Rozdział 44
Jest już ciemno, a ja stoję w łazience i patrzę w lustro z obrzydzeniem. Nigdy sobie nie wybaczę tego co przechodzi teraz Ariana, to wszystko to moja cholerna wina.
Krzywdy jakie wyrządziłam jej psychice, pozostaną na zawsze. Może nie powinnam wtedy wracać do domu. Usłyszałam krzyki z korytarzu, więc się tam szybko udałam.
-Powiedz mi co się stało do cholery - wykrzyczał Will na płaczącą Cat.
Dziewczyna zaczęła jeszcze bardziej łkać, więc podeszłam do niej i przytuliłam się. Ona wypłakała już za dużo łez.
Will patrzył na mnie wściekły i odsunął Cat ode mnie i złapał mnie za ramię i ścisnął z całej siły.
-Coś ty jej zrobiła? - warknął i zacisnął rękę mocniej na moim ramieniu, a ja patrzyłam na niego z niepokojem wypisanym w oczach, a Ariana zaczęła okropnie krzyczeć na co Will mnie szybko puścił i popatrzył na czerwonowłosą z bólem.
-Nie rób jej krzywdy! - krzyknęła na cały dom, Will zaczął do niej podchodzić, a ona szybko cofała się do tyłu.
-Nic jej nie zrobiłem - powiedział łagodnie, a dziewczyna zsunęła się po ścianie płacząc.
Pierwszy raz widziałam ją w takim krytycznym stanie, to wszystko było moją winą.
Podeszłam do niej szybko i kucnęłam biorąc ją w ramiona. Płakała w moje ramię, ale nie zwracałam na to uwagi najważniejsze jest to żeby się uspokoiłam. Will stał zaraz obok mnie i przestraszony patrzył na jego miłość.
-Cat, Will nic mi nie zrobił - powiedziałam poważnie łapiąc delikatnie jej policzki w dłonie. - Musisz porozmawiać z psychologiem, on ci pomoże i już nie będziesz cierpieć - powiedziałam łagodnie, wracając do głaskania jej po plecach, Will dalej patrzył wstrząśnięty jej stanem.
-A co z tobą? - zapytała jak już się trochę uspokoiła.
-Ja sobie poradzę - powiedziałam posyłając jej mój najszczerszy uśmiech i pomogłam jej wstać.
Kiedy stałyśmy dopiero zobaczyłam, że większość domowników zebrała się w tym miejscu i przyglądali się zaniepokojeni tej sytuacji.
Zaprowadziłam Cat do jej sypialni i wyszłam na korytarz, gdzie wszyscy czekali na mnie. Zamknęłam powoli drzwi od pokoju dziewczyny, a wszystkich wzrok był na mnie.
-Co to kurwa było? - zapytał wystraszony Will, a ja popatrzyłam na niego zła.
-Mówiłam ci żebyś na nią nie naciskał - powiedziałam twardym głosem. -Na prawdę radzę znaleść dobrego psychologa - dodałam i już chciałam iść, ale Will znowu złapał mnie za ramię, tym razem przycisnął mnie do ściany.
-Co wam się do chuja stało? - zapytał dociskając mnie do ściany, aż coś mi się przestawiło w barku i poczułam ból, a inni usłyszeli strzał mojej kości.
-Co ty odpierdalasz Will? - poczułam jak ktoś odciągnął go ode mnie. To był Vin. - Ona wybudziła się z narkozy pare godzin temu, miała takie same chujowe przeżycia jak Cat i ty masz jeszcze czelność jej grozić? - zapytał wkurwiony Vin, zaskakując resztę tą mową.
Will nic nie powiedział, tylko przepchnął się między braćmi i ruszył do swojego pokoju.
-Nic ci nie zrobił? - zapytał Dylan, podchodząc do mnie powoli.
-Wszystko okey, nie dziwię się, że tak zareagował - powiedziałam szczerze i popatrzyłam na wszystkich.
Każdy miał inny wyraz twarzy, jeden był zniesmaczony, drugi zły, inny wkurwiony.
Ruszyłam do mojej sypialni, ale poczułam jak ktoś położył mi rękę na ramieniu, więc popatrzyłam w tym kierunku, to był Vin.
-Chodź do mojego biura - powiedział, a wszyscy zaczęli się rozchodzić. Po karku przeszedł mi impuls.
Powolnym krokiem szłam za nim w ciszy, a gdy stanęliśmy przed drzwiami od jego biura wzięłam głęboki oddech, wiem że to będzie najcięższa rozmowa.
Przepuścił mnie w drzwiach jak prawdziwy gentleman i kazał mi usiąść na sofie. Kiedy to zrobiłam poczułam jak serce kołatało się we mnie jak szalone, a obolałe ciało boleśnie dawało o sobie znać.
-Przepraszam - powiedziałam od razu i popatrzyłam na moje ręce, poczułam jak usiadł obok mnie i złapał mnie za brodę.
Te jego piękne oczy wypalały we mnie dziurę. Twardy i męski głos sprawiał, że jednocześnie chciałam uciec, ale też zostać.
-Za co? - zapytał poważnie.
-Rozbiłam samochód - powiedziałam na jednym wydechu i poczułam się okropnie z tym co powiedziałam.
Rozjebałam auto, które jest warte z kilkaset tysięcy dolarów. Nie poczułam uderzenia, a poczułam tylko jak męskie ręce oplątują moje ciało.
-Maleńka, ja się cieszę, że ty w ogóle żyjesz. To tylko samochód - powiedział jakby to była pierdoła.
-Ale Vin przecież to samochód, który ja rozbiłam, ja się nie wypłacę do końca życia żeby ci odkupić tego Jeep'a - powiedziałam dalej się do niego przytulając, ale po tym jak skoczyłam mówić, odsunął mnie od siebie i popatrzył mi w oczy.
-Nigdy nie będę wymagał od ciebie żebyś oddała mi pieniądze za cokolwiek, to po pierwsze - powiedział poważnie. - A po drugie, ty nie spowodowałaś wypadku, wjechał w ciebie Van, który was gonił - dodał i zaczesał mi włosy za ucho, na co się zarumieniłam.
-Ale ten samoch... - nie dokończyłam bo przerwał mi mężczyzna.
-Nie chcę już nic słyszeć o tym samochodzie, dobrze wiesz że jakbym chciał mogę teraz pojechać do salonu i kupić takiego samego z jeszcze lepszym wyposażeniem - powiedział kończąc temat samochodu. - A teraz powiedź mi co się stało - dodał i zamienił się w słuch.
Opowiedziałam mu wszystko pomijając, że zatrzymałyśmy się u mojej rodziny, powiedziałam mu że zatrzymałyśmy się u mojego przyjaciela i czekałam dopóki Cat obudzi się. Wytłumaczyłam mu wszystko starając się, żeby zabrzmiało to wiarygodnie i chyba mi uwierzył.
-To dlaczego Cat wpadła w taki atak paniki? - zapytał podejrzliwie. Kurwa mogłam przewidzieć, że o to zapyta.
-To wszystko ze stresu, ten wypadek nie za dobrze odbił się na jej psychice - rzekłam.
-No dobrze, a co z tobą? - zapytał i położył rękę na mojej nodze masując ją lekko. Boże było mi tak dobrze w tym momencie.
-Ale w jakim sensie? - dopytałam.
-Jak się czujesz?
-Bardzo dobrze - odpowiedziałam.
-Pamiętasz co mi powiedziałaś w kuchni przed tym jak zemdlałaś? - zapytał uśmiechając się, a ja pobladłam.
-A mówiłam coś? - zapytałam zaskoczona.
-Nie pamiętasz? - zapytał podejrzliwie, a ja poczułam prąd przechodzący przez całe ciało.
-Nie, pewnie miałam omamy - dodałam dalej brnąc w kłamstwo.
-A szkoda, bo ja ciebie też - powiedział po chwili i jego usta powędrowały do góry, a ja gwałtownie wstałam, nie to nie może być prawda. To jest niemożliwe.
-Co? - zapytałam złamanym głosem, pewnie brzmiałam jak piszczący kurczak. Vin też wstał i stanął przede mną. Nasz twarze dzieliły centymetry.
-Ja ciebie też kocham, maleńka - odpowiedział z uśmiechem i wbił się w moje usta. Jeżeli to sen nie chcę się już nigdy budzić.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro