Rozdział 64
Kiedy poczułam ciepłą ciecz rozlewającą się z mojej pochwie poczułam łzy, które leciały po moich licach.
-Grzeczna córeczka - powiedział i zadał mi ostatni cios pasem z pośladek. Założył spodnie i wyszedł z pokoju.
Otarłam łzy i starałam się uspokoić. Dlaczego on mi to robi? Nawet nie odpuści mi w moje urodziny. Usiadłam po turecku na łóżku i schowałam twarz w ręce.
Ile jeszcze będę tak cierpieć?
Rok, dwa lata, pięć?
Mam dopiero pierdolone 15 lat, a ojciec cały czas się nade mną znęca.
Po żebrach płynie mi krew, co cholernie piecze. Boli.
Matka się dupczy za drzwiami, a ja jestem w stanie powiedzieć, że to kolejne najgorsze urodziny.
Kiedy usłyszałam gwałtowne otwieranie się drzwi spojrzałam w tamtym kierunku. Stała tam uśmiechnięta matka z poplątanymi włosami od dzikiego seksu.
-I co zdziro? Czemu nie idziesz do szkoły? - zapytała wściekle i podeszłą do mnie. Miała na sobie tylko jedwabny szlafrok, przez który było widać jej gołe ciało. - No co kurwa?! Języka w gębie zapomniałaś?! - wykrzyczała, a ja usłyszałam trzask drzwiami oznaczający, to że ojciec wyszedł do pracy.
-Już się szykuję - powiedziałam cicho i zaczęłam wstawać, ale nie było mi to dane. Złapała mnie za włosy i pociągnęła z powrotem na łóżko.
-Nie będziesz się tak do mnie zwracać, głupia szmato - wysyczała i jej dłoń zetknęła się z moim policzkiem, który lekko odleciał, ale po sekundzie znowu patrzyłam na nią nienawistnym wzrokiem, tylko że tym razem trzymała w ręce scyzoryk ojca.
Przyłożyła mi go do prawej dolnej części żuchwy i przejechała nim z wzdłuż jej długości. Poczułam pieczenie nowej rany i skapującą z niej ciecz.
Krew lała się mocno ponieważ trafiła na miejsce, które było mocno ukrwione. Zacisnęłam zęby z bólu, ale nie wydałam z siebie żadnego dźwięku. Nie dam jej tej cholernej satysfakcji.
Kiedy zobaczyła moją reakcje i rozcięcie uśmiechnęła się.
-Masz na to na co zasługujesz, zdziro - na ostatnie słowa odrzuciła moją głowę do tyłu i wyszła. Ruszyłam do łazienki, przytrzymując ranę, żeby krew nie skapywała na podłogę i popatrzyłam w lustro. Rana wyglądała okropnie, a ja zdałam sobie sprawę z tego, że zostałam oszpecona. Znowu.
Sięgnęłam po gazę, ale nagle poczułam niedowład w ręce i opadła mi ona wzdłuż ciała tak samo jak druga, która podtrzymywała ranę. Nogi zgięły mi się, a ja upadłam na ziemię.
Zamknęłam oczy nie mogąc utrzymać ich otwartych. Myślałam, że to jest właśnie mój koniec, ale nie wiedziałam ile jeszcze będę musiała cierpieć z ludźmi, których nienawidzę całym sercem.
Otworzyłam oczy i starałam unormować swój oddech. Zamknęłam oczy i zacisnęłam je z bezsilności i dotknęłam lekko prawego podbródka, gdzie znajdowała się blizna. Kurwa.
Kiedy poczułam charakterystyczną bliznę pod palcami zacisnęłam mocno wargę zębami. Spojrzałam na dekoder, który pokazywał godzinę.
Była równo 3.
Po cichutku wstałam z łóżka nie budząc Vin'a i zaczęłam szukać ubrań. Kiedy miałam już wszystko czego potrzebowałam otworzyłam drzwi starając się zrobić jak najmniejszy hałas.
Przemknęłam się szybko przez korytarz i w mgnieniu oka byłam w swoim pokoju. Weszłam do garderoby i rozejrzałam się po wszystkich półkach szukając czegoś odpowiedniego do pracy.
Przegrzebałam wszystko i postawiłam na schludnej koszuli i oczywiście na czarnych rurkach. Do tego wybrałam jeszcze pudrowe szpilki z delikatnym paseczkiem na kostce.
Umyłam się szybko i zaczęłam suszyć włosy, które jak zawsze związałam w wysokiego kucyka. Teraz makijaż, coś czego nigdy nie umiałam, ale za to byłam specjalistką w zakrywaniu siniaków, worów pod oczami co od razu wykonałam i rozejrzałam się po reszcie kosmetyków. Nałożyłam odrobinę bronzera i rozświetlacza.
Na oczy dałam czekoladowy cień, a na usta nałożyłam cielistą pomadkę. Jeszcze zrobiłam to czego nienawidziłam, czyli brwi i rzęsy. Wiem, że trochę chaotycznie to wygląda no, ale makijaż jest dla mnie czarną magią.
Złapałam jeszcze szpilki do ręki i zeszłam na dół. Położyłam szpilki w holu i weszłam do kuchni. Popatrzyłam do lodówki, a no tak nic nie ma.
Kiedy spojrzałam na wyspę kuchenną uśmiechnęłam się na wspomnienie wczorajszej przygodny z Vin'em w kuchni. Przejechałam dłonią po miejscu gdzie siedziałam kilka godzin temu i westchnęłam.
Szybko ruszyłam z powrotem do pokoju i wzięłam trzy czyste kartki i długopis. Na pierwszej napisałam do Cat:
Dzień dobry śpiochu! Jestem w pracy, nie mam bladego pojęcia kiedy wrócę, ale na pewno wrócę ;) Zamów sobie coś z chłopakami do jedzenia
Sheila XoXo
Teraz do Vin'a:
Dzień dobry kochanie,
Wyjechałam wcześniej do pracy i wzięłam Jaguara, mam nadzieję, że się nie gniewasz. Zjedz sobie jakieś jedzenie na mieście, bo sam wiesz, że lodówka świeci pustkami ;)) Do zobaczenia w pracy Panie Adam'ie Wilson.
Asystentka Cheryl Smith ;*
A teraz do wszystkich:
Dzień dobry wszystkim,
Z racji tego, że lodówka jest pusta jak wrócę zrobie po drodze zakupy i przygotuje coś dobrego na kolację.
Miłego dnia!
Wyszłam z pokoju zabierając torebkę z moimi najpotrzebniejszymi rzeczami. Najpierw weszłam do pokoju Cat i położyłam kartkę na jej stoliczku nocnym. Dziewczyna leżała wtulona w gołą klatkę Will, więc lekko się uśmiechnęłam na ten widok, są tacy uroczy!
Wyszłam z pokoju bez szmeru i ruszyłam do sypialni Vin'a. Leżał spokojnie przytulając poduszkę myśląc, że to ja.
Prawie się zaśmiałam na to, ale w ostatniej chwili pomyślałam, że mógłby się obudzić. Położyłam kartkę na łóżku gdzie leżałam jeszcze jakiś czas temu.
Tak samo bez szelestnie wyszłam z pokoju i weszłam do kuchni, gdzie zostawiłam ostatnią kartkę przyczepiając ją magnesem do lodówki.
Skierowałam się do garażu na bosaka i dopiero tam założyłam szpilki. Zabrałam odpowiedni kluczyk do auta i zaczęłam kierować się w danym kierunku. Szpilki obijały się o beton wywołując charakterystyczny stukot.
Wsiadłam do środka i z pilota otworzyłam garaż wraz z bramą wyjazdową. Kiedy już skręcałam, żeby wyjechać z posesji, popatrzyłam ostatni na dom. Wszystkie światła były pogaszone, więc z uśmiechem wyjechałam z podjazdu, a za mną automatycznie zamknęła się brama.
Pod firmą była o 6, wjechałam na parking podziemny i zajęłam pierwsze lepsze miejsce blisko windy.
Kiedy zaparkowałam perfekcyjnie zgasiłam silnik i założyłam na szyję identyfikator, który leżał na biurku Vin'a. Wysiadłam z samochodu i zamknęłam go z pilota.
Kiedy byłam przy windzie przyłożyłam do niej identyfikator wołając ją. Po chwili drzwi rozsunęły się, a ja weszłam do środka i winda bez niczego zaczęła kierować się na piętro gdzie jest zapisany identyfikator.
W Amsterdamie nie było tak nowocześnie jak tutaj. Trzeba to zmienić. Wysiadłam na 40 piętrze i rozejrzałam się po korytarzu, piękny biały przestrzenny i z pięknym widokiem. Po prostu bajecznie.
-Przepraszam bardzo, pani do kogo? - zapytał mnie męski głos, na który od razu się spięłam i od razu odwróciłam w jego kierunku.
-Jestem nową asystentką pana Wilson'a - powiedziałam uśmiechając się lekko. - Jestem Cheryl Smith. To mój pierwszy dzień - dodałam i wyciągnęłam w jego stronę rękę, którą przyjął z uśmiechem.
-Jestem Rick Cyrus, pracownik Adam'a - powiedział i posłał mi czarujący uśmiech.
-Jestem trochę przed czasem i nie wiem za bardzo gdzie jest moje biurko - przyznałam zakłopotana.
-Chodź pokażę Ci - powiedział przechodząc na „ty" i otworzył jakieś drzwi, oczywiście puścił mnie pierwszą za co mu podziękowałam. -To jest twój pokój - dodał, a ja rozejrzałam się po jego wnętrzu. Przestrzenny biały pokój z pięknym widokiem na śródmieście, ale po prawej stronie można było zobaczyć nawet biały napis "Hollywood".
-Dziękuję za pomoc - powiedziałam odwracając się w stronę blondyna i posłałam mu miły uśmiech.
-Nie ma sprawy, jakby co pracuje na 20 piętrze - powiedział i wyszedł zamykając za sobą drzwi. Jeszcze raz zaczęłam podziwiać piękny widok za oknem i uśmiech aż sam wpłynął mi na usta.
Nie wiem czemu, ale coś mnie skusiło i popatrzyłam na Venice Beach i zaczęłam szukać bloku, w którym mieszkałam. Kiedy reszcie natrafiłam na niego, przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz.
Wgapiałam się w ten zasrany budynek, w którym działo się tyle mojej krzywdy, gdy wreszcie przypomniało mi się po co tutaj jestem.
Oderwałam się od obskurnego bloku i usiadłam przy dębowym biurku. Był na nim oczywiście sprzęt z najwyższej półki, zresztą jak patrzyłam to sekretarka też miała monitor z Apple.
Na biurku leżał IPad Pro z klawiaturą, specjalnym długopisem i koło niego były też bezprzewodowe słuchawki. Po mojej lewej był MacBook Pro i myszka. Dobra, ale co ja mam robić?
Zajrzałam do szafki i od razu dostałam odpowiedź. Wyciągnęłam plik kartek spiętych spinaczem i zaczęłam go przeglądać.
Był tutaj plan hotelu i miałam zająć się aranżacją wnętrza, czyli czymś w chuj ważnym. Zobaczyłam jak zaczęły mi się ręce trząść, nie mogę tego zawalić. Wyciągnęłam resztę projektów też na hotele, ale w innych miejscach.
Czyli miałam łącznie 6 projektów do zrobienia. Projekty dotyczą hotelu w Teksasie, 2 na Florydzie, w Arizonie, w Nowym Yorku i w Nevadzie. Ja pierdole to muszą być w chuj profesjonalne i dobre projekty.
Postanowiłam zacząć od tego hotelu w Teksasie w Antole. Sama nie wiedziałam jakimi hotelami zajmuje się Vin, bo mi nie powiedział, ale jak zobaczyłam podpis BlackStone Group powietrze ugrzęzło mi w płucach. Nie mogłam w to uwierzyć, więc jeszcze raz to sprawdziłam, ale to była prawda. Opadłam na oparcie krzesła z szeroko otwartymi oczami.
Vin jest właścicielem hotelów na światową skalę. Jest właścicielem hotelów które mają po 6 gwiazdek. Jest właścicielem pierdolonych Hilton'ów.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro