Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

O świąteczne orzechy!

Zadarłam głowę aby przyjrzeć się ogromnemu budynkowi Seaford High School. Elewacja szkoły była w kolorze piasku, niektóre elementy jaki i nazwa placówki pomalowane były na zielono. Mimo połowy października temperatura na zewnątrz przypominała tą panującą w latem więc na dziedzińcu roiło się od uczniów czekających na pierwszą lekcję.

— Gotowa na podbój Seaford? — odwróciłam się w stronę Logana, który opierał się o maskę swojego samochodu. Byłam mu wdzięczna, że dał mi czas bym mogła przypatrzeć się szkole chociaż sam niedługo zaczynał wykłady na uniwersytecie.

— Wcale nie, stresuję się. — wyznałam zaciskając nerwowo ręce. — Wolałabym leżeć w swoim pokoju i oglądać serial. — burknęłam podchodząc do brata.

— Jaki? Klub Winx? — prychnął uśmiechając się cwanie. Uniosłam brwi i uderzyłam go delikatnie w ramię.

— A żebyś wiedział, że obejrzałabym Winx. Przypominam ci, że to ty byłeś zakochany we Florze, ale wcale tego ze mną nie oglądałeś. — spojrzałam na szatyna unosząc pytająco brew a chłopak odepchnął się od maski swojego auta i stanął przede mną.

— Ej, Kira dasz radę. W końcu jesteś moją siostrą. — pokręciłam delikatnie głową z niedowierzaniem. — Pisz do mnie jakby coś się działo i pamiętaj, kocham cię siostrzyczko. — powiedział patrząc na mnie i poczochrał mnie po włosach na co sapnęłam pod nosem. — Choć tutaj. — wyszeptał przyciągając mnie do uścisku.

— Dzięki za wsparcie Logan. — powiedziałam odchodząc od brata. — Lecę bo się spóźnię. Za 15 minut zaczynam lekcję a muszę wejść do sekretariatu. Miłego dnia i widzimy się w domu. — powiedziałam machając chłopakowi i odwróciłam się w stronę bramy na dziedziniec.

Westchnęłam cicho wygładzając nerwowo swoją spódniczkę. Żwawym krokiem ruszyłam do wejścia, mijając po drodze mnóstwo uczniów i uśmiechając się niepewnie. Kiedy przekroczyłam próg i weszłam na szkolny korytarz ogarnął mnie jeszcze większy niepokój. Mam problemy z przyzwyczajeniem się do nowego otoczenia i nieprzewidzianych sytuacji. Stres i napięcie rosło z każdą chwilą przebywania w tym miejscu.

— Ej, rusz się księżniczko. — gwałtownie wyprostowałam się gdy do moich uszu dotarł ostry ton osoby stojącej za mną.

— Przepraszam, nie chciałam. — wyznałam mając nadzieję, że chłopak opuści i odejdzie. Jednak moje prośby nie zostały wysłuchane.

— Wow, jaka ślicznotka. Może dziś wieczorem ty, ja i kino? — spytał podchodząc coraz bliżej i zatrzymał się dopiero gdy moje plecy zderzyły się ze ścianą. Wzięłam głęboki wdech zbierając w sobie siły na odezwanie się lecz zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć usłyszałam damski głos.

— Spadaj Frank! Nie widzisz, że dziewczyna nie jest tobą zainteresowana? Odpuść człowieku, mamy cię wszyscy dość. — powiedziała dziewczyna przewracając oczami. Chłopak odsunął się odwracając się do brunetki a moje napięcie zaczęło zanikać.

— Nie wtrącaj się lala, nie twój interes. — policzki mojego "adoratora" zrobiły się czerwone ze złości kiedy dziewczyna stanęła w mojej obronie.

— Nie tym tonem chłopie, nie pójdę z tobą do żadnego kina. Wybij to sobie z głowy. — powiedziałam pewnie, wewnątrz byłam w ogromnym szoku, że ostatecznie udało mi się coś z siebie wydusić.

— Jeszcze pożałujesz! — krzyknął odchodząc. Pokręciłam głową z niedowierzaniem, zbyt dużo zdarzyło się przed chwilą.

— Hej, wszystko dobrze? Bardzo pobladłaś. — podniosłam wzrok i spojrzałam na dziewczynę. Śliczna brunetka, średniego wzrostu oraz o ciemnej karnacji stała na przeciwko mnie patrząc uważnie. Ubrana w dżinsowe ogrodniczki, białą koszulkę i trampki w tym samym kolorze zawiesiła na ramieniu swój czarny plecak.

— Tak tak, wszystko dobrze. Dzięki za pomoc, to co się przed chwilą tam stało... . Ja-a nawet nie wiem co tam się wydarzyło.

— Przyzwyczaiłam się, to Frank. Jest w dziewiątej klasie a już dawno powinien skończyć swoją przygodę ze szkołą. Jednym słowem idiota. — brunetka wzruszyła ramionami na co uśmiechnęłam się pod nosem. — Emma Prescott. — wciągnęła do mnie dłoń.

— Kira Bennett. — odwzajemniłam gest.

— A więc, jesteś tutaj nowa, prawda?

— Dokładnie, za dziesięć minut zaczynam swoją pierwszą lekcję. — zmarszczyłam brwi, przypominając sobie, że nie byłam jeszcze w sekretariacie. — Mogłabyś mi może pokazać którędy do sekretariatu?

— Pewnie, nie ma problemu. Zapraszam za mną. — uśmiechając się przyjaźnie odwróciła się do mnie plecami i ruszyła w znanym sobie kierunku.

Podążałam za dziewczyną uważnie słuchając jej opowieści o liceum. Moja szyja bolała od zadzierania głowy bym mogła rozejrzeć się po wnętrzu. Dotarłyśmy pod brązowe drzwi z ogromnym napisem "Sekretariat".  Zapukałam a po chwili uchyliłam je i zajrzałam do środka, kiedy starsza pani siedząca za biurkiem uśmiechnęła się do mnie zdecydowałam się wejść. W gabinecie sekretarki nie spędziłam mnóstwo czasu, za co byłam bardzo wdzięczna. Pani naprawdę szybko przygotowała wszystkie dokumenty, których rodzice nie podpisali podczas ostatniej wizyty, dodatkowo dostałam kod oraz numer szafki i plan lekcji.  Podziękowałam starszej kobiecie siedzącej za biurkiem i wróciłam do Emmy. 

— Szafka numer 139. Wiesz może gdzie to jest? — zerknęłam na brunetkę ściskając w dłoni moje dokumenty. 

— Oczywiście, że wiem. Ale teraz najważniejsze, pokazuj plan lekcji. — wyciągnęła dłoń w moim kierunku i spojrzała wyczekująco. Prychnęłam pod nosem podając dziewczynie kartkę. — Dobrze, jutro mamy razem geografię, w czwartek wf, a w piątek wiedzę o społeczeństwie. Resztę lekcji możemy porównać na przerwie obiadowej. Co ty na to? — kiwnęłam głową w ramach zaakceptowania i przyjęłam z powrotem mój plan lekcji. — No to choć, zaprowadzę cię do szafki a potem pod klasę. Od czego zaczynasz?

— Um, z tego co tutaj widzę to pierwszą mam chemię. — krzyknęłam do dziewczyny, żeby mogła usłyszeć mnie przez tłumy uczniów Seaford. 

Nie usłyszałam odpowiedzi Prescott, więc przyspieszyłam kroku aby iść ramię w ramię z brunetką. Starałam się zapamiętać jak najwięcej, nie lubię obarczać kogoś obowiązkiem zajmowania się mną. Nim zdążyłam się zorientować stanęłyśmy pod moją szafką. Na szczęście trafić do niej od wejścia nie było trudno, musiałam iść prosto do rozwidlenia, skręcić w prawo, przejść jeszcze prosto kawałek i byłam u siebie. Otworzyłam szafkę czterocyfrowym kodem, zostawiłam swoje rzeczy i zabrałam książki na następne dwie lekcje. Zatrzasnęłam metalowe drzwiczki a Emma pociągnęła mnie za rękę w kierunku pracowni geometrycznej. Słuchałam uważnie brunetki, która wytrwale tłumaczyła jakie zachowania pochwalają nauczyciele poszczególnych przedmiotów. 

— Bądź dzielna i się nie daj. Pan Chamberlin jest przemiły ale czasem próbuje podpuścić ucznia, żeby jeszcze przy tablicy zmienił swoje zdanie. Po lekcji czekaj tu na mnie, przyjdę zaprowadzić cię do kolejnej sali. 

— Dziękuję Emma, tak bardzo mi dzisiaj pomagasz. — posłałam serdeczny uśmiech mojej nowej koleżance.

— Oj tam, dla mnie to drobnostka Kira. Dobrze to ja biegnę na biologię, a ty tu na mnie czekaj po lekcji. Powodzenia i nie daj się wrobić. — krzyczała wycofując się ode mnie. Pomachałam do brunetki i odwróciłam się na pięcie w stronę drzwi.

Weszłam do klasy rozglądając się za wolnym miejscem. Kiedy w końcu znalazłam ławkę pognałam do niej, od razu kładąc na niej plecak i wypakowując książki od chemii. Skorzystałam z czasu przed rozpoczęciem lekcji i sięgnęłam po telefon. Wystukałam szybkiego SMS-a do mamy.

— Hej, jesteś nowa, prawda? — moim oczom ukazał się rudy chłopak, w czerwonej swetrowej kamizelce i białej koszuli z krótkim rękawem. — O świąteczne orzechy! Wybacz mi moją zuchwałość. Jestem Milton.

— Kira, miło mi.

— A więc Kiro, wolę Cię uprzedzić, że chemia wzbudza we mnie ogromne emocję. Nie mam pewności, jakie zachowania będą wzbudzały we mnie zadania. Ah, tablica Mendelejewa! Nie chciałbym Cię wystraszyć. — wyznał przerażony. Uśmiechnęłam się pod nosem i posłałam mu ciepłe spojrzenie. 

— Dobrze, że mówisz. Czuję się mentalnie przygotowana. 

— Dzień dobry klaso, w ten piękny poniedziałkowy poranek! 

⁘⁘⁘⁘⁘

— I wtedy Walker zahaczył nogą o stojak. Mapa spadła i się wywalił. — żywo gestykulowała Emma.

— Czyli przygniotły go Stany Zjednoczone?

— Właśnie! Marge, nasza kucharka jest dość... oryginalna. Ale nie umie gotować. — wyszeptała brunetka i podeszła do okienka po swój lunch.

Rozejrzałam się szybko, żeby coś wybrać ale nic nie wyglądało zjadliwie. Skrzywiłam się lekko, próbując skomponować jakieś menu. Dziewczyna odeszła od okienka zwalniając mi miejsce. Zdecydowałam się na sałatkę z kurczakiem i grzanką. Złapałam butelkę soku pomarańczowego i pospiesznie odeszłam do Prescott. 

— Gdzie siadamy? — krzyknęłam do niej, kiedy próbowałam nie zgubić się w tłumie uczniów Seaford High School.

— Kira! Patrzcie chłopaki, to Kira! Hej! Juhu! — jak głupia zaczęłam rozglądać się po stołówce dopóki nie ujrzałam rudych włosów w rogu pomieszczenia. 

— Kto to jest?

— To Milton, mamy razem chemię i chyba jesteśmy w jednej klasie. — wyznałam koleżance, która podeszła do mnie zdezorientowana.

— Kira! Hej! — wykrzyknął zziajany chłopak. Zmarszczyłam brwi, kiedy do moich uszu dobiegł jego ciężki oddech. Złapał się pod boki próbując zrobić wdech. 

— Milton, wszystko dobrze?

— Jezu, chłopaku. Ile ty przebiegłeś? 20 metrów? — skomentowała dziewczyna. Uważnie przypatrywała się całej sytuacji, która trzeba przyznać, że była dość zabawna.

— Jak nie więcej! - krzyknął oburzony. — Moje mięśnie są przyzwyczajone do noszenia książek. W każdym razie, chciałem wam zaproponować miejsce przy naszym stoliku.

Zerknęłam na brunetkę, która jak gdyby nigdy nic zaczęła iść w stronę stołu Miltona. Zdenerwowana możliwością poznania kolejnych, nowych ludzi poszłam za nimi i modliłam się o brak jakiejś wtopy. Przyjrzałam się chłopakom, którzy wzięli przykład z Emmy i śmiali się z szaleńczego biegu rudzielca. 

— To Kira, chodzi z nami do klasy. — powiedział dumie chłopak. — A to jej koleżanka... . Wybacz moją niewiedzę, ale jak ty właściwie masz na imię?

— Jestem Emma.

— Joł Milton! Niemożliwe, żeby chodziły z nami do klasy. Pamiętałbym takie ślicznotki. Cześć dziewczyny, jestem... .

— To mój kumpel, Jerry Martinez. — wtrącił się mój towarzysz, z lekcji chemii. — A nie znasz Kiry, bo zaspałeś na pierwsze PIĘĆ godzin lekcyjnych. — zerknęłam na ciemnowłosego chłopaka. Ubrany w czarne spodnie i nadzwyczaj kolorową koszulkę, próbował poderwać Emmę. Dziewczyna dość nieudolnie odpychała zauroczonego chłopaka.

— Cześć, jestem Jack Brewer. Najbardziej normalny z tej grupy. — zadarłam głowę, żeby chociaż trochę dostrzec twarz kolegi Miltona. Poprawił swoje włosy, których z pewnością zazdrości mu niejedna dziewczyna.

— I najbardziej skromny. — rzuciłam od razu. Dopiero po chwili, zaczęłam żałować, że nie ugryzłam się w jezyk. — Kira Bennett.

— Jack jest senesei w naszym dojo "Wojowników Wasabi". — wtrącił się rudy.

— Trenujecie karate? Wszyscy?

— Jakoś tak wyszło. Właściwie, ja jako ostatni dołączyłem do grupy. Niedługo po przeprowadzce. A ty? Trenujesz coś?

— Nie, sporty to chyba nie moja bajka. — powiedziałam onieśmielona. Od razu, zapaliła mi się czerwona lampka. Czemu tak zareagowałam?

— Jeśli chciałabyś spróbować, zapraszamy. Z chłopakami bardzo chętnie pokażemy ci parę ciosów. — wyszczerzył się dumnie brunet.

— To wspaniały pomysł Jack! Odkąd odeszła Edna, nie mam sparing partnera. — przytuliłam Miltona, który wzruszył się na wspomnienie o swojej dawnej partnerce.

— Już w porządku? - odsunęłam się od niego i cierpliwie czekałam na potwierdzenie. — A trening w dojo, brzmi dobrze. Muszę to przemyśleć.

— Gdzie moje nachosy! Jerry! Już nie żyjesz! — Jack zaczął gonić tego drugiego po stołówce. Z Prescott przerzuciłyśmy zdezorientowany wzrok na chłopaka.

— Oni tak zawsze, przyzwyczaicie się. - Krupnick wzruszył ramionami i zaczął spożywać swój kawałek pizzy. Skrzyżowałam spojrzenia z Prescott. Zdecydowanie nie wiedziałyśmy co ze sobą zrobić, więc poszłyśmy w ślady chłopaka.

⁘⁘⁘⁘⁘

Złożyłam kolejny karton i włożyłam go za szafę. Mój pokój w nowym domu, nie był jeszcze dokończony. W sobotę, moi rodzice i Charlie mają dołączyć do nas w Seaford. Brakowało mi mojej siostry, można powiedzieć, że jesteśmy nierozłączne. Wiem, że mama bała się zostawić jej ze mną i Loganem na cały tydzień. Dlatego Charlotte przez kolejne pięć dni chodziła do przedszkola, a ja z bratem przyjechaliśmy wcześniej zabierając ze sobą część gratów. Według rodziców miało mi to pomóc się szybciej zaklimatyzować, Logan natomiast zaczynał studia. Co do domu, wybrałam nie za duży pokój ale urzekł mnie od samego początku. Ściany zostały pomalowane na szaro, w nich zamontowano ogromne okna. Po prawo stało łóżko z dużym zagłówkiem. Brakowało poduszek, które miałam kupić z mamą, kiedy przyjedzie już do Seaford. Obok stał stolik nocny i szary uszak. Po przeciwnej stronie stały jeszcze kartony z nieskręconym biurkiem i przesuwną szafką na kosmetyki. Ale nie miałam motywacji by się za to zabrać. 

— Przyszedłem ci pomóc z meblami! — krzyknął Logan, który bez pukania wpakował się do mojego pokoju. Rzuciłam mu zdezorientowane spojrzenie, za co dostałam śrubokrętem.

— Ała! Za co to?!

— Żebyś miała o co pytać! Włącz muzykę i ruszaj tyłek. Nie będę sam skręcał twoich gratów.

Westchnęłam głośno ale grzecznie podniosłam się z wygodnego łóżka. Logan i narzędzia to złe połączenie i w myślach dziękowałam sobie, że przywieźliśmy apteczkę mamy. Boże daj mi siłę!

⁘⁘⁘⁘⁘

Mam nadzieję, że Wam się podoba! Gwiazdkujcie, komentujcie i czekajcie na kolejny rozdział.

Volley_fan
ig|volle.yfan

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro