Rozdział 101
Otworzyłam ponownie oczy, a do moich uszy doleciało denerwujące pikanie.
Otworzyłam szerzej oczy i rozejrzałam się. Okey, jestem w szpitalu, tylko czy w tym, gdzie pracuje ciocia?
Rozejrzałam się po sali i leżałam sama. Byłam w dosyć dużym pokoju, na ścianie wisiał duży plazmowy telewizor, koło łóżka po lewej stronie było ogromne okno i stolik nocy, a po prawej blat z umywalką i wiele szafek.
Spojrzałam pod kołdrę i leżałam w samej piżamie. Zerknęłam pod koszulkę i zobaczyłam bandaż, który osadził mi całe żebra przy okazji zasłaniając żebra.
Miałam mnóstwo elektrod przypiętych do klatki piersiowej, a w lewej i prawej dłoni miałam wenflon. Ten z prawej był z kończącą się kroplówką, a ten z lewej krwią.
Westchnęłam tylko i wyobrażam sobie jaką jazdę urządzi mi nadwrażliwy wujek.
Poczekałem jeszcze z jakieś 15 minut, ale nikt nie przyszedł, wiec nacisnęłam czerwony guzik, który wolał pielęgniarkę i oparłam się z powrotem na łóżku.
Przekręciłam głowę na lewo i przyjrzałam się pięknemu widokowi zza okna. Berlin w całej okazałości z wysokości 8-10 piętra, trudno było mi określić przez kręcenie się w głowę.
Po chwili do środka weszła uśmiechnięta ciocia z pielęgniarką. Byłam zdziwiona jej radością, ale nic nie powiedziałam tylko patrzyłam na nią przestraszoną miną.
-Witaj Sheila z powrotem w świecie żywych - przyznała i podeszła do woreczka z krwią do mojego krwiobiegu. - Dlaczego nie powiedziałaś mi o tym, że masz rozcięte żebra? - zapytała patrząc na mnie uważnie, a ja przygryzłam wargę.
-Nie było się czym chwalić - przyznałam nerwowo się śmiejąc, a ciocia poparzyła na mnie z politowaniem, wiec przestałam i wróciłam do miętoszenia wargi.
-Sheila, twoje zdrowie jest mocno nadszarpnięte, nie powinnaś się denerwować, wiec nie będę ci prawiła wywodów i chyba nie muszę nadmieniać, że zachowałaś się bardzo nie rozsądnie - powiedziała, a mi spadł kamień z serca.
-Tak, wiem - przyznałam.
-Przeszłaś transfuzje krwi, twoje serce miejmy nadzieje, że będzie się lepiej czuło, a ty przez cały pobyt, o ile nie będzie on przedłużony musisz być bardzo spokojna i zero stresu, dopilnuje tego - przyznała z uśmiechem, co odwzajemniłam, a w tym samym momencie pielęgniarka wbiła mi igłę w żyłę, co nie było zbyt przyjemne, ale konieczne.
-Wujek po pracy przyjedzie do ciebie, tak około - zamilkła na chwilę zerkając na swojego Applewatch'a. - Za 2 godziny - dodała.
-Ile byłam nieprzytomna? - zapytałam i patrzyłam jak pielęgniarka wstrzyknęła mi coś do świeżej kroplówki.
-Dwa dni - przyznała, a ja westchnęłam. -Spokojnie, to i tak mało, twój ogranizm musi się dobudowywać, wiec daj mu taką szanse, a praca serca jest trochę za duża, ale w normie. Jeszcze przed twoim wyjazdem będę chciała, żeby całkowicie się unormowała, wiec jeszcze raz podkreślam zero stresu - ostrzegła i wstała.
Zbadała mnie jeszcze i wyszła razem z pielęgniarką, a do środka wszedł jakiś chłopak z kwiatami.
Popatrzyłam na niego dziwnie, a on uśmiechnął się niewinnie. Miał blond pasemka i typowo azjacką urodę, ma maksymalnie 30 lat.
-Chyba pan pomylił pokoje - powiedziałam podpierając się na łokciach.
-Sheila Brown? - zapytał, a ja przełknęłam ślinę, a maszyna zaczęła szybciej pikać, co nie uszło uwadze mężczyzny. - Spokojnie, nic ci nie zrobię - zapewnił.
-Co cię sprowadza? - zapytałam siadając po turecku.
-To ja cię złapałem w salonie - wyjaśnił, a ja zmarszczyłam brwi.
-Usiądź - powiedziałam spokojnie i wskazałam na fotel, który stał koło drzwi. Mężczyzna kiwnął głową. Przyciągnął bliżej mnie fotel i usiadł na nim.
-To dla ciebie - posiedział i podał mi chyba niezapominajki, nie znam się na kwiatach. Ja tylko na 100% wiem jak wyglądają róże.
-Dziękuję, nie trzeba było - powiedziałam wysilając się na uśmiech. Mężczyzna włożył kwiaty do wazonu i z powrotem usiadł na fotelu. -To opowiadaj kim jesteś - zażądałam, a on się zaśmiał.
-Nazywam się Calum Hood - powiedział, a mi nagle zaświtało w mózgu. Wujek przed ślubem nazywał się Hood, ale przyjął nazwisko cioci, czyli Richardson, ale nie wiem z jakiego powodu. -Mam 27 lat i jestem synem Henryka - przyznał, a ja słuchałam go w skupieniu. -Kiedy matka zaszła w ciąże uciekła bojąc się reakcji Henryka, a ja odszukałem go po latach i staramy się odbudować kontakt - przyznał z uśmiechem.
-Czyli jesteś moim kuzynem? - zapytałam niedowierzając.
-W gruncie rzeczy tak - przyznał, a ja się uśmiechnęłam lekko. - Coś cię gryzie? - zapytał, a ja spojrzałam w jego czekoladowe ciepłe oczy takie jakie ma wujek.
-Nie - zaprzeczyłam wysilając się na uśmiech i chciałam przejechać palcem po obrączce, ale jej nie wyczułam.
Poczułam jak krew odpływa mi z twarzy, a maszyna zaczyna wariować. Mężczyzna wstał z fotela i złapał mnie za twarz.
-Co się dzieje? - zapytał szybko, ale ja nie mogłam nic odpowiedzieć, bo poczułam jak gula w gardle mi nie pozwalała, a klatka piersiowa się powoli zapadała. - Kurwa - przeklnął Calum i wybiegł z pokoju.
Nerwowo szukałam obrączki na wszystkich palcach, ale za cholerę nie mogłam jej znaleść.
W oddali słyszałam jak ktoś wbiegł do pokoju, ale ja patrzyłam jak zahipnotyzowana na dłonie gdzie został tylko blady ślad po obrączce.
Ktoś założył mi tlen na twarz i oparł mnie na łóżko. Spojrzałam na tą osobą i to była ta sama pielęgniarka co była wcześniej i wykonała mi wkłucie, a ja złapałam powietrze.
Oddychałam powoli i ciężko, ale mogłam przynajmniej oddychać. Popatrzyłam przepraszającym wzrokiem na Calum'a, a do środka weszła szybkim krokiem ciocia.
-Sheila, co się dzieje? - zapytała rozszerzając mi lekko przymknięte oczy i poświęciła w nie latarką.
Nie mogłam nic powiedzieć tylko pokazałam na serdeczny palec.
-Dziecko to nie jest powód, żeby się tak denerwować! - warknęła, a ja powoli się uspokajałam. -Nie możesz się denerwować takimi rzeczami, bo dostaniesz wylewu przy najbliższej okazji - powiedziała już spokojniej, a ja pokiwałam głową.
Ciocia wyszła z sali, a pielęgniarka coś robiła przy maszynie. Popatrzyłam przepraszającym wzrokiem na wystraszonego Calum'a.
-Przepraszam - powiedziałam szeptem i wzięłam głęboki wdech.
-Spokojnie nic się nie dzieje - zapewnił mnie uśmiechając się lekko i usiadł z powrotem na fotelu. - Co się stało, że tak zareagowałaś? Powiedziałem coś źle? - zapytał, a ja pokręciłam głową przecząc i poruszyłam palcem wskazującym, do którego przypięty jakiś klips. Zdjęłam maskę z tlenem i uśmiechnęłam się smutno.
Sięgnęłam po szklankę wody i wypiłam 1/3 zawartości. Przejechałam językiem po wargach i westchnęłam. Złapałam za jego dłoń i przejechałam po niej.
-Wystraszyłam się, bo nie wyczułam obrączki - powiedziałam już normalnym głosem, a mężczyzna się uśmiechnął.
-Masz męża? - zapytał, a ja uśmiechnęłam się smutno. -To gratuluje - przyznał, a ja poczułam jak wspomnienia z wieczoru jego urodzin wracają. Przygryzłam wargę i popatrzyłam w jego oczy.
-Dziękuje - powiedziałam, ale na koniec słowa trochę zadrżał mi głos co nie uszło uwadze Calum'a, który zmarszczył brwi.
-Coś ci zrobił? - zapytał twardo, a ja uśmiechnęłam się smutno.
-Nie, nic mi nie zrobił - przyznałam. -Po prostu bardzo go kocham. Nad życie - ostatnie słowa powiedziałam bardziej do siebie, ale mężczyzna i tak je usłyszał.
-Jeżeli dowiem się, że cię skrzywdził - warknął i zacisnął pieść, a ja pogłaskałam go kojąco.
-On nigdy by mnie nie skrzywdził, jest najwspanialszym człowiekiem na świecie. Bardzo mi pomógł, za co będę mu do końca życia wdzięczna, powinieneś go poznać - przyznałam uśmiechając się miło. -A ty masz kogoś? - zapytałam i zobaczyłam zmieszanie na jego twarzy.
-Mam chłopak - powiedział i podrapał się po kątku, a ja uśmiechnęłam się szeroko.
-To cudownie - powiedziałam szczerze i pogratulowałem mu. - Jak się nazywa? - zapytałam.
-Teodor - przyznał, a ja uśmiechnęłam się szeroko.
-Śliczne imię, muszę go kiedyś poznać - przyznałam.
Cudownie rozmawiało mi się z kuzynem, ale przerwało nam pukanie do drzwi. Spojrzeliśmy w tamtym kierunku, a do środka wszedł uśmiechnięty wujek. Jego uśmiech jeszcze bardziej się powiększył kiedy zobaczył syna.
Wstawił do wazonu słoneczniki, za które podziękowałam i przytuliłam go. Wujek opowiedział pare cudownych historii z dzieciństwa, przez które prawie popuściłam ze śmiechu.
Co jak co, ale wujek ma za dobry charakter na bycie prawnikiem, powinien być komikiem. Jako ciekawostkę mogę powiedzieć, że w całej swojej karierze nie przegrał, ani jednej sprawy.
Siedzieliśmy jeszcze razem czas do 22 kiedy kończyły się odwiedziny, a ciocia przyszła zobaczyć jak się czuje i przyniosła mi coś czego mi cholernie brakowało.
Na złotym łańcuszku wisiała obrączka, a ja myślałam, że się popłacze ze szczęścia. Ciocia poinformowałam mnie, że nie mogę nosić żadnych uciskających rzeczy na palcach, wiec zrobiła mi taki prezent, złota kobieta.
Kiedy wszyscy poszli odpaliłam telewizor i przewinęłam wszystkie niemieckie kanały. Zatrzymałam się. A BBC, które jak na moje nieszczęście mówiło o Vin'ie i o mnie [?] Co kurwa?
Wytężyłam słuch i poczułam jak robi mi się słabo, co oczywiście nie uszło uwadze maszynie, która zaczęła pikać częściej.
-Miliarder, prezes Adam Watson oświadczył, że wyszedł za mąż, za swoją asystentkę Cheryl Smith, teraz już Watson, czy będzie to najgorętsza para 2021 roku?! - zapytał z ekscytacją prezenter, a ja miałam nadzieje, że się przesłyszałam, ale nadzieja matką głupich.
Z niedowierzaniem przyglądałam się swoim i Vin'a zdjęciom uchwyconym przed biurowcem jak wychodziliśmy z niego lub jak wchodziliśmy, a potem zoom na nasze dłonie, które oczywiście były przyodzianego w srebrne obrączki, moja z kawałkami diamentów, a Vin'a czystą.
-Jak mogliśmy nie zauważyć ozdoby na dłoni prezesa największej sieci hotelów na świecie?! Nie dostrzegliśmy chemii między dwójką zakochanych?! Może noea pani Watson poskromi rekina biznesu. A może jest tylko z prezesem dla korzyści finansowych?! - zagadywał prezenter, a ja z frustracją wyłączyłam telewizor odkładając pilota z hukiem.
Teraz wszystkie czasopisma będą mi się patrzeć na ręce, będę pod stałym postrzałem mediów!
Vin, coś ty narobił?!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro