nice body, wanna fuck?
[koniecznie najpierw film w adnotacji, buziaki].
— 8 miesięcy później—
South Korea; Seoul; 8.23pm
— Do Dubaju? — zmarszczyłem brwi, przyciskając ramieniem telefon do ucha i przeglądając wszystkie moje koszule w garderobie. Mimo tego, że praktycznie każda z nich wyglądała tak samo, nie mogłem się zdecydować. — Nie masz na co wydawać pieniędzy, Jongin?
— Tylko mi nie mów, że takie wakacje są dla Ciebie za dużym wydatkiem — prychnął pretensjonalnie. Jego głos mieszał się z przeróżnymi odgłosami miasta, trąbiącymi autami i krzyczącymi ludźmi, przez co jedynie zmarszczyłem mocno brwi, ściszając poziom głośności.
— Wiesz — zacząłem, wreszcie wyciągając z wielkiej szafy odpowiednią koszulę, która i tak praktycznie niczym nie różniła się od pozostałych stu. — Twój słodki kuzynek nieźle mnie skasował.
— Przestań — zaśmiał się, przekrzykując hałas, jaki panował na zatłoczonych, Seulskich ulicach o porannej godzinie. — Dobrze wiem, że stać cię na miliony takich słodkich kuzynków.
— Możliwe, ale wolałbym być świadomy, że ktoś właśnie mną manipuluje i okrada mnie — mruknąłem, nakładając na swoje barki zimny materiał białej koszuli, która w przyjemny sposób powodowała dreszcze na moim kręgosłupie. Wyszedłem z garderoby, kierując się przez wielki apartament prosto do salonu, gdzie czekała na mnie parująca, świeża kawa. Przypatrywanie się tłocznym ulicom przez szklaną ścianę z ostatniego piętra wysokiego apartamentowca było już moją ulubioną rutyną. — Cholera — mruknąłem, spoglądając na srebrny zegarek, który przyozdabiał mój nadgarstek. — Jongin, porozmawiamy później. Zaraz spóźnię się na zebranie w firmie.
— W takim razie po spotkaniu zabieram cię na lunch, stary. Nie odpuszczę ci tego! Wakacje, jacht, alkohol, Dubaj i przepiękne blondyneczki. Czy to nie brzmi wystarczająco przekonująco? — zapytał entuzjastycznie, na co jedynie uśmiechnąłem się delikatnie, w pośpiechu zapinając swoją koszulę i dopijając kawę.
Prawda była taka, że najbardziej lubiłem czerwonowłose.
South Korea; Seoul; Gangnam; 16.55pm
— Jeżeli tylko spróbujesz to odrzucić, możesz się oficjalnie ze mną pożegnać — odparł, unosząc wysoko jedną brew i wskazując na mnie wymownie palcem. Prychnąłem na słowa Jongina, przeglądając ofertę, która widniała na jednej z ulotek, którą mi podarował i zagryzałem jednocześnie mój lunch, rozkoszując się wybornym smakiem sushi z górnej półki. — I jak? — zapytał, kiedy nawet nie zdążyłem przejrzeć całej zawartości kilku kartek.
— Wiesz — powiedziałem, przełykając jedzenie w moich ustach. Czując wyczekujące spojrzenie Jongina na mojej osobie, który uderzał niespokojnie palcem w szklany stół, wziąłem szybki łyk zwykłej wody z cytryną, wreszcie mu odpowiadając. — Ten jacht wygląda zachęcająco — przyznałem, pozwalając, aby delikatny uśmiech wpłynął na moją twarz.
— Wiedziałem! — krzyknął, entuzjastycznie klaszcząc w dłonie i jednocześnie zwracając na nas uwagę reszty konsumentów. — Dubaj nie może się nas doczekać, stary! — krzyknął jeszcze głośnej, podnosząc się delikatnie z krzesła, aby uderzyć mnie w ramię, przez co zakrztusiłem się wodą.
— Uspokój się, Jongin — syknąłem, rozglądając się dyskretnie po restauracji. Miałem czasami dość zachowania Kima, szczególnie kiedy uśmiechał się w taki głupkowaty sposób i zachowywał gorzej niż pięcioletnie dziecko, żujące ciągle gumę balonową.
— Ostatnio jesteś jakiś spięty, Chanyeol — cmoknął, opierając się na krześle i robiąc ze swojej gumy balona. — To przez firmę, ale nie bój nic, wakacje w Dubaju cię z tego wyleczą! — znów podniósł swój głos, wyjąc niczym wściekły pies.
— Jeszcze raz zachowasz się tak przy mnie w miejscu publicznym, to przysięgam, że nigdzie nie jadę — chrząknąłem, przeżuwając w buzi kolejne sushi i wskazując na niego pałeczkami.
— Dobrze, szefuńciu — zaśmiał się dziecinnie, puszczając kolejnego balona, który z hukiem pękł w jego ustach.
Idiota.
— miesiąc później—
South Korean; Seoul Gimpo airport; 10.19am
Miałem wrażenie, że każdy najmniejszy szczegół przypominał mi wydarzenia, które miały miejsce ostatniej sylwestrowej nocy. Dosłownie wszystko przypominało mi tego okropnie seksownego bandytę, jakim był Baekhyun. I chociaż miałem przez ostatnie miesiące na głowie wyjątkowo dużo spraw, codziennie przez moje myśli przewijała się jego osoba. Najgorsze jednak było to, że nie miałem pojęcia, czy dzieje się tak przez dalszą nienawiść i złość, którą do niego czułem, czy przez to cholerne pragnienie, które wręcz zżerało mnie od środka.
Czułem się jak w jakiejś głupiej gierce, w której jestem wielką pustynią, a Baekhyun to olbrzymi i niedostępny wodospad.
Byłem spragniony całej jego osoby. Każdego spojrzenia, nawilżenia językiem malinowych warg, szatańskiego uśmiechu bądź tych sprośnych słów i ruchów, które co noc objawiały się niczym duch w moich sennych marzeniach.
Te wszystkie czynniki wpływały na moje niespokojne odliczanie minut, aż wreszcie opuszczę swój apartament, z walizkami kierując się na lotnisko. Chciałem wreszcie oczyścić swoje myśli od pracy, stresu i szarej rzeczywistości, która każdego dnia coraz bardziej mnie przytłaczała.
I byłem pewny, że drogi jacht, alkohol, seksowne dziewczyny i wieczne imprezy naprawdę mi w tym pomogą, a Dubaj przywróci starego Chanyeola.
— Jongin! — krzyknąłem, dostrzegając sylwetkę chłopaka wśród niewielkiego tłumu. — Przepraszam. Uwaga, przepraszam — powtarzałem to słowo w kółko, przeciskając się pomiędzy ludźmi, którzy rozmawiali w najróżniejszych językach świata, czasem rzucając mi dziwne spojrzenia. Poprawiłem torbę na moim ramieniu, bojąc się, że zaraz gdzieś ją zgubię lub po prostu ktoś mi ją ukradnie, co nie byłoby wyzwaniem w tych warunkach. — Jongin! — powtórzyłem, machając ręką do chłopaka w masce, który wreszcie raczył się odwrócić w moją stronę, obdarzając moją sylwetkę dziwnym spojrzeniem.
— Wreszcie, Yaeol — westchnął, podając mi do dłoni bilet. — Już się bałem, że nie zdążysz. Mamy kilka minut do zamknięcia bramek, chodź — powiedział, łapiąc mnie mocno za ramie i delikatnie je ściskając, ruszył ze mną w głąb szerokiego korytarza.
— Jedziemy pierwszą klasą, prawda? — zapytałem, marszcząc brwi i przyglądając się papierom, które mi podarował. Mimo tego, że często zdarzało mi się lecieć samolotami, nigdy nie byłem w stanie zrozumieć tych wszystkich biletów, bramek, lotnisk czy też klas. — Przepraszam — mruknąłem do starszej kobiety, która rzuciła mi krzywe spojrzenie, wpadając prosto na mnie przez tłum.
— Samolot lata, a nie jeździ, Chanyeol — odpowiedział, zatrzymując się w niewielkiej kolejce. — I tak, twój kochany przyjaciel załatwił ci pierwszą klasę — uśmiechnął się do mnie, puszczając balona z gumy do żucia.
— Naprawdę nie możesz wytrzymać chwili bez żucia tego świństwa? — mruknąłem, wpatrując się w wielkie lotnisko, które było widać przez ogromne, szklane szyby budynku.
— No tak, nie musisz mi dziękować za pierwszą klasę — westchnął, przewracając oczami. — W ogóle.
Następnie czas jakby przyspieszył. Kilka razy musiałem pokazać wszystkie dokumenty, zdejmować niektóre ubrania, oddawać bagaże i wreszcie wraz z Jonginem przeszliśmy przez długi rękaw, znajdując się we wnętrzu luksusowego samolotu, witając się z resztą znajomych. Wnętrze było naprawdę bogate i luksusowe, przez co bardziej czułem się jak w hotelu, jednak jak najbardziej mi to odpowiadało. Beżowe kanapy, ustawione naprzeciwko siebie wzdłuż samolotu, jasne oświetlenie w ciepłych barwach oraz grająca cicho muzyka i butelki szampana wprawiały mnie w naprawdę świetny humor.
— Chan! — usłyszałem entuzjastyczny krzyk tuż za swoimi plecami, kiedy witałem się z Krisem. Odwracając się do niego tyłem, dostrzegłem sylwetkę Sehuna, który z przyjaznym uśmiechem rozłożył swoje ramiona, witając mnie przyjacielskim uściskiem. — Kopę lat. Nie mogę uwierzyć, że tak długo się nie widzieliśmy.
— Racja — odpowiedziałem, klepiąc chłopaka po plecach. — Miło cię widzieć, stary. Wreszcie znów się wybawimy — odrzekłem, opuszczając swoje ramiona wzdłuż ciała i lustrując sylwetkę chłopaka. — Wykupiłeś karnet na siłownię? — zapytałem, kiedy z chudego chłopca wyrósł na umięśnionego mężczyznę, który w jego wersji wyglądał naprawdę dobrze.
— Tak, nawet ja sa —
— Okej, okej! — roześmiany krzyk Lay'a przerwał nam naszą rozmowę, przez co obydwoje odwróciliśmy się w stronę czarnowłosego chłopaka, obserwując, jak stoi na kanapie, zwracając na siebie uwagę wszystkich dookoła. — Chciałbym tylko coś powiedzieć! Mam nadzieję, że wszyscy macie dobre humory, bo właśnie zaczyna się nasza jedna, wielka impreza! — wydarł się na całe gardło, co zaakompaniował mu Jongin, również wydając z siebie entuzjastyczny krzyk.
Do ich głośnych śmiechów i gwizdów dołączyłem wtedy, gdy szampan z hukiem został otwarty, rozlewając się na drogą podłogę oraz do naszych gardeł, spragnionych alkoholu i zabawy.
Dubai; Dubai International Airport; 4.50pm
— Kurwa, Jongin — ciche syknięcie, wymieszane ze śmiechem, opuściło moje wargi, kiedy mój przyjaciel wpadł na ochronę lotniska, przepraszając ich w nieznanym dla nas wszystkich języku. Zapewne Jongin również nie wiedział, po jakiemu mówi, a to wszystko przez alkohol, który zdążył wypić przez niecałe dziewięć godzin w samolocie.
— Jesteśmy w Dubaju dopiero dziesięć minut, a on już pakuje nas w kłopoty — prychnął Sehun, przewieszając swoje ramie przez moje barki. Razem obserwowaliśmy, jak Jongin w hawajskiej koszulce i okularach przeciwsłonecznych na mokrej głowie śmieje się do rozwścieczonych ochroniarzy lotniska, Lay stara się jakoś ich uspokoić i przywołać do porządku chłopaka, a Kris jak zwykle gada do swojej komórki po angielsku, nagrywając relację na żywo.
— Po prostu banda kretynów — zaśmiałem się, machając na boki głową i wziąłem z ręki Sehuna butelkę wody, szybko wypijając połowę jej zawartości.
— Gorąco, prawda? — zapytał, klepiąc mnie po plecach, kiedy wreszcie odessałem się od gwinta naczynia, z ulgą wzdychając, gdy zimna woda ochłodziła mój przełyk.
— W cholerę gorąco — sapnąłem, ściskając butelkę w dłoni, po czym trafnym rzutem wyrzuciłem ją do śmietnika, stojącego tuż obok. — Jongin! — zawołałem, kiedy dostrzegłem, jak chłopak znów robi coś głupiego, a Lay nie daje rady go przytrzymać. — Chodźmy już, mam dosyć lotnisk i duchoty — sapnąłem, ciągnąć chłopaka za ramie, kiedy dalej krzyczał pijackim głosem w stronę ochroniarzy, którzy tylko z pogardą przyglądali się całej naszej piątce.
Po kilku minutach wreszcie udało nam się opuścić wielkie lotnisko, w którym było niezwykle duszno i gorąco. Jednak mówiąc „gorąco i duszno" nie przypuszczałem, jak nieznośnie może być na zewnątrz, o czym przekonałem się zaraz po przekroczeniu rozsuwanych drzwi.
— O cholera — powiedziałem, czując, jak nagła smuga parzącego powietrza otacza całe moje ciało, jednocześnie odcinając dostęp do tlenu. Od razu zrodziła się we mnie ochota na bieganie nago, a ubrania, które były najmocniej letnimi jakie posiadałem, okazały się tutaj jak zimowy sweter od babci.
— O tak, właśnie o czymś takim marzyłem! — Kris klasnął entuzjastycznie w dłonie, by później wydać z siebie głośny gwizd i rozłożyć ramiona, obracając się dookoła własnej osi. — Przecież tutaj jest idealnie, kurwa!
I dopiero w tamtym momencie doszło do mnie, że jestem w prawdziwym, pięknym Dubaju, którego wieżowce ciągną się aż do chmur, a miliony świateł rozbłyskują na tysiące kolorów każdej, jednej upalnej nocy.
Uniosłem swój wzrok jeszcze wyżej, dostrzegając gigantyczne, szklane budynki, które odbijały promienie oślepiającego mnie słońca. Mimo wczesnej godziny, na ulicach panował już niewielki tłok i hałas aut oraz ludzi, rozmawiających przez telefony komórkowe. Wszystko wydawało mi się sto razy większe, każdy najmniejszy szczegół wyglądał jak z innej planety i naprawdę czułem, że będą to najlepsze wakacje w moim życiu.
— Jongin — odezwałem się do pijanego przyjaciela, dalej przejeżdżając wzrokiem po wszystkim dookoła. — Chyba długo będę wdzięczny ci za ten wyjazd.
Mówiłem tak, bo jeszcze nie wiedziałem, co mnie czeka.
A dokładniej — kto mnie czeka.
— Co teraz? — odezwał się Sehun, również podziwiając widok Dubaju i popijając już drugi litr wody.
— Teraz? — Jongin usniósł brew, uśmiechając się w swój specyficzny, pijacki sposób. Przygryzł wargę, prychając cicho pod nosem i zaczesując mokre włosy do tyłu. — Teraz, moi kochani, ruszamy prosto w stronę jachtu całego dla nas!
Dubai; Sunreef Yachts Charter; 9.00pm
— Chyba się nie rozumiemy — odezwał się Jongin, który wraz z pomocą Sehuna rozmawiał z niskim Koreańczykiem, który wypożyczał w Dubaju jedne z najbardziej luksusowych jachtów. Mieliśmy szczęście, że władał mową po naszym języku, ponieważ byłem pewny, że nie dogadalibyśmy się z nim po arabsku. — To miał być Moonen Navarino, czego pan kurwa nie rozumie?
— Uspokój się, Jongin — syknąłem, trącąc go łokciem. Mimo tego, że alkohol zdążył już powoli ustępować z jego krwi, chłopak dalej był podpity i nie zachowywał się tak, jak powinien, co było zabawne i jednocześnie irytujące.
— Proszę pana — zaczął Sehun, będąc w tamtym momencie najbardziej rozumną osobą z całej naszej piątki. — Już kilka miesięcy temu zarezerwowany był Moonen Navarino na nazwisko Kim Jongin. Niech pan sprawdzi jeszcze raz, może w systemie zaszła pomyłka.
— Ostatni raz — westchnął Koreańczyk, zapewne mając już dość naszej obecności w rejestracji. Znów zaczął sprawdzać coś w komputerze, kiedy ja rzuciłem nerwowe spojrzenie w stronę Sehuna. Jongin nigdy nie był zbyt ogarniętą osobą, jednak nie przypuszczałem, że przez niego możemy utknąć w Dubaju bez dachu nad głową i w szczególności bez jachtu, na który już wszyscy się już napaliliśmy. — Wygląda na to, że jacht został już kilka dni temu wypożyczony innym osobą, za o wiele wyższą cenę — zmarszczył brwi, wzruszając ramionami.
— No tak, zawsze musi chodzić o pieniądze — westchnąłem, przecierając twarz dłońmi. Byłem cholernie zmęczony tym wszystkim i naprawdę miałem ochotę wreszcie zanurzyć swoje ciało w ciepłej wodzie morza lub po prostu wypić drinka na pokładzie jachtu.
— Z tego, co widzę, na jachcie jest tylko osiem osób — zmarszczył brwi, znów wlepiając swój zmęczony wzrok w monitor. — Bez problemu panowie się tam jeszcze zmieszczą, jacht jest dwudziestoosobowy.
— To jakiś żart — prychnął Jongin, uderzając pięścią w białą ladę. — Ten jacht miał być, kurwa, nasz! — warknął, niebezpiecznie blisko nachylając się do starca.
— Jongin, spokój — powiedziałem, łapiąc przyjaciela za bluzkę i ciągnąc go na dół. — Każdy z nas jest zdenerwowany, dobra? — spojrzałem mu w oczy, próbując przemówić do rozsądku. Widziałem, jak jego cała żuchwa się zaciska, tak samo, jak pięści a oczy wręcz płoną. — Może pan coś załatwić z tym jachtem?
— Oczywiście, tylko proszę o zachowanie spokoju, panowie — zapewnił, chwytając za biały telefon, leżący na ladzie.
— Pewnie, jestem wcieleniem pierdolonego spokoju na pięknie wykurwistej tafli jebanego Oceanu Spokojnego — warknął, napinając swoje mięśnie jeszcze mocniej.
— Spokój, Jongin — odezwał się wreszcie Kris, który przez cały czas wpatrywał się w swój telefon, jakby w ogóle nie przejmując się faktem, że mamy spore problemy z jachtem. — Może właśnie to jest przeznaczenie, co? — uniósł brew, kiedy wszyscy spojrzeliśmy na niego jak na głupka. — Może na jachcie są jakieś dobre laski, które tylko na nas niecierpliwie czekają, hm?
— Wątpię — prychnął Lay, opierając się o framugę. — Ale miejmy taką nadzieję.
— Witam, Panie Kyungsoo — odezwał się Koreańczyk do słuchawki. — Zaszła pewna pomyłka, za którą z góry przepraszamy. Okazuje się, że jacht, który jest teraz w pańskim posiadaniu, został zarezerwowany wcześniej przez inne osoby. Nie mamy pojęcia, jak doszło do tej pomyłki, jednakże dzwonię do pana z zapytaniem, czy nie przygarnąłby pan pod jacht pięciu osób?
— To jakieś jaja — warknął pod nosem Jongin, niespokojnie chodząc w kółko. — Kurwa.
— Pan Kyungsoo pyta o wasz wiek — zwrócił się do nas Koreańczyk, unosząc delikatnie swoje brwi. Sehun po kolei wymieniał nasze daty urodzenia, a ja mając już dość stania, usiadłem na czerwonej kanapie, zaraz obok Krisa, który przeglądał coś w sieci.
— Doskonale, pan Kyungsoo z chęcią was przyjmie, panowie — oznajmił. — Proszę udać się do portu.
I wszyscy byliśmy zadowoleni, nie wiedząc, jakie zło na nas czeka.
$
— Wiecie co — zacząłem, kiedy staliśmy na samym końcu nowoczesnego portu, wysuniętego na prawie czterdzieści metrów wgłąb morza, a na horyzoncie pojawił się sporych rozmiarów srebrny jacht, płynący w naszą stronę. — Mam jakieś złe przeczucia co do tego wszystkiego — mruknąłem, poprawiając swoje bagaże, które zostały dostarczone nam prosto z lotniska.
— Przestań, Yeol — odezwał się Lay, odpalając papierosa i spoglądając na mnie z brwią w górze. — Po jakimś czasie znudziłoby nam się ciągłe imprezowanie w piątkę. Miejmy tylko nadzieję, że będą ładne dziewczyny i nie będzie nikogo sztywnego.
— Dokładnie — powiedział Sehun, przekładając swoje ramie przez moje barki. — Wyluzuj, Chanyeol. Przynajmniej poznamy kogoś nowego, kto w dodatku jest z Korei. Przecież to przeznaczenie — zaśmiał się, co zawtórował mu Kris.
— Chłopaki — odezwał się Jongin, przez co wszyscy zwróciliśmy wzrok w jego stronę, by zaraz dostrzec jak ogromny, srebrny jacht zatrzymuje się tuż koło nas. Już na pierwszy rzut oka było widać, że nie należał do tanich, a wręcz do cholernie drogich pojazdów, na które mało kto mógł sobie pozwolić. Dlatego liczyłem, że również jego załoga będzie w jak najlepszym porządku i nie będzie z nimi żadnego problemu. — Wiem, że zapiera dech w piersiach, ale może się ruszcie — popędził nas, łapiąc swoje bagaże i kierując się w stronę schodów, które rozsunęły się z pojazdu, opierając się na porcie. Rzuciłem spojrzenie reszcie, która bez słowa ruszyła śladami Jongina, przyglądając się wszystkiemu dookoła.
— Kyungsoo! — usłyszałem czyiś śmiech gdzieś nade mną. Uniosłem głowę, dłonią zasłaniając oślepiające mnie promienie słońca. Byłem pewny, że skądś znam ten uroczy śmiech, który dobiegł do moich uszu. Zsunąłem z głowy okulary przeciwsłoneczne i nałożyłem je na nos, aby lepiej widzieć sylwetki dwóch osób, które stały kilka metrów wyżej, na przestronnym, jachtowym balkonie.
Najpierw dostrzegłem gołe, mleczne i pełne uda, następnie kolorowe kąpielówki, a jeszcze później zbyt szerokie biodra i zarysowane wcięcie w talii, jak na męską sylwetkę. Moje serce zaczęło bić niespokojnie szybko, co niebywale mnie przerażało, ponieważ nie wiedziałem, co się nagle ze mną zaczęło dziać. Obok drobnego chłopaka stał o wiele wyższy i umięśniony mężczyzna w czerwonych spodenkach kąpielowych, a jego umięśnione ramie spoczywało na talii mniejszego. Nawet nie przejmowałem się faktem, że obydwoje się do mnie śmieją, kiedy wpatrywałem się w nich jak ktoś niespełna rozumu. Dopiero po chwili podniosłem wzrok jeszcze wyżej, dostrzegając delikatne rysy twarzy oraz te cholerne, piekielne czerwone włosy.
Wyglądał jak anioł zesłany na ziemię, kiedy stał tak na tle rażącego słońca, przez co widziałem jedynie jego sylwetkę, którą miałem przyjemność przez ostatnie kilka miesięcy spotykać tylko w skrytych, sennych marzeniach. Mimo tego, że czułem się właśnie jak wybraniec samego Boga, który podarował mi po raz kolejny ciało Baekhyuna, wiedziałem, że Byun jest jedynie wysłannikiem diabła.
Był definicją grzechu, synem najprawdziwszego Szatana, silnie uzależniającym narkotykiem oraz wszystkim, od czego powinienem trzymać się z dala.
Nie mogłem uwierzyć, że właśnie po tylu miesiącach spotykam Baekhyuna, dziewięć tysięcy kilometrów od Korei Południowej i w dodatku na jachcie, na którym mam spędzić swoje wakacje. Pierwszy raz pragnąłem, aby wizja czerwonowłosego chłopaka faktycznie była tylko głupim snem.
To było tak bardzo nierealne i niemożliwe, że mój umysł zaczął szaleć, powoli nie odróżniając rzeczywistości od marzeń.
— Cześć, przystojniaku! — zawołał, uśmiechając się do mnie i machając dłonią. — Wejdź tu do nas, nie stój tak!
Już wtedy wiedziałem, że wpadłem w jego sidła i nie zdołam się z nich wyplątać. Igła nasiąknięta całym Baekhyunem wbiła się już dawno głęboko w moje serce, zakażając całą krew i myśli jego osobą.
— Chanyeol! — z zahipnotyzowania wyprowadził mnie głos Sehuna, który zawołał mnie z jachtu, machając ręką. — Na co czekasz? Chodź!
Przełknąłem głośno ślinę, dalej nie przyjmując do siebie faktu, że gdy tylko tam wejdę, zostanę skazany na Baekhyuna na kolejne tygodnie.
To nie tak, że takie skazanie mi nie odpowiadało, wręcz przeciwnie. Było to najlepsze skazanie, jakie tylko mogłem sobie wymarzyć. Mój umysł znów został zamglony na wszystkie niebezpieczeństwa, które równały się z Baekhyunem. Nie miałem jednak pojęcia, czy to przez mój wybór, czy przez kolejne wdzięki, jakimi chłopak zdążył oczarować mnie w zaledwie kilka sekund.
Nawet zdążyłem zapomnieć, co zrobił jeszcze kilka miesięcy temu w tę wyjątkową i niezapomnianą noc sylwestrową.
Wszedłem kilka schodów wyżej, niosąc swoje bagaże i już po chwili stanąłem koło reszty moich przyjaciół, którzy wraz z torbami stali na pokładzie jachtu, rozmawiając z ciemnowłosym chłopakiem.
— Nie ma problemu, chętnie przyda nam się pomoc — Koreańczyk uśmiechnął się do Jongina, a ja znów miałem dziwne przeczucie, że coś tutaj nie gra. Rozglądałem się niespokojnie dookoła, szukając sylwetki Baekhyuna, której na szczęście nigdzie nie było. Z jednej strony cieszyłem się jak beztroski dzieciak, jednak z drugiej miałem ochotę już nigdy na niego nie spojrzeć, lub po prostu zabić za to, co działo się ze mną z jego winy przez ostatnie kilka miesięcy.
Dalej nie wierzyłem, że to właśnie ten Baekhyun.
— Pomoc? — Jongin zmarszczył brwi, w dziwny sposób przyglądając się chłopakowi. — W czym konkretnie potrzebujecie pomocy na jachcie?
— Hm — zaśmiał się specyficznie, unosząc delikatnie brwi i kołysząc się na palcach. Jak na panującą wtedy pogodę był nadzwyczajnie grubo ubrany, co już było podejrzane. — Powiedzmy, że mam u was dług, za przyjęcie na jacht.
— Dług? — odezwałem się, marszcząc brwi i zwracając na siebie uwagę całej reszty. — Jaki do cholery dług?
— Oh, nie przedstawiłem się — oznajmił, ignorując moje pytanie i wystawiając w moją stronę drobną dłoń. — Do Kyungsoo, miło mi poznać — uśmiechnął się specyficznie, a ja zlustrowałem wzrokiem jego dziwną sylwetkę. Zmarszczyłem brwi jeszcze mocniej, spoglądając na jego dłoń, wystawioną ku mnie.
— Chanyeol — odpowiedziałem, ściskając jego dłoń. Cichy syk wydostał się z moich warg, kiedy Kyungsoo uścisnął moją dłoń nadzwyczajnie mocno, znów dziwacznie się przy tym uśmiechając.
Coś było nie tak i już tego nie czułem, tylko to wiedziałem.
— Nie traćmy czasu, pokaże Wam wasze sypialnie — oznajmił, machając głową, abyśmy ruszyli za nim, wgłąb wielkiego jachtu. Nie zwracałem nawet uwagi na jego wystrój, będąc zbyt przejęty faktem, z kim mam spędzić te wakacje.
— Sehun — mruknąłem, kiedy reszta przyjaciół mnie minęła, podążając za Kyungsoo. Podszedłem do blondyna, który na mój widok jedynie zmarszczył mocno brwi, lustrując całą moją twarz.
— Masz chorobę morską?
— Baekhyun — powiedziałem, otwierając szeroko oczy.
— Co Baekhyun?
— Baekhyun jest tutaj, kurwa. Musi —
— Baek! — wysoki pisk dobiegł do naszych uszu, jakby nagle pojawił się zupełnie znikąd. Dostrzegłem sylwetkę drobnego blondyna, biegnącego zza rogu jachtu prosto na nas, a właściwie to na Sehuna, który już po kilku sekundach wylądował na moich butach, przygwożdżony czyimś ciałem do podłogi.
— Cholera — powiedziałem, w szoku odsuwając się krok do tyłu. — Nic ci nie jest? — zapytałem, kiedy drobny chłopak o niezwykle dziewczyńskiej urodzie uniósł swoją twarz ku górze, patrząc na mnie zmieszanym wzrokiem.
— Kurwa? — odezwał się Sehun, podnosząc się na rękach z ziemi, tym samym strącając z siebie ciało nieznajomego chłopaka na pokład jachtu. Oh szybko doprowadził się do porządku, wstając i otrzepując się z niewidzialnego kurzu, kiedy ja jedynie patrzałem na zaistniałą sytuację z podejrzeniami.
Ten jacht już od początku wydawał się dziwny.
— O mój boże, wszystko dobrze? — zapytał, podając rękę drobnemu chłopakowi, który już po chwili stał na równych nogach.
— Tak, przepraszam — sapnął nieśmiało, uśmiechając się przy tym w uroczy sposób. — Byłem pewny, że nikt nie będzie tutaj stał — przyznał, spoglądając również na mnie, przez ciemne okulary przeciwsłoneczne w czerwonej oprawce, na których widniała sporych rozmiarów rysa.
— Obawiam się, że zbiłem ci okulary — mruknął, marszcząc brwi i przyglądając się intensywniej twarzy drobnego chłopaka.
— Spokojnie, to moja win —
— Mogę? — zapytał, przerywając blondynowi, po czym nie czekając na jego odpowiedź, złapał delikatnie jego czerwone oprawki, ściągając okulary z jego nosa.
I wtedy stało się coś, czego nie mogłem pojąć.
— Luhan? — Sehun stanął jak wryty, z szokiem patrząc na twarz niższego blondyna.
— Cześć, Sehun — uśmiechnął się jeszcze słodziej, w pewnego rodzaju zakłopotaniu mrugając niespokojnie powiekami.
— Boże, co ty tutaj robisz? — zapytał, wyglądając zupełnie tak, jakby właśnie zobaczył ducha. — Nie widziałem cię ponad pół roku. Czemu? Czemu uciekłeś?
— Seh —
— Dobra, mam dość — przerwałem im w rozmowie, rozkładając bezradnie ręce. — Ten jacht jest popierdolony — mruknąłem, odwracając się od dwójki i podążając w głąb jachtu. Jedyne, na co miałem ochotę to na znalezienie swojej sypialni i odespanie tych kilkunastu godzin męczącej podróży.
$
Jacht był naprawdę wielki i bogaty, o czym świadczyły wszystkie najmniejsze detale, idealnie komponujące się z resztą ekskluzywnego wystroju. Wnętrze tonęło głównie w bordowych i beżowych kolorach, a korytarze oświetlone były przez wielkie żyrandole, rzucające ciepłe światło na wszystko dookoła. Jednak dużym minusem całego jachtu był fakt, że wszystkie drzwi wyglądały zupełnie identycznie, tak samo, jak cała reszta, przez co miałem wrażenie, że ciągle chodzę w kółko.
— Cholera — mruknąłem pod nosem, kiedy już zupełnie straciłem jakąkolwiek orientację w terenie. Zacząłem szukać po kieszeniach spodni swój telefon, jednak po pewnym czasie przypomniałem sobie, że oddałem go w ręce Jongina na lotnisku. Westchnąłem głośno, znów podnosząc swoje bagaże z podłogi i zawróciłem, udając się do wyjścia na zewnątrz.
Dalej w głowie miałem wizję Baekhyuna na tym samym jachcie, przez co mój umysł szalał jeszcze bardziej. Nie miałem już pojęcia, czy faktycznie obraz moich sennych marzeń znajduje się w tym samym miejscu co ja, czy po prostu moja bujna wyobraźnia znów płata mi figle.
Po czasie udało mi się dotrzeć na sporych rozmiarów jachtowy balkon, a ciepła bryza uderzyła w moją twarz, gdy tylko przekroczyłem jego próg. Do moich uszu od razu doszły czyjeś śmiechy i piski oraz muzyka, grająca z dołu. Podchodząc do barierek, spojrzałem w dół, dostrzegając trzy Koreanki wraz z resztą moich przyjaciół, oprócz Sehuna. Lay i Kris jak zwykle zaciągali się jakimś świństwem, a Jongin zagadywał do uroczej blondynki w różowym stroju kąpielowym, która figlarnie popijała drinka.
— Jennie! — druga blondynka krzyknęła głośno, przekrzykując dudniąca muzykę. — Skaczemy! — zawyła, po czym dopijając swój napój, rzuciła kubkiem i odbiła się od jachtu, skacząc do ciepłej wody.
— Zaczekaj! — zawołała brunetka, wstając z leżaka i ściągając swój kapelusz z głowy. Podbiegła do barierek jachtu, spoglądając na pływającą przyjaciółkę, po czym z wrzaskiem rzuciła się do wody, z hukiem do niej wpadając.
— Przyzwyczaj się — usłyszałem czyiś znajomy głos tuż obok siebie, dlatego oderwałem wzrok od dolnej części jachtu, przenosząc spojrzenie na osobę obok. Mimo że jego głos wydawał mi się znajomy, widziałem tego człowieka pierwszy raz na oczy.
A przynajmniej tak myślałem.
— Jackson Wang — przedstawił się, wypuszczając z ust gęsty dym i zgaszając na barierce żarzącego się papierosa. Kosmyki mokrych, ciemnych włosów opadały na jego czoło, tak samo, jak krople leniwie kapały z jego wyjątkowo umięśnionego torsu na podłogę. Już na pierwszy rzut oka mogłem dostrzec, że chłopak jest bardzo dobrze zbudowany, a każdy najmniejszy mięsień był idealnie zarysowany, szczególnie przez fakt, że jego czerwone spodenki kąpielowe były usadowione niebezpiecznie nisko na jego biodrach, odsłaniając mięsień biodrowo-lędźwiowy.
— Park Chanyeol — powiedziałem, ściskając mocno dłoń, którą wystawił w moją stronę. Mimo tego, że chłopak miał mocno zarysowaną żuchwę i ściśniętą szczękę, uśmiechał się do mnie w dość przyjazny sposób, co oczywiście wydało mi się podejrzane. Zresztą jak wszystko na tym jachcie.
— Szukasz czegoś? — zapytał, puszczając moją dłoń i odsuwając się krok w tył. — Lub kogoś?
— Właściwie to — zacząłem, znów spoglądając na dół, gdzie zabawa rozkręcała się jeszcze bardziej. — Nie mam pojęcia, gdzie jest mój pokój — przyznałem, wracając wzrokiem do ciemnowłosego, który na moje słowa zaśmiał się w dziwny sposób, przez co zmarszczyłem brwi.
— Pewnie, zaraz to załatwimy — powiedział, przeczesując dłonią mokre włosy. — Taemin! — zawołał, układając swoje dłonie koło ust, aby jego donośny krzyk był wyraźniejszy. Dosłownie po kilku sekundach z balkonu wyżej wychylił się blond włosy chłopak, spoglądając na nas ze zmarszczonymi brwiami.
— Ta?
— Pomożesz naszemu nowemu koledze trafić do pokoju? — zapytał, przewieszając swoje, mokre od wody, ramie przez moje barki.
— Oczywiście, że tak — zaśmiał się, zbyt głośno i zdecydowanie zbyt podejrzanie, abym nie poczuł się co najmniej dziwacznie. — Chodź, piękny.
$
— To tutaj — oznajmił blondyn, zatrzymując się pod sporych rozmiarów drzwiami, usadowionymi na samym końcu niedługiego korytarza. Obserwowałem ze zmęczeniem wymazanym na twarzy, jak sprawnie otwiera drzwi i jeszcze raz zlustrowałem jego sylwetkę. Był ode mnie niższy, chociaż mało kto równał mojemu wzrostowi, za to miał dobrze zbudowane ciało, jak na kogoś, kto porusza się w najbardziej gejowski sposób, jaki widziałem na oczy. Najbardziej moją uwagę przykuwała jego brew, która na samym końcu była przerwana, zupełnie tak, jakby ktoś przejechał w tym miejscu golarką. — No, już. Raz, dwa i do środka — popędził mnie, wręcz wpychając do pokoju. — Jeszcze jedno, przystojniaku. Dzisiaj wieczorem organizujemy imprezę przy basenie, musicie być wszyscy. Dlatego lepiej się wyśpij, bo wyglądasz na zmęczonego.
— Dzięki — mruknąłem, mając dość już zbędnego gadania Taemina, który przez całą drogę do pokoju opowiadał mi o zupełnych głupotach, których na szczęście już nie pamiętałem. — Do zobaczenia — powiedziałem, zamykając mu drzwi przed nosem.
Wreszcie mogłem zrzucić z siebie wszystkie bagaże i odetchnąć z ulgą. Czułem się tak, jakbym zupełnie zapomniał o całym Dubaju i jachcie, bo zmęczenie aż zżerało mnie od środka wraz z faktem, że Baekhyun jest na tym samym jachcie co ja.
Cholera.
Wzdychając głośno, ruszyłem w głąb przestronnego pokoju, pokrytego głównie bielą i błękitem. Całe pomieszczenie było naprawdę duże, szczególnie przez fakt, że jedna ze ścian pokryta była w całości szkłem. Usiadłem na łóżku, zachwycając się widokiem spokojnej tafli morza, którą mogłem dostrzec przez szklaną ścianę, którą już zdążyłem polubić w te kilka sekund. Sypialnia była dość nowoczesna, mógłbym nawet rzec, że dorównywała mojej, którą na jakiś czas pozostawiłem w Seulu. Podłoga była pokryta miękkim, białym dywanem, co idealnie komponowało się z błękitnymi, potężnymi zasłonami, zapewne na sterowanie.
Wszedłem do jeszcze większej łazienki, w której oprócz sporych rozmiarów prysznica znajdowała się również wanna, a zaraz obok niej wiadro z lodem i dwoma butelkami szampana, z czego jedna była do połowy otwarta.
Zmarszczyłem brwi.
Na półce, tuż nad umywalką, znajdowały się różne kosmetyki do włosów, szczoteczka do zębów oraz do połowy zużyta pasta wybielająca. Tak, jak jeszcze mogłem pojąć fakt, że jacht jest wyposażony w kosmetyki, nie mogłem pojąć, czemu są one w takim nieładzie, oraz czemu połowa z nich jest praktycznie zużyta.
Jeszcze bardziej zdziwiłem się, gdy otwierając małą szafkę obok umywalki, dostrzegłem całe opakowanie prezerwatyw oraz lubrykant, w bordowej buteleczce.
— Kurwa — zmarszczyłem brwi, delikatnie biorąc te wszystkie rzeczy do rąk i dokładnie się im przyglądając.
Od samego początku wiedziałem, że coś jest nie tak z tym jachtem, jednak nie przypuszczałem, że aż tak.
Opuściłem łazienkę, chcąc jak najszybciej znaleźć kogoś, kto wytłumaczyłby mi, o co tutaj chodzi. Jednak z momentem wyjścia na korytarz, stwierdziłem, że i tak jestem zbyt zmęczony, aby kogokolwiek szukać i wróciłem znów do pokoju, kierując się wprost do łóżka.
Nie obchodził mnie nawet fakt, że powinienem się umyć po długiej podróży. Chciałem jak najszybciej odespać te kilkanaście męczących godzin, aby już wieczorem wrócić do żywych.
Bo skąd miałem wiedzieć, że będzie to błąd?
$
Mimo tego, że materac, na którym aktualnie spałem był naprawdę wygodny, a błękitne zasłony teraz przemieniły sypialnię w totalną ciemnię, coś wybudziło mnie w środku mojego snu. Na samym początku to zlekceważyłem, przewracając się na drugi bok, jednak po kilku kolejnych minutach i dziwnych dźwiękach z łazienki, wstałem z łóżka, odkrywając swój nagi tors.
W Seulu spałem jedynie w bokserkach i rzadko kiedy w koszulce, dlatego w dalszym ciągu było mi cholernie gorąco i miałem naprawdę nadzieję, że noce w Dubaju są chociaż trochę zimniejsze niż pogoda w południe.
Podrapałem się po głowie, kierując się do łazienki, jednak już po chwili zatrzymałem się na samym środku pokoju, zamierając.
Jebany prysznic.
Ktoś był pod prysznicem.
W moim pokoju.
Najpierw do moich uszu dobiegł dźwięk wody, która lała się spod prysznica. W tamtym momencie mogłem stwierdzić, że to awaria, lub jakaś usterka, a woda leje się sama z siebie, jednak gdy tylko wsłuchałem się mocniej, usłyszałem czyiś zduszony śpiew oraz radio, grające dosyć głośno.
— Day drunk into the night wanna keep you here — podszedłem kilka kroków bliżej, aby lepiej słyszeć. — 'Cause you dry my tears — doszedłem do drzwi, przykładając do nich ucho. Moje obawy zupełnie zniknęły, za to pojawiło się swojego rodzaju rozbawienie faktem, że ktoś właśnie kąpie się w moim pokoju. Miałem tylko nadzieję, że będzie to jakaś piękna, naga i figlarna dziewczyna, która zawstydzi się na mój widok.
W końcu jestem Park Chanyeol.
Nawet nie posiadałem obaw co do tego, że spotkam tam chłopaka, ponieważ głos był zbyt wysoki jak na kogoś płci męskiej. Z kolejnymi słowami piosenki wszedłem ostrożnie do środka, uważając, aby drzwi nie wydały żadnego dźwięku. W łazience było parno, zapewne przez gorącą wodę, a całe pomieszczenie wypełniło się przyjemnym, brzoskwiniowym zapachem żelu pod prysznic.
— Yeah, summer lovin' and fights, how it is for us — zamknąłem ostrożnie drzwi, zastanawiając się, co powinienem zrobić. Przez ostatnie miesiące nie miałem ani okazji do żartów, ani ochoty do nich przez stres, jaki miałem w firmie. Dlatego teraz chciałem to nadrobić. — And it's all because... — odwróciłem się przodem do prysznica, a widok, jaki tam zastałem, jak najbardziej się mi spodobał.
Mimo tego, że kabina prysznicowa była pokryta matowym szkłem, mogłem dostrzec idealnie okrągłe i jędrne pośladki, co tylko umocniło mnie w przekonaniu, iż nie jest to chłopak. A nawet jeżeli by był, to chłopczykiem z takim ciałem nigdy bym nie pogardził.
— Now if we're talking body... — ujrzałem, jak schyla się i od dołu pokrywa swoje ciało żelem pod prysznic, którego zapach już po chwili znów wypełnił całą łazienkę. Drobne dłonie błądziły po całym ciele z gracją i pikantną nutą erotyki, zupełnie tak, jakbym znajdował się na planie do filmów pornograficznych, mając przed sobą aktorkę z górnej półki. — You've got a perfect one, so put it on me... Swear it won't take you long.
Miałem dziwne przeczucie, że już kiedyś spotkałem się z tą formą figlarnej erotyki i niebywałej gracji.
Przygryzając wargę, podszedłem jeszcze bliżej kabiny prysznicowej, zastawiając się, czy nie wejść do środka. To byłoby zabawne i to bardzo. Dlatego już po chwili, nie ściągając z siebie bokserek, z pewnym uśmiechem otworzyłem po cichu drzwi wielkiej kabiny prysznicowej, wchodząc tyłem do środka.
Nie myślałem o tym, co we mnie wstąpiło, jednak czułem jakieś dziwne, mocne sidła, które wręcz pchały mnie do tego kroku. Zupełnie tak, jakby nagle moje pragnienie zostało powoli zaspokajane, przez osobę, która tam stała.
— If you love me right, we fuck for life... On and on and on!
I gdy już miałem wydać z siebie jakiś dźwięk, zawstydzając osobę stojącą teraz do mnie tyłem, poczułem coś, co uświadomiło mnie w mojej głupocie.
Moje nozdrza wyczuły ten uzależniający zapach grzechu, pomieszanego z brzoskwiniowym żelem pod prysznic. Stanąłem jak wryty, czując, jak bramy najprawdziwszego piekła właśnie się przede mną roztwierają, a moje serce zamiera, czekając na kolejną dawkę silnego ciosu w okolicach klatki piersiowej. Nie mogłem wręcz spokojnie pobrać powietrza, zupełnie tak jakby coś zaklinowało się w moim przełyku, dusząc od środka.
Przede mną, dokładnie tyłem, stał syn samego szatana, wcielenie czystego zła oraz najniebezpieczniejszy narkotyk we wszechświecie — Byun Baekhyun.
Z trzęsącymi się źrenicami spojrzałem w dół, lustrując, jak woda wraz z pianą spływa po jego idealnych pośladkach, zaczynając od linii prostego kręgosłupa. Jego ciało wyglądało jeszcze lepiej, kiedy było mokre i wręcz błyszczało się, prosząc o dotyk. Czułem, jak w mojej głowie wszystko wiruje, kiedy dostrzegłem te piekielnie czerwone włosy, które chłopak właśnie pokrywał pachnącym szamponem, masując smukłymi palcami skórę głowy.
Żadna czerwień nie równała się z kosmykami jego włosów, które pokochałem od pierwszego spojrzenia.
Czułem dosłownie wszystko naraz. Przepełniało mnie spełnienie, że wreszcie mogę widzieć Baekhyuna i to w dodatku nago, jednak z drugiej strony wypełniony byłem złością, że ktoś taki jak on okradł mnie podstępnie i pozbawił rozsądku, codziennie przewijając się w mojej głowie.
Nie wiedziałem co robić.
Nagle jednak los zadecydował za mnie, bo gdy już gotowy byłem po prostu uciec, ciało Baekhyuna powoli zaczęło się obracać ku mnie.
— If you love me right, we fuck for life.... On and on and on! — jego słodki głos odbił się od ścian łazienki wraz z radiowym utworem, który nagle się skończył, a pomieszczenie wypełniło się tylko i wyłącznie lejącą się wodą.
Byłem pewny, że już dawno zamarłem, jednak teraz nie mogłem opisać swoich uczuć, ani się określić. Baekhyun stanął idealnie przodem do mnie, wreszcie ukazując mi swoją idealną twarz, po której spływała woda, lejąca się z prysznica umieszczonego na suficie. Spojrzałem na jego zamknięte powieki, zjeżdżając wzrokiem na te cholerne, czerwone usta, które delikatnie rozwarte, pozwalały spływać wodzie po seksownych wargach. Mimowolnie mój penis zaczął drgać, co już świadczyło o tym, że powinienem jak najszybciej stamtąd uciekać.
Jednak coś cholernie mi na to nie pozwalało, ciągle przybliżając mnie do mokrego Baekhyuna.
Moja pewna śmierć nastąpiła dokładnie wtedy, kiedy w radiu rozbrzmiało Often od The Weekend, a usta Baekhyuna wykrzywiły się w grzesznym uśmiechu, pozwalając, aby biodra zaczęły kręcić się w rytm nastrojowej muzyki.
Zgon.
— Oh yeah, oh yeah, oh yeah, oh yeah — zaczął cichutko sapać, uginając delikatnie kolona, przez co jego biodra mogły wykonywać jeszcze bardziej erotyczne ruchy.
Byłem zahipnotyzowany.
Momentalnie przypomniał mi się moment, w którym Baekhyun ocierał się swoimi pośladkami o moje krocze, a moje dłonie umieszczone na jego idealnych biodrach mocno zaciskały się na jego skórze.
Zacząłem dyszeć niebezpiecznie głośno, stojąc jak ostatni idiota przed nagim i niebezpiecznie erotycznym Baekhyunem, nie wiedząc co robić.
To było cholernie idiotyczne, jednak pragnąłem go tak bardzo, że nie mogłem nic zrobić.
Wbijając swój wzrok w wijące się i mokre ciało Baekhyuna, przeniosłem się na jego twarz, która była niezwykle rozluźniona i wręcz emanowała przyjemnością, kiedy zataczał szyją delikatne kółka. Woda na jego ciele parowała, a ja czułem, jak robi mi się coraz duszniej.
Jednak kulminacyjny moment nastąpił wtedy, gdy przetarł rękoma swoje oczy, by chwilę później wbić swój ciemny wzrok prosto w moją twarz. Widziałem, jak w jego oczach po kolei buzują najróżniejsze emocje, począwszy od zupełnej obojętności, przechodzącej w strach i kończącej na niewyobrażalnej złości. Stałem jak skończony idiota, nie mogąc wydobyć z siebie najmniejszego dźwięku, co zdarzyło mi się pierwszy raz w życiu.
— Kurwa! — głośny pisk wydobył się z jego ust, a jego ciało odskoczyło do tyłu, łapiąc szybko za żel pod prysznic.
— Spokojnie, Bakhyun — zacząłem wreszcie, wyciągając przed siebie ręce, aby go uspokoić.
— Ty jebany pedofilu — warknął, z przerażeniem na twarzy otwierając butelkę żelu. Nie wiedziałem, co właśnie się dzieje, ale kilka sekund później drażniące mydło wystrzeliło na moją twarz, wpadając do oczu.
— Kurwa — syknąłem, zaciskając powieki i starając się dłońmi zetrzeć płyn z powiek. Następnie poczułem, jak moje ciało zostaje przyciśnięte do zimnej ściany oraz jak Baekhyun kopie mnie nogą w brzuch, co w sumie jak na jego siłę i wzrost było bolesne. Kolejny syk wydobył się z moich ust, kiedy złapał mnie mocno za ucho, ciągnąc w dół.
— Myślisz, że nie poradzę sobie z takimi zboczeńcami, co? — warknął mi do ucha, ściskając je jeszcze mocnej. — Co to za bezczelność, żeby nachodzić mnie, jak się myję! Zamknąłbym was wszystkich w więzieniu, pieprzeni zboczeńcy — powiedział, uderzając mnie w otwartej dłoni w policzek, przez co moja głowa uderzyła w szybę kabiny.
Wykrzywiłem twarz w szoku, wreszcie otwierając oczy, które przestały mnie już tak bardzo szczypać. Spojrzałem na lekko przerażoną twarz Baekhyuna, która również emanowała złością, jednak to ja powinienem być zły.
— Słucham? — zadrwiłem, wypuszczając wodę, która nabrała się w moich ustach. Wyprostowałem się, zrzucając jego dłoń, która przypierała mnie do ściany, z mojego barku. Był o wiele niższy i drobniejszy ode mnie, więc bez problemu złączyłem jego dłonie w żelaznym uścisku, umieszczając je nad jego czerwoną głową. Automatycznie jego twarz wykrzywiła się w przerażeniu, co tylko umocniło mnie w przekonaniu, że wygrywam. — Co mówiłeś? — zmarszczyłem brwi, stawiając kolejne kroki do przodu, przez co powoli się cofał. Czułem, jak moje palce zaczynają mnie parzyć od trzymania jego dłoni, jednak nie mogłem pozwolić, aby tym razem wygrał, używając swoich wdzięków.
— Powiedziałem, że najchętniej to zamknąłbym takich zboczeńców w więzieniu — warknął, nie poddając się i próbując wyrwać swoje ręce z mojego uścisku.
I w tym momencie naprawdę poczułem czystą złość, że ktoś taki jak Baekhyun tak bardzo się wywyższa i jeszcze mnie poucza, udając świętego.
Z cichym warknięciem przywarłem mocno jego ciało do ściany, jednocześnie stając pod lejącą się wodą, która już po chwili zmoczyła całe moje ciało. Jego przestraszony wzrok z bardzo delikatną nutą dalszej pewności siebie powodował, że szalałem.
Miałem ochotę go ukarać, najlepiej mocnymi klapsami i słyszeć, jak cicho jęczy przeprosiny w moją stronę.
— Zdajesz sobie sprawę, kim ja jestem, Baekhyun? — zapytałem, kiedy opluł mnie prosto w twarz wodą, która spływała teraz po naszych ciałach, tylko podnosząc temperaturę. Przycisnąłem go jeszcze mocniej do ściany, słysząc, jak ciche sapnięcie ucieka spomiędzy jego rozchylonych warg. — Odpowiedz — warknąłem, kiedy woda ciągle wpływała do jego ust, przez co nie mógł swobodne oddychać.
— Nie dotykaj mnie, zboczeńcu — warknął niewyraźnie, przymykając ciągle oczy przez włączony prysznic, znajdujący się idealnie pośrodku nas. — Odsuń się, kurwa.
— Najpierw oddaj wszystko, co mi ukradłeś — powiedziałem, niwelując jakąkolwiek przestrzeń między nami, przyciskając swoje mokre ciało do niego.
Mimo mojej złości, dalej czułem, jak bardzo mnie rozpala, a jego skóra wręcz parzy. Musiałem się naprawdę kontrolować, żeby mu nie odpuszczać i nie skupiać się tylko na jego idealnej twarzy, jednak...
Cholera, był piękny.
Nigdy nie widziałem niczego, co dorównałoby całemu Baekhyunowi. Jego usta, do których ciągle wpływała gorąca woda, czerwone kosmyki włosów, opadające delikatnie na jego czoło i te cholerne, przygaszone oczy, rzucające coraz bardziej seksowne spojrzenie.
Nie chciałem tego do siebie przyjąć, ale stał się moim największym fetyszem i marzeniem. Pragnąłem go dotykać, sprawiać, aby jęczał i krzyczał na całe gardło moje imię, aby jego pośladki zostały brutalnie przeze mnie ściskane, a usta podrażnione od namiętnego całowania. Chciałem go zaspokajać, powodować przyjemność, rozlewającą się na całej twarzy i ciele, aby nie mógł wytrzymać przez tyle doznań, jakie bym mu oferował.
Zapomniałem już połowy słów, które przed chwilą wypowiedziałem oraz powodu, dla którego tutaj się znajdujemy. Znów mnie zahipnotyzował i otruł moją duszę wraz z umysłem swoją osobą.
Chyba potrzebowałem egzorcysty.
I nawet nie pamiętam, jak to się stało i kto to zapoczątkował, jednak nagle jego rozgrzane, grzeszne wargi spoczęły na moich ustach. Mimowolnie poczułem, jak każda moja najmniejsza komórka wybucha, serce zaprzestaje wykonywania swojej pracy, a umysł szaleje, nie potrafiąc zrozumieć tego, co właśnie się stało.
Smakował tak bardzo słodko, a jednocześnie był gorzki jak najcięższy grzech popełniony przez ludzkość. Jego usta były definicją piekła, jednak w tym wszystkich był tak niemożliwie przyjemne i uzależniające, iż nie mogłem pojąć, jakim cudem ktoś taki jak Baekhyun ma prawo istnieć. Był idealny pod każdym względem.
Nie miałem pojęcia, jakim cudem właśnie jego wargi całują moje usta. Przez chwilę nabrałem pewności, że jeszcze dzisiejszej nocy słodki Baekhyun zostanie cały mój, grzecznie poddając się i pozwalając mi na dotykanie jego perfekcyjnego ciała.
Jednak to był Byun Baekhyun.
Gdy już chciałem puścić jego dłonie, pozwalając im na spoczęcie na idealnie okrągłych pośladkach, Baekhyun przycisnął swoje usta jeszcze mocniej, po chwili wypluwając sprawie w mój przełyk gorącą wodę, która zaczęła mnie dusić. Czerwonowłosy chłopak mocno odepchnął mnie od siebie, kiedy starałem się wypluć wodę ze swojego gardła. Coś tak niespodziewanego zszokowało mnie, przez co nie mogłem nabrać powietrza.
— Doskonale cię pamiętam, Park Chanyeol — odparł z nikłym uśmiechem na ustach, kiedy podparłem się ściany, uderzając pięścią w klatkę piersiową, aby woda wydostała się z mojego gardła. — Jednak chyba ty zapomniałeś, kim ja jestem — syknął, uśmiechając się jeszcze bardziej i obwijając się w biały ręcznik, otworzył drzwi kabiny prysznicowej.
Nie chciało mi się wierzyć w to, że znów wygrał, pozostawiając tak mnie, krztuszącego się i bezradnego.
— Jestem Byun Baekhyun, czysta definicja grzechu i niedostępności, nieudaczniku.
____
witam Was, słoneczka, po miesiącu ciężkiej pracy i starań, aby ten rozdział był jak najlepszy.
mam nadzieję, że te ponad 7k słów się Wam spodobało, bo naprawdę, w pewnych momentach miałam wrażenie, że publikacja tego zajmie mi co najmniej rok.
przepraszam, że musieliście czekać na to aż miesiąc, jednak naprawdę bywało u mnie ciężko z pisaniem.
serce dudni mi jak szalone, więc proszę Was, abyście zostawili komentarz i napisali, czy Wam się spodobało - jeżeli macie jakiekolwiek skargi\zażalenia to śmiało, cieszy mnie szczera opinia.
zapraszam Was również na mojego snapa, tam podaję między innymi informacje co do publikacji (miejmy nadzieję, że kolejny part DSAT pojawi się jak najszybciej) ---> mavtqq
ubierajcie się cieplutko, cieszcie życiem i przede wszystkim uśmiechajcie tak dużo, jak tylko to możliwe.
see you soon, lovely. ♥
ps. cudowny filmik z adnotacji:
EXO - do you [gangster!au]
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro