Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 77

-Sheila! - poczułam lekkie potrząsanie za ramię, więc popatrzyłam w tamtym kierunku. Vin patrzył na mnie zmartwionym wzrokiem. - Wszystko dobrze maleńka? - zapytał lekko masując mój policzek, robił to tak samo jak Peter.

-Tak przepraszam, zamyśliłam się - powiedziałam i uśmiechnęłam się. Wysiadłam z samochodu i rozejrzałam się dookoła. Byliśmy już na parkingu galerii. W mgnieniu oka koło mnie stanął Vin i złapał mnie za pod brudek.

-Na pewno?- zapytał patrząc intensywnie w moje oczy.

-Na pewno - utwierdziłam go w przekonaniu i złączyłam nasze usta w krótki pocałunek.

Złapał mnie za dłoń i zaczął prowadzić w stronę wejścia. Wjechaliśmy na ostatnie piętro gdzie były tylko bardzo drogie marki. Popatrzyłam na niego zdziwiona, a on tylko popatrzył na mnie uśmiechnięty i pociągnął mnie do sklepu Chanel.

-Dzień dobry, w czym mogę pomóc? - zapytał się ekspedient z dużym uśmiechem.

Chciałam mu powiedzieć, że przypadkiem tutaj weszliśmy, ale Vin mnie wyprzedził.

-Szukamy sukni wieczorowej - powiedział twardym głosem, ale i tak nie zdjął uśmiechu z twarzy mężczyzny.

-Oczywiście - potwierdził i zaczął kierować się w nieznanym dla mnie kierunku. Vin posłał mi uśmiech i kazał iść za mężczyzną co niepewnie wykonałam. -Jaki pani krój preferuje? - zapytał.

-Zależałoby mi na tym, żeby nie odsłaniała za dużo i żeby miała długi rękaw - powiedziałam z uśmiechem.

-Oczywiście proszę pójść do przebieralni zaraz przyniosę pani kilka propozycji - powiedział, a ja ruszyłam w wyznaczonym kierunku. Weszłam do pięknej przymierzalni i usiadłam na fotelu, który był bardzo wygodny. Długo go nie było, więc poszukałam w internecie telefonu do faceta od luster i potwierdził swoją obecność, że przyjedzie w poniedziałek o 16, idealnie.

Akurat kiedy skończyłam rozmawiać do pomieszczenia wszedł mężczyzna z 5 pięknymi sukniami. Podziękowałam mu i rozebrałam się.

Pierwsza była czerwona z ogromnym wycięciem na dekolt, który ciągnął się aż do brzucha i sięgała do kolan. Przymierzyłam ją, ale tak jak myślałam, w ogóle mi się nie podobała. Od razu odwiesiłam ją i sięgnęłam po następną.

Beżowa do połowy łydek i z wycięciem na plecy. Przymierzyłam ją, ale to też nie było to.

Kolejna była szara i miała mnóstwo tiulu, czułam się w niej cudownie, ale była zbyt pokazowa, nie chciałam przyciągać na siebie wzrok i na pewno nie był to tani materiał. Out.

Następna była czarna która sięgała do podłogi, była pięknie obszyta koronką, która idealnie zakrywała moje blizny na nogach i opinała je w piękny sposób, rękawy były też z koronki. Nie miała wycięcia na dekolt, ani na plecy. Była idealna.

Opinała mój dekolt i tyłek, uwydatniała wszystko na czym mi zależało. Zdjęłam ją z siebie i zaczęłam ją przeglądać szukając metki, ale niczego nie mogłam znaleźć. Wyszłam z przebieralni i od razu podszedł do mnie ekspedient.

-Mam poszukać jeszcze jakiś? - zapytał, a ja się tylko uśmiechnęłam.

-Ta jest idealna - powiedziałam wskazując na czarną. Mężczyzna popatrzył na daną sztukę i uśmiechnął się szeroko.

-Cudowny wybór, zapraszam za mną pójdę zapakować - powiedział i z gracją ruszył do kasy z suknią.

-A przepraszam ile kosztuje ta sukienka? - zapytałam kiedy byliśmy przy kasie.

-Pani mąż zabronił mówić mi o cenie - powiedział pakując suknie do pokrowca, a ja zacisnęłam szczękę. - Proszę bardzo - powiedział i podał mi pokrowiec.

-Ale jeszcze nie zapłaciłam - powiedziałam i zaczęłam szperać w torebce, żeby znaleść portfel.

-Spokojnie, pani mąż już zapłacił - powiedział, a ja jeszcze bardziej zacisnęłam szczękę.

-Do widzenia - powiedziałam uśmiechając się uprzejmie nie chcąc robić zadymy w sklepie.

-Do widzenia - pożegnał się ze ną, a ja ruszyłam do wyjścia ze sklepu. Przy witrynie zobaczyłam uśmiechniętego Vin'a.

-Ile kosztowała ta sukienka? - zapytałam od razu, a jego uśmiech się jeszcze bardziej powiększył.

-Tyle ile trzeba - powiedział, a ja prychnęłam na jego odpowiedź. - Powinnaś być wdzięczna, za to jakiego masz kochanego męża, który kupuje ci cudowne rzeczy - dodał i przybliżył się do mnie.

-Vin, dobrze wiesz, że jestem bardzo ci wdzięczna za tą sukienkę, ale ona pewnie jest stanowczo za droga - przyznałam i spojrzałam mu w oczy. Pocałował mnie w usta, co oczywiście odwzajemniłam.

-Maleńka, zasługujesz na wszystko co najlepsze, dlatego nie pytaj się więcej o cenę, bo to jest niepotrzebne, rozumiemy się? - zapytał łapiąc mnie lekko za żuchwę. Ja tylko pokiwałam głową, na co on się uśmiechnął. -A teraz chodź pójdziemy na twoją ukochaną chińszczyznę - powiedział, a ja posłałam mu zdezorientowane spojrzenie.

-Skąd wiesz, że lubię chińszczyznę? - zapytałam podejrzliwie, jadłam ją tylko raz i to w Amsterdamie z Karoliną.

-Wiem o tobie o wiele więcej niż myślisz - powiedział jak ruszyliśmy do najlepszej restauracji z chińszczyzną w LA.

Kiedy byliśmy pod lokalem Vin otworzył mi drzwi i weszliśmy do środka. Zajęliśmy miejsce przy oknie, a kelner podał nam menu. Wybrałam to samo co w Amsterdamie, a Vin wziął to samo co ja. Kelner pokiwał tylko głową i odszedł.

-Vin, skoro wiesz o mnie o wiele więcej niż myśle, to może ty byś mi coś wreszcie o sobie opowiedział? - zapytałam popijając wodę.

Na jego twarzy zobaczyłam wahanie, ale chciałam się wreszcie czegoś dowiedzieć. W zasadzie bardzo mało o nim wiedziałam, a jest on moim mężem. 

-Co byś chciała wiedzieć? - zapytał ze sztucznym uśmiechem. 

-Może coś o twoich rodzicach - przyznałam niepewnie. 

-Zginęli w wypadku, wylądowali w jeziorze i utopili się - powiedział i popatrzył w okno, a ja tylko nadgryzłam wargę nie chcąc powiedzieć czegoś złego. - Zginęli kiedy miałem 17 lat zostawiając mnie z młodszym rodzeństwem. Nie powiem, że było łatwo, ale wszyscy wyrośli na ludzi. Byli dobrymi rodzicami - rzekł kończąc swoją wymowę.

-Dziękuję, że mi powiedziałeś - powiedziałam i złapałam jego rękę pod stołem lekko ją głaszcząc. Starałam się to robić jak najdelikatniej, a zarazem dać mu do zrozumienia, że nie jest sam.

-Nie ma sprawy i tak późno się o to zapytałaś - powiedział tym razem odrywając wzrok od szyby, łapiąc ze mną kontakt wzrokowy. -A może teraz opowiesz coś o swojej zwariowanej kuzynce? - zapytał i uśmiechnął się, a ja zaśmiałam się na wspomnienia z Amsterdamu.

-Zwariowana ruda dziewczyna. Nie żyje ani przeszłością, ani przyszłością, żyje tym co jest teraz. Jest to szalona osobowość i rodzaj imprezowiczki - powiedziałam i zaśmiałam się na ostatnie stwierdzenie. - Marzy o swoim księciu na białym koniu, z którym by się nie nudziła ani chwili, ale jest też odpowiedzialna i obiecałam jej, że zbajeruje szefa, żeby ją też sprowadził do LA. Udało mi się? - zapytałam uśmiechając się uroczo, na co uśmiech Vin'a się powiększył.

-Szef pomyśli nad tym - powiedział, a przed nami pojawiły się talerze z chińszczyzną. Życzyliśmy sobie smacznego i zaczęliśmy się zajadać pysznościami. Kiedy skończyliśmy jeść, wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy w nieznanym mi kierunku.

-Gdzie jedziemy? - zapytałam, zakładając okulary przeciwsłoneczne.

-Niespodzianka - powiedział uśmiechając się. Przemilczałam to co powiedział, bo nie miałam najmniejszej ochoty psuć sobie humoru.

-Ale dojedziemy do domu przed wieczorem? - zapytałam, a on oderwał się od drogi i opuścił lekko okulary patrząc na mnie tyli lodowanymi oczami.

-A co? Masz jakieś plany? - zapytał.

-Niespodzianka - powiedziałam mocno akcentując to słowo, a on tylko prychnął i podgłośnił radio z którego poleciała Havana. Mogę nazwać ją od dzisiaj naszą piosenką.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro