Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

19.

Poczułem się, jakby ktoś przyłożył mi czymś ciężkim w głowę.

Porwali Maćka.

Jak? Kiedy? I gdzie, do cholery?!

- Jakieś czterdzieści minut temu dostałem wiadomość MMS... Od niego. Kiedy to otworzyłem i zobaczyłem go związanego i z taśmą na ustach... Oni musieli go uprowadzić tuż przed blokiem - wyszeptał smutno Żyła. Słowo daję, pierwszy raz widziałem go tak przytoczonego.

- Znajdziemy go - powiedziała twardo Ela. - Całego i zdrowego.

- Napisali coś? - zapytałem.

- Mam trzy dni na uzbieranie trzystu tysięcy.

- Weźmiemy pieniądze z depozytu. Będzie dobrze - odezwał się Wolny.

Oparłem się o ścianę, patrząc w podłogę. Jak oni mogli go porwać?!

- To na pewno Wolański - warknąłem. - Chciał wojny, to ją będzie mieć. Nie wywinie się z tego.

Kiedy podszedłem do samochodu, usłyszałem głos Prevca. Przymknąłem oczy i jeknąłem w duchu, po czym się odwróciłem w jego stronę, siłą woli powstrzymując się od jakiejkolwiek reakcji na twarzy.

- Możemy porozmawiać?

- O czym? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie.

- O tym, co miało miejsce wczoraj.

- Dobrze - pokiwałem głową. - Więc słucham.

Zauważyłem, że po twarzy Petera przebiegł cień zdziwienia, przez co mimowolnie uśmiechnąłem się delikatnie.

- Chciałem Ciebie... przeprosić. Za tę sytuację. Nie powinienem był tak reagować i oskarżać Ciebie o takie rzeczy... - odparł cicho. - Po prostu to wszystko mnie przytłoczyło, ale wiem, że to nie usprawiedliwia mojego zachowania względem Twojej osoby.

Zamknąłem na chwilę oczy i wziąłem głęboki wdech.

- Zraniłeś mnie. Poczułem się tak, jakbym nic dla Ciebie nie znaczył, wiesz?

- Wiem i zdaję sobie sprawę z tego, że możesz mnie aktualnie nienawidzić.

- Mam do Ciebie żal, Peterze. Chciałbym przez kilka dni utrzymywać czysto formalne stosunki, muszę to wszystko przemyśleć - spojrzałem na niego. - Wciąż mi nie ufasz, Prevc.

- Rozumiem. Też bym sobie nie ufał.

- A ufasz?

- Nie - odpowiedział z uśmiechem.

***

Czułem się paskudnie. I to nie tylko psychicznie - w nocy obudził mnie potworny ból gardła. Świetnie, musiało mnie gdzieś przewiać.

Nawet mówić normalnie nie mogłem, bo zamiast głosu, z moich ust wydobywał się jakiś nieartykułowany dźwięk. No prawie jak żaba.

W prewencyjnym powitała mnie cisza, a brak ubrania wierzchniego oznaczał nieobecność Petera. Niby to ja wyskoczyłem z tą przerwą, a już miałem ochotę go mocno przytulić.

W kuchni zastałem przygnębionego Piotrka, który z obojętnym wyrazem twarzy wpatrywał się w swój kubek kawy. Postanowiłem się dosiąść.

- Hej - wyszeptałem, powstrzymując się od grymasu.

- Cześć - przywitał się. - Co tam?

- Ujdzie w tłumie. A ty, jak się trzymasz?

- Wspaniale, w życiu nie czułem się lepiej - uśmiechnął się gorzko.

- Piotrek, dokopiemy im, uwierz.

- Czemu szepczesz? - zdziwił się.

- Chyba mnie przewiało i nie mogę normalnie mówić. Chyba, że chcesz usłyszeć skrzeczenie.

- Przypomniałeś mi naszą kucharkę, panią Gienię - parsknął. - Ile razy mam wam mówić, że jest gorące i trzeba podmuchać! Niby dorośli, a czuję się, jakbym do dzieci mówiła!

Parsknąłem krótko, nie mogąc doczekać się zdrowego gardła. Stęskniłem się za krzyczeniem na innych, nie, żebym często to robił, oczywiście.

- Zaraz odprawa - mruknął, patrząc na zegarek. - Chodźmy, musisz jeszcze jej pokazać, że dzisiaj za dużo nie pogadasz.

W sali odpraw siedziało kilku policjantów, w tym Peter. Zająłem miejsce obok niego i przywitałem się.

- Cześć.

- Hej - wychrypiałem, na co zmarszczył brwi.

- Wszystko okej?

- Uwierz, bywało lepiej - wymamrotałem, po czym zaniosłem się kaszlem.

No nie mówcie, że to nie tylko ból gardła, bo oszaleję.

- Właśnie widzę - mruknął z przekąsem.

W tym momencie do pokoju przyszła Regina. Powitała nas krótko i z miejsca zaczęła monolog:

- Nie wszyscy zdają sobie sprawę z tego, że wczoraj miało miejsce porwanie młodszego aspiranta, Macieja Kota. Poszukiwania trwają, macie mieć oczy i uszy szeroko otwarte, rozumiemy się?!

Odpowiedzieliśmy twierdząco chórem, a mnie znowu dopadł kaszel. Błagam, żeby to nie była żadna angina...

- Na ten moment to wszystko, możecie wyjeżdżać na patrole. Stoch, Prevc, zostańcie na chwilę.

Kiedy zostaliśmy we trójkę, Sztabicka spojrzała na nas uważnie, wzdychając.

- Nie wiem, co się między Wami stało, ale zauważyłam zmianę w stosunkach. Róbcie co chcecie, byleby nie wpłynęło to na jakość pracy.

- Tak jest, pani komendant - odpowiedziałem, ledwo przełykając ślinę.

- Oszczędzaj gardło, słyszę, że masz z nim jakiś problem - poleciła, na co przytaknąłem. - Możecie iść.

- Masz jakieś tabletki? - zapytał mnie Peter, kiedy wsiedliśmy do radiowozu. Zaprzeczyłem ruchem głowy. - W takim razie najpierw apteka.

Spojrzałem na niego z wdzięcznością, na co on posłał mi delikatny uśmiech. Czyżbyśmy wracali na właściwe tory? Oby tak, bo chyba uzależniłem się od tego człowieka.

Przez cały dzień niewiele rozmawialiśmy z uwagi na moje gardło, za co byłem mu niezmiernie wdzięczny.

- To co, do jutra? - zapytał, zakładając bluzę. - Czy bierzesz wolne?

- Żartujesz? - parsknąłem. - Zbyt bardzo uwielbiam tę pracę... No i nie chcę też stracić żadnej chwili spędzonej z Tobą... - odpowiedziałem, czując, że moje policzki zapewne przybrały wściekłe różowy odcień.

Świetnie, po prostu świetnie. Teraz sobie pomyśli, że jestem jakiś psychiczny.

- Ach tak? - zagadnął, uśmiechając się cwaniacko. - Wiedziałem, że długo nie wytrzymasz.

Otworzyłem usta by zacząć się tłumaczyć, ale nie było mi to jednak dane - Słoweniec stanął po przeciwnej stronie biurka i chwycił za przód mojej koszulki i pociągnął do siebie, delikatnie mnie całując. Uchyliłem powieki akurat w doskonałym momencie wejścia Reginy, której miny nie zapomnę chyba do końca życia.

- A więc to była ta zmiana w stosunkach? - uśmiechnęła się pogodnie.

Spuściłem wzrok, chowając się za moim partnerem. Czułem się jak ten struś z głową w piachu.

- Uważajcie, chłopcy. Po prostu uważajcie. A wracając do sprawy z Maćkiem, mam nowe informacje. Piotr dostał wiadomość od porywaczy, że pieniądze na przekazać osobiście, jutro o godzinie dwudziestej pierwszej przy opuszczonej hali na Makarskiej. Musimy być poza zasięgiem ich wzroku, bo jeżeli coś pójdzie nie tak, możemy stracić również i jego.

- Nic takiego się nie stanie - Peter zacisnął dłoń w pięść. - Wszystko się uda, wedle planu.

Uśmiechnąłem się pokrzepiająco. Prevc miał rację - w tym przypadku nie było mowy o jakiejkolwiek pomyłce.

Kiedy Sztabicka opuściła pokój, spojrzałem na niego z ufnością. Ten wyciągnął w moją stronę dłoń, którą przyjąłem z lekkim zdziwieniem.

Słoweniec przyciągnął mnie do siebie, mocno obejmując. Uśmiechnąłem się i wtuliłem w jego kościsty bark, który w tamtym momencie sprawiał wrażenie najbezpieczniejszego miejsca na świecie.

///

Jeszcze jeden rozdział i lecimy z epilogiem hyhy

Dobranoc Żółwiki,

KDP 🖤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro