Rozdział 9
Mężczyźni byli coraz bliżej mnie, a ja byłam w miejscu bez wyjścia. Kiedy byli już niecałe 3 metry ode mnie, zdałam sobie sprawę, że nie mogę tak sterczeć i czekać, aż mnie złapią.
Lada chwila przeskoczyłam barierkę i już leciałam w dół, ale poczułam jak zatrzymałam się, jeden złapał mnie za kaptur.
Ale dzięki Bogu moje ubrania były z bardzo niskiej półki, więc sekundę później usłyszałam jak materiał zaczął się rozszarpywać, a ja zaczęłam spadać.
Nie sądziłam, że ten most był tak wysoki, bo leciałam z parę dobrych sekund, po dłuższej chwili wpadłam do wody z charakterystycznym pluskiem.
Uderzyłam jedną nogą o kamieniste dno przez co poczułam paraliżujący ból, ale oni na pewno czekali na mnie na górze, więc nie mogłam się wynurzyć, ale w ostatniej chwili wpadłam na idealny pomysł.
Najszybciej jak mogłam zdjęłam z siebie bluzę i zrobiłam z niej atrapę mojego dryfującego ciała i wypuściłam ją kapturem do góry, żeby myśleli, że się utopiłam. Odpłynęłam od bluzy jak najdalej i wynurzając się próbując jak najciszej wziąć chłyst powietrza.
Jak ja się kurwa cieszę, że tutaj nie ma latarni, bo mrok spokojnie mógł mnie objąć w całości.
Byłam z siebie dumna, jak mój oddech się już unormował to wyszłam z wody. Słyszałam przekleństwa wydobywające się z ust mężczyzn. Skierowałam się w stronę wyjścia z parku jak najszybciej mogłam przez mało sprawną nogę.
-Wychujała nas! - usłyszałam za sobą potworny krzyk złości i wiedziałam, że muszę się gdzieś schować, bo inaczej mnie znajdą.
Schowałam się za tym samym krzakiem gdzie zostałam dźgnięta nożem, gdzie z resztą cały czas znajdowała się moja krew połączona z krwią z nosa mężczyzny, którego wczoraj skwasiłam.
Usłyszałam jak koło mnie przebiega kilka osób z latarkami.
-Gdzie ona jest? - zapytał jakiś facet.
-Skąd mam kurwa wiedzieć?! - krzyknął inny.
Dalszej rozmowy nie słyszałam, bo byłam za daleko i przestali krzyczeć. Po 40 minutach zaczęli się zbierać, a mi było w chuj zimno, no ale nie jestem tak głupia, żeby wchodzić do paszczy lwa. Po kolejnych kilkunastu minutach miałam już pewność, że pojechali.
Na mojej twarzy znów pojawił się diabelski uśmiech. Bardzo zmarznięta wstałam, ale zaraz upadłam zapominając o tym, że moja noga była w nie najlepszym stanie.
Po chwili spróbowałam ponownie i tym razem skutecznie. Szłam wzdłuż murów parku uważnie rozglądając się czy aby na pewno teren jest czysty, ku mojemu zdziwieniu faktycznie tak było.
Powolnym krokiem skierowałam się do mieszkania, jedyne co mnie śmieszy w tym przypadku to, że jestem tak zajebiście drobną dziewczyną, a oni takimi bykami i nie byli w stanie mnie złapać, a mój ojciec, który nie jest wcale tak ode mnie wyższy, jest w stanie złapać mnie od tak i ja nie jestem w stanie nic z tym zrobić.
#NIEZNAJOMY#
Trzymał w rękach przemoczoną bluzę dziewczyny; drobnej, niziutkiej, chudej, bezbronnej, ale też za razem mądrej, zwinnej, charakternej i niesamowicie przebiegłej.
Wiedział co musiał zrobić.
Musiał sam zadbać, żeby trafiła w jego ręce.
Musiał ją zdobyć osobiście.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro