Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1. Ból nie trwa wiecznie, odpocznijmy chwilę.

Kiedyś chciałam cały czas komuś coś udowadniać. Chciałam udowodnić, że mogę żyć bez namysłu, choć myśli wywiercały dziurę. Chciałam udowodnić, że nie można mnie zranić, że nie potrzebuję miłości. I w ten sposób zrywałam maskę tlenową ze swoich ostatnich uczuć, by zostać z nową przyjaciółką - pustką. Pustka była czasami zabójcza. Przychodziła w ciężkich chwilach, w chwilach, kiedy wątpiłam w to, co robię i dlaczego. Przychodziła i siała zamęt. Była nieproszonym gościem, który nie zamierza szybko wyjść, a przynajmniej nie zamierza wyjść, dopóki nie ogołoci lodówki.

Patrzyłam na Min, który siedział przed białym, trochę zniszczonym fortepianem. Mężczyzna powoli kładł opuszki palców na klawiszach, a spokojna melodia wydała się być najmniej rzeczywista w tym pomieszczeniu. Min grał, a ja nie mogłam oderwać wzroku od beznamiętnej ekspresji na twarzy mężczyzny. Jego twarz wyrażała nicość, przypominała coś na wzór czarnej dziury, bo im dłużej się przyglądałam tym mniej dostrzegałam.

Ale lubiłam patrzeć na twarz Min, choć nie wiedziałam do końca dlaczego. Nie było w niej czegoś szczególnego, twarz jak twarz. Tylko że owa twarz była twarzą, którą widziałam w każdej chwili, gdy zamykałam na dłużej oczy. Nigdy nie rozumiałam tego fenomenu, bo skoro mogłam patrzeć na tę twarz przez cały ten czas, dlaczego widziałam ją najwyraźniej, gdy zamykałam oczy?

- Szlag. - Yoongi przeczesał nerwowo kosmyki ciemnych włosów i spuścił wzrok na podłogę. Zaciskał pięści w taki sposób, jakby chciał paznokciami przebić skórę i przekonać się, że krew jest naprawdę czerwona. Nie pamiętałam już kiedy widziałam mężczyznę takim, jakim był teraz. Przypominał drapieżnika, który został bez ofiary i musiał kolejny dzień głodować.

Wstałam z miejsca, bo przez ten cały czas siedziałam przy jednej ze ścian, strzepałam z jeansów drobinki kurzu, poprawiłam koszulkę z nadrukiem śmiesznego kota i powoli zbliżyłam się do fortepianu. Fortepian był instrumentem, który sprawiał, że wszystko wokół nabierało nierzeczywistej maniery. Bowiem świat niknął wśród dźwięków, więc można było odczuwać tylko bezgraniczny spokój.

- Myślę - zaczęłam - że grasz coraz lepiej. - Pochwyciłam wzrok mężczyzny na swojej twarzy. Nie było w tym spojrzeniu niczego, oprócz znajomej i zaprzyjaźnionej tęsknoty za czymś odległym. Min patrzył, ale nie widział. Czasami byłam ciekawa powodu owej tęsknoty w jego oczach. Wydawało się, że szukał czegoś ważnego, bez czego popadał w jakiś niezrozumiały obłęd, ale wiedziałam, że ten obłęd nigdy się nie zatrzyma, a przynajmniej nie zatrzyma się w chwili, gdy będę widzieć w oczach Min tęsknotę.

- Lepiej? - Zmarszczył na chwilę brwi, wykrzywił usta w zagadkowym uśmiechu i rozmasował kark, który musiał zesztywnieć. - Gram gorzej niż ty w koszykówkę - oznajmił swoim typowym głosem złośliwego dziadka, a twarz Min stanęła w cieniu pewności siebie, która czasami wypływała z mężczyzny tak jak krew przy rozległym, niekontrolowanym krwotoku.

- Powinnam się teraz obrazić? - Przechyliłam lekko głowę. Lubiłam grać w koszykówkę, ale nie znaczyło to, że umiałam grać. Wypięłam pierś do przodu, jakbym miała się czymkolwiek chwalić i skłamałam z dumnym uśmiechem rasowego pieska: Jestem mistrzem koszykówki.

- Mistrzem nietrafiania do kosza - sprostował Min. Sięgnął po swój plecak, zajrzał do środka i złapał za butelkę taniej wody.

- Aigoo. Mógłbyś po prostu przytaknąć. - Patrzyłam jak Yoongi odkręca kurek od butelki, przeciera plastikowy dzióbek kciukiem i upija dwa łyki wody.

- Przytaknąć? - Zakręcił butelkę i wrzucił z powrotem do plecaka. - Nigdy nie lubiłem przytakiwać. To by oznaczało, że jestem bierny, a ja naprawdę nie chcę taki być. - Spojrzał martwo w jakiś odległy punkt, a potem przerzucił wzrok na moją twarz. - Gdybym przytakiwał, żeby mieć spokój... Myślę, że świat by na tym stracił.

- Chcesz przez to powiedzieć, że jesteś wyjątkowy? - spytałam z lekkim dystansem do słów mężczyzny. Opuściłam koniuszki palców prawej ręki na fortepian i pogłaskałam kilka środkowych klawiszy.

- Wyjątkowy? Nie. Nie jestem wyjątkowy - odparł. - Jestem zwykłym szarakiem, którego męczy to, że jest taki szary. Szary nie jest dobrym kolorem, niczego nie określa.

- Czyli chcesz nabrać koloru, żeby się wyróżniać - podsumowałam krótko.

Zadarłam wzrok na twarz Min i patrzyłam jak ta zmienia swój wyraz. Przez chwilę Yoongi wyglądał tak, jakby ważył w jakiś sposób sens moich słów, a potem niszczył ten kruchy sens, bo coś było nie tak.

- Nie jestem warzywem, żeby nabierać koloru. - Zabrał z oparcia drewnianego krzesełka bluzę i zarzucił na ramiona. Głęboki kaptur ubrania ukrył część twarzy Min, więc nie mogłam zobaczyć uśmieszku na ustach mężczyzny. Ale dostrzegłam ten nikły cień, który sprawiał, że Yoongi niknął na tle swoich czarnych, nigdy nie wypowiedzianych na głos myśli.

Po chwili usłyszałam cichy jęk lenistwa i zmęczony głos: Muszę iść do roboty.

Yoongi pracował w małej restauracji. Jeździł skuterem z zamówionym jedzeniem. Była to dość niewdzięczna praca o niskim wynagrodzeniu, ale dzięki owej pracy Min mógł jakoś związać koniec z końcem. Czasami proponowałam mężczyźnie, że pożyczę mu kilka wonów, gdy widziałam, że głodował od dwóch dni, ale on nigdy nie brał tych pieniędzy i gardził pomocą, jakby obawiał się, że jeśli przyjmie tę pomoc, to nie będzie umiał spojrzeć sobie w twarz. Najwidoczniej był zbyt dumny, żeby wziąć od kogokolwiek pożyczkę, choć ta nie wydawała się duża.

- O której dzisiaj kończysz? - spytałam, choć byłam pewna, że znowu powie, że nie ma pojęcia i nie mam się martwić, bo w końcu to tylko głupia robota i nie ma sensu się przejmować.

- Nie wiem. Wszystko zależy od szefa. Zresztą. Nie musisz się ciągle o to samo pytać. To trochę nudne, Jae Hee - odparł, a ja uśmiechnęłam się w duchu, bo miałam rację.

- Nudne? Uważasz, że jeśli ktoś się o kogoś martwi - zaczęłam - to robi się to nudne? - Uniosłam lekko brew, bowiem nigdy nie myślałam, że Min mógłby uznać, że moja troska jest nudna, choć nie mogłam też wykluczyć, że się tym cieszy, ale nie ma zamiaru mówić głośno o swoich uczuciach, bo Yoongi był jak żółw. Chował się w swojej skorupie i rzadko wychodził.

Powoli wyprostował rękę, położył dłoń na czubku mojej głowy i poklepał lekko. Zrobiłam nadąsaną minę i patrzyłam na uśmieszek, który jawił się na twarzy Min. Schwyciłam się tego uśmiechu, bo był tak jasny i tak piękny, że nie umiałam oderwać wzroku od linii tych ust.

- Tak, tak. Rozumiem - powiedział. - Dobra z ciebie dziewczyna, naprawdę.

- Powinieneś to trochę częściej powtarzać - mruknęłam. Złapałam za nadgarstek mężczyzny i ściągnęłam dłoń Min ze swojej głowy. Nie puściłam jednak jego ręki, a złapałam mocniej i skrzyżowałam nasze palce razem. - No wiesz... żebym poczuła się doceniona.

- Słyszałaś kiedyś, żebym kiedykolwiek narzekał? - spytał i zerwał uścisk, zabierając rękę. Jeszcze przez chwilę czułam ciepło jego dłoni na swojej. - Jeśli nie narzekam, jest się czym chwalić, prawda?

- Czy ty właśnie mówisz, że jesteś ze mną szczęśliwy?

Min nigdy nie mówił wprost o swoich uczuciach. Zrzucałam to na winę jego skrytej osobowości, bo przecież nie każdy umiał bez zająknięcia mówić o swoich uczuciach, więc nigdy nie naciskałam i nie oczekiwałam żadnych słodkich słówek. Yoongi był człowiekiem czynu, dlatego zamiast tych wszystkich czułych słów po prostu był. Był w każdej chwili, kiedy go potrzebowałam, kiedy wydawało mi się, że zaczynam wariować.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro