part ten
Yoongi wyszedł wieczorem na spacer.
Chciał się przejść i pomyśleć, ale tylko jedno zaprzątało mu myśli.
- Yooni, nie sądzisz, że pora z nim porozmawiać? Jak dorosły chłopak z dorosłym chłopakiem? To nic złego kochać kogoś, nawet jeśli jest tej samej płci, co ty. Pamiętaj, ja zawsze jestem po twojej stronie, Yooni.
W ogóle nie potrafił wyrzucić z głowy słów matki. No bo jak on mógł kochać kogoś innego, oprócz matki? Jak mógł kochać chłopaka? Jak mógł kochać właśnie Hoseoka?
To nie dawało mu spokoju.
Mimo zapewnień mamy, że będzie go wspierać bez względu na to, co zrobi, wydawało mu się to wszytko dziwne i takie, takie obrzydliwe? Nie, nie miał nic do homoseksualistów, w prawdzie powiedziawszy nie widział nikogo, więc nie miał z tym problemu... tylko dlaczego on? Dlaczego coś takiego mu się przytrafiło? Nigdy wcześniej się nie zakochał. Nie miał jak. Nie widział nikogo ani niczego, oprócz ciemnej, pustej przestrzeni, więc nie miał jak się zauroczyć, choćby nawet przez czyiś wygląd. A co dopiero mówić o zakochaniu przez charakter i sposób bycia.
Jednak z Hoseokiem było inaczej.
Jego wesoły głos ciągle rozbrzmiewający mu w głowie. Jego przeraźliwy śmiech, który rozjaśniał formującą się jasną plamę dźwięków. Jego ciepłe dłonie obejmujące te należące do niego. Jego włosy, które w dotyku wydawały mu się bardziej miękkie od najbardziej miękkiego dywanu na świecie.
Przy nim czuł się, jakby nic innego nie istniało, jakby byli sami we wszechświeice, jakby nawet sam Hoseok był niewidomy i razem siedzieli w tym okrutnym, pozbawionym kolorów i światła, labiryncie.
Yoongi zagryzł zęby i wrzasnął.
Nie mógł poradzić sobie z tymi wszystkimi uczuciami. Nie umiał nad nimi zapanować. Nie wiedział co się z nim dzieje.
Wtedy przypomniał sobie własne słowa.
Nie wahaj się.
Sunyu od dobrych kilkunastu minut krążyła po salonie, zaglądając przez jedno, to przez drugie okno, czasami rzucając też zmartwione spojrzenie na mały korytarz, prowadzący do wyjścia. W dłoni ściskała komórkę, z której nieustannie próbowała dodzwonić się do jedynego syna.
Martwiła się jak cholera.
Czuła, że nie powinna była pozwalać mu wychodzić, ale kiedy ją prosił i zapewniał, że lada moment wróci, nie mogła mu odmówić. Doskonale wiedziała, że sobie poradzi, bo mu ufała. Nie mogła go trzymać w zamknięciu nawet jeśli był niewidomy. Już kilka lat temu podarowała mu najwięcej zaufania, żeby on również mógł poczuć się jak inni. A kiedy wtedy wrócił, ich więź jeszcze bardziej się pogłębiła. Dlatego nie miała prawa zabraniać mu spaceru, kiedy już tak dobrze sobie radził wśród obcych ludzi na ulicy.
Niestety teraz nie było go już od ponad godziny.
Spojrzała na ekran komórki i zastanawiając się przez chwilkę, wybrała numer.
- Yooniego nie ma już od godziny. Proszę, odszukaj go. Martwię się, że on...
Hoseok tylko przytknął, rozłączając się.
Zaczęło padać.
boze, winter bear potrafi działać cuda... napisałam prawie cały w pół godziny, oh yeah
wszystko dzięki taehyungowi, tak bardzo kocham jego i tą piosenkę, że płacze uwuu :((
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro