Rozdział 32
Oderwaliśmy się od siebie jak zabrakło nam powietrza. Moje podbrzusze szalało z niewiadomych dla mnie powodów.
Patrzyliśmy na siebie w milczeniu, a ja przejechałam językiem po wargach pragnąc ponownie poczuć jego smak.
Vin znowu chciał mi się wbić w usta, ale nie pozwoliłam mi na to. Nie chciałam, żeby zaszło to też za daleko.
Nie byłam gotowa na cokolwiek, uwolniłam się od niewoli seksualnej. Mam wstręt do swojego ciało, Vin tym bardziej nie chciałby mnie dotknąć jakbym zobaczył moje ciało całe w bliznach.
-Musimy już jechać - powiedziałam zeskakując z maski samochodu uważając, żeby przez przypadkiem nie zarysować lakieru.
Vin niechętnie, ale też wsiadł do samochodu i odpalił auto, a ja nawet nie wiem kiedy usnęłam.
Obudziło mnie szturchanie, więc otworzyłam oczy, ale nie byłam w aucie. Byłam przywiązana do krzesła, szamotałam się okropnie, ale to nic nie dawało. Spojrzałam w stronę drzwi jak wydobyły z siebie skrzypnięcie.
Były tam trzy osoby. 2 mężczyzn i kobieta. Zaczęli kierować się w moją stronę. Po chwili wzrok mi się wyostrzył, to był Vin, mój ojciec i moja matka.
-Myślałaś, że uciekniesz od nas, zdziro? - odezwała się matka wymierzając mi siarczystego policzka. Głowa odleciała mi na bok, to się nie dzieje.
Po tym jak matka skończyła swoją robotę podszedł do mnie ojciec i znowu mi to zrobił, po moich policzkach lały się łzy, a Vin. On tylko patrzył tym swoim lodowatym wzrokiem. Jak ojciec zaznał już przyjemności podszedł do mnie Vin.
-Dlaczego mi to zrobiłeś? - zapytałam cicho nie kryjąc słabości.
-Bo jesteś zwykłą dziwką - wysyczał i wyciągnął rewolwer zza paska i przyłożył mi go do głowy. - Płoń w piekle suko - dodał, a ja usłyszałam tylko huk.
Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że wjeżdżamy na posesje, nie mogę oddychać.
-Hej, maleńka wszystko w porządku? - zapytał, a ja szybko pokiwałam głową na tak, ale on nie był co do tego pewien. - Sheila! - krzyknął gdy wybiegłam z auta jak poparzona. Pobiegłam do sypialni, nawet nie zdjęłam butów tylko od razu rzuciłam się na łóżko.
Wpadłam głową do poduszki, żeby móc się uspokoić, czasami to pomagało. Nie płakałam, ale nie mogłam złapać powietrza. Usłyszałam jak ktoś wbiegał po schodach i nagle moje drzwi się otworzyły.
-Co jest? - zapytał, pierwszy raz widział mnie w takim stanie ale i tak nie było źle, oddychałam, ale małymi i płytkimi seriami. Bardzo cicho oddychałam, zawsze cicho oddychałam, zawsze bałam się oddychć. Usiadł na łóżku i spojrzał w oczy szukając łez, ale nigdzie ich nie było. Bałam się płakać jak on był tak blisko, a sen był tak realistyczny, jego zimne, niebieskie oczy zabiły mnie.
Patrzył na mnie uważnie i jak gdyby nic złapał mnie i posadził na swoich nogach i przytulił. Bałam się, że zorientuje się.
Nie chciałam, żeby dowiedział się o moich atakach paniki, o halucynacjach, które są tak cholernie prawdziwe.
Popatrzyłam za okna, byli tam. Matka i ojciec. Machali w moją stronę i uśmiechali się obrzydliwie.
-Nic się nie dzieje, możesz już iść - powiedziałam chcąc się oderwać od niego, ale mi się nie udało. Bardzo mocno mnie trzymał gładząc po włosach. Nie pomagało mi to, był za blisko, brakowało mi powietrza.
-Proszę już wszystko w porządku, jestem zmęczona chciałabym być sama - powiedziałam pewnie, ale powietrza coraz bardziej mi brakowało, ściskał mnie coraz mocniej, poczułam jak zaczął łamać mi żebra. Jedno po drugim pękało i czułam jak przebijało mi organy, otworzyłam usta w niemym krzyku, ale po chwili znowu zawitała ciemność, tym razem na zawsze.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro