10. To twoja dziewczyna?
Leondre
-Trochę, tak jakby - kaszlnąłem - zepsuł nam romantyczną chwilę - zaśmiałem się.
-Tak jakby - dołączyła do mnie.
Co za dzieciak...
Może tak miało być.
Pierwszy pocałunek powinien być wyjątkowy, a nie na trawie w biały dzień.
-To co, idziemy coś zjeść? - zapytałem chcąc zapobiec dłuższej ciszy.
-Jasne - uśmiechnęła się - co proponujesz?
-Kebab, KFC, albo...
-Lody! - przerwała mi.
-Ale tak w miejscu publicznym? - starałem się nie wybuchnąć śmiechem.
-Nie takie lody zboczuchu - szturchnęła mnie w ramię po czym oboje zaczęliśmy się śmiać.
Jest taka urocza kiedy się śmieje.
Samantha
Skierowaliśmy się w stronę najbliższej budki z lodami. Kiedy byliśmy już na miejscu zaczepiło nas kilka bambinos z czego nie byłam jakoś szczególnie zadowolona.
-To twoja dziewczyna? - zapytała niska blondynka.
-Nie, przyjaciółka.
Ałć. Zabolało.
Czy jestem zazdrosna?
Niee... Jestem cholernie zazdrosna, a o kogo? O bambinos.
Sama nie wiem czy dlatego, że każdą z nich przytula, całuje w policzek i tak dalej, czy może dlatego, że każda z nich się do niego klei, bo myśli, że ma u niego jakiekolwiek szanse.
Kiedy nasz pan gwiazda skończył robić sobie zdjęcia zamówiliśmy te nieszczęsne lody i usiedliśmy przy stoliku.
-Czyli już zakwalifikowałam się na przyjaciółkę?
-Jak się postarasz to może będzie z tego coś więcej, zazdrośnico - uśmiechnął się łobuzersko.
-Zazdrośnico? Że niby jestem zazdrosna? Ciekawe o co - prychnęłam pod nosem.
-Skoro tak, to pewnie nie będzie ci przeszkadzać jeżeli podejdę do tej grupy dziewczyn, które tak bacznie nas obserwują?
-Oczywiście że nie.
-Nawet jeśli zacznę je przytulać i robić sobie z nimi zdjęcia? - zaczął się do mnie przybliżać.
-Nawet wtedy. Przecież to normalne, że robisz takie rzeczy z fankami.
-Okej, więc idę - wstał z krzesła.
-Więc idź - założyłam nogę na nogę.
Odwrócił się do mnie tyłem i tak jak wcześniej mówił; podszedł do grupy dziewczyn, niebrzydkich, zgrabnych dziewczyn.
Szlag.
Usłyszałam piski, krzyki i odgłosy zabijanej świni. Patrzyłam jak Leo przytula każdą z tych dziewczyn, te drobniejsze podnosił lub brał na barana. Patrzyłam na nich wkurzona i... zazdrosna?
-Leoś, chodź. Moja mama dzwoniła i powiedziała, że za chwilę jedziecie - no po prostu musiałam się wtrącić.
-Dobra dziewczyny, jak słyszycie, muszę już lecieć.
-Nie, prosimy zostań jeszcze - jęczały.
-Niestety nie mogę, bo w kimś się już gotuje - chrząknął - Bye!
Złapałam go za przedramię i pociągnęłam za sobą.
-Że niby jestem zazdrosna? Ciekawe o co - przedrzeźniał mnie zmieniając głos na bardziej piskliwy.
-Zamknij się.
-Moja mała księżniczka jednak nie jest taka grzeczna jakby się wydawało.
-Tak, jestem zazdrosna, pasuje? - wykrzyczałam mu w twarz.
Ten nie odpowiedział, nawet się na mnie nie popatrzył. W pewnym momencie się zatrzymał, przerzucił mnie przez ramię i zaczął biec w stronę willi mojej babci.
-Leo! Leo puść mnie! - szarpałam się i śmiałam za razem.
-Ktoś coś mówił? - rozejrzał się nie przestając biec.
-Leo to nie jest śmieszne.
-A jednak się śmiejesz.
-Postaw mnie na ziemię!
-A co z tego będę miał?
-Zrobię co tylko sobie zażyczysz, tylko mnie puść!
-Obiecujesz?
-Obiecuje.
Delikatnie położył mnie na nogi po czym pocałował w policzek.
-Więc? - zapytałam.
-Więc co?
-Obiecałam, że zrobię co sobie zażyczysz.
-Jak coś wymyślę to dam ci znać - puścił mi oczko i zaczął iść dalej.
-Mam się bać? - wyrównałam mu kroku.
-Jeszcze nie wiem.
Głośno westchnęłam. Po kilku sekundach marszu, Leo złapał mnie za rękę. Popatrzyłam się na niego, a jego twarz wyglądała jak dorodny buraczek. Nawet w takiej postaci jest uroczy.
-Do twarzy ci w czerwonym - zaśmiałam się.
-Bo ty akurat jesteś blada - powiedział sarkastycznie, a ja odruchowo złapałam się za policzki.
-Urocza jesteś - powiedział.
-Wieeem - przeciągnęłam.
Wróciliśmy do willi mojej babci okazało się, że Leo rzeczywiście za chwilę musi jechać.
Było mi smutno, gdy jego mama nas o tym poinformowała. Zwłaszcza, że nie wiedziałam, kiedy się znów spotkamy.
-Idźcie sobie jeszcze do pokoju, zawołam cię jak będziemy jechać - powiedziała pani Victoria.
-Dobrze, mamo - uśmiechnął się do niej brunet.
Złapałam go za przedramię i pociągnęłam za sobą. Kiedy byliśmy już w pokoju, puściłam go, a sama usiadłam po turecku na łóżku. Brunet powtórzył moją czynność.
-Leeeoś - oparłam się o jego ramię.
-Też nie chcę cię zostawiać - zaczął bawić się moimi włosami.
-Kiedy przyjedziecie do Polski? - zapytałam.
-Pytanie, kiedy ty przyjedziesz do mnie - uśmiechnął się.
-Już o tym rozmawialiśmy. Jak na razie nie ma na to szans.
-Uwierz mi, że są.
-Chyba dopiero jak skończę osiemnaście.
-Spotkamy się szybciej niż ci się wydaje - powiedział pod nosem.
*
-Już tęsknię - powiedziałam rzucając mu się na szyję.
-Spokojnie księżniczko - złapał mnie za uda i podniósł.
Odsunęłam głowę od jego szyi i popatrzyłam mu głęboko w oczy.
-Znamy się tak krótko, a ja już nie mogę bez ciebie wytrzymać - zaśmiałam się.
-A ja natomiast, czuję jakbym znał cię od lat - starł kciukiem łzę spływającą po moim policzku.
Ponownie się w niego wtuliłam, a ten postawił mnie na nogi.
-Do zobaczenia, księżniczko - powiedział i pocałował mnie w policzek.
-Do zobaczenia księciu - uśmiechnęłam się przez łzy.
Odwrócił się, wsiadł do samochodu, odjechał. Pomachałam mu jeszcze na pożegnanie, a kiedy jego auto zaczęło znikać z mojego pola widzenia, wróciłam do pokoju i rzuciłam się na łóżko. Już nie płakałam, przecież jeszcze się spotkamy, prawda?
Mam nadzieję - powiedziałam w myślach.
Leondre
Widziałem jej sylwetkę w lusterku, machała mi.
-Bardzo miła dziewczyna - odezwała się po chwili moja mama.
-I do tego ładna - powiedziałem nie odrywając wzroku od znikającej w lustrze sylwetki.
-Czy ona przypadkiem ci się nie podoba - zaśmiała się rodzicielka.
-Aż tak to widać? - zaśmiałem się.
-Nie tylko to jest zauważalne.
Popatrzyłem na nią zdziwiony.
-Ty jej też wpadłeś w oko - zaśmiała się.
Nie odpowiedziałem, ale czułem jak moje policzki się palą. Jeżeli to jest tak bardzo widoczne, to możliwe, że jest prawdą.
Uśmiechnąłem się do siebie i z powrotem zacząłem oglądać widoki za oknem.
*
Samantha
Na następny dzień poszłam na ten nieszczęsny pogrzeb, a około godziny 20 mieliśmy samolot do Poznania, w którym oczywiście zasnęłam.
Mama obudziła mnie jak już byliśmy na miejscu, później przyjechał po nas tato i jeszcze przed północą udało nam się być w domu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro