Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

if you wanna fuck me, do it now.

a/n; jesteście pewni swojej gotowości? 
(nah, bo ja chyba nie, serce zaraz mi wyskoczy)

+proszę o nabranie dystansu, świat przedstawiony nie jest na podstawie Biblii, nie ma na celu urazić wiary/Boga.

Nie mogłem powstrzymać się przed głośnym dyszeniem i szybkim unoszeniem się mojej klatki piersiowej, kiedy zaparowana łazienka zaczęła wypełniać się grzechem, a moje szorstkie ręce obwinęły się wokół talii Baekhyuna, który pozwalał sobie na coraz to intensywniejsze zmniejszanie dystansu pomiędzy nami. Ułożyłem moje ramiona wokół jego ciała, tym samym nakazując, aby jego jędrne pośladki, przyodziane w czerwoną bieliznę, spoczęły na moich kolanach. Starałem się nie pokazywać aż tak bardzo tego, że niesamowicie mnie podnieca i to do takiego stopnia, że nie mogę zaradzić nic na przebiegające dreszcze po całym moim ciele.

— O czym marzysz, Chanyeol? — zapytał, uśmiechając się perfidnie i przygryzając wargę w tak erotyczny sposób, w jaki tego jeszcze nie robił. Jego gładkie i delikatne dłonie zaatakowały mój kark, masując go opuszkami palców. I mimo tego, że wyglądało to tak bardzo niewinnie, już od pierwszej sekundy takiej dawki dotyku poddałem się jego hipnozie oraz chorym gierką. — Śmiało — zaśmiał się, odchylając na chwilę głowę do tyłu, po czym znów wbił swoje spojrzenie w moje oczy, które przez to wszystko zaszły mgłą.

— O tobie — powiedziałem, wpatrując się w jego twarz jak w najzwyklejsze działo sztuki, lub jedyny i nieodkryty cud tego świata. Nie mogłem znieść myśli, że właśnie nagi Baekhyun siedzi na moich kolanach, a jego pośladki chociaż w jakimś stopniu naciskają na moje nabrzmiałe krocze.

— Jak bardzo? — zadał kolejne pytanie, znów się do mnie przybliżając i łapiąc mnie za dłonie, usadowił je niżej, dokładnie na swoich biodrach. Poczułem, jak delikatnie nimi porusza, uśmiechając się do mnie w kuszący sposób i znów rzucając mi pełne erotyczności spojrzenie. — Powiedz mi, jak bardzo o mnie marzysz? — powtórzył, łapiąc moją brodę w swoje smukłe palce i delikatnie uniósł moją głowę, aby mój wzrok znów przeniósł się na jego twarz z dolnych partii ciała.

— Najbardziej — odpowiedziałem, ściskając go delikatnie.

— Tak? — uniósł w zadowoleniu brew, przechylając delikatnie głowę na bok i wpatrując się we mnie z przymrożonymi oczami.

— Tak — pomachałem głową, przełykając głośno ślinę i obserwując, jak jego dłonie znów łapią moje ręce, tym razem przenosząc je na swoje uda. Ścisnąłem mimowolnie jego nogi, delektując się uczuciem aksamitnie gładkiej i ambrozyjskiej skóry, jaką miałem zaszczyt teraz badać. Jeździłem rękoma w górę i w dół, obserwując jak Baekhyun z każdym ruchem uśmiecha się jeszcze mocniej, odchylając co jakiś czas do tyłu głowę i prezentując mi swoją czystą szyję, ociekającą kroplami wody.

Nie mam pojęcia, w co sobie ze mną pogrywał, jednak zdecydowanie mu to wychodziło, a ja zdecydowanie nie miałem zamiaru mu w tym przeszkadzać.

— Pragniesz mnie, prawda? — zapytał, unosząc delikatnie swoje biodra i znów przyciskając je do mojego krocza, domagającego się większej dawki takiego dotyku.

— Prawda — oznajmiłem, znów przełykając głośno ślinę i nie spuszczałem z niego wzroku.

— Na co masz teraz ochotę? — szepnął do mych ust, opierając swój nos o mój i przejechał palcami po moich policzkach, potem po szyi, aż wreszcie jego dłonie powtórnie znalazły się na moim karku. — Tylko bądź kreatywny — zaśmiał się, owiewając moją twarz swoim przyjemnym oddechem, który powodował kolejne dreszcze, przechodzące po moim ciele.

— Mam ochotę na ciebie, Baekhyun.

— Oh, co mam przez to rozumieć? — zamrugał szybko, marszcząc w rozbawieniu brwi. Wiedziałem, że fakt mojego oczarowania jego osobą był dla niego zabawny, jednak sprawiało mu to przyjemność, a ja łaknąłem sprawiania mu przyjemności.

— Chcę wbijać zęby w twoją skórę — zacząłem powoli, ściskając jego pełne uda i co chwila znów wbijając swoje palce w jego szerokie biodra. — Chcę wsłuchiwać się w twoje jęki, chcę, abyś płakał i krzyczał z przyjemności, jaką ci zaoferuje.

— Mhm, kontynuuj — szepnął, wpuszczając na swoje usta figlarny uśmiech.

— Będziesz mnie błagał, twoje pośladki będą całe czerwone, a twoje ciało naznaczone będzie moimi ustami — kontynuowałem, samemu zatracając się w swoich słowach. — Wplączę palce w twoje kosmyki włosów, będę wypychał swoje biodra najmocniej, jak tylko potrafię. Sprawię, że będziesz szaleć, Baekhyun. Zaznasz prawdziwej przyjemności, będziesz błagał, aby przestał, jednocześnie skomląc o więcej — mówiłem, nie przerywając kontaktu wzrokowego. Nie poczułem nawet, że jego dłonie nagle opuściły mój kark, sięgając bezszelestnie po coś z półki za moimi plecami. — Chcę pieprzyć cię mocno, chcę posmakować każdej części twojego idealnego ciała. Pragnę oglądać, jak twoje usta wykrzywiają się w jękach, przez twarz przechodzi przyjemność, a twoje oczy zachodzą mgłą, spowodowaną tymi doznaniami.

— Dalej — szepnął, łapiąc moją rękę w swoją. Nie spostrzegłem nawet przez to wszystko, że trzyma coś w swoich dłoniach.

— Będę wchodził w ciebie mocno, nie pozwolę na chwilę przerwy i odetchnięcia, nie będę delikatny — uśmiechnąłem się, kiedy czerwonowłosy nie spuszczając wzroku z moich oczu, zaczął palcem masować wnętrze mojej ręki, badając strukturę żył.

— I jak bardzo tego pożądasz? — zapytał, unosząc brew.

— Najbardziej na świecie — odpowiedziałem, przełykając głośno ślinę.

— Ah tak? — zaśmiał się podejrzanie, spuszczając swój wzrok na moją rękę, którą trzymał kurczowo w swoich objęciach.

— Baekhyun, co to jest? — zmarszczyłem brwi, nagle wypadając z transu i dostrzegając, jak chłopak z nikłym uśmiechem stopniowo wbija igłę z dziwną substancją w moją żyłę. — Baekhyun? — powtórzyłem głośniej, starając wyrwać swoją rękę z jego uścisku, jednak nim się obejrzałem, chłopak owinął swoje uda w taki sposób, że nie mogłem ruszyć się w żadną stronę.

— Spokojnie, Channie — zaśmiał się słodko, a jednocześnie diabelsko. — Daję ci tego, czego pragniesz — wytłumaczył, wpatrując się we mnie z przymrożonymi oczami. Zacząłem panikować i wić się niespokojnie na wszystkie możliwe strony, patrząc, jak cała substancja powoli znajduje się w mojej krwi.

— Co to do kurwy nędzy jest, Baekhyun?! — krzyknąłem, czując, jak automatycznie wszystko przed moimi oczami zaczyna się rozmywać.

— Pozwalam ci dalej o mnie marzyć i mnie pragnąć — szepnął do mojego ucha, wyciągając wreszcie igłę. Uśmiechnął się, patrząc prosto w moje oczy i pogłaskał mnie po policzku, delikatnie go klepiąc. — Słodkich snów, Channie.  


$

Przygotowywanie; archiwizacja wspomnień.

Ładuję... (10%)

Łono, piersi, sutki, mleko matki, łzy, śmiech, płacz, miłosne spojrzenia, paraliżujące napięcie i powstania (20%)

Głos, artykulacja. (25%)

Z początku niewinny szept. (40%)

Szept, krzyk, szept, krzyk, szept, krzyk, szept i krzyk. (50%)

Szybkie miganie obrazu, niespokojne powieki, drżące dłonie, zaskakująco szybki puls. (60%)

Intrygująca więź, której doskwiera się poprzez dotyk nagiego ciała i idealnie gładkiej skóry, krążące rzeki oddechu, wdychanie i wydychanie trującego grzechu. (70%)

Obniżanie poziomu świadomości... (75%)

Piękno talii, a wraz z nią bioder oraz poniżej, aż do stóp. Czerwone kosmyki włosów, łaskoczące zdrętwiałą twarz, hipnotyzujący głos, nierównomierne bicie serca, podwyższone ciśnienie, kokaina wymieszana z heroiną we krwi. (80%)

Rozrzucona, czerwona pościel, letnia noc, milion migających świateł wielkiego miasta, zapach papierosowego dymu i grzechu, słodki dotyk wokół karku, beztroskie wakacje. Jego nagie ciało, okryte luźną koszulą, hipnotyzujący szept, intensywny wzrok i wypielęgnowane dłonie, łapiące paczkę papierosów. (85%)

Jedna, wakacyjna i czarująca noc. (90%)

I jedno imię; Baekhyun. (100%)


Gotowe; archiwizacja wspomnień. 

Eden;  biblijny ogród rozkoszy.

  Rozwarte szeroko źrenice, a jednocześnie całkowicie spokojny i równomierny oddech, przeplatany ze śpiewem rajskich ptaków.

Uniosłem swój wzrok wysoko, dostrzegając rozjaśnione promieniami słońca niebo, automatycznie czując, jak moje mięśnie się rozluźniają. Czułem się jak zahipnotyzowany, wszystko wokół było piękne i kolorowe, a przeróżne zwierzęta przechadzały się tuż obok mnie, nie zwracając uwagi na moją obecność. Bogate krzewy malin, truskawek i róż rozłożone były tuż pod moimi bosymi stopami, kiedy kroczyłem po soczystej, zielonej trawie, przechadzając się dookoła strumienia zimnej wody.

W pewnym momencie do moich uszu dobiegł anielski śpiew, współgrający z delikatnym wiatrem i ćwierkiem ptaków.

— Gdybym mógł być tak kruchy, jak owoc tego drzewa, gdybym zdolny był do czystego sumienia — usłyszałem głos tuż za sobą, jednak odwracając się, dalej nie byłem w stanie nikogo dostrzec. — Gdyby ten raj nie był tak piękny, gdybym mógł bawić się beztrosko.

— Kim jesteś?

— Oh, gdyby tylko ktoś mnie uwolnił, gdyby tylko ktoś skosztował mego grzesznego ciała. Czy to ty, człowieku czysty, wybawisz mnie z tej więzi? — kontynuował, sprawiając, że mój umysł szalał, a do nozdrzy dostawał się charakterystyczny, gorzki zapach. — Spójrzże na mnie, pragnij mnie swymi oczyma, spraw, że wreszcie zaspokoję swój głód.

Rozglądałem się dookoła, zasłaniając dłonią słońce, które przybrało na swojej intensywności i oślepiało mnie. Dostrzegłem jedno drzewo, które stojąc jakby w cieniu, przyciągnęło moją uwagę i bez większego zastanowienia zmierzyłem w jego stronę, mijając bawiące się sarny, oraz krzewy pełne bujnych pęków.

— Podejdźże do mojego owocu, skosztuj mnie powoli, mimo tego rób to zachłannie — usłyszałem, będąc już obok kruchego pnia i nagle dostrzegłem istotę ludzką, wystającą tajemniczo zza liści.

— Kim jesteś?

— Jestem ambrozją, jestem grzechem, jestem twym skrytym pragnieniem — śpiewał, wysuwając się powoli zza ukrycia. Jego źrenice były czarne, skóra blada a włosy w kolorze ognistej czerwieni, tak samo, jak dzikie róże, które owijały się wokół jego bioder i ramion, będąc jedyną osłoną nagiego, idealnego ciała. — Witaj, człowieku czysty. Czy nie chcesz skosztować owocu mego, czy nie pożądasz tego dotyku? — zaśpiewał, wysuwając się wreszcie w całości zza drzewa.

Dreszcz, kłucie w sercu, dziwne uczucie podniecenia, pożądania i pragnienia, natychmiastowa więź między dwoma ciałami. (10%)

— Kim jesteś?

— Czy nie chcesz mnie wyzwolić? — człowiek podszedł do mnie, przechodząc dookoła mojego ciała i przyglądając mi się w dziwny sposób. Z jego oczu biła hipnotyzująca moc, biodra poruszały się w płynny sposób, tak samo, jak dłonie, jeżdżące od czasu do czasu po swym gładkim ciele. Mój wzrok badał całą jego sylwetkę, nie omijając żadnego zakamarka. — Spraw, abym szalał. Oh, jestem taki słaby, taki nieszczęśliwy. Tylko ty masz to pragnienie, tylko ty sprawisz, aby poczuł się spełniony — szepnął do mego ucha, bez krępacji owijając swoje delikatne ramiona wokół mej szyi. Zbliżył się niebezpiecznie blisko, zatykając moje nozdrza przyjemnym zapachem, którego łaknąłem jeszcze więcej.

Emanujący blask, żądza ciała, pożądanie cudzołóstwa, chęć grzechu. (30%)

— Co mam uczynić? — zapytałem, czując, jak czerwonowłosy hipnotyzuje mnie.

— Pragnij mnie, uwolnij mnie, pieprz mnie — odparł szeptem, oplatając moje ucho gorącym oddechem i zacisnął się mocniej na moim karku, nagle oplatując moją miednicę swymi gładkimi nogami.

Zapach, wzrok, ciało, dotyk, głos, oddech. (50%)

— Kim jesteś?

— Jestem synem Jezusa, symboliką czystości i praw Bożych — odparł, patrząc na mnie i ściskając mocno mnie nogami. Czułem, jak jego ciepłe ciało kontrastuje z moim chłodnym torsem, co powodowało przyjemne uczucie w moim kręgosłupie.

— Czemu więc pożądasz grzechu?

— Pragnę pragnienia, pożądam pożądania, chcę chcenia. Czy jesteś w stanie mi to dać? — odpowiedział, przechylając głowę na bok i wpatrując się intensywnie w moje źrenice. — Czy jesteś w stanie sprowadzić mnie na kuszącą stronę?

— Jestem.

Zahipnotyzowanie, oczarowanie, owinięcie wokół palca. (75%)

— Świetnie — uśmiechnął się powoli, sunąc miękkimi opuszkami palców po mym karku. — W takim razie zerwij mi jabłko.

I tak uczyniłem, będąc zupełnie pod wpływem tej istoty, która w dziwny sposób miała na mnie większy wpływ, niż ja sam. Zupełnie jak najmocniejszy narkotyk.

— I co teraz? — zapytałem, trzymając w swej dłoni krwawoczerwone jabłko, emanujące dziwną chęcią i pożądaniem.

Zerwanie, poddanie, opadanie na kolana. (80%)

— Wgryź się, Channie — powiedział, po raz pierwszy wypowiadając moje imię. Opuścił me ciało, delikatnie schodząc na ziemię i w dalszym ciągu nie unikał mego wzroku.

— Czemu mam to uczynić?

— Wyzwolimy się — uśmiechnął się. — Tylko ty i ja, nikt więcej, żadnych praw — szepnął, nie zmniejszając pomiędzy nami dystansu. — Przecież mnie pragniesz, prawda?

— Pragnę.

Ciężki oddech, narkotyk, uzależnienie, żądza ciała. (90%)

— Więc wgryź się, kosztuj tego owocu jak mnie. Dzięki temu wyzwolimy się, przejdziemy na drugą, lepszą stronę — szeptał do mego ucha. — Sprawię, że oszalejesz. Uwolnij mnie i kochaj mnie beztrosko, Channie.

Pokusa, uzależnienie, strona szatana, antychryst (99%)

— Kosztuj mnie — dodał po raz ostatni, uwieczniając zdanie lubieżnym oblizaniem warg.

I nic nie było w stanie mnie powstrzymać przed tą okazją, przed tą pokusą oraz przed tą rządzą, jaka zrodziła się we mnie już od pierwszego spotkania tej istoty szatańskiej.

Grzech pierworodny (100%)

„Albowiem jak przez nieposłuszeństwo jednego człowieka wszyscy stali się grzesznikami, tak przez posłuszeństwo Jednego wszyscy staną się sprawiedliwymi." (Rz 5, 12, 17-19)  

$

  Promień złocistego słońca przedarł się przez drobną szczelinę między zasłonami, padając idealnie na moją twarz. W niezadowoleniu warknąłem pod nosem, starając się naciągnąć chłodną pościel na moje zamknięte powieki, jednak już po chwili poddałem się, przecierając swoją buzię szorstkimi dłońmi.

— O cholera — sapnąłem, z trudem otwierając swoje sklejone oczy. Jak na zawołanie, przy rozglądaniu się po oświetlonym pomieszczeniu, napadł mnie okropnie nieprzyjemny ból głowy, a najgorsze w tym wszystkim było to, że przez dłuższą chwilę nie wiedziałem, gdzie jestem, jak się nazywam, która godzina i przede wszystkim, co robiłem kilka godzin temu. Totalna pustka, nicość i czarna otchłań.

Zanim zdążyłem zrobić cokolwiek, usłyszałem czyjeś kroki na korytarzu i otwieranie się drzwi od mojego pokoju. O ile to był mój pokój.

— Hola, hop hop! — usłyszałem krzyk Jongina, który bez pukania wkroczył do pomieszczenia, prowadząc tuż za sobą zaniepokojonego Sehuna. — Patrz, stary — zagwizdał, gestem głowy zwracając uwagę blondyna na mojej osobie. Zmarszczyłem brwi i podniosłem się na łokciach, starając się zrozumieć to, co właśnie się tutaj dzieje. — A nie mówiłem, że nasza śpiąca królewna się obudzi? — zaśmiał się, a dostrzegając moją minę, roześmiał się jeszcze głośniej. — Chyba bawiłeś się lepiej niż ja, co?

— Czekajcie — wreszcie się odezwałem, podnosząc się do siadu i starając się ignorować okropny ból i natarczywe pulsowanie głowy. — O co wam chodzi? Co się działo wczoraj? — zapytałem, patrząc na rozbawionego Jongina oraz Sehuna, któremu ani trochę nie było do śmiechu.

— Śpisz od dobrych dwudziestu czterech godzin — powiedział blondyn, podchodząc bliżej i siadając na łóżku. — Wczorajszy dzień cały przespałeś, nie dało się ciebie dobudzić — dodał, na co wyszczerzyłem szeroko oczy.

— Słucham?

— Dowalona akcja, czyż nie? — zaśmiał się Jongin, opierając swoje ciało o ścianę i puszczając balona z gumy, co przy takim bólu głowy denerwowało mnie jeszcze bardziej.

— Ale zaraz, co się stało? Czemu tak długo spałem? — zmarszczyłem brwi, łapiąc się za skronie.

— Chyba przesadziłeś na ostatniej imprezie z alkoholem. Sam pamiętam, jak jeszcze zbierałem cię z podłogi i zaniosłem do pokoju — wytłumaczył.

— Boże, ale jeszcze nigdy nie spałem aż dwudziestu czterech godzin — powiedziałem, samemu w to niedowierzając. — Przecież to nie była moja pierwsza tak gruba i długa impreza. Na dodatek kompletnie nic nie pamiętam.

— Może coś brałeś, co? — zaśmiał się Jongin, znów mnie denerwując i znów puszczając balona z różowej gumy.

— Albo wyplujesz to świństwo, albo się stąd wynoś — warknąłem, zupełnie ignorując jego słowa i rzucając mu ostrzegawcze spojrzenie.

— Nie ma sprawy — wzruszył ramionami, odpychając się od ściany i uśmiechając się. — Chciałem tylko sprawdzić, czy jeszcze będziesz żył — dodał, kierując się w stronę drzwi wesołym krokiem. Oczywiście, zanim wyszedł, puścił jeszcze jednego balona i odwrócił się w naszą stronę. — Zaraz śniadanie, gołąbeczki. Nie zapomnijcie.

— Naprawdę się martwiliśmy — powiedział blondyn łagodnym głosem, chociaż w jakimś stopniu uspokajając we mnie chęć zabicia Jongina, kiedy pozostałem sam z Sehunem. — Nie dało się ciebie dobudzić. Chciałem dzwonić do lekarza, ale Baekhyun zapewniał, że to przez zmianę klimatu i za dużo doznań jak na jeden wieczór — wzruszył ramionami.

— Rozumiem to wszystko, ale jestem pewien, że tamtej nocy działo się coś, co powinienem wiedzieć — przyznałem, wbijając swoje spojrzenie w okno i wytężając z całych sił swoją pamięć. — Nie mogę sobie niczego przypomnieć.

— Nie przejmuj się, nic takiego się nie działo — zapewnił. — Przez cały czas byłeś z nami wszystkimi na parkiecie, a później dopilnowałem, abyś trafił do swojej sypialni.

— Tak, ale intuicja podpowiada mi, że coś się... —

— To pewnie dlatego, że masz tak pierwszy raz — powiedział, uśmiechając się. — A teraz lepiej się ogarniaj i zejdź na dół, wszyscy czekają już na śniadanie — dodał, wstając z łóżka i kierując się do drzwi, po chwili zostawił mnie samego w pokoju. 

Doskonale wiedziałem, że coś musiało się zadziać. Nie bez powodu moje dłonie w dalszym ciągu czuły dotyk aksamitnej skóry, a nozdrza w dalszym ciągu przetrzymywały w sobie zapach czystej obłudy i grzechu.  

$

  — Baekhyun, podaj mi banana — usłyszałem głos Jacksona, kiedy wreszcie wygrzebałem się jakimś cudem z pokoju i wszedłem na jachtowy, wielki balkon. Wszyscy siedzieli dookoła okrągłego, szklanego stołu, na którym wystawione były przeróżne smakołyki i napoje.

— Wyglądam ci na jakiegoś lokaja? — warknął czerwonowłosy, przez co na mojej twarzy, mimo okropnego bólu głowy i zmęczenia, pojawił się uśmiech. Na ogół nienawidziłem takiego typu ludzi, jakim był Baekhyun, bo uważałem, że zapatrzeni w siebie, aroganccy, egoistyczni i okropnie nieuprzejmi ludzie powinni być tępieni. Nie miałem pojęcia, co takiego w nim było, skoro na każde jego wredne odpowiedzi uśmiechałem się, nie dowierzając w to, jak okropny jest.

— Nie, ale proszę cię tylko o banana, który leży obok ciebie — brunet zmarszczył brwi, patrząc z niezrozumieniem na Baekhyuna, który w czerwonych okularach przeciwsłonecznych, sączył przez słomkę wodę z cytryną i kostkami lodu.

— Chanyeol! — zawołał Kyungsoo, wbijając we mnie swój wzrok i zwracając tym samym na mnie uwagę wszystkich zebranych dookoła. — Dzięki bogu, wreszcie się obudziłeś — uśmiechnął się, chowając do kieszeni swoich spodni telefon. — Przesuńcie się. Dostaw sobie krzesło, Chanyeol i jedz.

— Zapadłeś w sen zimowy? — zapytała Taeyeon, spoglądając na mnie z delikatnym uśmiechem na równie delikatnych ustach.

— Tak zwana hibernacja — odezwał się Jongin, śmiejąc się głupio i bujając do tyłu na plastikowym krześle.

— Nie mam pojęcia, co mi się stało — przyznałem, drapiąc się po karku i chwytając krzesło w ręce. Nie byłem pewien, gdzie mógłbym je dostawić, jednak jedyna luka znajdowała się między Baekhyunem a Luhanem, który w ciszy spożywał swój posiłek, wbijając swój wzrok w telefon. — Mogę? — zapytałem, podchodząc do czerwonowłosego, który powoli podniósł swoją głowę, rzucając mi dziwaczne spojrzenie.

— Pewnie, niedźwiedziu.

— O tak, to powinna być jego nowa ksywka — powiedział Jackson, który siedział naprzeciwko Baekhyuna i uśmiechał się do niego w dwuznaczny sposób, co chyba nie podobało się czerwonowłosemu.

— Jak się czujesz, Chanyeol? — zapytał Lay, przeżuwając w ustach jedzenie.

— Niemiłosiernie boli mnie głowa — syknąłem, starając się zważać na zapach Baekhyuna, który zdążył już pieścić moje nozdrza. — Ale przejdzie mi, nie takiego kaca miewałem.

— Dziwne, już tyle raz razem piliśmy litry alkoholu — zaczął Kris, podnosząc wzrok znad telefonu. — A po jednej imprezie ty nagle zapadasz w sen zimowy.

— Też mnie to dziwni, ale pow —

— To zupełnie normalne — wciął się nagle Baekhyun, zwracając na siebie uwagę pozostałych. — Nie ma sensu o tym rozmyślać. Alkohol, zmiana klimatu i strefy, do tego jeszcze za dużo wrażeń. Też tak miałem — wzruszył ramionami, popijając wodę i wbijając wzrok w Jacksona, który przeczesał swoje mokre włosy, przygryzając ze śmiechu wargę i wpatrując się w czerwonowłosego. — Coś cię śmieszy, Wang? — syknął.

— O jakich doznaniach mowa? — uniósł wysoko swoją brew.

— Nie kłóćcie się, to robi się nudne — wtrąciła Chaerin, przewracając oczami.

— Sama jesteś nudna, Chaerin — prychnął Baekhyun, przeczesując swoje czerwone włosy i opierając się na plastikowym oparciu krzesła. — Szczególnie podczas miss hips — dodał, uśmiechając się zwycięsko i rozbawiając tym samym resztę osób.

— Zamknij się wreszcie, Baekhyun — syknęła Jennie, nagle podnosząc swoją zmęczoną twarz ze stołu.

— Właśnie — odezwał się Luhan. — Jaka była nagroda za wygranie miss hips?

— Jakim cudem jeszcze o to nie zapytałem? — Baekhyun zmarszczył brwi. — Jackson — syknął do chłopaka, który aktualnie przeżuwał swoje śniadanie. — Gdzie moja nagroda?

— Kto powiedział, że je wygrałeś? — zmarszczył brwi, popijając posiłek wodą.

— To chyba oczywiste?

— Podzielam twoje zdanie, Baekhyun — westchnął Taemin, zaraz po tym znów wracając do delektowania się promieniami słońca na swojej twarzy. 

— Nie jestem pewien, nie widziałem finału — uśmiechnął się, zagryzając kanapkę i wprawiając Baekhyuna w irytację. — Chanyeol — zwrócił się nagle do mnie, wskazując w moją stronę gestem głowy. — Może ty się wypowiesz na temat ostatnich zawodów miss hips? — uniósł brew, uśmiechając się perfidnie.

— Właśnie — dodał Baekhyun, odwracający się do mnie przodem. — Skomentujesz to jakoś?

— Nie mam nawet pojęcia, o czym mówicie — zmarszczyłem brwi, kiedy po chwili starań w przypomnieniu sobie czegokolwiek, moja głowa poddała się. — Nie pamiętam nic.

— Oh, czyli w jakim miejscu urywa ci się film? — zapytał nagle Kyungsoo, zainteresowany tematem.

— Na rozmowie z Taeminem — odpowiedziałem, marszcząc brwi. — To było jeszcze zanim wszyscy zjawili się na dole — dodałem, patrząc na Kyungsoo, który machał w zrozumieniu głową.

I naprawdę nie miałem pojęcia, co miał oznaczać ten wygrany uśmiech Jacksona i puszczenie oczka w stronę lekko zmieszanego Baekhyuna, który i tak wyglądał na zadowolonego.

Zbyt zadowolonego.  

$

— Prawie czterdzieści osiem godzin snu ci nie starczyło? — usłyszałem głos Sehuna, który wszedł do mojego pokoju, widząc mnie rozłożonego na łóżku.


— Jakoś nie mam na nic siły — mruknąłem, wbijając wzrok w sufit i kładąc swoją głowę na zgiętych ramionach.

— Zauważyłem — przyznał, siadając na łóżku. — Nie wiem, jak to odbierzesz, ale wnioskując z twojego zachowania tutaj, zmieniłeś się całkowicie.

— To znaczy? — zmarszczyłem brwi.

— To znaczy, że jesteś jakiś taki... spięty — powiedział. — Byłem pewien, że uciekniesz tutaj od pracy, ale chyba zamieniłeś się w typowego pracoholika. Nie możesz zamartwiać się pracą, skoro jesteś w Dubaju i masz imprezować. Rozumiem, że ma —

— Czekaj, Sehun — przerwałem mu, unosząc brew i podnosząc się na łokciach. — Uważasz, że przejmuję się pracą?

— Na to wygląda.

— Nie — zaśmiałem się, łapiąc za skronie. — Nawet zapomniałem, że ja w ogóle mam firmę.

— Moment, chcesz mi powiedzieć, że niczym się nie przejmujesz i już po prostu jesteś tak spięty? — zmarszczył brwi.

— Spięty?

— No tak, dopóki nie wypijesz kilkunastu drinków, to chodzisz jakiś taki nieswój, nawet nie wyglądasz na takiego bezinteresownego, jakbyś się czymś przejmował.

— Uwierz mi, też tęsknię za moją oschłą stroną.

— Więc o co chodzi?

— Baekhyun — westchnąłem, czując pewną ulgę, przez fakt, że wreszcie mogę komuś o tym powiedzieć. — Ja zwariowałem, Sehun. Ta bestia owinęła mnie sobie wokół palca, nie potrafię normalnie funkcjonować, ciągle mam jego ciało przed oczami. Przez całe ten czas, w którym spałem, śnił mi się właśnie on.

— Nie rozumiem — wtrącił. — W czym tkwi problem? Nie możesz normalnie z nim porozmawiać?

— Nie — prychnąłem. — On uwielbia moją atencję, kocha sobie ze mną pogrywać i gdy już znajduje się moment, w którym mógłbym się do niego zbliżyć, odpycha mnie i śmieje się prosto w moją twarz.

— I właśnie w tym tkwi największy problem, Chanyeol — zaśmiał się. — Dajesz mu za dużo uwagi, której on pragnie. Jestem pewny, że jeżeli tylko zobaczy, jak już cię nie obchodzi, sam do ciebie przylegnie — powiedział, a ja poczułem, jak nagle mnie oświeca. — Teraz to ty spraw, aby ciebie zapragnął.

I obiecałem sobie, że właśnie tak się stanie.  

$

 Po rozmowie z Sehunem udałem się na jachtową siłownię, która jak się okazało, była naprawdę profesjonalna i ekskluzywna. Wykonywałem wszystkie serie bardzo dokładnie, czując, jak moje wszystkie mięśnie się napinają. W głowie dalej myślałem nad słowami blondyna, które przemówiły mi do rozsądku i obiecałem sobie, że nie dam już więcej manipulować się Baekhyunowi. Nie mogłem przez niego chodzić spięty i zamiast wypoczywać, ciągle tylko o nim myśleć.

Ostatnim ćwiczeniem był szybki bieg na bieżni, więc bez robienia sobie przerwy, włączyłem motywującą muzykę na słuchawkach i po prostu zacząłem biec, starając się odizolować od reszty świata.

Jednak jak zwykle, coś musiało przeszkodzić mi w moich planach.

— Chanyeol! — usłyszałem czyiś podniesiony głos, kiedy wpatrując się przez szklaną szybę prosto na ocean, przebierałem szybko nogami. Z cichym warknięciem wyciągnąłem chaotycznie słuchawki z uszu i zatrzymałem bieżnię, stopniowo zwalniając.

— Słuch... — zacząłem, zeskakując z maszyny i głośno przy tym dysząc, jednak nie dokończyłem słowa, widząc przed sobą sylwetkę Baekhyuna. Wkurzonego i poirytowanego Baekhyuna.

Cholera.

— Co jest tak ważne, że musisz koniecznie przerwać mi w ćwiczeniach? — zapytałem, nawet nie starając się, aby ton mojego głosu brzmiał dobrze i miło. Przewiesiłem swój ręcznik przez spocone ramiona, chwytając do ręki butelkę wody.

— To, że przez ciebie mam cały zalany pokój — warknął, zarzucając ramiona na klatkę piersiową i rzucając mi wymowne spojrzenie.

— Nie mam pojęcia, o czym mówisz, Baekhyun — zmarszczyłem brwi, wymijając chłopaka, aby chwycić do rąk płyn do denazyfikacji bieżni i ręcznik papierowy.

— Pewnie po pijaku coś rozwaliłeś i zapchałeś rurę, która właśnie wybuchła pod moim, kurwa, pokojem — warknął jeszcze głośniej, podążając za mną.

— Nawet jeżeli — westchnąłem, wchodząc na stojącą bieżnię i przecierając wszystkie uchwyty pachnącym płynem. Czułem wzrok Baekhyuna na swoim nagim torsie i naprawdę starałem się nie wybić z rytmu i pozostać oschłym, aby jak najbardziej go poddenerwoać. — To i tak nie mój problem — wzruszyłem ramionami, wyrzucając zużyty papier do kosza.

— Nie twój problem? — prychnął, unosząc brwi. — Właśnie, że twój problem. To przez ciebie.

— Baekhyun — powiedziałem, odwracając się w jego stronę od niechcenia. Wiedziałem, że na jego twarzy widniały rumieńce przez nerwy, a całe jego ciało było napięte, co w pewien sposób mnie cieszyło. — Nie obarczaj wszystkich winą. Weź raz coś na swoją odpowiedzialność — gwizdnąłem, upijając łyka wody i kierując się powoli do drzwi wyjściowych.

— Przez ciebie nie mam gdzie spać, Chanyeol! — warknął, tupiąc nogą i wskazując na mnie palcem. — Radzę ci nie wychodzić.

— I co ja mogę na to poradzić? — zapytałem, unosząc brew i łapiąc za klamkę.

— Wymieniasz się ze mną pokojem, nie będę spał w takiej wilgoci — powiedział oschle.

— Nie mam zamiaru się zamieniać.

— A ja mam zamiar spać u ciebie, więc nie masz wyjścia — uśmiechnął się wrednie, zapewne myśląc, że już wygrał.

— Świetnie — powiedziałem, otwierając drzwi i patrząc na niego drwiąco. — W takim razie będziemy spać razem.

— Chanyeol! — usłyszałem jego krzyk, kiedy opuściłem siłownię, z uśmiechem kierując się do swojego pokoju. 

Już wiedziałem, że uda mi się wygrać. Satysfakcja z tego, że Baekhyun nie potrafi panować nad swoimi emocjami, kiedy ja pozostaję spokojny, była zbyt silna, abym się poddał. 

$

  Krople ciepłej wody spływały po moim nagim brzuchu, kiedy owinąłem biały ręcznik wokół swoich bioder i przeczesałem palcami mokre kosmyki włosów, które opadały mi pojedynczo na czoło. Przejechałem dłonią po zaparowanym lustrze, oglądając dokładnie swoją sylwetkę i podziwiając swój wyrzeźbiony tors, z którego byłem naprawdę dumny.

Opuściłem zaparowaną łazienkę, masując swój spięty od ćwiczeń kark i udałem się do sypialni, w międzyczasie odblokowując swój telefon. Już na samym wstępie coś mi nie pasowało, kiedy czytałem różne wiadomości na poczcie i nawet zapach pomieszczenia zmienił się, napełniając mnie obawą, jak i niewytłumaczalnym podnieceniem.

Baekhyun.

Uniosłem szybko swój wzrok, oczywiście od razu rozpoznając zapach tej niezwykle seksownej i jednocześnie maksymalnie denerwującej istoty. Czerwonowłosy siedział w aksamitnym szlafroku, który na pewno już gdzieś widziałem i palił czerwonego papierosa, leżąc na łóżku i tym samym dymiąc w moim pokoju. Starałem się nie zważać na fakt, że jego mleczne nogi wymachują delikatnie w powietrzu, a materiał, który okrywał jego ciało, był niezwykle cienki i krótki.

— O, wreszcie wyszedłeś — spostrzegł, podpierając się łokciami i przyglądając mi się zupełnie tak, jakby jego obecność była zupełnie oczywista. Widziałem, jak jego pewny siebie uśmieszek na chwilę znikł, kiedy wzrokiem przejechał po moim prawie nagim ciele, nie pomijając żadnego cala mojej skóry.

— Baekhyun — odchrząknąłem, opierając rękę na białej szafce, zawieszonej na ścianie, tuż nad moją głową. — Wytłumaczysz mi, proszę, co tutaj robisz?

— Aktualnie siedzę na swoim łóżku — powiedział, wreszcie przerzucając wzrok prosto na moją twarz. — A teraz mam zamiar iść wziąć prysznic, jakiś problem? — zmarszczył brwi, wstając z materaca i chwycił do zgranych dłoni biały ręcznik, sypiąc jednocześnie popiół z papierosa na dywan.

— Słucham? — prychnąłem, marszcząc skronie w niebywałym rozbawieniu. Spojrzałem wyczekująco w stronę zdziwionego Baekhyuna, który stał naprzeciwko mnie, chcą przejść do łazienki. — Twoje łóżko? Twój prysznic? — uniosłem brwi, delikatnie się nachylając. — I zgaś tego papierosa. Nie dość, że cuchnie, to jeszcze zaraz coś podpalisz — warknąłem, widząc wzrok chłopaka, który jedynie się uśmiechnął.

— Przeszkadza ci tak rozkoszny dym? — zapytał, zaciągając się do końca czerwonym papierosem, po czym w najbardziej lekceważący sposób, wypuścił dym prosto na moją twarz. Mieszanka zapachowa składała się głównie z duszącego tytoniu, gorzkiego posmaku grzechu oraz tego uzależniającego i kontrastującego z resztą zapachem Baekhyuna, który z każdą sekundą pachniał bardziej kusząco i erotycznie, mieszając w swoim gatunku najróżniejsze, dzikie pęki kwiatów. — Widzisz? Przyzwyczaisz się — powiedział, schodząc ze swoich palców i odsuwając się ode mnie o niecały metr. Zacisnąłem mocno swoją dłoń na półce, mając wrażenie, że zaraz pod wpływem mojego nacisku, mebel się zniekształci.

Baekhyun sprawiał, że szalałem, pragnąc go z każdym oddechem coraz bardziej, a żądza jego nagiego ciała i słodkich jęków, wyniszczała mnie od środka, niekiedy paraliżując mój umysł i sprowadzając go do niewinnych, jednak brutalnych myśli. Z drugiej strony Baekhyun sprawiał, że wariowałem, chcąc wreszcie zamknąć na wieczność jego buzię i niewyparzony język, jednocześnie już na zawsze pozbawiając go tej wysokiej pewności siebie, dzikich spojrzeń, dwuznacznego oblizywania ust oraz boskiego ciała, które było wytworem samego szatana.

Czasami po prostu chciałem zapomnieć o jego żywocie, ale nie potrafiłem.

— Jesteś wyjątkowo denerwujący i irytujący, wiesz? — odezwałem się, czując, jak w złości całe moje ciało spina się jeszcze bardziej.

— Przesadzasz — prychnął, specjalnie zaciągając się tytoniem po raz kolejny. — Może działam tak tylko na ciebie?

— Nie — zaśmiałem się. — Jestem pewny, że działasz tak na każdego.

— Jak? — uśmiechnął się, zakładając ręce na swoich piersiach i unosząc brew. Wiedziałem, że pragnie, abym nazwał go szalenie seksownym, erotycznym i cholernie podniecającym, jednak w tamtym momencie nie miałem najmniejszego zamiaru po raz kolejny wpadać w jego sidła, zachowując się jak bezpański szczeniak.

— Denerwujesz mnie — warknąłem. — Jak tylko widzę, że uśmiechasz się w ten perfidny sposób i zaraz zaczniesz coś mówić, krew mnie zalewa i wszystkie moje mięśnie się spinają — dodałem, podchodząc w jego stronę i patrząc intensywnie w oczy. 

  — Jesteś zbyt spięty, Chanyeol — zaśmiał się. — Co jest powodem twojego stresu?

— Ty — powiedziałem, powoli tracąc cierpliwość i wbiłem palce w jego biodra, z początku robiąc to nie boleśnie. Nie mogłem patrzeć, jak na jego twarzy w dalszym ciągu widnieje ten zuchwały uśmiech, oczy emanują rozbawieniem i nawet przez chwilę nie widać w nich iskry strachu.

Chciałem pokazać mu, kto tutaj miał władzę.

A najlepiej przez mocne pchnięcie go na miękki materac, przytrzymanie jego gardła silną dłonią, rozsunięcie jego zgrabnych ud, nagłe wejście członkiem w jego ciasne wnętrze, sprawianie jęków, pisków i krzyków, oraz brutalne wypychanie bioder, w akompaniamencie sprośnych słów i słodkich dźwięków czerwonowłosego.  

  — Oh, czyżby? — uniósł brew, nic nie robiąc sobie z moich palców, wbijających się w jego atrakcyjne biodra. Miałem wrażenie, że daje to mu wręcz satysfakcję, kiedy w uśmiechu przechylił delikatnie głowę w bok. — Możliwe, że faktycznie jesteś spięty — syknął, przenosząc swoje wypielęgnowane i zgrabne dłonie na moje barki.

— Bierz te ręce, Baekhyun — powiedziałem, tocząc ze sobą wewnętrzną walkę.

Pragnąłem jego dotyku, jednak nie mogłem go tak łatwo przyjmować.

— Przestań, Chanyol — zaśmiał się, jeszcze mocniej zaciskając swoje palce na moich ramionach, prawie tak samo mocno, jak na jego biodrach, którymi co jakiś czas delikatnie poruszał, wprawiając mnie w stan początkowego podniecenia. — Naprawdę jesteś aż takim spiętym typem? — prychnął.

— Słucham?

— Jesteśmy na wakacjach — szepnął, uśmiechając się połową swoich ust. — Nie możesz chodzić taki spięty, musisz się zabawić.

— Bawiłbym się świetnie, gdybyś mnie nie denerwował — prychnąłem, wskazując głową w jego stronę.

— Więc co ty na małą zmianę? — zapytał, unosząc brew. Jego jedna dłoń przejechała po moim ramieniu, a druga subtelnie masowała mój spięty kark.

— Jakie zmiany masz na myśli? — zmarszczyłem brwi, patrząc ciemnymi źrenicami na jego hipnotyzującą twarz. Mimo tego, że w dalszym ciągu delikatnie się uśmiechał, jego buzia spoważniała, usta były w stanie wręcz błagającym o pocałunek, a moje dłonie na jego biodrach wcale nie pomagały mi w koncentracji, tak samo, jak zapach grzechu, który w niesamowicie szybkim tempie oczarowywał mnie i wyniszczał rozsądne myślenie.

— Jeżeli twierdzisz, że przez cały czas cię denerwuję, to... — zaczął, błądząc swoimi dłońmi po moich barkach i ramionach, w międzyczasie nie szczędząc się w okrągłych i delikatnych ruchach biodrami.

— To?

— Może pozwól mi udowodnić, że jestem idealnym lekiem na stres i wszystko, co istnieje dookoła.

I mimo tego, że wiedziałem, że nie wcale nie jest lekiem, tylko trucizną, wystarczyło mi jedno mocniejsze spojrzenie, oblizanie grzesznych warg i popchnięcie w stronę miękkiego materaca z szatańskim uśmiechem na ustach.

— Gwarantuję, że mną zapomnisz o bożym świecie.   

$

Nie byłem na siebie zły. 

  Nie byłem ani zły, ani zdenerwowany, ani zawiedziony tym, że znów poddałem się gierkom cwanego Baekhyuna. A zdecydowanie powinienem być.

Z uwagą obserwowałem jego ciało oraz płynne ruchy, które wprowadzały mnie wręcz w stan hipnozy, szczególnie gdy czerwony szlafrok osuwał się delikatnie z jego mlecznych ud, ukazując większy skrawek idealnego ciała. Zostałem brutalnie popchnięty na materac, o mało nie potykając się o wielką walizkę, stojącą na środku pokoju.

— Co masz zamiar zrobić, Baekhyun? — zapytałem, kiedy chłopak zamknął drzwi na klucz i odwrócił się znów przodem do mnie.

— Chcę cię odstresować — powiedział, uśmiechając się do mnie zaskakująco przyjaźnie.

— Dobrze, a gdzie ten haczyk? — uniosłem brew.

— Nie ma żadnych haczyków, są tylko skręty — zaśmiał się dziwnie, podchodząc delikatnie na palcach do szafek obok i zaczął czegoś w nich szukać z zapałem. Przerzuciłem swój wzrok na jego lekko napięte łydki, które przez gładkość i nieskazitelność skóry wręcz odbijały od siebie światło, podkreślając jego idealną, zgrabną figurę.

— Słucham? — zmarszczyłem brwi, przenosząc wzrok z jego nóg wyżej, na jego twarz. — Aha, czyli rozumiem, że chcesz mnie otruć?

— Przestań, nie jestem aż tak niebezpieczny — mrugnął do mnie, a mi naprawdę coś nie pasowało. Był zbyt miły, był zbyt przyjazny i zdecydowanie odbiegał od Baekhyuna, którego znałem wcześniej. — To zwykły, mały skręt na odstresowanie. Ze mną nie zapalisz? — zapytał, unosząc w palcach dwa szlugi i przechylając lekko głowę w bok. Zdążyłem zauważyć, że ustawiał głowę w taki sposób zawsze, jak chciał mnie zmanipulować i patrzył na mnie tym charakterystycznym wzrokiem, pełnym pewności siebie. — Więc?

— Jeden skręt, nic więcej nie wezmę — westchnąłem, czując w głębi duszy, że nie skończy się to dobrze.

Zresztą, wszystko, co dotyczyło Baekhyuna, nie kończyło się dobrze.

— Doskonale — uśmiechnął się, przepełniając swoją twarz dumną satysfakcją. — W takim razie chodź — dodał, puszczając mi oczko i kierując się w stronę otwartego balkonu. W dalszym ciągu nie mogłem nadziwić się temu, z jaką gracją się poruszał. Jego biodra przy każdym kroku wykonywały okrężny ruch miednicą, a długie nogi, mimo jego niskiego wzrostu, pięknie się eksponowały, ukazując delikatny zarys mięśni i silnego zadbania. 

Wstałem z łóżka, podążając za Baekhyunem i poprawiając biały ręcznik, który był jedyną rzeczą, która w tamtym momencie zasłaniała moje nagie, jeszcze mokre ciało. Wyszedłem na balkon, a ciepłe, orzeźwiające powietrze uderzyło w moją twarz, rozwiewając wilgotne kosmyki włosów. 

  — Ładny widok, prawda? — zapytał, obracając w swoich smukłych palcach czerwoną zapalniczkę, którą już po chwili odpalił, przykładając do ognia skręta. Mój wzrok podążył w stronę, którą wskazał i faktycznie widok był zaskakujący. Niebo przepełnione było tysiącem ciepłych, różowych kolorów, a zachodzące słońce stykało się z horyzontem, sprawiając, że ocean zamienił się w paletę barw.

— Prawda — odpowiedziałem, wracając wzrokiem do Baekhyuna, który wyglądał jeszcze piękniej, kontrastując z pomalowanym niebem. Delikatny, ciepły wiatr rozwiewał jego czerwone włosy, które w uroczy sposób opadały na jego twarz. Bawiło mnie to, że Baekhyun mimo całej tej swojej złośliwej i odpychające aury dookoła swojej osoby, dalej gdzieś w środku bił słodkością i rozkoszą, której na pewno nie chciał.

— Masz, odstresujesz się — powiedział, wypuszczając dym ze swoich bajecznych ust i włożył między moje wargi skręta, a kiedy jego opuszki palców delikatnie otarły się o moje usta, poczułem, jak minimalny dreszcz przebiega po moim ciele. Z uwagą obserwowałem, jak zbliżył się do mnie, przykładając swojego palącego się papierosa do mojego, po chwili go odpalając i odsuwając się delikatnie. — Zaciągnij się mocno — polecił, co już po chwili uczyniłem, wypuszczając dławiący dym z przełyku i nie przerywając kontaktu wzrokowego.

— Co to właściwie jest? — zmarszczyłem brwi, czując, jak dym jest zbyt intensywny i wręcz zapycha boleśnie moje gardło.

— Nie mam pojęcia, jakaś mieszanka — powiedział, wzruszając ramionami. — Ale spokojnie, większość to marihuana, reszta to pewnie jakieś świństwo.

— I mówisz to tak bez żadnych obaw? — uniosłem brew.

— Przywykłem — zaśmiał się. — To robota Jacksona, więc nie bój nic, on by mnie nie otruł — znów wzruszył ramionami, zaciągając się długo. — Właśnie to jest najlepsze uczucie na świecie. Odpalasz się dzięki innym świństwom w tym, a jednocześnie masz totalny spokój i odjazd, dzięki marihuanie. Nie podnieca cię to?

— Niezbyt — odpowiedziałem, wypuszczając dym z ust. — Znam lepsze uczucie i o wiele bardziej podniecające.

— Tak? — uniósł brew. — Jakie?

— Mógłbym kiedyś ci pokazać — uśmiechnąłem się. — Nadajesz się.

— Powodzenia — zaśmiał się dźwięcznie, nagle delikatnie podskakując i siadając na barierkach balkonu.

— Zaraz spadniesz — powiedziałem, spoglądając w dół, gdzie niskie fale uderzały w stojący jacht.

— To mnie asekuruj — uśmiechnął się, wypuszczając z ust szarą chmurę dymu. Nie byłem pewny, czy bardziej sobie to wmawiałem, czy substancja już zaczęła działać w moim ciele, czy może to Baekhyun powodował u mnie to uczucie ekscytacji i podniecenia.

— Jak?

— Obejmij mnie w talii — powiedział, patrząc na mnie intensywnie. Wyglądał jeszcze piękniej niż kiedykolwiek, kiedy ciepły wiatr rozwiewał jego czerwone włosy na bok, oczy były szeroko otwarte i błyszczące, a zachód słońca za nim dodawał mu tajemniczej i uzależniającej aury. — Szybciej, Chanyeol, bo jeszcze spadnę — zaśmiał się.

Wiedziałem, że kiedy moje ręce spotkają się z jego ciepłym ciałem, nie będę w stanie już się od niego oderwać. Mimo wszystkich ostrzeżeń i czerwonych lampek w mojej głowie podszedłem do Baekhyuna, delikatnie rozsuwając jego uda i chodząc między nie, usadowiłem swoje ręce na jego wąskiej talii. Baekhyun miał rację, mówiąc, że skręty Jacksona są pomocne, bo zamiast stresu i spiętych mięśni, byłem totalnie rozluźniony i pozbawionych jakichkolwiek zmartwień.

Byłem w stanie widzieć tylko Baekhyuna, który siedząc na poręczy, był tego samego wzrostu, co ja. Byliśmy niebezpiecznie blisko siebie, a jedna z jego dłoni powędrowała na mój kark, masując go palcami w charakterystyczny sposób.

— Nie spadnę? — zapytał, śmiejąc się i przekręcając głowę w bok.

— Nie puszczę cię — zapewniłem, patrząc w jego lekko czerwone oczy.

— Musisz złapać mnie mocniej — powiedział, przyciągając mnie bliżej siebie swoimi nogami. — Ten szlafrok jest strasznie śliski, mogę z niego jeszcze zjechać.

— Mam go zdjąć?

— Nie! — zaśmiał się, odchylając ciało niebezpiecznie do tyłu, przez co musiałem go przyciągać z powrotem do pionu. — Widzisz? Prawie bym spadł — dodał, robiąc usta w podkówkę. — Musisz włożyć ręce pod szlafrok — szepnął.

Uczyniłem to pewnie, jednak z nutą niepewności. Bałem się kontaktu mojej ręki z jego aksamitną, ciepłą i delikatną skórą. Wsunąłem dłoń powoli, delikatnie rozluźniając kokardę szlafroka, a gdy tylko poczułem strukturę jego wypielęgnowanej i pachnącej skóry, mimowolnie przeszedł po moim ciele delikatny dreszcz. Uniosłem swój wzrok wreszcie na uśmiechniętą twarz Baekhyuna, który po raz ostatni zaciągnął się trującym dymem.

— Ile jest szans na to, że spadnę? — zapytał, zgaszając końcówkę skręta o poręcz, na której siedział, robiąc tym samym na niej czarny ślad.

— Mało — odparłem, czując, jak jego oddech pieści moją twarz. — Wątpię, żebyś zdołał mi uciec z tego uścisku.

— Załóżmy się — zaproponował, przygryzając malinową wargę. — Co zrobisz, jeżeli wygram?

— Chyba lubisz się zakładać o sporo rzeczy.

— Prawda. To pewnie dlatego, że rzadko kiedy przegrywam — powiedział pewnie, śmiejąc się przy tym cicho. — Więc jak, Channie? Boisz się, czy wchodzisz w to?

— Najpierw powiedz mi, co stanie się, gdy wygram — oznajmiłem, unosząc do góry brew, na co czerwonowłosy jedynie prychnął.

— Jeżeli wygrasz, będę w stanie dać ci wszystko.

— Jesteś tego pewien?

— Jestem pewien wszystkiego — powiedział, ściszając stopniowo głos. — Nawet twoich najskrytszych pragnień i zachcianek, wielkoludzie — powiedział, uderzając mnie palcem w nos.

— A gdy to ty wygrasz? — zapytałem, zmieniając temat, gdy jego głos robił się zbyt kuszący, a jego zgrabna łydka zaczęła delikatnie masować moje udo od tylnej strony.

— Spełnisz moje trzy życzenia — uśmiechnął się, delikatnie mrużąc oczy. — Co ty na to?

— I w dalszym ciągu jesteś pewien, że uda ci się spaść do wody i że mną wygrasz, tak? — uniosłem brew, napinając swoje mięśnie i owijając się wokół jego talii jeszcze bardziej. Nie chciało mi się wierzyć, że zakłada się ze mną o coś tak głupiego i banalnego.

— Jestem pewien — powiedział, uśmiechając się szybko i zanim zdążyłem cokolwiek zrobić, czerwonowłosy nachylił się w moją stronę, nagle przykładając intensywnie swoje usta do moich warg. Mimo tego wszystkiego, co działo się w tamtym momencie w moim organizmie, starałem się nie zahipnotyzować ruchem jego miękkich warg i języka, tylko pozostać uważnym i nie spuszczać rąk z jego talii. Wiedziałem doskonale, że chciał uwieść mnie słodkim smakiem swoich bajecznych ust, które w wyjątkowy sposób całowały moje spragnione wargi.

Czułem, jak w małym stopniu moje pożądanie zostaje zaspakajane, jednak z drugiej strony wzrastało one wraz z moim libidem, które rosło z każdym kolejnym ruchem naszych ust.

Baekhyun swoimi pocałunkami sprawiał, że moje ręce jeszcze mocniej zaciskały się na jego talii, chcąc w jakiejkolwiek sposób dać upust frustracji, spowodowanej brakiem jego ciała.

— I w dalszym ciągu uważasz, że jesteś na wygranej pozycji? — prychnąłem, kiedy czerwonowłosy przerwał najlepszy pocałunek w moim życiu, oddalając delikatnie swoją twarz. Widziałem, jak uśmiecha się, przepełniając swoją twarz pewnością i dumą, nie wiadomo nawet czym spowodowaną. Wzmocniłem swój uścisk, przyciągając jego ciało jeszcze bliżej siebie i czując, jak jego ciepłe uda ocierają się o boki mojego brzucha. Czułem, jak chłopak sięga po coś do swojego szlafroka, wkładając rękę pod materiał, a kiedy tylko coś twardego otarło się o moje ramie, zaciśnięte mocno na jego talii, czułem, że dzieje się coś niedobrego. I nie miałem pojęcia, czy faktycznie tak było, czy może po prostu narkotyki zaczęły działać.

— Zawsze wygrywam, Chanyeol — uśmiechnął się wrednie, w jeden sekundzie przykładając coś twardego do mojej skroni. — Rączki do góry, nieudaczniku — rozkazał, unosząc jedną brew i z widoczną satysfakcją obserwując, jak delikatne przerażenie i zdezorientowanie przelatuje przez moją twarz.

— Myślisz, że nabiorę się na plastikową zabawkę? — prychnąłem, pragnąc, aby pistolet przyciśnięty do mojej skroni okazał się sztuczny.

Jednak wszystkie moje pragnienia i nadzieje zniknęły wraz z dźwiękiem przekładanego magazynku i wzroku pełego satysfakcji i zupełnej powagi.

— Nie będziesz w stanie mnie zastrzelić — zaśmiałem się, nie mając zamiaru się mu poddawać.

— Jesteś tego pewien? — uniósł jedną brew, podnosząc pistolet i z hukiem strzelając gdzieś w niebiańską przestrzeń, co przyznam, spowodowało u mnie szybsze bicie serca i podskok adrenaliny. — Rączki do góry, Chanyeol. Chyba nie chcesz mieć uszkodzonego ciałka, prawda? — zapytał, przekręcając głowę w bok i znów przykładając pistolet do mojej głowy.

— Mogłem się tego spodziewać — westchnąłem, z żalem i bólem w sercu wysuwając powoli ramiona zza materiału jego aksamitnego szlafroka.

I znów to się stało, znów z nim przegrałem.

— Następnym razem się ze mną nie zakładaj, Channie — zaśmiał się, odpychając mnie od siebie stopą i wreszcie wstając z poręczy balkonu. Nie przerywał ze mną kontaktu wzrokowego, intensywnie wpatrując się w moje śledzące jego ruchy oczy, kiedy odłożył pistolet na bok, łapiąc za wiązania swojego szlafroka.

Czułem wszystko naraz - frustrację, złość, żal, pragnienie i pożądanie.

Moment kumilinacyjny następił jednak z momentem, w którym szlafrok z cichym szelestem opadł na ziemię, ukazując idealne ciało Baekhyuna, które odziane było jedynie w krótkie spodenki kąpielowe.

— Do zobaczenia na dole, Channie — zaśmiał się, odwracając się do mnie tyłem i sprawnie wspiął się znów na barierki, tym razem przez nie przechodząc i stając na krawędzi balkonu.

— Baekhyun, co ty wyprawi —

— Tylko żebym nie musiał na ciebie za długo czekać — dodał szybko, puszczając mi oczko i w jednej sekundzie puścił się barierek, ze śmiechem spadając w dół.

Muszę przyznać, byłem w cholerę przerażony.

Podbiegłem do barierek, aby zobaczyć jak ciało Baekhuna ląduje z hukiem w wodzie, a jego śmiech w dalszym ciągu rozprzestrzenia się wokół.

— Czekam, Chanyeol! — krzyknął, machając do mnie ręką. Nie chciało mi się wierzyć, że w ciągu trzech minut Baekhyun zdążył mnie pocałować, przyłożyć mi pistolet do skroni, grozić, rozebrać się i na sam koniec skoczyć z tej wysokości do wody.

Naprawdę zacząłem się zastanawiać, czy wszystko jest z nim porządku.  

Pomachałem na boki głową, chcąc jak najszybciej opuścić balkon, jednak gdy tylko odwróciłem się do tyłu, łapiąc za klamkę, spostrzegłem, że drzwi są zamknięte. 

  — Klasycznie — mruknąłem. Podszedłem znów do barierek, spoglądając na Baekhyuna, który w dalszym ciągu z uśmiechem na twarzy, przyglądał mi się uważnie i czekał na mój ruch. — Nie skoczę, dopóki nie otworzysz mi drzwi. Mam na sobie tylko ręcznik — krzyknąłem do niego, na co roześmiał się jeszcze bardziej.

— Przestań, mięczaku. O to właśnie chodzi! — odpowiedział. — Jeżeli wskoczysz nago, też się rozbiorę!

I nie uwierzycie, co zrobiłem.

Z cichym westchnięciem wdrapałem się za barierki i jestem pewien, że raczej nie zrobiłbym tego bez wcześniejszego zażycia narkotyków. Do substancji, która krążyła w moich żyłach, dochodziło jeszcze podniecenie, ekscytacja i lekkie przerażenie, które tylko mnie napędzało.

Nawet nie pamiętam, abym czuł jakikolwiek strach, tak samo, jak nie zakodowałem momentu, w którym puściłem się barierek i z krzykiem wpadłem do gorącej wody. Momentalnie przez moje ciało przeszły napędzające adrenalinę dreszcze, a ciepło i czystość oceanu pobudzały we mnie poczucie wolności i ekscytacji.

Nawet nie dbałem o to, że mój ręcznik zsunął się z moich nagich bioder wraz z wynurzeniem się z wody. W tamtym momencie obchodził mnie jedynie Baekhyun, który przeczesując swoje mokre, czerwone włosy w tył, rzucał mi wygrane spojrzenie. Krople wody spływały po jego nienagannej twarzy, a na ustach malował się pewny siebie uśmiech, kiedy zaczął śmiać się delikatnie.

— Co cię bawi? — zapytałem, przecierając mokrą twarz dłońmi. Musiałem cały czas machać w wodzie nogami, aby utrzymać się na powierzchni wody, co wcale nie było tak bardzo trudne.

— To, że faktycznie wskoczyłeś — powiedział, podpływając bliżej mnie i łapiąc mnie za kark. Przyciągnąłem go jeszcze bliżej, pozwalając sobie umieścić dłonie na jego zarysowanej talii. Wyglądał jeszcze piękniej, kiedy mokre kosmyki włosów opadały po części na jego czoło, a odcień jego warg kontrastował z zachodzącym słońcem, które ubarwiło całe niebo na piekielny kolor. I wcale nie dziwiłem się, czemu tak się stało.

— Więc co teraz? — zapytałem, unosząc brwi i wbijając palce w jego biodra. Przez jego wzrok, ciało, narkotyki, ciepłą wodę, nagość i panujący dookoła klimat beztroskiej wolności, poczułem, jak mój penis zaczyna twardnieć, a oddech robi się coraz cięższy.

Właśnie w takich chwilach byłem pewien, że jestem zdolny do gwałtu. I naprawdę nie wyobrażałem sobie do końca pobytu na jachcie nie zdobyć Baekhyuna i nie móc dotykać jego ciała.

— Napiłbym się czegoś — przyznał, przechylając głowę delikatnie w bok.

— Czego?

— Tylko szampan — uśmiechnął się.

— Mogę ci coś przynieść, jeżeli pozwolisz mi zasmakować twych warg — zaproponowałem, obserwując, jak czerwonowłosy uśmiecha się jeszcze szerzej, machając na boki głową.

— Ale to tylko i wyłącznie dla alkoholu — powiedział szybko, oplatając tym samym swoje nogi wokół mojego pasa, po czym złapał mnie za włosy i uczynił to, co mu zaproponowałem.

I jeżeli do tej pory kiedykolwiek wcześniej uważałem, że seks z przypadkowymi i łatwymi dziewczynami z klubów jest przyjemny, to byłem w ogromnym błędzie. Sam pocałunek Baekhyuna dawał mi więcej przyjemności i ekscytacji niż nagie blondynki, rozkładające przede mną swoje długie nogi.

Zacisnąłem swoje palce mocno na jego jędrnych pośladkach, starając się okazywać ruchem ust całe pożądanie, które z każdym przejechaniem języka Baekhyuna po moich wargach, wzrastało. Usłyszałem mruknięcie, które wydobyło się z jego gardła, a jego uda zacisnęły się na mnie mocniej, przyspieszając tym samym pocałunki. Nasze języki ocierały się o siebie, powodując w nas obydwóch erotyczne sapnięcia, a kiedy poczułem, jak moje nogi nie dają już rady utrzymywać nas na powierzchni, przycisnąłem jego plecy mocno do zimnej ściany jachtu, co spowodowało u niego cichy jęk.

I nic nie mogło równać się z jego jękami, a szczególnie tymi, które spowodowane były przeze mnie.

— Chanyeol — wysapał, odpychając mnie delikatnie ręką.

— Naprawdę musisz to teraz przerywać?

— Miałeś przynieść mi szampana — powiedział, łapczywie nabierając do buzi powietrza i kciukiem ocierając swoje wargi ze śliny.

Pragnąłem go.  

 Wyglądał na tak zdominowanego, kiedy mocno przyciskałem go do chłodnej ściany, a czerwone rumieńce na jego policzkach ujrzały światło dzienne, dając mi do wiadomości, że chłopak rozpalony był do granic możliwości.

I nie miałem pojęcia, skąd w nim było tyle siły, aby przerwać ten pocałunek, skoro wszystko wyglądało na to, że niesamowicie się mu to podobało.

Z cichym westchnięciem rzuciłem mu ostatnie spojrzenie, podpływając do barierek, które były zaraz obok i chwyciłem się ich, wynurzając już do połowy z wody.

— Czekaj — zatrzymałem się, znów odwracając się przodem do niego. — Przecież jestem zupełnie nago.

— Nie masz czego się wstydzić — prychnął. — Tylko pospiesz się, bolą mnie już nogi od tego machania.

— Więc chodź ze mną — zaproponowałem. Z początku chłopak spojrzał na mnie kpiąco, jednak po upłynięciu kilku sekund widocznie stwierdził, że mój pomysł wcale nie jest taki idiotyczny i również podpłynął do barierek.

Nie ukrywam, że czułem się dosyć dziwacznie, kiedy paradowałem zupełnie nago i to w dodatku z erekcją. Jeszcze rok temu nie miałbym z tym najmniejszego kłopotu, jednak z upływem czasu i stresem w pracy, wszystko znacznie się zmieniło.

Jedynie uzależnienie od Baekhyuna w dalszym ciągu nie mijało, a powinno.

— Rusz się, golasie — powiedział wrednym tonem, kiedy rozglądałem się po jachcie, szukając kogoś, kto mógłby mnie zobaczyć. — To nieziemsko zabawne, że jesteś nagi — zaśmiał się, mijając mnie i przyglądając się mojemu ciału. Chyba nie muszę wspominać, że od razu napiąłem wszystkie swoje mięśnie.

— Nie patrz się tak, bo jeszcze zakochasz się w tym ciele — uśmiechnąłem się, na co chłopak prychnął i uderzył mnie w ramię.

— O to się nie musisz martwić — zapewnił, ciągnąć mnie w stronę jachtowych schodów. Liczyłem na to, że wszyscy o tej porze odpoczywają przed imprezą, która zapewne miała odbyć się jak zwykle po zachodzie słońca i nikt nie będzie musiał oglądać mnie nago. Jednak nie skupiałem się na tym dłużej, ponieważ gdy tylko uniosłem wzrok, miałem przyjemność napotkać pośladki Baekhyuna tuż przy swojej twarzy, które przez wchodzenie po schodach, prezentowały się jeszcze lepiej.

— Słodki jezu — szepnąłem, nawet nie starając się zahamować i odruchowo położyłem swoje dłonie na jego tyłku, ściskając go mocno między palcami.

I oczywiście byłem już nastawiony na jego szybki obrót przodem do mnie i mocne spoliczkowanie mnie.

— Nie zasługujesz na nie — syknął, wskazując na mnie palcem.

A ja jedynie się zaśmiałem, nie spuszczając swoich rąk z jego jędrnych pośladków i delektując się jego zdenerwowaniem.

— Bierz te niewyżyte łapska — przełknął ślinę, a ja pokonałem ostatnie stopnie schodów, stając na równej podłodze i znów miałem przyjemność patrzeć na niego z góry. Nie maiłem najmniejszego zamiaru zabierać swoich rąk z jego ciała, więc uśmiechając się perfidnie, przycisnąłem go swoim torsem do balkonowych drabinek.

Niesamowicie podniecał mnie fakt, że był w tym momencie bezbronny i tak bardzo zakłopotany.

— Chanyeol, dobrze ci radzę, bierz te ła —

— Cicho — mruknąłem, nie chcąc słyszeć jego zbędnego gadania. — Skończ udawać, że nie podoba ci się to, Baekhyun — dodałem, mówiąc ściszonym głosem prosto do jego ucha i obserwując kątem oka, jak jego dolna warga zaczyna delikatnie drgać.

— Przestań, nie możesz wiedzieć, co mi się podoba a co nie — warknął, starając się odepchnąć mnie rękoma.

— Wystarczy mi, że to widzę — powiedziałem, łapiąc jego dłonie i jedną ręką przytrzymałem je mocno za jego plecami. Podniosłem jego podbródek palcami, delikatnie go ściskając i patrząc prosto w jego oczy, które wydawały się zupełnie inne, niż zawsze. — Daj upust tym emocjom, Baekhyun. Przecież wiesz, że mogę zabrać cię na drugi wymiar — kontynuowałem, przybliżając swoje wargi do jego ust. — O wiele lepszy wymiar.

I po raz drugi tego gorącego wieczoru miałem przyjemność posmakować jego grzesznych i słodkich warg. Poczułem, jak chłopak wyślizguje swoje dłonie z mojego uścisku, o dziwo nie bijąc mnie, tylko wplątując swoje smukłe palce w kosmyki moich mokrych włosów. Naciskałem swoim ciałem na niego jak najbardziej tylko mogłem, aby poczuć chociaż część tej aksamitnej i mokrej skóry na swoim torsie. Miałem wrażenie, że wszystko dookoła zaczyna przyspieszać razem z namiętnymi ruchami naszych spragnionych ust, które łaknęły jak najintensywniejszych bodźców i uwagi. Złapałem mocno jego biodra, dociskając nasze krocza do siebie, a w momencie, w którym usłyszałem ciche sapnięcie Baekhyuna, miałem wrażenie, że nie wytrzymam i zrobię mu krzywdę przez natłok tylu emocji naraz.

Szalałem. Nie potrafiłem skupić się na niczym innym, niż na jego oddechu, dotyku i ciele, które już za długo sobie ze mną pogrywało.

— Baekhyun! — usłyszałem nagle donośny krzyk, jednak z początku nic sobie z niego nie robiłem i kontynuowałem przyjemny pocałunek, który oczywiście po chwili został przerwany przez Baekhyuna.

— Bez jaj — warknąłem, obserwując, jak czerwonowłosy marszczy brwi i spogląda gdzieś za mnie.

— Baekhyun, natychmiast do Kyungsoo — warknął Jackson, który jak się okazało, stał za nami, a jego mina była zdenerwowana jak nigdy dotąd. — Masz przejebane, chłoptasiu — dodał, kiedy czerwonowłosy przecisnął się obok mnie, bez słowa zmierzając w stronę bruneta. — A ci radzę się ubrać, Chanyeol — prychnął, lustrując wzrokiem moją sylwetkę i prowadząc Baekhyuna w głąb korytarza.

Świetnie.  

$

 Zdenerwowany wróciłem do swojego apartamentu, chcąc jak najszybciej ubrać pierwsze lepsze bokserki i udać się po szampana, który miał być dla Baekhyuna. Nie przyjmowałem do siebie nawet myśli, że chłopak zaraz do mnie nie wróci i zostanie porwany przez Jacksona na cały wieczór.

Ja już miałem na niego plany.

Potknąłem się o walizkę Baekhyuna, która oczywiście stała na samym środku pokoju, przez co wysypały się z niej jego rzeczy. Szybko ukucnąłem, łapiąc w dłonie przeróżne ubrania i starannie wkładałem je kolejno na swoje miejsce, żeby chłopak nie był na mnie zdenerwowany. Moją uwagę przykuła bordowa bielizna, której wcale nie było mało, jednak gdy tylko do mych rąk wpadła mała kamera, skupiłem całą swoją uwagę na niej.

Wiedziałem, że nie powinienem tego robić, jednak to było o wiele silniejsze ode mnie, a myśl, że chłopak może mieć tak swoje zdjęcia lub filmy, nie dawała mi spokoju. Bez większego namysłu odpaliłem urządzenie i przewijałem filmiki, które w większości przedstawiały jakieś imprezy, lub zachody słońca na jachcie.

Zdziwiło mnie, że w krótkim odstępie czasu po ekranie przewijało się pełno różnych państw, które wcale nie znajdowały się blisko siebie.

Japonia, Ameryka, Dubaj, Korea Południowa, Indie, Malta, Hiszpania, Australia, Dubaj.

Miałem dziwne przeczucie, że nie powinienem oglądać dalej tych plików, szczególnie kiedy na wyświetlaczu pojawiali się zamaskowaniu mężczyźni, których chłopak ewidentnie śledził.

I naprawdę nie spodziewałem się tego, co zobaczę, odpalając jeden z filmów.

Nie chciałem tego widzieć.

Nie chciałem o tym wiedzieć.

Drogi Boże.

Ukazała mi się twarz Baekhyuna, który ustawiał kamerę gdzieś pomiędzy jakimiś roślinami, w taki sposób, że na głównym planie tkwiło wielkie łóżko, które już skądś kojarzyłem. Przyglądając się dokładniej, spostrzegłem, że jest to jeden z jachtowych pokojów, dokładnie taki sam, jak te tutaj.

Najpierw poczułem zazdrość, kiedy Baekhyun zaczął całować się z jakimś chłopakiem, który był widocznie podniecony. Miałem wrażenie, że już gdzieś go widziałem.

Całowali się namiętnie, aż wreszcie Baekhyun rzucił go na łóżko, na co brunet zaśmiał się, ciągnąc go za sobą.

— No proszę, wiedziałem, że wreszcie się na mnie rzucisz — powiedział brunet.

— Niech ta noc należy do nas, Yongguk — szepnął, siadając okrakiem na chłopaku, który zacisnął bezwstydnie dłonie na jego pośladkach.

— Spełnię wszystkie twoje pragnienia, słodki chłopcze — zaśmiał się nisko, zaczynając rozbierać Baekhyuna. — Coś przeczuwam, że mój penis idealnie pasuje do twojego gardła, wiesz?

— Mam sprawdzić? — zapytał, łapiąc za pasek chłopaka.

— Proszę bardzo.

I nagle wszystko przyspieszyło.

Baekhyun z niezwykłym wdziękiem dotykał całego ciała podnieconego chłopaka, ściągając z niego spodnie do kostek. Zaczął masować jego penisa przez bokserki, a ja miałem dziwaczne przeczucie, że nie chodzi tutaj tylko o seks.

Kiedy czerwonowłosy już masował stojące przyrodzenie bruneta, chciałem odkładać kamerę, nie mając ochoty oglądać jego seks taśmy. Jednak coś sprawiło, że jej nie odłożyłem i był to naprawdę wielki błąd.

— Ale najpierw jedno pytanie, Yongguk — powiedział Baekhyun, prawie wkładając penisa do swoich warg.

— Pytaj śmiało, kochanie.

— Wiesz, tak się zastanawiam... — zaczął chłopak, nagle wyciągając zza swojego szlafroka prawdziwy pistolet, zupełnie taki sam, jaki pokazywał mi dzisiaj. Zaczął wspinać się wyżej, nagle siadając na klatce piersiowej chłopaka, który zaczął ciężko oddychać.

— Zejdź niżej, ciężko mi się oddychać — zakrztusił, odpychając Baekhuna.

Moje źrenice się rozszerzyły.

— Najpierw mi powiedz, gdzie jest moje jebane pięć tysięcy — podniósł swój ton, ściskając udami szyję chłopaka.

— Boże, jakie pięć tysięcy?! — odpowiedział, dusząc się coraz mocniej.

— Te pięć tysięcy, które jesteś mi winny już od dwóch tygodni! — krzyknął, nagle przyciskając pistolet do skroni przerażonego chłopaka, który zaczął się wiercić.

— To tylko dwa tygodnie, uspokój się, Baekhyun — powiedział zachrypianym głosem.

— O dwa tygodnie za dużo, kutasie — warknął. — Albo oddasz mi całość w tym momencie, albo po tobie.

— Z-zaczek-kaj, B-baekhyun — zakrztusił się. — Porozmawiajmy, d-dobrze?

— Nie ma czasu na rozmowę, kurwa — wysyczał, naciskając na krtań chłopaka jeszcze mocniej. — Albo dasz mi te pięć tysięcy w ciągu dwóch minut, albo żegnasz się z matką.

— Nie mam ich przy sobie! — krzyknął ostatkiem sił. — Oddam ci je w ciągu tygodnia!

— W ciągu tygodnia? — zakpił. — Czy ty wiesz kim ja, kurwa, jestem? I ty, nieudaczniku, karzesz czekać mi kolejny tydzień? — warknął, przyciskając pistolet jeszcze mocniej. — Brzydzę się tobą, zboczeńcu — zaśmiał się, zaciskając mocno zęby. Chłopak pod nim wił się i szarpał, jednak Baekhyun siedział tak, że nie miał najmniejszych szans. — Naprawdę myślałeś, że mnie zaliczysz? Ktoś taki jak ty i ja? Naprawdę? — zakpił.

— Oddam-m ci co do gr-grosza, tylko p-proszę puść mnie — załkał.

— Nie ma mowy — zaśmiał się. — Sam sobie wezmę cały twój życiowy dorobek.

— Proszę, n-nie ró-b-

— Pierdol się w piekle, chuju.

I to był ostatnie słowa Bakehyuna, które wypowiedziały jego usta przed głośnym strzałem prosto w głowę mężczyzny, który już po kilku sekundach przestał się szarpać i z cichym westchnięciem opadł luźno na materac.

A ja naprawdę nie miałem pojęcia, co teraz mam robić.  

$

  Stawiałem swoje stopy ostrożnie, aby dostać się do ciemnego pokoju, jak najciszej tylko mogłem. Nie miałem pojęcia, co mnie napadło, że zmierzałem prosto do bram największego zła, jednak miałem znów dziwne przeczucie, że dzieje się tam coś złego.

I chyba miałem rację.

Pokój jak zwykle miał zasłonięte rolety, pozamykane wszystkie okna oraz drzwi, więc byłem pewny, że właśnie Baekhyun jest właśnie tam i na pewno nie dzieje się tam nic dobrego.

On zabił człowieka.

Podszedłem do okna, wytężając swój słuch najbardziej, jak tylko mogłem. Na dworze było już dosyć ciemno, a jedynym oświetleniem były lampiony, porozwieszane na balustradach.

Nawet nie zastanawiałem się nad tym, co właściwie robię.

— Ja pierdole — usłyszałem cichy syk Kyungsoo, który mówił straszliwie niewyraźnie, przez co musiałem wręcz przytulić całą swoją twarz do zimnej szyby. — Baekhyun.

— W czym problem? — syknął czerwonowłosy.

— W tym, że przez twój brak myślenia i mózgu mamy policję tuż za plecami — warknął. — Szukają już nas praktycznie wszędzie. Gdzie chcesz uciekać tym razem?

— I czemu to tylko moja wina, Jackson? Nie bądź hipokrytom.

— Przez to, że zbliżasz ich wszystkich do siebie za mocno — podniósł głos, uderzając pięścią w jakiś blat. — Jaebum, Minho, Yongguk, a teraz Chanyeol? Zdajesz sobie sprawę, co ty właściwie robisz, idioto?

— Dzięki mnie jeszcze nie siedzimy w więzieniu, więc stul pysk, Wang — warknął, nalewając czegoś do szklanki.

— I chcesz tak pozbywać się ich po kolei? — krzyknął. — Morderstwo tylko pogarsza sprawę.

— Świetnie, więc co mam robić?

— Baekhyun — odezwał się Kyungsoo. — Nie mamy pewności, czy aby na pewno tego nie zobaczył ani nie słyszał. On zachowuje się zbyt podejrzanie. Nie chcę cię wyrzucać, ale tracimy codziennie tysiące za milczenie osób, które mogą nam przeszkodzić... To zbyt ryzykowne, rozumiesz?

— Rozumiem. Więc co teraz?

— Jestem zmuszony cię zawiesić, Baekhyun — powiedział. — Nie ma innej opcji.

— Słucham? — warknął. — Przecież beze mnie nie dacie rady, poza tym ja potrzebuję tych pieniędzy, zasługuję na nie! — podniósł wzrok, wstając gwałtownie z krzesła.
— Uspokój się. To tylko kwestia kilku miesięcy...

— Nie. Nie ma takiej opcji, Kyungsoo. Nie karzcie mi się na was mścić, jesteście zbyt słabi, aby mnie wywalić.

— Więc co proponujesz, mądralo?

— Dobra, zakończę to raz a porządnie — westchnął. — Przysięgam, że to będzie ostatni raz.

— Oszalałeś?! Co powiemy reszcie? Że Chanyeol nagle wyjechał sobie i już nigdy nie wróci?

— Załatwię to inaczej.

— Baekhyun, błagam cię. Myśl.

— Spokojnie, zostawcie to na mojej głowie — zapewnił, podchodząc do drzwi. Byłem tak przerażony ich rozmową, że nie mogłem się w ogóle ruszyć. Moje kończyny były sparaliżowane i nie chciały ze mną współpracować, a całe ciało się trzęsło. Czułem, jak wszystkie emocje przepływają przez moje ciało naraz, zaczynając od przerażenia i przechodząc przez złość.

Dosłownie w ostatnim momencie zdałem sobie w stu procentach sprawę z powagi sytuacji, więc szybko zerwałem się do biegu, uważając, aby zrobić to najciszej, jak tylko mogę. Nie wiedziałem, o czym dokładnie była ich rozmowa, jednak nie trudno było się domyślić, że nie chodziło o nic przyjemnego.

Czułem się jak w filmie, a jedyne co miałem w głowie, to moja własna śmierć.

Wszystko działo się wyjątkowo szybko.

Wbiegłem do pokoju, wpadłem do balkonu i chwyciłem za pistolet, który jeszcze godzinę temu trzymał Baekhyun. Nie miałem planu, w mojej głowie panował mętlik, a wszystkie mięśnie były spięte.

I chyba przez ten natłok emocji, wszystko znacznie przyspieszyło, obraz zaczął mi się rozmazywać, a czas jakby płynął.

Pamiętam naprawdę niewiele.

— Ch-chanyeol? — usłyszałem głos przerażonego Baekhyuna, który z początku wszedł pewnie do pokoju, jednak gdy tylko zobaczył, jak wymierzam w jego stronę bronią, stanął jak wryty.

Nie mam pojęcia, ile tak się na siebie patrzyliśmy. Pamiętam tylko mój wysoki puls, rozwianą firanę, ciepły wiatr na swoich plecach i przerażony wzrok Baekhyuna, którego ręce zaczęły trząść bardziej, niż moje.

Czas przestał istnieć.

W pokoju było niezwykle ciemno, jedyne oświetlenie dawał księżyc, który padał idealnie na twarz Baekhyuna, który przejechał niespokojnie wzrokiem po pokoju i zatrzymał go na kamerze, leżącej na środku apartamentu.

— Oh, więc już chyba wiem, o co ci chodzi — przyznał, a jego głos był przerażająco dziwny. Nie było już w nim takiej dawki pewności siebie, nie był nasycony pogardą ani kpiącym sarkazmem. Był wręcz przerażony, przegrany i poddany.

— Wiem, co chcesz zrobić, Baekhyun — powiedziałem, przełykając ślinę i starając się, aby mój głos nie drgał. — Nie zrobisz mi tego, co im.

— Spokojnie, Chanyeol — uniósł ręce, patrząc na mnie niespokojnie.

— Muszę to zrobić — przerwałem ciszę. — Odpokutujesz w piekle za wszystkie złe uczynki, grzechy i morderstwa, których się dopuściłeś.

— Chanyeol — powiedział spokojnym głosem, zamykając na chwilę oczy. — To nie tak, jak myślisz.

— Więc jak, Baekhyun!? — krzyknąłem, na co chłopak delikatnie podskoczył. — Słyszałem waszą rozmowę, chciałeś mnie zabić!

— Nie! — krzyknął, łapiąc się mocno za włosy i uginając kolana. — Boże, nie!

— Nie kłam — warknąłem, nie spuszczając pistoletu z jego osoby.

— Chanyeol, uspokój się. Nie zabiłbym cię, nigdy bym tego nie zrobił.

— Już dawno mnie zabiłeś, Baekhyun — warknąłem. — Od jebanego sylwestra zabijasz mnie dzień w dzień, myślę o tobie przez cały jebany czas, marzę o tobie, widzę cię w snach, w innych kobietach wyobrażam sobie ciebie, nie ma dnia, w którym bym ciebie nie pragnął!

— Chany —

— Cicho! — wrzasnąłem, na co znów delikatnie podskoczył i zamilkł. — Zamknij się wreszcie, teraz moja kolej. Od samego przyjazdu tutaj pogrywasz sobie ze mną, kusisz mnie, później odpychasz. O co ci chodzi? Czemu ty to, kurwa, robisz? Wiesz, jakie to uczucie? Zatrułeś mnie sobą, idioto. A teraz jeszcze chciałeś mnie zabić, naprawdę? Boże.

— Nie prawda, Chanyeol — powiedział łamiącym się głosem.

— Nie płacz, nie nabiorę się na to — prychnąłem, wskazując w jego stronę bronią.

— Dobrze, okej. Tylko mnie posłuchaj, proszę — powiedział, patrząc na mnie szklanymi i przerażonymi oczami.

— Nie, nie chcę cię już słuchać — powiedziałem oschle. — Za długo cię słuchałem, za długo dawałem ci sobą pogrywać.

— Dobrze — powiedział, machając powoli głową i przełykając głośno śliną. Widziałem, jak całe jego ciało było sparaliżowane. — Więc zrób to, co tylko zechcesz — dodał szeptem, nagle uginając kolana i powoli klękając na ziemię.

— Co ty robisz? — zmarszczyłem brwi.

— Poddaje się, masz rację — przyznał, opuszczając wzrok. — Upadłem już dawno, nie ma dla mnie już szans. Jestem pieprzonym wcieleniem zła, idiotycznym, zapatrzonym w siebie gnojem. Rozpraw się ze mną, Chanyeol. Zrób to, co powinni już zrobić dawno.

— Co masz na myśli? — zapytałem, kompletnie nie mając pojęcia, o co mu chodzi.

— Pieprz mnie, Chanyeol — powiedział, podnosząc swój wzrok i wbijając go we mnie. Wyglądał pięknie, kiedy łzy spływały powoli po jego policzkach, a skóra świeciła się drobinkami brokatu w świetle księżyca.

— Słucham? — zaśmiałem się, na chwilę opuszczając broń. Opadły mi ramiona, nie chciałem wierzyć w to, co właśnie usłyszałem. I to nie dlatego, że wreszcie mi na to pozwolił. To dlatego, że powiedział to właśnie w tym momencie. — Czy ty oszalałeś, Baekhyun? — prychnąłem, łapiąc się za głowę.

— Nie — powiedział, wstając ze swoich kolan i podchodząc do mnie.

— Nie zbliżaj się — warknąłem, jednak chłopak nie posłuchał. Podszedł, zatrzymując się niecały metr ode mnie i patrząc tępo w moje oczy.

— Zrób to, Chanyeol — powiedział, nie przerywając kontaktu wzrokowego. — Zrób ze mną wszystko, o czym tylko pragniesz od dawna, jestem cały twój. To moja ostatnia wola, musisz to zrobić.

— Jesteś śmieszny, Baekhyun — powiedziałem, niedowierzając.

— Pieprz mnie, Chanyeol — powtórzył, zmniejszając między nami ostatni metr dystansu. — Pieprz mnie, a potem zabij.

____

11k słów, milion stresu, potu, załamania nerwowego i braku nadziei -- oto nowy rozdział DSAT!!

boże słodki, nawet nie wiecie, jak bardzo się tym stresuję. nie ukrywam, że włożyłam w to pełno pracy i wysiłku, więc proszę, poświęćcie chociaż minutę na napisanie komentarza, abym mogła wiedzieć, czy się wam spodobało i czy moja praca nie poszła się pieprzyć. 

mam nadzieję, że jesteś gotowi na najgorętszego smuta w historii, musicie być tylko cierpliwi i dać mi dużo czasu. 

uwielbiam was, naprawdę mam nadzieję, że nikt się nie zawiódł:(

wypoczywajcie, uśmiechajcie się i wyczekujcie kolejnego rozdziału. 

see u soon, lovely!  ♥

!!koniecznie zapraszam na snapchata, bbb dużo mnie tam ostatnio --> mavtqq!!







































































Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro