Rozdział 77
-Sheila! - poczułam lekkie potrząsanie za ramię, więc popatrzyłam w tamtym kierunku. Vin patrzył na mnie zmartwionym wzrokiem. - Wszystko dobrze maleńka? - zapytał lekko masując mój policzek, robił to tak samo jak Peter.
-Tak przepraszam, zamyśliłam się - powiedziałam i uśmiechnęłam się. Wysiadłam z samochodu i rozejrzałam się dookoła. Byliśmy już na parkingu galerii. W mgnieniu oka koło mnie stanął Vin i złapał mnie za pod brudek.
-Na pewno?- zapytał patrząc intensywnie w moje oczy.
-Na pewno - utwierdziłam go w przekonaniu i złączyłam nasze usta w krótki pocałunek.
Złapał mnie za dłoń i zaczął prowadzić w stronę wejścia. Wjechaliśmy na ostatnie piętro gdzie były tylko bardzo drogie marki. Popatrzyłam na niego zdziwiona, a on tylko popatrzył na mnie uśmiechnięty i pociągnął mnie do sklepu Chanel.
-Dzień dobry, w czym mogę pomóc? - zapytał się ekspedient z dużym uśmiechem.
Chciałam mu powiedzieć, że przypadkiem tutaj weszliśmy, ale Vin mnie wyprzedził.
-Szukamy sukni wieczorowej - powiedział twardym głosem, ale i tak nie zdjął uśmiechu z twarzy mężczyzny.
-Oczywiście - potwierdził i zaczął kierować się w nieznanym dla mnie kierunku. Vin posłał mi uśmiech i kazał iść za mężczyzną co niepewnie wykonałam. -Jaki pani krój preferuje? - zapytał.
-Zależałoby mi na tym, żeby nie odsłaniała za dużo i żeby miała długi rękaw - powiedziałam z uśmiechem.
-Oczywiście proszę pójść do przebieralni zaraz przyniosę pani kilka propozycji - powiedział, a ja ruszyłam w wyznaczonym kierunku. Weszłam do pięknej przymierzalni i usiadłam na fotelu, który był bardzo wygodny. Długo go nie było, więc poszukałam w internecie telefonu do faceta od luster i potwierdził swoją obecność, że przyjedzie w poniedziałek o 16, idealnie.
Akurat kiedy skończyłam rozmawiać do pomieszczenia wszedł mężczyzna z 5 pięknymi sukniami. Podziękowałam mu i rozebrałam się.
Pierwsza była czerwona z ogromnym wycięciem na dekolt, który ciągnął się aż do brzucha i sięgała do kolan. Przymierzyłam ją, ale tak jak myślałam, w ogóle mi się nie podobała. Od razu odwiesiłam ją i sięgnęłam po następną.
Beżowa do połowy łydek i z wycięciem na plecy. Przymierzyłam ją, ale to też nie było to.
Kolejna była szara i miała mnóstwo tiulu, czułam się w niej cudownie, ale była zbyt pokazowa, nie chciałam przyciągać na siebie wzrok i na pewno nie był to tani materiał. Out.
Następna była czarna która sięgała do podłogi, była pięknie obszyta koronką, która idealnie zakrywała moje blizny na nogach i opinała je w piękny sposób, rękawy były też z koronki. Nie miała wycięcia na dekolt, ani na plecy. Była idealna.
Opinała mój dekolt i tyłek, uwydatniała wszystko na czym mi zależało. Zdjęłam ją z siebie i zaczęłam ją przeglądać szukając metki, ale niczego nie mogłam znaleźć. Wyszłam z przebieralni i od razu podszedł do mnie ekspedient.
-Mam poszukać jeszcze jakiś? - zapytał, a ja się tylko uśmiechnęłam.
-Ta jest idealna - powiedziałam wskazując na czarną. Mężczyzna popatrzył na daną sztukę i uśmiechnął się szeroko.
-Cudowny wybór, zapraszam za mną pójdę zapakować - powiedział i z gracją ruszył do kasy z suknią.
-A przepraszam ile kosztuje ta sukienka? - zapytałam kiedy byliśmy przy kasie.
-Pani mąż zabronił mówić mi o cenie - powiedział pakując suknie do pokrowca, a ja zacisnęłam szczękę. - Proszę bardzo - powiedział i podał mi pokrowiec.
-Ale jeszcze nie zapłaciłam - powiedziałam i zaczęłam szperać w torebce, żeby znaleść portfel.
-Spokojnie, pani mąż już zapłacił - powiedział, a ja jeszcze bardziej zacisnęłam szczękę.
-Do widzenia - powiedziałam uśmiechając się uprzejmie nie chcąc robić zadymy w sklepie.
-Do widzenia - pożegnał się ze ną, a ja ruszyłam do wyjścia ze sklepu. Przy witrynie zobaczyłam uśmiechniętego Vin'a.
-Ile kosztowała ta sukienka? - zapytałam od razu, a jego uśmiech się jeszcze bardziej powiększył.
-Tyle ile trzeba - powiedział, a ja prychnęłam na jego odpowiedź. - Powinnaś być wdzięczna, za to jakiego masz kochanego męża, który kupuje ci cudowne rzeczy - dodał i przybliżył się do mnie.
-Vin, dobrze wiesz, że jestem bardzo ci wdzięczna za tą sukienkę, ale ona pewnie jest stanowczo za droga - przyznałam i spojrzałam mu w oczy. Pocałował mnie w usta, co oczywiście odwzajemniłam.
-Maleńka, zasługujesz na wszystko co najlepsze, dlatego nie pytaj się więcej o cenę, bo to jest niepotrzebne, rozumiemy się? - zapytał łapiąc mnie lekko za żuchwę. Ja tylko pokiwałam głową, na co on się uśmiechnął. -A teraz chodź pójdziemy na twoją ukochaną chińszczyznę - powiedział, a ja posłałam mu zdezorientowane spojrzenie.
-Skąd wiesz, że lubię chińszczyznę? - zapytałam podejrzliwie, jadłam ją tylko raz i to w Amsterdamie z Karoliną.
-Wiem o tobie o wiele więcej niż myślisz - powiedział jak ruszyliśmy do najlepszej restauracji z chińszczyzną w LA.
Kiedy byliśmy pod lokalem Vin otworzył mi drzwi i weszliśmy do środka. Zajęliśmy miejsce przy oknie, a kelner podał nam menu. Wybrałam to samo co w Amsterdamie, a Vin wziął to samo co ja. Kelner pokiwał tylko głową i odszedł.
-Vin, skoro wiesz o mnie o wiele więcej niż myśle, to może ty byś mi coś wreszcie o sobie opowiedział? - zapytałam popijając wodę.
Na jego twarzy zobaczyłam wahanie, ale chciałam się wreszcie czegoś dowiedzieć. W zasadzie bardzo mało o nim wiedziałam, a jest on moim mężem.
-Co byś chciała wiedzieć? - zapytał ze sztucznym uśmiechem.
-Może coś o twoich rodzicach - przyznałam niepewnie.
-Zginęli w wypadku, wylądowali w jeziorze i utopili się - powiedział i popatrzył w okno, a ja tylko nadgryzłam wargę nie chcąc powiedzieć czegoś złego. - Zginęli kiedy miałem 17 lat zostawiając mnie z młodszym rodzeństwem. Nie powiem, że było łatwo, ale wszyscy wyrośli na ludzi. Byli dobrymi rodzicami - rzekł kończąc swoją wymowę.
-Dziękuję, że mi powiedziałeś - powiedziałam i złapałam jego rękę pod stołem lekko ją głaszcząc. Starałam się to robić jak najdelikatniej, a zarazem dać mu do zrozumienia, że nie jest sam.
-Nie ma sprawy i tak późno się o to zapytałaś - powiedział tym razem odrywając wzrok od szyby, łapiąc ze mną kontakt wzrokowy. -A może teraz opowiesz coś o swojej zwariowanej kuzynce? - zapytał i uśmiechnął się, a ja zaśmiałam się na wspomnienia z Amsterdamu.
-Zwariowana ruda dziewczyna. Nie żyje ani przeszłością, ani przyszłością, żyje tym co jest teraz. Jest to szalona osobowość i rodzaj imprezowiczki - powiedziałam i zaśmiałam się na ostatnie stwierdzenie. - Marzy o swoim księciu na białym koniu, z którym by się nie nudziła ani chwili, ale jest też odpowiedzialna i obiecałam jej, że zbajeruje szefa, żeby ją też sprowadził do LA. Udało mi się? - zapytałam uśmiechając się uroczo, na co uśmiech Vin'a się powiększył.
-Szef pomyśli nad tym - powiedział, a przed nami pojawiły się talerze z chińszczyzną. Życzyliśmy sobie smacznego i zaczęliśmy się zajadać pysznościami. Kiedy skończyliśmy jeść, wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy w nieznanym mi kierunku.
-Gdzie jedziemy? - zapytałam, zakładając okulary przeciwsłoneczne.
-Niespodzianka - powiedział uśmiechając się. Przemilczałam to co powiedział, bo nie miałam najmniejszej ochoty psuć sobie humoru.
-Ale dojedziemy do domu przed wieczorem? - zapytałam, a on oderwał się od drogi i opuścił lekko okulary patrząc na mnie tyli lodowanymi oczami.
-A co? Masz jakieś plany? - zapytał.
-Niespodzianka - powiedziałam mocno akcentując to słowo, a on tylko prychnął i podgłośnił radio z którego poleciała Havana. Mogę nazwać ją od dzisiaj naszą piosenką.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro