4.
Dziesięć minut później na parking wjechała Toyota Corolla z moją siostrą za kierownicą. Otworzyłem drzwi i ledwo co usiadłem, gdy usłyszałem jej przejęty głos:
- No to opowiadaj.
- A ja się łudziłem, że jednak - parsknąłem. - O, rety, spotkanie jak spotkanie. Wypiliśmy kilka kieliszków, przez co Peter zrobił się bardziej otwarty, bo na początku rozmowa jakoś się nie kleiła. Dowiedziałem się, że ma dwóch braci i dwie siostry. W Policji służy już osiem lat i ma urodziny we wrześniu, konkretnie dwudziestego.
- Jest z Twojego rocznika?
- Nie, jest dwa lata młodszy*- odpowiedziałem.
- Meh, to żadna różnica - wymamrotała, na co delikatnie podniosłem głos:
- Ewka, znam go dwa dni, przestań mnie z nim parować!
- Nie gorączkuj się tak. Czy ja kiedykolwiek się myliłam?
Nabrałem powietrza, by rozpocząć jakże długą wyliczankę, gdy uświadomiłem sobie, że nie mam czego wymieniać.
- Nie - warknąłem zirytowany.
- No właśnie. Zapamiętaj sobie braciszku - jeżeli ja tak twierdzę, to tak będzie. Poza tym, przed Wami jeszcze pół roku - uśmiechnęła się szeroko.
Kiedy zatrzymała się przed moim blokiem, otworzyłem drzwi i jedną nogą byłem już na chodniku, gdy westchnąłem i odwróciłem się w jej stronę i powiedziałem:
- Przepraszam Cię. Ty masz chyba skaner w oczach- stwierdziłem. - Prevc jest... bardzo ładny. Ma wystające kości policzkowe, ciemne włosy, a jego oczy mają kolor czystego nieba, a niekiedy nawet... no, taka śmieszna nazwa. Cajanowy?
- Cyjanowy - zaśmiała się Ewa.
- No przecież mówię, że cyjanowy. I ten, jest trochę wyższy ode mnie, i bardzo szczupły. To chyba niezdrowe.
Spojrzałem na blondynkę, która wyglądała na rozczuloną.
- Ale to słodkie... mam nadzieję, że za jakiś czas go poznam.
Uśmiechnąłem się delikatnie i nachyliłem się nad dziewczyną, całując ją w czoło.
- Dobranoc, Ewuniu - pożegnałem się, nie zapominając o odpowiedniej ilości ironii.
- Kolorowych snów, tłumoku - odparła z przesadzoną słodyczą w głosie.
Pokiwałem głową ze śmiechem i skierowałem się w stronę klatki. Nie ma to jak zakochać się w człowieku, którego znasz jeden dzień. Wieje fałszem na kilometr.
***
Na odprawie nie było zbyt interesująco. Na całe szczęście nie mieliśmy zgłoszeń odnośnie nowych zabójstw czy porwań, ale przez to czekała nas papierkowa robota.
- Maciek, chodźmy do kina, dzisiaj jest premiera nowego horroru - usłyszałem proszący głos Piotrka. Spojrzałem na młodszego z nich, który posłał przyjacielowi rozbawiony wzrok i z gracją postukał palcem w czoło.
- Tu się puknij - oznajmił. - Dobrze wiesz, że nie lubię tego typu filmów.
- No ale to tylko film, przecież to bujda!
- A wiesz, ile z nich jest oparte na faktach? No właśnie.
- Ale Ameryka to zupełnie inna rzeczywistość, w Polsce nic Ci nie grozi...
- Polemizowałbym - mruknął Kot.
Kiedy tamta dwójka zniknęła za zakrętem, usłyszałem tuż przy moim uchu cichy głos Prevca, co spowodowało, że podskoczyłem wystraszony.
- A ty lubisz horrory?
- Nie znoszę - wymamrotałem, czując, że mój ton głosu był jakiś taki troszeczkę za wysoki.
Peter popatrzył na mnie delikatnie uśmiechnięty i kontynuował:
- A oglądałeś jakiś kiedykolwiek?
- Tylko się nie śmiej - rozkazałem. - Ale kilka lat temu opiekując się synem sąsiadów, ten chciał koniecznie obejrzeć taką jedną... animację.
Słoweniec uniósł z zainteresowaniem brew, czekając na dalszy ciąg.
- No i się zgodziłem, myśląc, że to jakaś bajka, ale to był horror w czystej postaci!
- A jak ten horror w czystej postaci się nazywa?
- No więc... Koralina i Tajemnicze Drzwi.
- Nie znam tego - odpowiedział po chwili. - Ale mnie zaciekawiłeś. Co ty na to, żeby zrobić jakiś seansik, na przykład w piątek po pracy?
Aż mnie zatkało. On proponuje spotkanie?
- Jeżeli chcesz - wzruszyłem ramionami z udawaną obojętnością. - Ale byłoby mi niezmiernie miło, gdybyś przyszedł do mnie, będę czuć się bezpieczniej.
- W porządku - niezauważalnie uniósł kąciki ust ku górze. - Do piątku. A teraz - pomachał z udawanym entuzjazmem aktami. - Czas na papierki!
Zaśmiałem się szczerze, ukazując przy tym aparat ortodontyczny.
- To co, ja idę po kawę, bo co to za pracą bez kofeiny - oznajmiłem i ruszyłem do kuchni, gdzie krzątał się Stefek Hula.
- No cześć - przywitałem się wesoło.
- A witam, witam. Jak tam współpraca z... z Peterem, tak? - zagaił.
- Tak, z Peterem. Cóż, jak na dwa dni znajomości, nie mogę narzekać. Wydaje się być sympatyczny.
- Dobrze mu z oczu patrzę, ale mam wrażenie, że coś go trapi. Jakaś przykra sytuacja z przeszłości, przez co ma niesamowity dystans do ludzi, chociaż Ciebie zdaje się bardziej tolerować, niż pozostałych.
- Zapomniałem, jaki to Sherlock z Ciebie - parsknąłem, kręcąc głową. - Ciekawi mnie, czy Twoje córki też to odziedziczyły.
- Przekonamy się za parę lat - zaśmiał się, po czym wręczył mi dwa kubki z kawą. - Masz. Robota papierkowa bez ciepłego napoju strasznie się wydłuża. Pozdrów Prevca - zakończył, wychodząc z pomieszczenia.
Odwróciłem się, lekko zszokowany. Kiedy on do cholery zdążył zrobić dwie kawy?!
Moje zamyślenie nie umknęło uwadze Słoweńcowi, który uważnie zaczął mi się przyglądać. Kiedy po kilku minutach wciąż czułem jego wzrok na sobie, niepewnie uniosłem głowę i zapytałem:
- Coś nie tak?
- Raczej ja powinienem o to zapytać,odkąd tu przyszedłeś, wydajesz się być jakiś taki... nieobecny.
- Wybacz, nie sądziłem, że to będzie aż tak widoczne. W kuchni spotkałem Stefka Hulę, tego najstarszego - Prevc pokiwał głową. - Przysięgam, on musi być jakimś potomkiem Sherlocka, bo ma niesamowitą zdolność dedukcji. Wyobraź sobie, że powiedział, że wydajesz się być przytłoczony jakąś sytuacją z przeszłości, dlatego jesteś trochę nieufny w stosunku do ludzi. Nieźle, nie?
Peter wpatrywał się we mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Powiedziałem coś nie tak...?
- Jest okej. Po prostu nie sądziłem, że tacy ludzie jeszcze istnieją - wymamrotał.
- Może lepiej wróćmy do pracy - zaproponowałem, na co on przymknął oczy i ucisnął nasadę nosa, kiwając twierdząco głową.
Dalsze godziny upłynęły nam w milczeniu. Około czternastej poczułem burczenie w brzuchu, więc stwierdziłem, że warto wziąć coś ze stołówki.
- Idę po coś do jedzenia, masz na coś ochotę? - zapytałem, stojąc przy drzwiach.
- Możesz wziąć to samo, co sobie - odrzekł cicho.
Idąc korytarzem, zastanawiałem się nad reakcją Prevca. Wydawał się być trochę przerażony...chyba. Może faktycznie coś ukrywał?
Stanąłem w niewielkiej kolejce i spojrzałem na danie dnia. Kluski śląskie sprawiały wrażenie dość sytego posiłku.
- Co zamawiasz? - usłyszałem głos Wolnego, który pojawił się tuż za mną.
- Chyba skuszę się na kluski - odpowiedziałem z uśmiechem. - A ty?
- Zastanawiam się nad schabowym. Stefan zażyczył sobie sałatkę - parsknął, kiwając głową w kierunku stolika, przy którym siedział uśmiechnięty Hula. - A jak tam w ogóle Twój nowy partner, huh?
- Jak na te dwa dni, całkiem dobrze. Ale więcej powiem dopiero po miesiącu, może dwóch.
Zmierzając w stronę pokoju, usłyszałem kobiecy śmiech. Zmarszczyłem brwi i kiedy otworzyłem drzwi, chyba lekko wybałuszyłem oczy ze zdziwienia.
Przy moim biurku stała Ewa. Gdy mnie zobaczyła, wyszczerzyła się jeszcze bardziej.
- Kamil! Przepraszam, że nachodzę Was w pracy, ale muszę jechać na sesję do Łańcuta. Nie miałabym Ciebie jak poinformować, bo później nie będę mieć czasu, dlatego nie martw się, kiedy nie odbiorę telefonu. Cześć!
Cmoknęła mnie w policzek i zniknęła tak szybko, jak się pojawiła, zostawiając mnie i Petera w dość dziwnej atmosferze.
- Twoja siostra jest strasznie zakręcona - mruknął po dłuższej chwili ciszy. - W sensie pozytywnym.
- Tak, nie znam nikogo bardziej ześwirowanego - odpowiedziałem. - O, rety, obiad! Zapomniałbym! - dodałem, wręczając mu opakowanie.
- Dziękuję. I przepraszam za wcześniej.
- Nic się nie stało - odrzekłem z uśmiechem, mocno go obejmując.
- Co ty robisz? - zdziwił się. Był strasznie spięty, co znaczyło, że nie za często oddawał się przytulaniu.
- Jak to, co? Przytulam Cię, nie widać?
- Nie zauważyłem - syknął jadowicie, po czym odchrząknął i dodał - W każdym razie,nie przyzwyczajaj się. Rzadko kiedy mam wyrzuty sumienia.
- Jasne - odpowiedziałem z powagą, ukrywając rozbawienie.
- Serio, koniec tych... czułości. Jestem piekielnie głodny.
Półtorej godziny później wpadł do nas dyżurny, jak zawsze wyposażony w stosik akt.
- Nie mów, że to dla nas, bo zaraz tu korzenie zapuszczę! - jęknąłem, za szybko dotykając blatu czołem. - Ałć!
- Nie, to dla chłopaków obok. Dla Was wezwanie do pobicia przy Placu Św. Filipa - oznajmił, posyłając mi krzywy uśmieszek. - Rozmasuj, to może nie nabawisz się siniaka.
Prychnąłem w odpowiedzi, z cierpiętniczą miną masując przód głowy.
- Może pocałować? - zadrwił Słoweniec.
///
Życzę udanej lekturki!
KDP <3
A i zapomniałam dopisać - Peter w tym ff jest dwa lata młodszy od Kamila
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro