Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 95

Jeżdżę po mieście kilka dobrych godzin dopinając imprezę urodzinową Vin'a na ostatni guzik. Właściwie to jest już bardzo późno, a ja stoję przed ogromnym murem i patrzę na niego. Potrząsnęłam dłonią i wstrząsnęłam spray'em. Rozpyliłam zawartość pisząc na murze.

Kiedy skończyłam odsunęłam się trochę i popatrzyłam na końcowy wygląd. Było pięknie.

KOCHAM CIĘ V.

Ten napis opisywał wszystkie emocje jakie czułam. Miłość zawładnęła moim ciałem i tak na prawdę zdałam sobie z tego sprawę jak on zniknął z moim sercem. Wyrzuciłam puste opakowanie po spray'u i zaczęłam wracać do samochodu.

Odpaliłam Jaguara i odjechałam. Zdjęłam kominiarkę z głowy i odrzuciłam ją na siedzenie pasażera. Zobaczyłam, że Vin znowu do mnie dzwonił, więc odebrałam.

-Słucham? - powiedziałam włączając migacz i skręciłam w prawo.

-Gdzie jesteś maleńka? - zapytał, a ja się uśmiechnęłam.

-Już wracam, będę za jakieś 30 minut - powiedziałam i wrzuciłam następny bieg.

-Ale gdzie jesteś? - zapytał twardo, a ja tylko westchnęłam.

-Wiem, że teraz trzymasz w dłoni telefon i patrzysz na GPS'a Jaguara - powiedziałam wyciszając go. -Nie martw się, kocham cię bardzo - przyznałam i znowu się uśmiechnęłam.

-Ja ciebie też maleńka - powiedział i rozłączył się.

W drodze powrotnej cały czas myślałam o naszych wakacjach. Wróciłam wspomnieniami do naszych bajecznych wakacji. Jak mam być szczera znowu miałam ochotę zaszyć się w tym raju i odpocząć. Nie chce martwić Vin'a, ale czasami na prawdę się źle czuje i dopiero teraz zdaje sobie sprawę z tego, że jestem chora. Mam chore serce, jeden z najważniejszych organów.

Westchnęłam tylko i wróciłam do wspomnień z Seszeli, byliśmy tam na początku września, a jest dopiero listopad, a ja jestem kurewsko zmęczona tym wszystkim. Możecie wziąć mnie za leniwego człowieka, ale tak nie jest.

W ciągu tego krótkiego czas zdążyli mi wykryć nerwice serca, miałam zawał serca i mój mąż wraz z przyjaciółmi zapadli się pod ziemię. Przygryzłam wargę i gwałtownie skręciłam w przeciwną stronę.

Stanęłam na poboczu i napisałam do Vin'a:

Kochanie, przepraszam ale muszę jeszcze coś załatwić, idź spać. Kocham cię.

Wyślij.

Znowu wróciłam do ruchu i zajechałam w tak dobrze znane mi miejsce. Wzięłam wdech tego zatrutego powietrza i zamknęłam samochód. Weszłam bramą do parku i ruszyłam na mostek. Puściłam nogi w dół i patrzyłam w spokojną taflę wody.

Oparłam czoło o drewnianą belkę i przymknęłam oczy biorąc duży oddech. Do czego to wszystko prowadzi?

Sprawa z ojcem całkowicie nie daje mi spokoju, uwolniłam się od niego, myślałam, że się cieszy, że wreszcie zniknęłam z jego życia, a on mnie szuka, żeby znowu pozbawiać mnie chęci do życia. Przygryzłam wargę i zacisnęłam oczy, wracając do wspomnień.

Nieudana akcja na komisariacie, wypuszczony za kaucją winny człowiek, nagana od szefa, zawsze to ja czułam bardziej niż ojciec, bo swoją złość przenosił na mnie. Z każdym uderzeniem było tylko coraz gorzej i gorzej.

Na samo wspomnienie uśmiechu na jego twarzy zapadała mi się klatka piersiowa, a po policzku popłynęła mi samotna łza. Jestem przyzwyczajona do kłamania, moje kłamstwa wyglądają perfekcyjnie, ale nie umiem mówić prawdy.

To jest tak samo co ostatnio sobie uświadomiłam, że wyzywałam Boga, dlaczego on mi to robi, a ja zdawałam sobie sprawę z tego, że to nie wina Boga, po prostu diabeł przygarnął mnie pod swój ogon.

Popatrzyłam się tępo w wodę i zastanawiałam się co ja mam z tym wszystkim zrobić. Wieczne kłamstwa mnie dobijają, a ja czuje że z każdym kłamstwem oddaje kawałek serca diabłu. Westchnęłam tylko i popatrzyłam w dal.

Powinnam się z nim spotkać, a Vin nie może się o tym wszystkim dowiedzieć. On teraz nie śpi, na pewno nie śpi. Wstałam z ziemi i ruszyłam w stronę mieszkania tych potworów.

Stanęłam przed drzwiami i poczułam mocne i bolesne walenie serca. Sięgnęłam do torebki po tabletkę, ale nagle drzwi się otworzył, a ojciec mocnym pociągnięciem wepchnął mnie do środka i na przywitanie złapał mnie za szyję, zaczynając podduszać.

Kiedy zobaczył, że zaraz zemdleje puścił mnie, a ja upadłam na podłogę. Zaczął odpinać klamrę od paska, a ja szybko wstałam.

-Co mam zrobić, żebyś mnie w końcu zostawił?! - wykrzyczałam mu w twarz i zaczęłam się cofać w głąb salonu.

-Oj córeczko, nigdy się mnie nie pozbędziesz - powiedziała podchodząc do mnie szybko. - Jestem twoim ojcem i zawsze będę przy tobie, księżniczko - powiedział i złapał mnie za pierś ściskając mocno, za mocno.

Szybko od niego odskoczyłam i wybiegłam do kuchni.

-Oj księżniczko, nie zgrywaj się - powiedział i podszedł do mnie chwiejnym krokiem, a po moim policzku spłynęła łza, ale szybko ją starłam.

-Nie zrobie tego - powiedziałam od razu i złapałam za nóż.

-Oj córeczko, obydwoje wiemy, że prędzej czy później i tak to zrobimy - powiedział i cały czas podchodził do mnie mimo tego, że trzymałam nóż. -Księżniczko, nie zabijesz mnie - dodał i szybkim krokiem podszedł do mnie i wyrwał mi nóż. -Stęskniłaś się za nowymi bliznami? Wiedziałem, że masz w sobie coś z masochistki - powiedział i zaśmiał się.

Odskoczyłam od niego, ale zdążył poważnie rozciąć moją skórę na żebrach. Złapałam dłonią krwawiące miejsce i wiedziałam, że jestem na straconej pozycji. Po chuja ja tutaj przychodziłam?! Co ja sobie durna myślałam?

-Chce się z tobą dogadać, co ja ci takiego zrobiłam? - zapytałam twardym głosem.

-Twoja mamusia nie dawała mi tego, czego ty miałaś - powiedział podchodząc do mnie, a ja wpadłam na ścianę. Poczułam dłoń na jednym policzku, a na drugim poczułam zakrwawiony zimny nóż. Przełknęłam nerwowo ślinę i patrzyłam na mężczyznę z przerażeniem. - Możemy zrobić jeszcze coś innego, córeczko - powiedział tajemniczo. - Możesz zrobić mi loda i dać dupy, a twojemu kochasiowi się nic nie stanie - powiedział uśmiechając się złowieszczo.

-Nie zrobie tego Vin'owi - powiedziałam od razu, a on ostrzem nakierował na moje żebra. -Dlaczego zależy ci tak na odebraniu mi jedynej radości? - zapytałam już złamanym głosem, a ja poczułam na nożem zaczął nabijać mi się w żebra, więc zacisnęłam oczy z bólu.

-Bo nie zasługujesz na to - powiedział i jego wyraz złości pokazywał się jeszcze bardziej, a ja poczułam jak wbija nóż jeszcze głębiej. Nagle zatrzymał się, a on otworzył szeroko oczy i upadł na kolana, popatrzyłam na niego i zobaczyłam, że z tyłu jego brzucha leci krew. Popatrzyłam zdezorientowana na ojca, a na podłodze zaczęła się powiększać plama krwi.

Obraz przed oczami zaczął mi się rozmazywać, ale starałam się utrzymać jeszcze przytomność. Powoli podniosłam głowę i zobaczyłam jak w moją stronę biegnie ktoś, ale nie byłam w stanie powiedzieć kto to.

Ktoś coś do mnie mówił, ale nie byłam w stanie rozpoznać głosu, wszystko w okół mnie było rozmazane, a mnie oblał zimny pot. Złapałam dłonią za żebra i zobaczyłam, że w nich jest nóż. Hmmm, ciekawie. Poczułam okropny dreszcz na plecach i zaczęłam się unosić.

Przed oczami zaczął jeździć mi różny widok. Czułam jak leciałam, leciałam po niebie. To było takie przyjemne, takie miłe, że uśmiechnęłam się i zaśmiałam. Jestem Harley Quinn!

Joker położył mnie na fotelu, a ja zaśmiałam się zawstydzona. Odpalił silnik i ruszył, a ja złapałam się za rączkę i zaśmiałam.

-Betsy, betsy, betsy - powiedziałam i ułożyłam usta w dzióbek cmokając. Spojrzałam na ukochanego i przejechałam po ustach językiem.

-Pączuszku - powiedziałam uśmiechnięta, a Joker na mnie popatrzył i posłał mi ogromy uśmiech. Pączuszek wyskoczył z samochodu i wziął mnie w stylu panny młodej, a ja się głośno zaśmiałam, to było cudowne.

Złapałam go za cudowne policzki i mocno wbiłam się w usta. Przejechałam po nich językiem i zarechotałam. O kurwa jaki on jest słodki, seksowny. Złapałam go za włosy i szarpałam, z ogromnym uśmiechem. Mój pączuszek.

Położył mnie na jakimś metalowym stole i zaśmiałam się, chce mnie wziąć i to ostro. Nagle poczułam jak to wszystko zniknęło, jak mydlana banka. Poczułam ostry ból na prawej stronie, więc tam popatrzyłam Scott trzymał w dłoni nóż, a z moich żeber płynęła jasna krew. Zacisnęłam zęby rozejrzałam się po pokoju, jestem w tym domu doktorka.

Poczułam mocny uścisk na drugiej stronie, więc tam popatrzyłam. Vin miał zamknięte oczy, a moja dłoń była mokra, on płaczę?

-Przepraszam - powiedziałam, zwracając jego uwagę i Scott'a. Szybko na mnie popatrzył i uśmiechnął się szeroko ocierając mokre policzki. -Tak bardzo cię przepraszam - powtórzyłam złamanym głosem, było mi tak głupio.

-Maleńka, nic się nie stało - powiedział i zaśmiał się. -Boże dziękuje - szepnął do Boga i pocałował moją dłoń.

-Scott, daj mi ten nóż - powiedziałam, a uśmiech zszedł z jego twarzy i patrzył na mnie poważnie. -Nie zrobie nic złego - przekonałam go, a on skwaszony podał mi zakrwawiony nóż, a ja zaczęłam się mu przyglądać i zobaczyłam tą pierdoloną fiolkę. Nóż z narkotykiem najpewniej heroiną, która robiła mi wodę z mózgu.

Kiedy Scott powiedział, że już szybko wstałam na co oby dwoje krzyknęli.

-Podejdźcie - powiedziała, Vin podszedł stanowczo, a Scott niepewnie. - Widzicie? - zapytałam i pokazałam paznokciem maluteńką fiolkę. Vin zmrużył oczy, a Scott wciągnął powietrze.

-Co to jest? - zapytał Vin.

-To służy do wlewania narkotyku do ciała przez układ krwionośny - wytłumaczyłam i patrzyłam tępym wzrokiem na nóż. -Ćpuni używają ich, to jest najszybszy sposób na odurzenie się - wytłumaczyłam. Vin szybko wyrwał mi nóż z dłoni i przytulił mnie. Właśnie tego potrzebowałam. -Przepraszam - szepnęłam. Czuje się jak ostatnie najgorsze gówno.

-Maleńka, to nie twoja wina - powiedział uspokajająco głaskając mnie po plecach. -Przepraszam, że nie było mnie przy tobie - wyszeptał.

-To nie twoja wina, tylko moja - zaprzeczyłam odsuwając się od niego. Do pokoju znowu wszedł Scott i trzymał coś w dłoni. Vin wziął kawałek papieru i wziął mnie w stylu panny młodej. Kiedy usiedliśmy w samochodzie zapięłam pasy i popatrzyłam na Vin'a, który bacznie mi się przyglądał.

-Kocham cię - powiedział, a ja lekko musnęłam jego usta. Oderwałam się od niego i popatrzyłam na zegar, było pare minut po 12.

-Możemy pojechać w jedno miejsce? - zapytała, a on popatrzył na mnie zdziwiony. -Proszę - powiedziałam błagalnie, a on westchnął, ale kazał podać mi adres, a ja się uśmiechnęłam.

Pokierowałam go do murka i kazałam zamknąć oczy.

-Sheila, co ty kombinujesz? - zapytał, a my stanęliśmy przed muralem, który zrobiłam.

Odsłoniłam oczy Vin'owi, a on od razu popatrzyła na napis przed nim. Odwrócił się w moją stronę.

-Wszystkiego najlepszego kochanie - powiedziałam i pocałowałam go w usta. -Bardzo, bardzo cię kocham - powiedziałam jak odsunęłam się od niego.

-Maleńka, zwariuje z tobą - powiedział i złapał mnie za uda, a ja wskoczyłam na niego jak małpka i wbiłam się mocno w usta wywołując podniecenie u obojga z nas. -Nie, nie będę mógł się potem powstrzymać - szepnął i oparł czoło o moje.

-Proszę, nic mi nie jest - powiedziałam błagalnym tonem i otarłam się o jego przyrodzenie na co sapnął, poczułam ogromne wybrzuszenie. -Dzisiaj jest twój dzień i masz prawo robić ze mną co sobie tylko wymarzysz - powiedziałam i polizałam jego płatek ucha, na co zadrżał, a ja się uśmiechnęłam. Leki przeciwbólowe będą działały do pojutrza, wiec czuje się jak nowonarodzona. Zero bólu, zero stresu.

-Oj maleńka, nie wiesz na co się piszesz - powiedział i położył mnie na masce Romy.

-To pokaż mi mężu na co cie stać - powiedziałam z łobuzerskim uśmiechem. Mężczyzna tylko warknął i wbił mi się agresywnie w usta, a ja uśmiechnęłam się.

To się nazywa dobry początek świętowania urodzin, ale kto by pomyślał, że skończą się tragicznie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro