Rozdział 49
Jak zaczęłam schodzić po schodach z samolotu, natychmiastowo poczułam inny klimat, a ciepło od razu uderzyło we mnie rozwiewając włosy. Tutaj jestem pełnoletnia i mogę robić co mi się podoba, dalej to do mnie nie dochodzi. Rozejrzałam się po płycie lotniska, jak tutaj jest pięknie.
Kiedy wyszłam z lotniska ruszyłam w stronę postoju taksówek. Wsiadłam do jednej i podałam mężczyźnie miejsce gdzie chcę dojechać. Po 30 minutach dojechaliśmy na miejsce, zapłaciłam facetowi i wysiadłam z pojazdu. Popatrzyłam do góry i ukazał mi się ogromny wieżowiec.
Weszłam do środka i stanęłam przy recepcji rozglądając się za znajomą twarzą. Nagle zza lady wyskoczyła niska brunetka z piwnymi oczami.
-Sheila! Jak minęła ci podróż? - zapytała podbiegając do mnie i przytulając się od razu.
-Bardzo dobrze, ty na prawdę nie żartowałaś z tą pracą? - dopytałam się dalej nie mogąc uwierzyć w to, że jutro zacznę tutaj pracę.
-Nie żartowałam, będziesz tutaj pracować i zarabiać kokosy - powiedziała uśmiechnięta. - Dobra pewnie jesteś zmęczona, a ja ci tutaj dupę zawracam. Numer twojego mieszkania to 89 - dodała podając mi kartę magnetyczną. Podziękowałam jej i ruszyłam do windy. Miałam mieszkać na 10 pietrze, po prawej stronie windy.
Ruszyłam w tamtym kierunku. Kiedy znalazłam odpowiednie drzwi otworzyłam je za pomocą karty magnetycznej i weszłam do środka. Mieszkanie było ogromne i bardzo wysokie. Było na szczęście z meblami, więc chociaż nie musiałam się tym martwić. Odłożyłam plecak na stoliku i wyszłam na balkon, był tutaj piękny widok, ale nie tak piękny jak w LA.
Tutaj sama stałam na balkonie, a prawie zawsze stałam z Cat. Po policzkach znowu zaczęły mi się lać łzy. Oparłam ręce o barierkę i opuściłam głowę. Może popełniłam kolejny błąd?
Nie, tak było najlepiej dla nich, zeszłam im w końcu z głowy. Ethan i reszta nie będą musieli już oglądać mojego parszywego ryja.
Zimny wiatr rozwiewał moje włosy, które sięgały aż do pasa, muszę je obciąć. Wolałam myśleć o wszystkim innym niż o Vin'ie, Cat i innych.
Kiedy w miarę się ogarnęłam, ubrałam buty i zabrałam 2 tysiące dolarów i poszłam na miasto. Zahaczyłam o kantor i wymieniłam dolary na euro i ruszyłam do pierwszego fryzjera.
Miałam szczęście, bo akurat wypadł fryzjerowi klient i od razu wziął mnie pod ostrze.
Ostatecznie ścięłam włosy do łopatek. Zapłaciłam fryzjerowi odpowiednią sumę i wyszłam na zewnątrz. Włosy teraz wydawały się lżejsze i zdrowsze, cieszyłam się z tej decyzji. Podeszłam do monopolu, kupiłam sobie czystą i jakieś najważniejsze produkty do przygotowania kolacji i śniadania.
Weszłam do wieżowca i ruszyłam do recepcji.
-Karolina - zawołałam ją, a ona wychyliła się zza lady. -Kiedy kończysz? - zapytałam, a ona popatrzyła na zegar za sobą, który wskazywał za dziesięć jedenasta.
-Za 10 minut - odpowiedziała i przyjrzała się mi. - Wow, obcięłaś włosy. Bardzo ci w nich ładnie.
-Dziękuje, przyjdź do mnie po pracy, to się napijemy - powiedziałam wyciągając czystą.
-Oj z miłą chęcią, przy okazji poplotkujemy sobie - dodała.
-No to do zobaczenia później - pomachałam jej wódką i ruszyłam do windy. Nienawidzę pić, ale teraz muszę się czegoś napić i to mocnego.
Kiedy minął kwadrans usłyszałam dzwonek, więc podeszłam do drzwi. Otworzyłam je a przed nimi stał nie kto inny jak uśmiechnięta od uch do ucha Karolina.
Ktoś stał na końcu korytarza, więc tam popatrzyłam, nie kurwa po prostu nie. Szczerzący się w moją stronę ojciec ruszył w naszą stronę, ale zamknęłam mu drzwi przed nosem.
Wyciągnęłam 2 szklanki i wsypałam do środka lód. Zalałam je czystą wódką i dolałam do jednego Coli, ona była dla Karoliny. A sobie nalałam wódkę z sokiem pomarańczowym. Nienawidzę napojów gazowanych.
-No to teraz opowiadaj, co ciebie sprowadza do mnie, tak nagle? - zapytała i upiła trochę swojego drinka krzywiąc się. - Mocny skurwysyn - dodała po chwili szeptem, a ja się zaśmiałam.
-No więc zakochałam się - powiedziałam od razu biorąc dużego łyka alkoholu. Wódka paliła mój przełyk, więc też lekko się skrzywiłam.
-Nie gadaj, kto to? - zapytała zaciekawiona.
-Nie obraź się Kara, ale nie chcę o nim rozmawiać. Powiem tylko tyle że uciekłam przed nim jak tchórz - powiedziałam zgorzkniale i pociągnęłam kolejnego łyka trunku.
-Jeżeli ci coś zrobił, zabiję chuja - powiedziała, a ja się zaśmiałam. Oho, alkohol zaczyna działać.
-Nic mi nie zrobił, to ja zachowałam się jak suka i uciekłam od niego - powiedziałam dopijając zawartość szklanki. - A co u ciebie? - tym razem ja zapytałam robiąc nam kolejnego drinka, i kolejnego, i kolejnego i tak do 2 dopóki Kara nie straciła przytomności, a ja nie wiem jakim cudem, ale chwiejnym krokiem dotarłam do kanapy i położyłam się na niej usypiając od razu.
Koszmar wyrwał mnie ze snu, a ja rozejrzałam się po pomieszczeniu, przecież to nie moja sypialnia. Dopiero po chwili przypomniało mi się, dlaczego tutaj jestem.
Popatrzyłam na budzik i załamałam się jest 4, wyłączyłam go przy okazji, żeby nie dzwonił za 15 minut. Czyli spałam niecałe 2 godziny, zajebiście.
Wstałam i wyciągnęłam z mojego plecaka koszulę, która była cała pomięta. Rozłożyłam ją i ruszyłam po żelazko parowe.
Wyprasowałam koszulę i czarne rurki, które były lekko pomięte, ale lepiej wyprasować. Zobaczyłam, że Karolina śpi na podłodze, więc podeszłam do niej i wzięłam ją do mojej sypialni.
Położyłam dziewczynę na łóżku i przykryłam kocem, a sama ruszyłam do łazienki. Umyłam włosy i ciało. Wysuszyłam je szybciej niż zwykle, może dlatego, że są krótsze idiotko?
Westchnęłam i zaczęłam się malować. Kiedy mój makijaż był perfekcyjny, postanowiłam zrobić śniadanie dla mnie i Kary, zje sobie jak się obudzi. Zaniosłam do sypialni kanapki, 2 tabletki przeciwbólowe i szklankę wody. Zjadłam moją kanapkę i popiłam ją wodą. Popatrzyłam za okno na wieżowce. Kurwa jest koniec sierpnia, a moje życie nabrało całkowicie inny sens.
Byłam uprowadzona, bita, goniona, ale też się uwolniłam od pojebanych rodziców i zakochałam się.
Łzy napłynęły mi do oczu, ale szybko je odpędziłam, bo nie chciałam zepsuć makijażu.
Ogarnij się Sheila.
Teraz to jest twoje prawdziwe życie, a Vin pewnie zaraz o tobie zapomni, Cat się wyleczy i będzie szczęśliwa z Will'em.
Popatrzyłam na piekarnik który pokazywał, że za 5 minut będzie 5, więc wstałam i ruszyłam w stronę windy.
Zamknęłam drzwi wejściowe do mojego mieszkania i wrzuciłam kartę magnetyczną w szparę, żeby Karolina mogła wyjść.
Zawołałam windę i czekałam, aż pojawi się na odpowiednim piętrze. Zjechałam na parter i otworzyłam recepcję. Weszłam za ladę i zaczęłam moją pracę, czyli papierologia, wydawanie kluczy i inne takie pierdoły.
Poczytałam trochę o tym budynku i okazało się, że od piętra 11 do 30 jest jakiś biurowiec, pierwsze słyszę, o czymś takim. W jednej części mieszkali ludzie, a w drugiej była jakaś ważna biurokracja.
Zaczęłam moją pracę, która była w sumie fajna, nic specjalnego nie robiłam, ale nie można powiedzieć, że nic nie robiłam.
Usłyszałam, że automatyczne drzwi się otworzyły, więc popatrzyłam w tamto miejsce. Przede mną urosła sylwetka wysokiego mężczyzny w garniturze szytym na miarę, wartego parę dobrych tysięcy.
-Dzień dobry, w czym mogę panu pomóc? - zapytałam uprzejmie.
-Dzień dobry, poproszę mój identyfikator - powiedział uprzejmie mężczyzna przyjaźnie uśmiechając się w moją stronę.
-Oczywiście, poproszę imię i nazwisko - poprosiłam i otworzyłam szafeczkę z identyfikatorami.
-Carol Carter - powiedział, a jego wzrok zatrzymał się ma moim biuście, który był zakryty nieskazitelną koszulą.
Poszperałam trochę i znalazłam osobę z takimi danymi. Wyciągnęłam kawałek plastiku i położyłam go przed mężczyzną uśmiechając się.
-Proszę bardzo - dodałam.
-A pani jak ma na imię? - zapytał.
-Cheryl Smith - powiedziałam trochę zaskoczona tym pytaniem, może doniesie na mnie szefowi? A niech tylko spróbuje skurwysyn.
-Miłego dnia, Cheryl - powiedział i skierował się do windy.
-Miłego dnia - odpowiedziałam.
I w podobny sposób mijał mi czas w pracy. Papierki, dawanie identyfikatorów i tak w kółko, ale muszę przyznać, że bardzo mili ludzie tutaj pracują, zdarzyło się tylko pare gburów, ale każdy ma prawo mieć gorszy dzień.
Popatrzyłam na zegar, który wskazywał 23, więc zaczęłam się zbierać. Zamknęłam za sobą biuro i ruszyłam w stronę wind i nacisnęłam guzik. Drzwi otworzyły się, a ja weszłam do środka.
Pojechałam na 4 piętro i zapukałam do pokoju z numerem 32. Otworzyła mi uśmiechnięta brunetka i zaprosiła do środka.
-I jak tam pierwszy dzień pracy? - zapytała, a ja ziewnęłam. - Oho, widzę że się nie wyspałaś, w sumie to ty spałaś maksymalnie 3 godziny, więc się nie dziwię. Nie zatrzymuję ciebie, więcej wyśpij się - nawijała jak najęta, a ja wzięłam od niej kartę do mojego pokoju.
-Dobranoc - pożegnałam się z nią i ruszyłam z powrotem do windy. Tym razem wybrałam numer mojego piętra.
Otworzyłam drzwi i zdjęłam szybko z moich nóg szpilki, to nie dla mnie. No ale skoro nie noszę spódnicy, to chociaż szpilki muszą być.
Pierwsze po zdjęciu szpilek poszłam do łazienki i zmyłam makijaż. Nie miałam siły nawet nic jeść, padłam na łóżko i wróciłam do krainy koszmarów.
Maraton 3/5
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro