostaliśmy wypędzeni, a Eden przemieniono w świat, w ogród zła.
Kontynuował spokojnym głosem, obserwując, jak umierał z bólu, moje ciało popada w paraliż, jedyne co widzę to Baekhyun, jedyne co słyszę to jego słowa, nie mogę zaczerpnąć oddechu, mój umysł obraca się wokół niego, a wszystko dookoła znika.
— Zabij mnie, Byun Baekhyun.
Koniec.
— Chanyeol? — usłyszałem niewyraźny głos i mocne uderzenie w twarz. — Chanyeol? Obudź się, do cholery jasnej.
Głośny syk, kilka mocnych uderzeń po twarzy, bolący w płuca dym, dreszcze, zimny pot i strach w powolnie otwierających się oczach.
— Gdzie ja jestem? — mruknąłem, rozglądając się po ciemnym pokoju z silną mgłą przed oczami. Dopiero gdy kilkanaście razy zamrugałem, dostrzegłem Baekhyuna, wypuszczającego w charakterystyczny sposób dym z ust.
— To przez przyjemność, czy zmęczenie? — zmarszczył brwi, zaciągając się skrętem i łapiąc w dłonie moją twarz, dokładnie się mi przyglądając. Jego policzki były delikatnie zaróżowione, czerwone kosmyki włosów sklejone ze sobą, a cała szyja okryta była milionami krwistych malinek i śladów moich paznokci. — Hej, kontaktujesz? — zapytał, siadając na moje kolana. Nie miał na sobie nic oprócz niechlujnie zawiązanego, czerwonego i satynowego szlafroka, który w przyjemny sposób opadał na moje kolana, delikatnie łaskocząc.
— Boże, totalnie odpłynąłem — przyznałem, marszcząc czoło i automatycznie umieszczając dłonie na talii uśmiechniętego Baekhyuna. — Palisz blanta?
— Owszem — zaśmiał się cicho, zaciągając się dymem i wręczając mi skręta do dłoni. — Zaciągnij się, przyda ci się po takim odpływie — zalecił, dokładnie obserwując, jak wykonuję jego polecenie. Jego oczy były niezwykle ciemne, usta czerwone a dotyk był wyjątkowo delikatny. — Podobało ci się, prawda? — zapytał, przekręcając w bok głowę.
— Oczywiście, że tak — odpowiedziałem, wypuszczając duszący dym z płuc.
— Zabijesz mnie teraz? — odezwał się, przybierając poważniejszego wyrazu twarzy i niezwykle mocno wbijając wzrok w moje oczy.
Czy chcę go zabijać? Oczywiście, że nie.
Między nami zaszła cisza, przerywana uderzeniami fal oceanu o ogromny jacht i kilku natrętnych wiadomości na telefonie Baekhyuna, które obydwoje ignorowaliśmy. Odwróciłem głowę w bok, wbijając swój wzrok w wielki księżyc, który co jakiś czas był zakrywany przez falujące delikatnie na wietrze, białe zasłony. Zastanawiałem się, co powinienem mu w tym momencie odpowiedzieć. Oczywiście, odpowiedź była jasna i prosta, jednak i mój rozum, zarówno, jak i serce, podpowiadało mi, że to już koniec.
Koniec, którego tak bardzo nie chciałem i się obawiałem.
Czy my obydwoje nie zostaliśmy już nawzajem zabici? Czy ten rok, wakacje, uczucia i grzechy nie zabiły doszczętnie nas obydwóch? Czy cokolwiek było w stanie nas przed sobą uratować, zniszczyć te popieprzone uczucia oraz więź, która zaistniała między nami od samego początku?
— Chcesz, żeby to był koniec? — zapytałem spokojnie, znów na niego patrząc i zauważając, jak jego oczy stają się szklane, wzrok stara się bić pustką, jednak pod tą przykrywką eksploduje milion emocji, a ręce delikatnie zaczynają drżeć.
— Oczywiście, że tego nie chcę — prychnął cicho śmiechem, jakby była to najoczywistsza rzecz na świecie. Zbliżył się powoli do mojej twarzy, złączając nasze usta razem.
I gdybym tylko wiedział, że był to nasz ostatni raz...
Poczułem, jak jego miękkie wargi z niezwykle zaskakującą delikatnością ocierają się o moje usta, a dłonie obejmują policzki, niewinnie przyciągając mnie bliżej siebie. Nie mogłem marzyć o lepszej chwili i uczuciu.
Ciepłe podmuchy wiatru na nagiej, rozgrzanej skórze, marihuana w płucach, płynny ruch warg, rozluźnione mięśnie, zapach jego ciała, jego dotyk, jego obecność, jego usta, jego wzrok. W całym tym bałaganie, porozrzucanej pościeli, zwiniętych w kąt ubraniach, roztopionych kostkach lodu, wylanym szampanie na łóżko i podłogę - my trwaliśmy w aksamitnym i uzależniającym spokoju, napędzanym naszą bliskością.
Byłem oczarowany jego delikatną stroną i sposobem, w jaki mnie w tym momencie całował, jednak w dalszym momencie coś mi nie pasowało.
On już po prostu wiedział.
Nie wiem, jak bardzo był na to przygotowany, lub czy w ogóle był przygotowany. Może właśnie dlatego po raz pierwszy chciał mi pokazać swoją delikatność i niewinność, która na pewno nie zastawała odkrywana przed byle kim.
Nie wiem, czy sam się tego domyślił, usłyszał, czy może po prostu już od samego początku wiedział, że nasza ekscytująca historia tak się zakończy, rozrywając nasze złączone ciała na kawałeczki i stawiając pomiędzy nami wielki mur, czego obydwoje tak bardzo nie chcieliśmy.
Przestał mnie całować, bardzo powoli i niechętnie odsuwając swoje wargi od moich ust. Spojrzał na mnie wzrokiem, który widziałem u niego po raz pierwszy i pogłaskał krótko mój polik, z widocznym bólem i żalem w oczach.
— Baekhyun...
— Chanyeol, dziękuję — przerwał mi, nawet nie przejmując się tym, co chciałbym powiedzieć. Patrzał tępo w moje oczy, co przerażało i niepokoiło mnie jeszcze bardziej. — Wiem, że byłem okropny, a ty mimo wszystko... — zawiesił się na chwilę, mocno zaciskając swoje wargi. Po raz pierwszy zauważyłem jedną łzę, którą wypuściły jego oczy.
Nigdy nie widziałem, jak płakał.
I mogłem szczerze stwierdzić, że nadal był tak samo piękny i ekscytujący.
— Po prostu przepraszam, Chanyeol — powiedział, uśmiechając się smutno.
Naprawdę nie wiedziałem, o co do końca mu chodzi, jednak nie spodziewałem się, że to wszystko potoczy się tak szybko, a te przeprosiny będą ostatnią rzeczą, jaką jego usta wypowiedziały w moją stronę.
A najgorsze było to, że nawet nie zdążyłem mu odpowiedzieć, pocałować jeszcze raz, czy też nacieszyć się jego pięknem dostatecznie, aby pogodzić się z jego stratą.
— Raz, dwa, trzy — usłyszałem czyiś nieznajomy i donośny krzyk tuż za naszymi drzwiami, przez co niespokojnie odwróciłem w tamtą stronę głowę.
— Baekhyun, co się dzieje? — zapytałem, niespokojnie trzęsącymi się oczami na niego spoglądając.
A on tak po prostu smutno się uśmiechnął, wypuszczając kolejną, słoną łzę.
— Wchodzić! — głośny krzyk rozbiegł się po całym pokoju.
I to naprawdę były ułamki sekundy.
Z otartego balkonu wparowali uzbrojeni po czubek głowy policjanci, z wielkimi broniami celując na nas i oślepiając nas intensywnym światłem.
— Ręce do góry!
Pamiętam tylko moment, w którym drzwi głośno się wyłamały, a już po chwili Baekhyun został zrzucony z moich kolan, bezwładnie opadając na ziemię i pozwalając się obezwładnić. Pamiętam również moje zdezorientowanie, krzyk policjantów, ryk, który z siebie wydobyłem, kiedy go skuwali i mój ciężki oddech, pomieszany z szybkim biciem serca.
Z całych sił zacząłem ich odganiać od Baekhyuna, który nadal pozostawał w spokoju, jedynie wypuszczając z przerażonych oczów kolejne łzy.
Nie miałem pojęcia, o co chodzi.
— Na ziemię! — krzyknął jakiś policjant, wręcz się na mnie rzucając. Cała trójka musiała mnie trzymać, kiedy krzyczałem imię Baekhyuna i wierzgałem się najmocniej, jak tylko potrafiłem.
Hałas, przerażenie, panika i tępy wzrok Baekhyuna, kiedy zaczęli w piątkę wyprowadzać go z pokoju.
Krzyczałem najmocniej, jak tylko umiałem, kopałem policjantów, ignorowałem ich rozkazy i ostrzeżenia, a wszystko działo się w zwolnionym tempie.
Ostatnią rzeczą, jaką pamiętam najlepiej zaraz przed potraktowaniem mnie prądem, była twarz płaczącego Baekhyuna i jego wzrok na mnie, kiedy całą grupą wyprowadzali go z pokoju.
I doszło do mnie, że po raz ostatni go zobaczyłem, zdając sobie po raz pierwszy sprawę, jak bardzo chcę go mieć przy sobie.
—5 MIESIĘCY PÓŹNIEJ—
South Korea; Seoul.
— Przecież zdajesz sobie sprawę, że konkurencja wzrasta — powiedział surowym tonem, kiedy ja leniwie bawiłem się firmowym długopisem, gapiąc się tępo na centrum Seulu, z najwyższego wieżowca w mieście. — Nie możemy pozwalać sobie na opóźnienia, musisz zorganizować to jeszcze dzisiaj.
— Wiem, tato — westchnąłem, obracając się dookoła na fotelu. — Ale nie jestem w stanie.
— Tak nie może być, Chanyeol — warknął, wstając z fotela i rzucając na dębowe biurko plik kartek. — Chcesz spaść z rankingu?
— Szczerze? — zapytałem, unosząc brew i obserwując, jak mina mojego ojca wyraża jedno wielkie zdenerwowanie. — Nie zależy mi na pozycji. Ważne, że wszystko będzie dobrze.
— Chayeol, oszalałeś. Jesteś ostatnio zbyt rozkojarzony — powiedział, gestykulując w powietrzu rękoma. Wreszcie skierował się do szklanych drzwi, po raz ostatni się do mnie zwracając. — Jeżeli dalej taki będziesz, będą czekać nas same kłopoty, pamiętaj o tym — dodał, po chwili wychodząc z mojego biura, trzaskając drzwiami.
Ja jedynie w odpowiedzi prychnąłem, usadawiając się wygodniej na fotelu i znów gapiąc się w zachodzące słońce, na seulskim niebem, pokrytym w połowie spalinami.
Mimo tego, że minęło już sporo czasu, wydarzenia sprzed wakacji powracały z każdym dniem do mnie coraz intensywniej. Nie pamiętałem dokładnie, co działo się po wyprowadzeniu z pokoju Baekhyuna, jednak całe państwo huczało przez kolejny miesiąc o złapaniu stworzycieli sporego gangu, działającego na praktycznie całym świecie. Zdjęcia Baekhyuna, Kyungsoo czy Jacksona ciągle przewijały się przed moimi oczami - czy to w gazetach, czy też w mediach.
Ja jednak nadal cierpiałem, wspominając jego ruchy, głos, sposób, w jaki wypuszczał z ust dym, szerokie biodra, uśmiech, oczy przepełnione emocjami i co - moment, w którym się ze mną żegnał.
Nie miałem pojęcia, kiedy go zobaczę i czy w ogóle zobaczę, a bardzo chciałem chociaż na ułamek sekundy spojrzeć na niego i znów zachwycić się tym pięknem.
W rozmyślaniu o Baekhyunie przeszkodził mi telefon, który po kilku kolejnych sygnałach odebrałem.
— Słucham?
— Siema, stary! — usłyszałem krzyk Jongina, przez co jak zwykle musiałem oddalić trochę telefon i ściszyć głośność. — Jesteś w dalej w pracy?
— Tak, Jongin — westchnąłem, obserwując, jak połowa moich pracowników już opuszcza budynek, wchodząc do taksówek. Pewnie znów zostanę w firmie do rana.
— Nie pierdol głupot — zaśmiał się, przekrzykując odgłosy ulicy i trąbienia aut. — Uspokój się, baranie! Patrz, jak jeździsz! — krzyknął, zapewne do jakiegoś kierowcy, który o mało go nie potrącił, co było dość częste. Szkoda tylko, że Jongin w dalszym ciągu nie rozumiał, że nie może przechodzić w poprzek ruchliwych ulic, kiedy tylko nadejdzie go taka ochota. — Kontynuuując, nie pierdol. Jest piątek, Chanyeol.
— Dokładnie, piątek — westchnąłem. — To oznacza, że mam najwięcej roboty w firmie przed weekendem.
— Chanyeol, mogę wiedzieć, kiedy ostatnio byłeś na jakiejś imprezie?
— Przestań, ciągle imprezuję — prychnąłem.
— Błędna odpowiedź. Picie bimbru po nocach w samotności to depresja, nie impreza — powiedział.
— Dobra, nawet jeżeli nie imprezuję — westchnąłem, łapiąc się za skronie. — To co w tym złego? Obowiązki mnie wzywają, Jongin.
— I znów pierdolisz głupoty. To nie obowiązki, ty po prostu ciągle o tym myślisz.
— O tym?
— Mam na myśli Baekhyuna i to, co stało się kilka miesięcy temu — powiedział, a ja poczułem nieprzyjemne kłucie w klatce piersiowej, kiedy wypowiedział to zdanie. — Posłuchaj, wiem, że to dla ciebie ciężkie, ale chcesz teraz zniszczyć sobie całe życie?
— Po prostu... — zacząłem ciężko. — Daj mi jeszcze miesiąc, obiecuję, że wszystko się wreszcie się ułoży.
— Wątpię, mówisz tak od czterech miesięcy — westchnął. — Ale okej, to twoja decyzja. Po prostu tęsknię za moim przyjacielem, którego nie widziałem już naprawdę długo — dodał smutnym głosem. — Do zobaczenia, Chanyeol. Trzymam za ciebie kciuki.
A ja jedynie w odpowiedzi westchnąłem, mając wszystkiego dość.
$
— W takim razie dziękuję, że dzisiaj przyszłaś, nie wiem jakim cudem sam mogę narobić tyle bałaganu przez niecałe dwa dni. — powiedziałem do słuchawki, rozmawiając ze swoją sprzątaczką i przekręcając zamek w drzwiach.
— Więc pilnuj teraz porządku, dzisiaj nie byłam już prawie w stanie sprzątać — powiedziała chorym głosem do słuchawki. — Wyzdrowieję i znów zacznę do ciebie przychodzić. Ugotuję w tym czasie twoje ulubione ciastka.
— Jesteś cudowna, Eun — uśmiechnąłem się, otwierając drzwi do apartamentu. — Do zobaczenia, dbaj o siebie.
Zakończyłem rozmowę z uroczą staruszką i rzuciłem niedbale telefon na fotel w holu, nie fatygując się o zdjęcie butów, chociaż praktycznie cały dom pokryty był białymi dywanami.
Stanąłem na środku przestrzennego, ciemnego apartamentu i nie miałem pojęcia, co powinienem ze sobą zrobić. Westchnąłem głośno, słysząc jedynie stłumione samochody i ciągłe trąbienia.
Obiecałem sobie, że po raz ostatni sięgnę do barku, w poszukiwaniu jakiejkolwiek kropli alkoholu, który chociaż w jakiś stopniu zgłagodziłby mój ból.
Rzuciłem niedbale w kąt drogą marynarkę, rozpinając do połowy swoją koszulę i mierzwiąc włosy. Otworzyłem małe drzwiczki, sięgając po pierwszą lepszą butelkę i bez dłuższego czekania po prostu upiłem kilka długich łyków palącego alkoholu.
Głupio było mi przyznawać, że tylko to było w stanie pomóc mi przez kilka minut.
Z butelką w dłoni udałem się do swojej sypialni, jednak już od początku coś w moim mieszkaniu mi nie pasowało. Co prawda, wszystko było na swoim miejscu i wyglądało tak samo, jednak zapach i atmosfera, która unosiła się w powietrzu, znacznie różniła się od tych, które gościły tutaj do tej pory.
I właśnie wtedy dostrzegłem czarne jak węgiel odciski butów na moim najdroższym, białym dywanie. Z początku pomyślałem, że to sprawka Eun, jednak ta zakręcona babcia nie sprzątałaby tutaj po to, aby później tak niszczyć brudem moje białe dywany, które codziennie czyściła.
Poza tym, pięćdziesięcio pięciolatka nie nosi brudnych martensów.
Marszcząc brwi, udałem się do swojej sypialni, ciągle popijając alkohol i kierując się za śladami butów.
— Jeżeli to ty Jongin, to przysięgam, że nie żyjesz — mruknąłem do siebie, stojąc już przed drzwiami do sypialni.
Wchodząc do środka, poczułem dobrze znany mi zapach, jednak przez ciemność panującą w pokoju, nie mogłem nikogo dostrzec. Nie pomyślałem nawet o zapaleniu światła, bo uważałem, że księżyc świeci dostatecznie mocno, abym zobaczył jakiegokolwiek człowieka.
Nawet nie obawiałem się, że to jakiś bandyta.
I w momencie, w którym odsłoniłem zasłony, wpuszczając jeszcze więcej promieni księżyca, butelka z moim cennym alkoholem upadła na ziemię, dobijając i tak już brudny, biały dywan. Nawet nie pamiętam, kiedy ostatnio tak bardzo się przestraszyłem, podskakując w tył.
Brudne martensy, skórzane, opięte spodnie, ciemna kurtka, czarna maska na twarzy, para oczu, przeszywająca mnie tajemniczym spojrzeniem i ten cholerny zapach grzechu, ulatniający się z jego osoby.
— Bekhyun? — zapytałem, kiedy nagle chłopak ściągnął z siebie maskę, a mi ukazała się jego twarz, z dumnym i aroganckim uśmieszkiem oraz te piekielnie czerwone włosy, za którymi tak bardzo tęskniłem. Zostałem popchnięty z niezwykłą siłą na łóżko, upadając na miękki materac i nie dowierzając, co się właśnie dzieje.
Byłem przekonany, że to sen.
Chłopak, śmiejąc się pod nosem, patrząc na mnie tajemniczymi oczami i wymachując pałką policyjną w ręce, rzucił się na mnie, siadając na moim kroczu.
Jedyne, co usłyszałem, to ten przepełniony wyższością i arogancją, diabelski śmiech.
— Tęskniłeś, Channie?
— KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ —
_____
chyba nie do końca dochodzi do mnie fakt, że to koniec DSAN.
przepraszam Was, że zostaliście zmuszeni do tak długiego oczekiwania, jednak chciałam, aby ostatni rozdział był tym najlepszym i najbardziej ekscytującym, jednak teraz, patrząc na niego, mam wrażenie, że jest totalnie zwyczajny, a wy poczuliście się zawiedzeni... przepraszam, jeżeli faktycznie się tak stało.
jesteście cudowni, dziękuję za wszystkie wasze komentarze, pytania o rozdziały i motywację. DSAN to zdecydowanie w tej chwili moja ulubiona praca, głównie dzięki Wam.
prosiłabym o napisanie chociaż jednego, krótkiego komentarzu. jestem ciekawa Waszego zdania na temat tego rozdziału jak i wszystkich innych.
uwielbiam Was, mam nadzieję, że miło spędzacie wakacje i wypoczywacie. ♡♡
spodziewajcie się drugiej, pikantnej i niezwykle niebezpiecznej części niebawem;)))
see u soon, lovely:(
!koniecznie zapraszam na snapa: mavtqq!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro