Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

10. To twoja dziewczyna?

Leondre

-Trochę, tak jakby - kaszlnąłem - zepsuł nam romantyczną chwilę - zaśmiałem się.

-Tak jakby - dołączyła do mnie.

Co za dzieciak...

Może tak miało być.

Pierwszy pocałunek powinien być wyjątkowy, a nie na trawie w biały dzień.

-To co, idziemy coś zjeść? - zapytałem chcąc zapobiec dłuższej ciszy.

-Jasne - uśmiechnęła się - co proponujesz?

-Kebab, KFC, albo...

-Lody! - przerwała mi.

-Ale tak w miejscu publicznym? - starałem się nie wybuchnąć śmiechem.

-Nie takie lody zboczuchu - szturchnęła mnie w ramię po czym oboje zaczęliśmy się śmiać.

Jest taka urocza kiedy się śmieje.

Samantha

Skierowaliśmy się w stronę najbliższej budki z lodami. Kiedy byliśmy już na miejscu zaczepiło nas kilka bambinos z czego nie byłam jakoś szczególnie zadowolona.

-To twoja dziewczyna? - zapytała niska blondynka.

-Nie, przyjaciółka.

Ałć. Zabolało.

Czy jestem zazdrosna? 

Niee... Jestem cholernie zazdrosna, a o kogo? O bambinos. 

Sama nie wiem czy dlatego, że każdą z nich przytula, całuje w policzek i tak dalej, czy może dlatego, że każda z nich się do niego klei, bo myśli, że ma u niego jakiekolwiek szanse.

Kiedy nasz pan gwiazda skończył robić sobie zdjęcia zamówiliśmy te nieszczęsne lody i usiedliśmy przy stoliku.

-Czyli już zakwalifikowałam się na przyjaciółkę?

-Jak się postarasz to może będzie z tego coś więcej, zazdrośnico - uśmiechnął się łobuzersko. 

-Zazdrośnico? Że niby jestem zazdrosna? Ciekawe o co - prychnęłam pod nosem.

-Skoro tak, to pewnie nie będzie ci przeszkadzać jeżeli podejdę do tej grupy dziewczyn, które tak bacznie nas obserwują?

-Oczywiście że nie.

-Nawet jeśli zacznę je przytulać i robić sobie z nimi zdjęcia? - zaczął się do mnie przybliżać.

-Nawet wtedy. Przecież to normalne, że robisz takie rzeczy z fankami.

-Okej, więc idę - wstał z krzesła.

-Więc idź - założyłam nogę na nogę.

Odwrócił się do mnie tyłem i tak jak wcześniej mówił; podszedł do grupy dziewczyn, niebrzydkich, zgrabnych dziewczyn.

Szlag.

Usłyszałam piski, krzyki i odgłosy zabijanej świni. Patrzyłam jak Leo przytula każdą z tych dziewczyn, te drobniejsze podnosił lub brał na barana. Patrzyłam na nich wkurzona i... zazdrosna?

-Leoś, chodź. Moja mama dzwoniła i powiedziała, że za chwilę jedziecie - no po prostu musiałam się wtrącić.

-Dobra dziewczyny, jak słyszycie, muszę już lecieć.

-Nie, prosimy zostań jeszcze - jęczały.

-Niestety nie mogę, bo w kimś się już gotuje - chrząknął - Bye!

Złapałam go za przedramię i pociągnęłam za sobą.

-Że niby jestem zazdrosna? Ciekawe o co - przedrzeźniał mnie zmieniając głos na bardziej piskliwy.

-Zamknij się.

-Moja mała księżniczka jednak nie jest taka grzeczna jakby się wydawało.

-Tak, jestem zazdrosna, pasuje? - wykrzyczałam mu w twarz.

Ten nie odpowiedział, nawet się na mnie nie popatrzył. W pewnym momencie się zatrzymał, przerzucił mnie przez ramię i zaczął biec w stronę willi mojej babci.

-Leo! Leo puść mnie! - szarpałam się i śmiałam za razem.

-Ktoś coś mówił? - rozejrzał się nie przestając biec.

-Leo to nie jest śmieszne.

-A jednak się śmiejesz.

-Postaw mnie na ziemię!

-A co z tego będę miał?

-Zrobię co tylko sobie zażyczysz, tylko mnie puść! 

-Obiecujesz?

-Obiecuje.

Delikatnie położył mnie na nogi po czym pocałował w policzek.

-Więc? - zapytałam.

-Więc co?

-Obiecałam, że zrobię co sobie zażyczysz.

-Jak coś wymyślę to dam ci znać - puścił mi oczko i zaczął iść dalej.

-Mam się bać? - wyrównałam mu kroku.

-Jeszcze nie wiem.

Głośno westchnęłam. Po kilku sekundach marszu, Leo złapał mnie za rękę. Popatrzyłam się na niego, a jego twarz wyglądała jak dorodny buraczek. Nawet w takiej postaci jest uroczy.

-Do twarzy ci w czerwonym - zaśmiałam się.

-Bo ty akurat jesteś blada - powiedział sarkastycznie, a ja odruchowo złapałam się za policzki.

-Urocza jesteś - powiedział.

-Wieeem - przeciągnęłam.

Wróciliśmy do willi mojej babci okazało się, że Leo rzeczywiście za chwilę musi jechać.

Było mi smutno, gdy jego mama nas o tym poinformowała. Zwłaszcza, że nie wiedziałam, kiedy się znów spotkamy.

-Idźcie sobie jeszcze do pokoju, zawołam cię jak będziemy jechać - powiedziała pani Victoria.

-Dobrze, mamo - uśmiechnął się do niej brunet.

Złapałam go za przedramię i pociągnęłam za sobą. Kiedy byliśmy już w pokoju, puściłam go, a sama usiadłam po turecku na łóżku. Brunet powtórzył moją czynność.

-Leeeoś - oparłam się o jego ramię.

-Też nie chcę cię zostawiać - zaczął bawić się moimi włosami.

-Kiedy przyjedziecie do Polski? - zapytałam.

-Pytanie, kiedy ty przyjedziesz do mnie - uśmiechnął się.

-Już o tym rozmawialiśmy. Jak na razie nie ma na to szans.

-Uwierz mi, że są. 

-Chyba dopiero jak skończę osiemnaście.

-Spotkamy się szybciej niż ci się wydaje - powiedział pod nosem.

*

-Już tęsknię - powiedziałam rzucając mu się na szyję.

-Spokojnie księżniczko - złapał mnie za uda i podniósł.

Odsunęłam głowę od jego szyi i popatrzyłam mu głęboko w oczy.

-Znamy się tak krótko, a ja już nie mogę bez ciebie wytrzymać - zaśmiałam się.

-A ja natomiast, czuję jakbym znał cię od lat - starł kciukiem łzę spływającą po moim policzku.

Ponownie się w niego wtuliłam, a ten postawił mnie na nogi.

-Do zobaczenia, księżniczko - powiedział i pocałował mnie w policzek.

-Do zobaczenia księciu - uśmiechnęłam się przez łzy.

Odwrócił się, wsiadł do samochodu, odjechał. Pomachałam mu jeszcze na pożegnanie, a kiedy jego auto zaczęło znikać z mojego pola widzenia, wróciłam do pokoju i rzuciłam się na łóżko. Już nie płakałam, przecież jeszcze się spotkamy, prawda? 

Mam nadzieję - powiedziałam w myślach.

Leondre

Widziałem jej sylwetkę w lusterku, machała mi. 

-Bardzo miła dziewczyna - odezwała się po chwili moja mama.

-I do tego ładna - powiedziałem nie odrywając wzroku od znikającej w lustrze sylwetki.

-Czy ona przypadkiem ci się nie podoba - zaśmiała się rodzicielka.

-Aż tak to widać? - zaśmiałem się.

-Nie tylko to jest zauważalne.

Popatrzyłem na nią zdziwiony.

-Ty jej też wpadłeś w oko - zaśmiała się.

Nie odpowiedziałem, ale czułem jak moje policzki się palą. Jeżeli to jest tak bardzo widoczne, to możliwe, że jest prawdą.

Uśmiechnąłem się do siebie i z powrotem zacząłem oglądać widoki za oknem.

*

Samantha

Na następny dzień poszłam na ten nieszczęsny pogrzeb, a około godziny 20 mieliśmy samolot do Poznania, w którym oczywiście zasnęłam. 

Mama obudziła mnie jak już byliśmy na miejscu, później przyjechał po nas tato i jeszcze przed północą udało nam się być w domu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro