Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Prolog

„It's like you're screaming

And no one can hear

You almost feel ashamed

That someone could be that important

That without him you feel like nothing

No one will ever understand how much it hurts

You feel hopeless

but nothing can save you

And when it's over and it's gone

You almost wish that you could have all that bad stuff back

So that you could have the good." Rihanna — We found love

Zawsze byłam ciekawa. Wszystkiego. Podchodziłam zauroczona do najdziwniejszych stworzeń, jakie mogłam tylko zobaczyć. Nie bałam się ich dotknąć. Nie bałam się niczego. Z jednej strony to błogosławieństwo, z drugiej: przekleństwo. Niepożądana cecha, której teraz próbowałam się wyzbyć.

Mama zawsze powtarzała, że ciekawość mnie zgubi. Miała wtedy taką tęgą, surową minę, jakby karała moją osobę za wszystkie grzechy świata. Tata za to patrzył tym swoim bystrym okiem, cicho śmiejąc się, powtarzał żartobliwie: ciekawość to pierwszy stopień do piekła.

Będąc dzieckiem, jeszcze wtedy tego nie rozumiałam. Dziś, mając osiemnaście lat na karku, wiedziałam do czego doprowadziła moja ciekawość. Najlepsze, że tę wiedzę posiadałam tylko ja i on. Może to i lepiej, dla rodziców oraz znajomych nadal byłam tą niepozorną dziewczyną o bajecznym kolorze włosów.

Mocno wbiłam paznokcie w swoje ramiona, delektując się bólem, który przyjemnie wędrował do każdego zakamarka mojego ciała. Czując krew spływającą po dłoni, przyozdobiłam twarz w uśmiech. Byłam pieprzoną paranoiczką. Ciekawską paranoiczką.

Poczułam pierwsze krople na policzkach; nawet nie zauważyłam, kiedy zaczęłam płakać. Do głowy wtargnęły niechciane obrazy, przypomniałam sobie jego spojrzenie. Takie zimne, przeszywające na wskroś. Nieprzyjemne.

Pociągnęłam nosem, zwijając się w kłębek, miękko opadłam na łóżko. Nie chciałam przywoływać tych wspomnień, jak ostre sztylety trafiały w mój umysł. Musiałam z tym żyć.

Wstałam z ciepłej, pobrudzonej pościeli, po czym podeszłam do lustra. Zaśmiałam się szyderczo, patrząc w swoje odbicie. Na półce obok zauważyłam bluzkę z długim rękawem, sięgnęłam po nią i szybko zarzuciłam na siebie. Odetchnęłam, wygładzając ciemny materiał.

Przejechałam palcami po wysuszonych ustach. Jeszcze rok temu były tak zachłannie całowane. Przygryzłam dolną wargę na to wspomnienie. Chciałam zapomnieć.

Przetarłam dłonią załzawione oczy.

Mama miała jak zawsze rację. To moja ciekawość mnie zgubiła, to przez nią wpadłam w jego ramiona. Zatraciłam się w miłości, która doszczętnie wyniszczała moją osobę. A wszystko zakrywałam cudowną maską — maską fałszywego uśmiechu i szczęścia. To było jedyne lekarstwo, aby przetrwać. Nie mogłam nikomu ufać, nawet samej sobie.

Chyba każdy z nas znał to uczucie, kiedy chciałby krzyczeć, a zamiast tego stał i milczał. Nikt cię nie słuchał. Wszyscy przechodzili obojętnie, a ty uśmiechałeś się jak głupek, udając, że wszystko w porządku. Ale nic nie jest, kurwa, w porządku. Nic.

Wtedy zdawaliśmy sobie sprawę, że nasza rzeczywistość jest jednym, wielkim złudzeniem. To fałsz, kłamstwo, a my jesteśmy marionetkami. Świat stał się teatrem, a ludzie odgrywają w nim rolę, którą podyktował okrutny scenarzysta: Ż Y C I E.

Znowu nastał ten moment, kiedy moja dusza zaczęła się skrzętnie szamotać; cierpiała, a wraz z nią ciało. Nienawidziłam tego. Nienawidziłam siebie.

Po raz kolejny dzisiejszego wieczoru wróciłam wspomnieniami do tych odległych chwil. Im bardziej starałam się wyrzucić je z umysłu, tym bardziej o tym myślałam. Co za paranoja.

Poczułam na swoich plecach dreszcz, gdy w głowie usłyszałam jego cichy śmiech. To było urojenie, mantra, która powracała w najmniej oczekiwanych momentach.

Ja wiedziałam, że przez te wydarzenia już nic nie jest takie samo: ja, mój stosunek do świata i ludzi. Chociaż nie wiele się zmieniło, jeśli chodzi o wygląd zewnętrzny, nadal miałam krótkie, różowe włosy, uwielbiałam nosić ciemne ciuchy. I nienawidziłam słońca, cholernie nienawidziłam.

Przejrzałam się, zakładając kosmyk za ucho. Przyozdobiłam twarz uśmiechem, za chwilę będę miała konfrontację z rodzicami — trzeba było zachować pozory. Ci ludzie, choć ze mną mieszkali, nie wiedzieli o mnie nic. Owszem, znali mojego byłego chłopaka, ale na tym się kończyło. W duchu dziękowałam im, że postanowili wrócić po tylu latach do Japonii i już zamieszkać tutaj na stałe.

Zerknęłam w lustro po raz ostatni przed wyjściem z pokoju, po czym powiedziałam do siebie:

— Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, pamiętaj.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro