² - ɪ ᴅᴏɴ'ᴛ ᴋɴᴏᴡ ᴡʜy ɪ'ᴍ ᴊᴏᴋɪɴɢ, ᴀᴄᴛᴜᴀʟʟy ɪ ꜰᴇᴇʟ ᴍɪꜱᴇʀᴀʙʟᴇ
↷ 카펫을 깔아 헹가래 받아
─── ・ 。゚☆: *.☆ .* :☆゚. ───
『instagram ✉︎ detailhun_x』
『twitter ✉︎ D3TA1LHUN』
Ze zniecierpliwieniem patrzył zbyt często na zegarek wiszący na ścianie.
Krew pulsowała w jego żyłach za każdym razem, gdy Jongin kopał go pod stołem, o mało co łamiąc mu piszczel.
Siedział między dwójką przyjaciół na przyjęciu swoich rodziców z okazji ich rocznicy ślubu.
Prosto z lotniska przyjechał tutaj, nie śpiąc ani minuty oraz nie mając nawet najmniejszego kontaktu z prysznicem.
Istniało więc duże prawdopodobieństwo, że śmierdział tak samo, jak menel, koło którego siedział, gdy czekał aż Jongin przyjedzie go odebrać.
— Jeśli jeszcze raz naruszysz moją przestrzeń osobistą, to przysięgam ci, że dostaniesz widelcem między oczy, kretynie — Syknął, mrużąc oczy na widok głupkowatego wyrazu twarzy przyjaciela.
Chwycił widelec, będąc gotowym by każdej chwili go zaatakować, gdyby tylko zaszła taka potrzeba.
Kim potrafił być okropnym, denerwującym kretynem, którego nie dało się opanować, gdy nachodziły go napady bycia zbyt 'dotkliwym'.
Nic go to chyba nie obeszło, bo dalej postanowił znęcać się nad nim, dopóki ten nie wybuchnie i nie upokorzy się po raz kolejny.
— Chciałem tylko zobaczyć twoją reakcję, nic wielkiego — Odpowiedział, chcąc złapać go za rękę, jednak ten bez zastanowienia wbił mu widelec w sam środek dłoni.
Płacząc z bólu, odsunął się od niego, mrucząc tylko 'psychopata', co Byun skwitował głośnym prychnięciem.
Wstał od stołu, chcąc się przewietrzyć.
Posłał ciepły uśmiech swoim rodzicom i wyszedł ukradkiem na ogród.
Zawsze lubił patrzeć na malutką fontannę, którą chętnie odwiedzały ptaki, gdy pogoda robiła się nieco cieplejsza.
Jako dzieciak, razem z przyjaciółmi bawił się tutaj, spał w namiocie, czy zakradał, by pooglądać gwiazdy, lub gdy przez głupie Jongina kolejny raz w tygodniu zarobił szlaban.
— Wszystko w porządku? — Odwrócił się, słysząc głos Jongdae.
Westchnął i kręcąc głową, usiadł na schodach.
Był daleko od bycia w porządku.
Ale nie chciał psuć tak cudownego dnia swoim rodzicom, dlatego postanowił siedzieć cicho.
— Jest okay, potrzebowałem tylko odpocząć od tego psychola — Przyciągany jakąś magiczną siłą, chwilę później pojawił się wspomniany chłopak z uśmiechem tak szerokim, że mógłby jeść szparagi w poprzek.
— A tak naprawdę, co się stało?
Nie mógł ukryć się przed jego szóstym zmysłem, potrafiącym wyczuć kłamstwo na kilometr.
Może dlatego to zawsze on usprawiedliwiał ich wybryki, które za każdym razem były coraz bardziej niedorzeczne.
Nie żeby nikt inny im nigdy nie wierzył.
Po prosto wyglądał z całej trójki najbardziej poważnie i miał najwięcej oleju w głowie, co w zestawieniu z Baekiem czy Jinginem czyniło go geniuszem w oczach ludzi.
Dlatego niańczył Kaia na pełny etat, będąc do tego doradcą miłosnym rozsterek Byuna.
— No właśnie, Bae co się stało?
— Jestem zmęczony podróżą, nic więcej — Tłumaczył, zganiając samopoczucie na długi lot z Tokio, który nie należał do najlepszych.
— Czuć te twoje zmęczenie na kilometr
— Ginie, mogę mieć do ciebie prośbę?
— Jasne
— Przynieś mi i Baekhyunowi trochę soku, co? Lepiej się rozmawia, mając coś do picia — Poprosił i sekundę później już go nie było.
Mając wolne pole do popisu, usiadł tuż obok bruneta, zachowując do tego należyty dystans i przystąpił do działania.
— Czy stało się coś między tobą, a Chanyeolem?
Zamawiając to imię, trafił w samo sedno problemu.
Oczywiście, że chodziło o niego.
Zawsze chodziło o niego.
Minęło pół roku, odkąd rozstali się bez podania konkretnego powodu znajomym.
Dokładnie wtedy Baek wyjechał do Japonii, znajdując pracę jako krawiec.
Kochał szyć ubrania, a sam proces ich tworzenia był naprawdę fantastyczny.
Czy to było powodem ich rozstania?
Po części tak.
Park momentami za mocno go ograniczał, każąc mu robić rzeczy, które nie do końca do niego przemawiały.
Kłótnie stawały się codziennością, trwającą nawet kilkanaście dni.
Osoba postronna powiedziała by, iż podjęli dobrą decyzję, idąc w swoich własnych kierunkach.
Ale Byun dalej czuł do niego pewne uczucia, które nie chciały zniknać.
— Wendy mówiła, że wrócił do miasta w tym samym dniu, co ja — Mruknął bez entuzjazmu, podpierając twarz dłonią
— Cokolwiek powiedziała, było takim samym kłamstwem, jak jej operacja tyłka — Skwitował Kim, wracając z powrotem, wręczając każdemu z nich szklankę z zimnym, sokiem.
— Wendy nie ma sztucznej pupy, Jongin — Wymownie dał mu znać wzrokiem, że ich przyjaciel jest smutny i nie powinien komentować czegoś, o czym nie miał pojęcia.
— Mówiła też, że Chanyeol ma...
— Mam co?
Niczym rasowy wąż, znikąd pojawił się nie kto inny, tylko Park Chanyeol w samej swojej okazałości.
Ubrany w dobrze skrojony granatowy garnitur, wyglądał poważnie i jednocześnie idealnie, przez co Baekhyun musiał wstrzymać powietrze, by nie powiedzieć czegoś, co będzie żałował przez całe życie.
— Niebywałe szczęście, że oddychasz prosto i bez żadnych problemów — Odpowiedział za niego Kim, uśmiechając się tak sztucznie, że cudem nie dostał skurczu mięśni.
Był jedną z niewielu osób, które nie bały się zrównać kogoś tak ignoranckiego, jak on z ziemią.
Od początku go nie lubił i jako pierwszy świętował ich rozstanie.
Kątem oka zerknął na Baeka, który bawił się nerwowo palcami, dlatego postanowił kontynuować tą rozmowę za niego.
— Jasne, jestem chodzącym szczęściarzem — Zironizował ozięble.
On również nie przepadł za przyjacielem swojego byłego chłopaka.
Uważał go za lekkoducha, który nie przywiązywał uwagi do tego z kim spał i jak długo to trwało, dopóki nie był zadowolony.
Powtarzał mu, że to nie było dla niego odpowiednie towarzystwo, jednak on go nie słuchał.
Miał zbyt miękkie serce, dlatego nie zakończył tej znajomości, chociaż źle na niego działała.
— Co tu robisz? Ktoś cię tutaj prosił, czy może jednak zabawa z robakami okazała się zbyt nudna, dlatego chcesz nawiązać ponowny kontakt z ludźmi?
— Tak właściwie... — Zaczął, sięgając do kieszeni marynarki i wyjmując z niej niedużą, kremową kopertę — To przyszedłem tutaj do państwa Byun, by przekazali ci zaproszenie na mój ślub
ਏਓ
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro