Rozdział 51
Usłyszałam budzik, więc szybko go wyłączyłam nie chcąc obudzić śpiącej obok mnie dziewczyny. Pierwszy raz od niepamiętnych lat dobrze spałam i obudził mnie budzik. Chyba częściej będę palić. Chociaż uważam, że wczoraj lekutko przesadziłam.
Zrobiłam jakieś najprostsze śniadanie i szybko je zjadłam, a porcję tego samego zaniosłam i położyłam obok śpiącej dziewczyny. Przyszykowałam się szybko do pracy i wyszłam z mieszkania. Otwarłam recepcję i usiadłam za biurkiem. Zaczęłam robić moje codzienne czynności, które zajmowały mi cały dzień. Nie byłam w stanie się nudzić.
Dawałam Mindy jej identyfikator, kiedy zadzwonił telefon stacjonarny.
-Tak słucham - powiedziałam.
-Proszę przyjść do biura prezesa - powiedziała niezbyt mile jakaś dziewczyna, a ja przełknęłam ślinę.
-Zaraz będę - powiedziałam i odłożyłam słuchawkę.
Zamknęłam recepcję i wywiesiłam karteczkę, że zaraz wracam. Winda otworzyła się, a ja zgrabnie do niej weszłam. Wcisnęłam guzik z piętrem 30 i poleciałam do góry.
Kiedy drzwi windy się otworzyły wyszłam z niej i ruszyłam przejrzystym korytarzem.
-Pani do kogo? - zapytała jakaś zdzirowata dziewczyna nie wysilając się żeby być nawet choć odrobinę miłą.
-Ja do prezesa - powiedziałam, a dziewczyna popatrzyła na mnie dziwnym wzrokiem, ale nie skomentowała tylko pokazała mi drzwi, bącząc pod nosem żebym weszła. Jak można być tak niewdzięcznym i nie szanować innych.
Zapukałam do szklanych drzwi i czekałam na odpowiedź:
-Proszę wejść - powiedział przyjazny głos, więc pchnęłam drzwi i weszłam do środka. Przy biurku prezesa siedział uśmiechnięty Carol i gestem ręki pokazał mi żebym usiadła, czyli był prezesem. Boże czy ja coś złego zrobiłam?
-Widzę, że bardzo dobrze sobie radzisz w naszej firmie - powiedział, a ja podziękowałam.
-Pomimo tego, że pracujesz u nas tylko tydzień, Dostałem powiadomienie, że jest pani przeniesiona na wyższe stanowisko i do innego miasta - przyznał z uśmiechem. Nie mogłam w to uwierzyć, taki zaszczyt. Uśmiechnęłam się szeroko.
-A gdzie jestem przeniesiona? - zapytałam podekscytowana.
-Do Los Angeles - powiedział, a mi uśmiech całkowicie zleciał z twarzy, mam tam wrócić? - Bardzo piękne miasto - dodał uśmiechając, a ja próbowałam odwzajemnić uśmiech.
-Kiedy mam lecieć tam? - zapytałam. - Muszę zabukować bilety - powiedziałam.
-O to nie musisz się martwić, wszystko jest opłacone i polecisz prywatnym odrzutowcem, a lot masz dzisiaj wieczorem - powiedział, a ja po prostu nie mogłam w to uwierzyć.
-Na prawdę? - dopytałam niedowierzając, a on potwierdził.
-To idź teraz do swojego mieszkania i się spakuj, a tutaj masz wypłatę - powiedział i dał mi białą kopertę, która wydawała mi się za duża, ale może mi się tylko wydawało.
Weszłam do mieszkania i zaczęłam się pakować niedowierzając. Usłyszałam jak ktoś chodził się po kuchni, więc tam ruszyłam. Karolina krzątała się po mieszkaniu.
-Nie uwierzysz - powiedziałam, a ona podskoczyła i złapała się za serce.
-Kurwa, nie strasz - powiedziała. - Co się stało? - zapytała podjarana i poparła się o blat.
-Dostałam awans! - krzyknęłam, a ona zaczęła piszczeć i skakać razem ze mną.
-Jak to zrobiłaś?! Pracuję tutaj już rok i nie dostałam nawet podwyżki - powiedziała nadąsana, ale dalej cieszyła się z mojego awansu. Właśnie coś mi tutaj nie pasuje bo tylko tydzień i już jestem przeniesiona i to do LA. Ale przecież to nie mogła być sprawka Vin'a. To niemożliwe.
-Kiedy masz samolot? - zapytała.
-O 10 wieczorem - powiedziałam, a na usta brunetki wpłynął ogromny uśmiech.
-No to ostatni raz na drogę - powiedziała i wyciągnęła z torebki kolejne jointy.
-Dobra, ale ja tylko jednego - powiedziałam i zabrałam jednego skręta. Przygryzłam go zębami i podpaliłam go zaciągając się. Cudowny dym rozpłynął się po moim organizmie. Uśmiechnęłam się i znowu zaczęła się moje impreza z Karą.
Super się bawiłyśmy i korzystałyśmy z ostatnich chwil w tym momencie. Kiedy pierwsza mocna faza nam minęła ruszyłyśmy na miasto. Pochodziłyśmy po sklepach i Karolina zrobiła ogromne zakupy. Ona przejebała całą swoją pensje na te rzeczy!
Kupiła sobie pasek Gucci, 3 pary nowych szpilek, obcisłą spódniczkę, 2 sukienki i sandałki. Oczywiście nie była w stanie sama tego wszystkiego nieść, więc też byłam jej tra-bagażem. W końcu mój wymarzony obiad. Była już 5, więc nie miałam za dużo już czasu, a jeszcze musiałam się spakować.
Pierwszy raz w życiu jadłam Chińszczyznę i opłaciło się. Rozpływający się kurczak w moich ustach był pikantny i cudowny. Karolina śmiała się z mojej miny jak wzięłam pierwszego kęsa.
-No co? To jest przepyszne - powiedziałam.
-Wiem, dlatego cie tutaj zabrałam - powiedziała i wzięła pierwszego gryza i zrobiła taką samą minę jak ja, na co się zaśmiałam. - Smutno mi będzie tutaj bez ciebie - dodała robiąc minę smutnego pieska.
-Słuchaj, spróbuję jakoś zbajerować szefa, żeby ciebie też tam ściągnął - szepnęłam, a ona wybuchnęła śmiechem. Obiad spędziłyśmy w świetnej atmosferze, ale niestety wszystko co dobre nie trwa wiecznie. Oczywiście pokłóciłyśmy się która płaci, ale ostatecznie mój argument wygrał. Powiedziałam, że będę teraz panią z Los Angeles i mi się nie odmawia.
Szłyśmy do naszego wieżowca, a Karolina w zamian, że postawiłam obiad pomoże mi się pakować. Kiedy weszłyśmy do mojego mieszkania wzięłam wszystkie moje rzeczy i położyłam je na stole.
-A gdzie reszta? - zapytała.
-To wszystko - powiedziałam i zaczęłam składać bluzki.
-Nie wierzę kurwa, przecież to wszystko zmieści się do tego pojebanego małego plecaka - powiedziała zbulwersowana i wyrzuciła ręce ku niebu.
-Nie potrzebuje więcej ubrań - powiedziałam i upchnęłam szpilki. Zapięłam plecak i zarzuciłam go na plecy i rozejrzałam się po mieszkaniu, w którym mieszkałam tak krótko, a tak dużo się w nim zadziało.
Popatrzyłam na rudowłosą i zobaczyłam w jej oczach łzy.
-Oj nie płacz, zanim się obejrzysz będziesz w LA i będziesz oglądała zajebiste dupy na Venice Beach - powiedziałam, na co ona się zaśmiała i uśmiechnęła. - Daj mi swój numer, gwiazdo - dodałam i wyciągnęłam mój notes.
Dziewczyna napisała ciąg cyfr i przytuliła mnie. Stałyśmy tak z 5 minut, ale odciągnęłam ją od siebie zważając na to że za parę minut będzie 8, a jeszcze muszę dojechać na lotnisko.
-Zostawiam ci to mieszkanie, możesz w nim zamieszkać. Będziesz miała lepszy widok - powiedziałam i dałam jej kartę do pokoju.
-Kocham Cię, kuzyneczko - powiedziała i ostatni raz przytuliła się do mnie.
Ruszyłam do windy i nacisnęłam guzik. Bardzo chciałabym usłyszeć te słowa z ust Vin'a. Ale go już nie ma, ciekawe czy o mnie pamięta.
Zamówiona taksówka stała pod wieżowcem, więc szybko wsiadłam do środka przepraszając kierowcę za spóźnienie, na co ten się lekko uśmiechnął i ruszył w stronę lotniska. Oglądałam ostatni zachód słońca w Amsterdamie. Był niezwykle smutny, taki przygnębiający.
Zanim się zorientowałam już byłam na lotniku. Zapłaciłam mężczyźnie i ruszyłam w stronę hali odlotów. Poczułam nieprzyjemny dreszcz na karku przypominając sobie, że w bestialski sposób potraktowałam ludzi, na których tak bardzo mi zależało, nawet na pojebanym Ethan'ie.
Dobra Sheila, weź się w garść i uspokój się.
Nie wiedziałam jakimi liniami leciałam, więc podeszłam do jakiegoś stanowiska.
-Przepraszam bardzo, mam bilet na lot samolotem, ale nie wiem jakiej linii. Czy mogłaby mi pani pomóc? - zapytałam się uśmiechając, kobieta odwzajemniła uśmiech i powiedziała:
-Oczywiście, proszę podać kartę pokładową - dodała, a ja podałam kobiecie mój paszport i bilet. Rozejrzałam się po lotnisku i zobaczyłam ogromny zegar, który wskazywał parę minut po 9. Kurwa, jak spóźnię się na ten samolot będę wściekła.
-Cieszę się, że już Pani dotarła. Proszę za mną - powiedziała i zaczęła mnie kierować w nieznanym mi kierunku. Okey...?
To było trochę dziwne, ale miłe. Szłam za kobietą i co jeszcze bardziej mnie zdziwiło, ominęłam wszystkie kontrole. Szłyśmy korytarzem i tylko słyszałyśmy odbijanie się naszych obcasów o podłogę.
-Proszę, kierowca zawiezie panią do samolotu, życzę udanego i przyjemnego lotu - powiedziała uprzejmie podając mi paszport wraz z kartą pokładową i wróciła na lotnisko.
Wsiadłam do samochodu i zapięłam pasy, kurwa o co chodzi? Wiozą mnie jakbym była Szejkiem Arabskim. Patrzyłam jak przejeżdżaliśmy pod samolotami, czułam się jak w jakimś popieprzonym filmie.
Nie no bez jaj, podjechaliśmy pod samolot i nie mogłam w to uwierzyć. Po pierwsze: czułam się jak w Grey'u, po drugie: myślałam, że Carol sobie jaja robił, że będę leciała prywatnym odrzutowcem. Postawiłam pierwsze kroki na płycie lotniska i rozejrzałam się wokoło.
Szczerze mówiąc byłam gotowa na to, że ktoś wyskoczy z kamerą i krzyknie "IT'S A PRANK BRO". Serio byłam kurwa na to gotowa. Postawiłam pierwsze kroki na metalowych schodach, które prowadziły do wejścia samolotu.
Kiedy byłam już na górze, zobaczyłam w wejściu stewart, który się ze mną mile przywitał. Weszłam do środka i aż zaparło mi dech w piersiach. Piękne wnętrze i wystrój.
Zobaczyłam sylwetkę mężczyzny, ale był odwrócony do mnie tyłem. Pierdole czy ja serio jestem w tej ukrytej kamerze. Odłożyłam plecak na jednym z foteli i nie odwracałam wzroku od mężczyzny. Miał na sobie czapkę, więc też nie mogłam zobaczyć jakich miał włosów. Może Carol sobie ze mnie żartuje?
Ale parę sekund później moje wszystkie wątpliwości się rozwiały. Mężczyzna zdjął czapkę i spojrzał głęboko w moje oczy.
-Przede mną nie uciekniesz - odezwał się z poważnym wyrazem twarzy Vin i wypalał we mnie dziurę tymi niebieskimi i zimnymi oczami.
Przecież to niemożliwe.
Maraton 5/5
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro