Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 69

Otworzyłam oczy i usiadłam gwałtownie. Rozejrzałam się po sali w jakiej leżałam, no tak szpital. Nacisnęłam guzik wołający pielęgniarkę i po chwili zjawiła się.

-Jak się pani czuje? - zapytała z uśmiechem.

-Bardzo dobrze, czy mogę porozmawiać z lekarzem? - zapytałam od razu posyłając jej uprzejmy uśmiech, który odwzajemniła.

-Oczywiście - odpowiedziała i już jej nie było.

Wstałam z łóżka i odpięłam całą maszynerię od mojego serca przez co zaczęła pikać. Po chwili wszedł do środka lekarz i jak zobaczył co robię chciał mnie powstrzymać.

-Co pani wyrabia? - zapytał podchodząc do mnie wyłączając piszczący sprzęt za co byłam mu wdzięczna.

-Panie doktorze co mi jest? - zapytałam poważnie patrząc na niego.

-Miała pani w nocy bardzo mocny atak serca - powiedział, a ja zamarłam.

-Miałam zawał? - zapytałam bojąc się odpowiedzi.

-Mało brakowało, a miałaby pani - powiedział zapisując coś.

-To co mi jest? - zapytałam zniecierpliwiona.

-Ma pani nerwicę serca - powiedział, a ja pobladłam.

-Co to takiego? - zapytałam przerażona.

-Nerwica serca to swego rodzaju zaburzenie, które ściśle wiążę się ze stresem. Objawy tej dolegliwości dotyczą przede wszystkim serca, które w wyniku silnego stresu może zacząć źle funkcjonować, jednak budowa serca i naczyń pozostaje bez zmian - powiedział poważnie, a ja przełknęłam ślinę.

-Czyli to wszystko ze stresu? - zapytałam niedowierzając.

-Tak, przepiszę pani leki uspokajające i antydepresanty - powiedział uśmiechając się. - Oczywiście radziłbym zostać parę dni na obserwacji - dodał, ale ja przecząco pokręciłam głową.

-Dziękuję panie doktorze - powiedziałam uśmiechając się i podałam mu rękę.

-Życzę dużo zdrowia i mało stresu - powiedział na odchodne, a ja jeszcze raz podziękowałam.

Jeszce tylko uregulowałam rachunek na recepcji i kupiłam leki w szpitalnej aptece. Wsiadłam do auta i popatrzyłam na telefon, który pokazywał, że jest 4:30 w nocy i ruszyłam z powrotem do domu.

Kiedy dojechałam zostawiłam już samochód na podjeździe, dzisiaj pojadę nim do pracy. Dylan się chyba nie obrazi. Weszłam do środka i ruszyłam do sypialni.

Szybko się umyłam i ubrałam na siebie te same rurki i niebieską koszulę. Uczesałam włosy w wysokiego kucyka i wzięłam balerinki, bo nie było mowy o szpilkach przy przestrzelone nodze.

Zeszłam na dół i wzięłam stertę już nie za dobrych naleśników i wyszłam z nimi na dwór. Wyrzuciłam je za ogrodzenie, przynajmniej jakieś zwierzęta sobie je zjedzą.

Wróciłam do środka po płaszcz i torebkę. Wyszłam na zewnątrz i wsiadłam do Audi. Odjechałam do pracy. Dzisiaj będę trochę wcześniej, ale co tam.

Wjechałam na parking i zamknęłam samochód z klucza i ruszyłam w stronę windy. Kiedy dojechałam na odpowiednie piętro weszłam do mojego biura i popatrzyłam na horyzont. Słońca jeszcze nie było widać, a LA rozświetlały jeszcze lampy uliczne.

Usiadłam za biurkiem i odpaliłam tableta. Weszłam na projekt hotelu w Teksasie i zajęłam się już detalami, mam nadzieję, że dzisiaj skończę już ten hotel. Tak jak powiedziałam tak też zrobiłam. Zadowolona z siebie odłożyłam tableta, przedtem wysyłając kopie na e-maila specjalistów czy wyrażają zgodę na taki wystrój.

Weszłam teraz na pocztę Vin'a i zaczęłam przeglądać jego mail'e. Westchnęłam jak zobaczyłam 2 288 wiadomości nieprzeczytanych, ale zabrałam się do roboty. Kiedy skończyłam już wszystko, słońce zachodziło, a ja podziwiałam piękny widok LA.

Zadowolona z siebie zamknęłam wszystko i zadzwoniłam do Scott'a.

-I jak tam? - zapytałam kiedy odebrał.

-A nic mi nawet kurwa nie mów, jak ty wytrzymujesz z tymi chłopami pod jednym domem, nic tylko jęczą i jęczą - zaczął się żalić, a na moją twarz wpłynął uśmiech i nacisnęłam guzik z numerem -2.

-Czyli wszyscy się wybudzili? - zapytałam szczęśliwa.

-Nie wszyscy, Vin jeszcze nie odzyskał przytomności - powiedział, a mój entuzjazm od razu się pogorszył. - Ale nie martw się, najwyraźniej dostał najwięcej tego świństwa, ale oddych to jest ważne - powiedział pocieszająco Scott, ale na nie byłam zadowolona z faktu, że jeszcze jest nie przytomny.

-Dzięki Scott, już wracam także będę za godzinę - powiedziałam.

-Za godzinę?! Ja tyle nie wytrzymam z nimi - powiedział płaczliwym głosem.

-Będę jak najszybciej - powiedziałam i rozłączyłam się.

Dodałam gazu i zwinnie wymijałam samochodu. Wstąpiłam jeszcze do sklepu i kupiłam jakieś przekąski dla tych marud.

Przyjechałam szybciej niż myślałam, bo byłam pod domem 40 minut po naszej rozmowie.

Kiedy weszłam do środka panowie, do których dzwoniłam rano montowali nowe drzwi i bramę.

-Dziękuję panom bardzo - powiedziałam niosąc do środka ciężkie siaty. Kiedy zobaczyli, że ledwo szłam z tym wszystkim zaoferowali pomoc, którą od razu przyjęłam. Po chwili wszystko było już w kuchni, a ja rozliczyłam się z mężczyznami i jeszcze raz podziękowałam.

Podzieliłam wszystkim domownikom to co lubili czyli:

Andy: Cola & M&M

Ethan: Fanta & Lay's Paprykowe

Grayson: Pepsi & Lay's Cebulowe

Dylan: Lipton & Skittles'

Mike: Mountain Dew & Paluszki

Will: 7 Up & Doritos

Cat: Schweppes & Żelki

Najpierw zabrałam rzeczy dla bliźniaków i ruszyłam do góry. Zapukałam najpierw do Grayson'a, który mnie wpuścił.

-Jak się czujesz? - zapytałam uśmiechając się i dając rzeczy dla niego.

-Dobrze, dziękuję. Ale co się stało w ogóle? - zapytał podejrzliwie.

-Opowiem wam wszystkim jak wszyscy będą na siłach, okey? - zapytałam, a on pokiwał głową. - To ja idę do reszty - powiedziałam i zostawiłam go, zamykając a sobą drzwi.

Zapukałam do drzwi Ethan'a, ale odpowiedziała mi cisza, więc jeszcze raz zapukałam, a odpowiedział mi zdenerwowany głos Ethan'a.

-Czego kurwa?! - krzyknął, a ja weszłam do środka.

-Jak się czujesz? - zapytałam.

-Chujowo - odpowiedział, a jak zobaczył, co mam w rękach od razu zmienił swój ton głosu. - To dla mnie? - zapytał i podszedł do mnie.

-Tak, proszę - powiedziałam i podałam mu niezdrowe rzeczy.

-Dzięki - powiedział i rzucił się z powrotem na łóżko. Wyszłam z pokoju i nic nie powiedziałam.

Zeszłam na dół i wzięłam teraz picie i jedzenie dla Andy'ego, Mike'e i Dylan'a.

Zapukałam do drzwi Andy'ego i ten mnie miło zaprosił do środka.

-O Sheila, co ciebie do mnie sprowadza? - zapytał uśmiechnięty.

-Jak się czujesz? - zapytałam podchodząc do jego łóżka i posłałam mu miły uśmiech.

-A jak mam się czuć? Dobrze - odpowiedział, a ja mu dałam jedzenie, na które zaświeciły mu się oczy. Przytulił mnie mocno i podziękował.

Teraz Mike, zapukałam do drzwi i młodociany mnie wpuścił.

-Cześć Sheila - powiedział i zaprosił mnie do środka.

-Jak się czujesz? - zapytałam uśmiechając się.

-Dobrze, wreszcie się wyspałem - powiedział i wyciągnął się mrucząc jak kot, na co się zaśmiałam.

-Proszę - podałam mu smakołyki na co ten się uśmiechnął i podziękował.

Teraz Dylan. Zapukałam i czekałam cierpliwie na odpowiedź, zapukałam jeszcze raz, ale znowu odpowiedziała mi cisza.

Zapukałam 3 raz, ale głośniej a przede mną stanął mokry Dylan tylko z ręcznikiem obwiązanym wokół pasa.

-Co jest mała? - zapytał i wpuścił mnie do środka.

-Jak się czujesz? - zapukałam i popatrzyłam w jego czekoladowe oczy.

-Dobrze, a możesz mi powiedzieć co tutaj u licha robi Scott? - zapytał, a tak na prawdę to warknął, chyba nie pałają do siebie miłością.

-Tak po prostu. Przyszedł zobaczyć co u was - powiedziałam uśmiechając się lekko, żeby mi uwierzył.

-Nie wierzę, on nie przychodzi tutaj bez interesownie. Sheila co się dzieje? - zapytał pochylając się nade mną.

-Nie słyszałeś niczego wczorajszej nocy? - zapytałam, a on popatrzył na mnie jak na nienormalną.

-O czym ty teraz mówisz? - zapytał i usiadł obok mnie. Poczułam jak znowu serce zaczyna mnie boleć, ale zacisnęłam zęby na wardze.

-Możemy pogadać o tym jak wszyscy będą w stanie? - zapytałam i spuściłam wzrok na podłogę, ale Dylan złapał mnie za żuchwę każąc popatrzeć w oczy.

-Sheila, co się dzieje? Co się stało? - zapytał już niespokojnie, a moja twarz wykrzywiła się w grymas bólu, co nie uszło uwadze Dylan'a. - Sheila, wszystko okey? - zapytał puszczając mnie, a ja wstałam i wyszłam z jego pokoju.

Pobiegłam na dół i poczułam rozdzierający ból. Nalałam do szklanki wodę i szybko połknęłam leki uspokajające, ale musiałam chwilę poczekać zanim zaczną działać.

Popatrzyłam za okno i co tam zobaczyłam na pewno mnie nie było w stanie uspokoić, zobaczyłam tam uśmiechającego się w moją stronę ojca.

Od razu odwróciłam wzrok od tamtego miejsca i schowałam leki na dno torebki. Wzięłam ostatnią ilość jedzenia dla Will'a i Cat. Zapukałam do nich i czekałam na odpowiedź.

-Jak się czujecie? - zapytałam z uśmiechem.

-Wyśmienicie - odpowiedzieli w tym samym czasie na co się zaśmiali. Podałam im ich ulubione przekąski i wyszłam zostawiając ich w spokoju.

Zapukałam do pokoju Scott'a i czekałam, aż otworzy drzwi. Po chwili stanął przede mną doktorek.

-Dziękuję ci Scott, nawet nie wiesz jak jestem wdzięczna - powiedziałam i posłałam mu szczery uśmiech.

-Nie ma sprawy Sheila, do usług -powiedział i już go nie było.

Odwróciłam się w celu wejścia do pokoju, ale zobaczyłam że kieruję się w moją stronę zdenerwowany Dylan.

-Co to za intryga z tym fiutem? - powiedział głośno i przyparł mnie do ściany.

-Dylan proszę cię, ja wszystko wyjaśnię, ale nie teraz - powiedziałam błagalnie, a on trochę się odsunął ode mnie.

-Gdzie Vin? - zapytał, a tego pytania najbardziej unikałam. - Sheila, gdzie jest Vin? - zapytał bardziej zły, a ja wiedziałam, że nie odpuści. Odsunęłam się od ściany i otworzyłam drzwi do mojego pokoju gdzie leżał Vin.

Dylan wszedł do środka i potrząsnął bratem.

-Vin - powiedział i znowu nim potrząsnął. - Vin - powiedział tym razem głośniej i mocniej potrząsnął bratem.

-Dylan daj spokój, on ci teraz nie odpowie - powiedziałam i pociągnęłam go z powrotem, żeby przestał.

-Sheila, o chuj tu chodzi?! - zapytał już wkurwiony, a ja też zaczęłam się denerwować.

-Chodź na dół - powiedziałam i wyszłam z pokoju. Usiadłam przy stoliku w kuchni i patrzyłam tępym wzrokiem w szklankę.

Dylan usiadł na przeciwko mnie i wpatrywał się we mnie.

-No co się stało? - zapytał niecierpliwiąc się.

-Zostaliście otruci -powiedziałam dalej nie patrząc na Dylan'a, ale w końcu złapał mnie za szczękę i tym razem łagodnie zapytał.

-To nie możliwe - powiedział pewnie, a ja od ilości emocji wstałam.

-Zostaliście otruci pierdolonym chloroformem jak spaliście - krzyknęłam i oparłam się o wyspę. Dylan wstał i byłam gotowa, że znowu zacznie na mnie wrzeszczeć, ale on tylko mnie przytulił.

-Czemu mi tego nie powiedziałaś na samym początku? - zapytał głaszcząc mnie po plecach.

-Dylan to na prawdę nie jest łatwe, jakbym nie pojechała do tej pierdolonej pracy to by się nic nie stało, to wszystko to moja wina - powiedziałam i odsunęłam się od niego.

-Sheila, to nie jest twoja wina, skąd mogłaś wiedzieć? - zapytał patrząc mi w oczy. -Opowiedz mi ze szczegółami co się wydarzyło - poprosił.

-Jak się zjaraliście i wyżarliście wszystko, poszliście spać. A ja wstałam następnego dnia i pomogłam wam dojść do łóżek i poszłam do pracy. To wszystko, potem wróciłam, a wszyscy w ciągu dalszym spaliście, ale ja wiedziałam, że nie da się tak długo spać, więc wiedziałam, że jesteście nieprzytomni. Myślałam, że to od narkotyków, ale to było od chloroformu - skończyłam swój monolog.

-To wszystko? - upewnił się, a ja pokiwałam głową. Zostawiłam dla siebie informację o strzelaninie.

-Przepraszam, że na ciebie naskoczyłem - powiedział i popatrzył na mnie.

-Nic nie szkodzi - powiedziałam i posłałam mu uśmiech. - Dobranoc - powiedziałam i ruszyłam do góry.

-Nie jesz kolacji? - zapytał podejrzanie Dylan, a ja tylko zaprzeczyłam.

-Masz spaghetti w lodówce - powiedziałam i weszłam na górę.

-Sheila! - usłyszałam krzyk z dołu, więc się tam wróciłam.

-Mogę zadać ci jeszcze parę pytań? - poprosił błagalnie, a ja pokiwałam głową i usiadłam przy stoliku. Chłopak usiadł na przeciwko mnie i zaczął jeść swoje spaghetti.

-Dlaczego Vin jeszcze jest nieprzytomny, pomimo tego, że reszta nie jest?

-Bo dostał najwięcej tego gówna - odpowiedziałam zaciskając zęby, mam nadzieję, że zabiłam tego, kto zrobił im tą krzywdę.

-Okey, a dlaczego Vin leży w twoim łóżku? - zapytał, a ja się lekko uśmiechałam i pod stołem zaczęłam kręcić obrączką.

-Bo rano jak wszyscy się naćpali Vin leżał pod moimi drzwiami, a moje łóżko było najbliżej - powiedziałam, a moje serce zabiło 2 razy szybciej. Było blisko, a dowiedziałby się prawdy.

-Chcesz, żebym go przeniósł do jego sypialni? - zapytał, gdy skończył i kiedy odkładał naczynie do zmywarki.

-Usiądź Dylan, bo to co zobaczysz może ciebie troszkę zaskoczyć - powiedziałam cały czas bawiąc się obrączką.

Dylan zrobił tak jak mu radziłam, a ja zdjęłam obrączkę i położyłam ją na stoliku przed Dylan'em.

-Pierścionek i co? - zapytał.

-Przeczytaj co jest w środku - powiedziałam i lekko się uśmiechnęłam.

-Shelia i Vincent oraz znak nieskończoności. No i co? - miałam ochotę sobie zajebać w łeb.

-Powiedz mi Dylan, od kiedy twój brat nosi biżuterię na prawej ręce, na serdecznym palcu? - zapytałam się, no już bardziej oczywistego pytania nie mogłam zadać.

Założyłam moją obrączkę na odpowiednim palcu i czekałam na odpowiedz.

-Przecież Vin nie nosi żadnej biżuterii - powiedział, a mnie już całkowicie odebrało siły do życia.

Złapałam go za rękę i weszliśmy do mojej sypialni. Złapałam Vin'a za dłoń i pokazałam taką samą srebrną obrączkę.

-O tego to ja nie widziałem - powiedział i uśmiechnął się.

-Więc jaki jest tego morał? - zapytałam go z nadzieją, że wreszcie zrozumiał.

-Sheila, do czego ty dążysz? - zapytał a ja załamana usiadłam na łóżku i schowałam głowę w ręce.

-To, że jesteśmy małżeństwem debilu - usłyszałam ten głos, który tak kocham. Szybko popatrzyłam na ziewającego Vin'a.

Rzuciłam się mu na szyję i mocno przytuliłam, kiedy oderwałam się od niego i popatrzyłam na Dylan'a, który złapał się za ramę mojego łóżka. Cały blady popatrzył na rozbawionego Vin'a, a ja tak samo zaczęłam się śmiać.

-Ja pierdole - powiedział cały blady, a ja wstałam i podeszłam do niego.

-Spokojnie, dlatego będziemy to mówić pojedynczo - powiedziałam i nagle poczułam silne ręce wokół mojej talii. Dylan obkręcał nas wokół osi.

-Ja pierdole, wy się chajtnęliście - powiedział uśmiechnięty, na co się zaśmialiśmy.

-Dokładnie tak, ale gęba na kłódkę, powiemy innym w odpowiednim czasie - powiedział Vin i wygonił swojego brata z pokoju, a ten jeszcze chwiejnym krokiem ruszył do drzwi oczywiście potknął się o próg i wyjebał.

Szybko wstałam i podeszłam do niego.

-Dylan wszystko okey? - zapytałam kucając obok niego.

-Tak, tak - powiedział i wstał ruszając dalej.

Zamknęłam drzwi i ruszyłam do Vin'a biegiem. Wskoczyłam na łóżko i pocałowałam go mocno w usta.

-Nawet nie wiesz jak cię kocham - powiedziałam i przytuliłam się do niego zamykając oczy wtulając się mocniej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro