Chapter 41 (+18)
Ogłoszenie parafialne:
Do końca Don't Gice Up - zostało mało odcinków. W następnych będzie już bardziej poważnie, będzie dram time, więc się przygotujcie :D
Zupełnie po nic, wstałem o szóstej rano. Trening rozgrzewczy do taekwondo został odwołany, dlatego że nasz nauczyciel złamał rękę i szukają na razie innego na jego zastępstwo. A to może trochę potrwać. Minseok przyszedł do mnie o omówionej porze, czyli o dwunastej w południe. Nie powiem dobry czas na poranny trening.
Postanowiliśmy sobie zrobić nasz prywatny trening. Od dwóch godziny biegamy po ulicach Seulu, robiąc poranną/popołudniową gimnastykę.
– Baek...
Zatrzymałem się i spojrzałem za ramię na Minseok'a, który biegł za mną.
– Co się stało? – zapytałem, robiąc skłony.
Zaczynały mnie lekko boleć plecy, więc przerwałem tą czynności i zająłem się rozciąganiem mięśni ramion.
– Nie chce ci nic mówić, ale od ponad godziny jacyś goście ubrani na czarno biegną za nami.
– To pewnie jacyś biegacze – machnąłem dłonią, pewien, że wyolbrzymia. To na pewno byli jacyś biegacze, którzy wybrali tę samą trasę co my.
– Może masz rację – odrzekł. – Ale odwróć się na wszelki wypadek i zobacz – zaproponował.
Chcąc nie chcąc odwróciłem się do tylu. Poważnie za nami byli jacyś ludzie, ale ubrani byli w garnitury. Co do cholery? Kim on są?
Gdy zobaczyli, że ich obserwuje, zaczęli udawać, że się rozciągają. Dla sprawdzenia, czy pójdą za nami, złapałem Minseoka za ramię i przyciągnąłem do przodu. Lekko odwróciłem głowę do tylu i ponownie na nich spojrzałem. Rzeczywiście szli za nami, cały czas się na nas gapiąc. Nie rozumiałem, po co to robią, ale trochę się przeraziłem.
Może to jacyś porywacze, czekające na ofiary? Miałem nadziej, że to nie jest, o czym myślę.
– Na trzy–cztery biegniemy ile sił w nogach, okay? – zapytałem Minseok'a szeptem, mimo że szedł spokojnie obok mnie.
Pokiwał twierdząco głową na znak, że rozumie.
Wziąłem głęboki oddech.
– Trzy... i cztery! – krzyknąłem, zrywając się do biegu.
Biegłem ile sił w nogach, odwracając się co parę chwil to tyłu i sprawdzając, czy byli za nami. Oczywiście, że byli. Złapałem przyjaciela za ramię i biegliśmy coraz szybciej. Mój oddech już się urywał, płuca bolały. Mięśnie odmawiały posłuszeństwa, ale ja się nie dam. Żywcem nas nie wezmą. Dobiegliśmy może przecznice od mojego domu, gdy przed nami pojawiły się trzy sylwetki ubrane na czarno. Czyżby wezwali wsparcie?
Wyhamowałem kilka kroków przed jednym z facetów. Dwóch z nich rozstąpiło się przed kimś, kto wyszedł na przód.
– Hej kochanie!
Usłyszałem dobrze znany mi głos. Podniosę głowę do góry i przede mną stał nie kto inny jak mój kochany chłopak – Chanyeol szczerzący się jak psychol, od ucha do ucha ukazując te swoje białe zęby.
– Kurwa – krzyknąłem ze złością. – Czy ciebie pojebało? – zwróciłem się do niego z gniewnymi błyskami w oczach.
Miałem ochotę mu przypierdolę. Kto normalny śledzi swojego chłopaka i pojawia się przed nim znienacka? Chanyeol ma naprawdę głupie pomysły.
– Zejdę kiedyś przez ciebie na zawał – powiedziałem z wyrzutem.
Obok mnie pojawił się Minseok.
– Oo Cześć Chanyeol – przywitał się z moim chłopakiem.
– Nie obrazisz się, jak porwę Baekhyun'a? – spytał Chanyeol, przyciągają mnie do swojego boku.
Próbowałem się wyrwać, ale był zbyt silny, albo ja po prostu nie miałem tyle siły, żeby go odepchnąć.
– Nigdzie z tobą nie jadę – odezwałem się, ale Minseok zdążył się już zgodzić.
– Bawcie się dobrze – pomachał mi na odchodnym, a Chanyeol wepchnął mnie do samochodu, stojącego przy krawężniku.
Kiedy on zdążył się zjawić? Czy bez przerwy tu był? Zresztą nieważne skąd samochód się wziął. Ważne jest, dokąd on znowu mnie wywozi.
Przypomniało mi się, że to samo działo się, jak mieliśmy lecieć do Nowej Kaledonii. Postawił mnie dopiero przed faktem dokonanym, nie pytając wcześniej o zgodę.
Miałem nadzieję, że to nie powtórka tamtego wypadu i nie wywiezie mnie, gdzieś dalej, choćby za Atlantyk.
– Gdzie mnie zabierasz? – zapytałem, zapinając pasy.
– Na randkę – odpowiedział z bananem na twarzy. Myślałem, że padnę, jak powiedział "randka".
– Na randkę? – wykrzyknąłem z niedowierzaniem, patrząc na niego szeroko otwartymi oczami.
– Nie bądź taki zdziwiony – pochylił się nade mną i pocałował, zamykając tym samym moje pół otwarte usta.
– Na żadnej jeszcze nie byliśmy, więc pomyślałem, że się wybierzemy – wytłumaczył, gdy się ode mnie oderwał.
Miał rację, na żadnej jeszcze nie byliśmy. Byłem ciekawy, co przygotował.
**
Pierwszym naszym przystankiem był jego dom.
– Czemu tu jesteśmy? – zapytałem, gdy stanął na podjeździe. Wysiadł pierwszy i otworzył mi drzwi, zanim samodzielnie zdążyłem to zrobić.
– Musisz się przebrać – powiedział i pociągnął mnie do środka. W holu powitał nas jego kamerdyner i siostra.
– Niby czemu? – zatrzymałem się w miejscu, zapierając nogami.
– Nie będę chodził z kim tak ubranym – zmierzył moje ubrania obrzydzonym wzrokiem.
– A co jest złego w moim ubiorze? – spojrzałem na swoją starą niebieską puchową kurtkę, która wyglądała jak nowa, a kupiona była dwa lata temu, ciemne jeansy z dziurami i podniszczone adidasy.
– Jest stare i bez stylu – rzucił. – Idź z Chanyang, ona cię gustowniej ubierze – popchnął mnie w stronę swojej siostry, która na razie obserwowała wszystko z uśmiechem na ustach.
– Sam jesteś stary i bez stylu – warknąłem do niego. – Jak cię zaraz kopne w dupę to zapamiętasz, że mnie się nie obraza – Chciałem go kopnąć, ale ukrył się za kamerdyner.
Boże, co za tchórz z tego faceta.
– Jeszcze cię dopadnę – mruknąłem, grożąc mu palcem.
Posłał mi całuska w powietrzu. Zignorowałem go i poszedłem za Chanyang na górę do jej pokoju.
**
– Może ty wiesz, dokąd twój brat mnie zabiera ? – zapytałem Chanyang, gdy była zajęta malowaniem mojego prawego oka.
– To ma być niespodzianka, więc nic ci nie powiem – uśmiechnął się tajemniczo.
– No weź – jęknąłem prosząco.
Pokręciła przecząco głową.
– Przykro mi, ale ci nie powiem – Skończyła mnie malować.
Odsunęła się od mojej osoby i rzuciła we mnie jakąś rzeczą. Był to biały golf.
– Masz jeszcze to – Tym razem złapałem ciemne jeansy podobne do tych moich.
– Co mam z tym zrobić ? – Kurczę, zadałem bardzo inteligentne pytanie. Zaśmiała się.
– Ubierz
– No wiem.
Przebrałem się szybko, mając nadzieje, że nie widział mojego nagiego ciała. Bez ubrań widział mnie jedynie Chanyeol, ale i na samo wspomnienie moja twarz stawała się czerwona.
– Teraz możesz iść – oznajmiła.
Podała mi jeszcze brązowy płaszcz. Przyglądałem się sobie w lustrze i stwierdziłem, że na pewno wyglądam inaczej niż przed chwilą. To za sprawa tych prostych, a jednocześnie eleganckich ubraniach.
Zszedłem na dół, za mną szła Chanyang. Chanyeol stał pod drzwiami.
Był ubrany w ciemne jeansy, ciemny kaszmirowy sweter, spod którego wystawał kołnierz białej koszuli. Na to wszystko ubrany miał czarny płaszcz. Podszedłem do niego. Złapał mnie za dłoń i wyprowadził ze swojego domu.
**
Zatrzymaliśmy się przed jakimś budynkiem.
– Gdzie my jesteśmy? – zapytałem, wychodząc za nim z samochodu.
– Zobaczysz – odrzekł tajemniczo.
Weszliśmy do środka. Okazało się to lodowiskiem. No i oczywiście nie było nikogo, no może oprócz pracowników. Szybko ubraliśmy łyżwy.
Patrząc na poczynania Chanyeol'a, mogłem stwierdzić, że doskonale poruszał się na lodzie. Ja natomiast lękałem się wejść, bojąc, że wywrócę się, bo znając moje szczęście, właśnie tak będzie. No i nie pomyliłem się. Nogi momentalnie mi się rozjechały i upadłbym, ale silne ramiona Chanyeol'a mnie złapały.
– Nie umiesz jeździć? – spytał ze śmiechem, obejmując mnie mocniej w pasie.
– Nie – burknąłem zawstydzony tym, że jest tak blisko mnie.
Zaczynała mnie lekko peszyć ta bliskość.
– Chodź, nauczę cię – wyszeptał do mojego ucha, a mnie przeszedł dreszcz.
Szczerze powiedziawszy, nic mnie nie nauczył, no może trochę, bo mogłem sam stać na lodzie bez jego pomocy, ale większości z czasu, który spędziliśmy na lodowisko, trzymałem go za rękę. Tak nam zszedł czas do piątej.
Naprawdę szybko minęło. Myślałem, że to koniec, ale Chanyeol zaskoczył mnie jeszcze zaproszeniem na kolację i, że coś oprócz tego przygotował.
**
Naszym następnym przystankiem była restauracja. Szczerząc się od ucha do ucha Chanyeol, otworzył przede mną drzwi lokalu. Powitał nas ciemnowłosy mężczyzna około czterdziestki z firmowym uśmiechem na ustach.
– Stolik dla państwa przygotowany, Panie Park – Znał Chanyeol'a, bo zwrócił się do niego po nazwisku.
– Dziękuję Donghyun'ie.
Mężczyzna w odpowiedzi się ukłonił i zaprowadził nas do stolika. Zauważyłem, że tutaj także nie ma ludzi, podobnie jak z lodowiskiem.
– Czemu tu tak pusto? – zapytałem, gdy już usiadł na swoim stołku. Siedziałem naprzeciwko niego.
– Bo wynająłem cały lokal – odrzekł po prostu, sięgając po menu, które zostawił nam kelner, który stał obok stolika i wyraźnie czekał na nasze zamówienie.
Otworzyłem swoją kartę i okazało się, że wszystko jest tu po francusku, a ja tego języka nie znałem. W dodatku nie było zdjęć obok nazw, więc nie wiedziałem co wziąć. Chanyeol nie miał z tym problemu, płynnie po francusku powiedział:
– Bouillabaisse oraz Crepes Suzette.
Kelner zapisał wszystko w swoim małym notesiku, a potem oboje spojrzeli na mnie oczekująco. Czekali, aż ja coś zamówień, ale nie rozumiałem po francusku.
– Ja poproszę to samo – powiedziałem chłodnym tonem, starając się zachować twarz.
Kelner skinął głową i odszedł, zostawiając nas samych. W tle grała delikatna muzyczka. Bardzo szybko przyniósł naszą kolację, która składała się z zupy rybnej, na drugie naleśniki z syropem pomarańczowych.
Muszę powiedzieć, że wszystko było bardzo dobre. Na koniec sernik z malinami. Odchyliłem się na stołku i spojrzałem na Chanyeol'a, który przyglądał mi się uważnie.
– Mam coś na twarzy?
Pokręcił przecząco głową.
– Chcesz już iść? – zapytał.
– Jasne – odpowiedziałem i wstałem z krzesła.
Złapałem go za dłoń. Wyszliśmy z restauracji. Na dworze było nawet ciepło, ale i tak wiał wiatr.
– Jedziemy jeszcze w jedno miejsce – odezwał się, zapalając samochód.
– Okay.
Jechaliśmy dość długo. Cały czas patrzyłem za szybę. Gdy zobaczyłem same drzewa, lekko się przeraziłem.
– Gdzie ty mnie wieziesz? – zapytałem, widząc, że Seul zostawiliśmy daleko za sobą.
Z tyłu widziałem tylko oddalające się światła budynków.
– Mówiłem, że niespodzianka – odpowiedział, uśmiechając się szeroko. Teraz to naprawdę wyglądał jak psychol.
– Chyba mnie nie zabijesz? – zapytałem całkiem poważnie. Zrobił zdziwioną minę.
– Zobaczy się – mruknął.
Nareszcie się zatrzymaliśmy, ale to nie rozwiało moich obaw. Spoglądając za szybę, widziałem tylko ciemne linie drzew. Nagle rozbłysło światło i moje oczy były lekko podrażnione. Zamrugałem parokrotnie oczami i odzyskałem ostrość obrazu. Z otwartą buzią patrzyłem przed siebie. Z niedowierzaniem spoglądnąłem na Chanyeol'a, a potem tam i znowu na niego.
– K–kino s–samochodowe? – wyjąkałem. – Ale jak?
Chan wzruszył ramionami.
– Chłopacy mi pomogli. Proszę – powiedział, podając mi coś. Był to kubeczek, wypełniony po brzegi popcornem.
Ciekawe skąd on to miał? Zapewni znowu jakaś tajemnica. Zresztą nieważne. Kino bez popcornu to nie kino, zwłaszcza według mnie i jestem szczęśliwym, że Chanyeol o tym pomyślał.
Minęło może z dwadzieścia minut filmu, który był nawet, kurczę nie wiem, o czym. Oglądałem, jakbym w ogóle się nie patrzył. Nie wiem dlaczego, ale film nie zrobił na mnie wrażenia. Był troszeczkę nudny, ale patrząc na Chanyeol'a, który uważnie śledził losy bohaterów, nic nie mówiłem.
Uśmiechnął się tylko do siebie i wziąłem garść prażonej kukurydzy i zjadłem. Poprawiłem się na fotelu i starałem się ponownie zainteresować filmem. Nie minęła chwila, gdy Chanyeol się odezwał.
– Wiesz, że Cię lubię – powiedział, kompletnie mnie tym zaskakując.
– Naprawdę bardzo, bardzo Cię lubię – dodał, poważnym tonem, sprawiając, że się zmieszałem. Nie spodziewałem się, że zacznie mówić o lubieniu. Nie byłem na to przygotowany.
– Eee...no to... fajnie? – spróbowałem się uśmiechnąć, ale mi to nie wyszło. Kurczę, ciężko jest gadać o uczuciach. Nie jestem jakiś tam wylewny w tym stosunku.
– A tym mnie lubisz?
Spuściłem wzrok na swoje palce i zacząłem się nimi bawić. Po chwili poczułem, jak jego palce chwytają mój podbródek i unoszą. Napotkałem jego wzrok. Patrzył mi w oczy.
– Baekhyun lubisz mnie? – zapytał ponownie.
Zwilżyłem usta językiem, niepewny co odpowiedzieć. Wiedziałem, że wystarczy tylko jedno słowo.
– Tak, lubię cię – krzyknąłem głośno, zamykając szybko oczy, byleby na niego nie patrzeć.
Usłyszałem jego miękki śmiech, po czym poczułem, jak odpina pas i przeciąga mnie na swoje kolana. Kubełek po popcornie ześlizgnął się i zniknął między fotelami. Zbytnio się tym nie przejąłem. Siedziałem przodem do niego z nogami po obu stronach jego ud. Zarumieniłem się na te pozycje.
– Bardzo się cieszę, kochanie – wyszeptał i pochylił się, całując mnie w czoło.
Jego usta z czoła przesunęły się na moje oczy, policzki i na końcu usta. Wpił się w moje wargi, całując namiętnie. Przeniósł swoje pocałunki na moją szyję, ale dostęp do niej blokował mu golf, w który wcisnęła mnie Chanyang.
– Przeklęta noona – mruknął ostro Chanyeol i zaczął szarpnięciem zdejmować ze mnie płaszcz, a następnie ten przeklęty golf. Odrzucił je do tylu i przyssał się do szyi z powrotem.
Odchyliłem ją, dając mu większy dostęp. To, co robił, bardzo mi się podobało, dlatego też jęknąłem cicho, gdy zassał się na wrażliwym miejscu.
Usta Chanyeol'a znaczyły wilgotną ścieżkę wzdłuż szyi, powoli przesuwając się w kierunku sutków.
Gdy poczułem, jak zęby chłopaka zaciskają się na jednym z nich, jęknąłem głośno i przesunąłem dłońmi po jego kształtnych ramionach przyozdobionych swetrem.
To było podniecające wiedzieć, że ja jestem w połowie nagi, a on w całości ubrany.
Prawa dłoń Chanyeol'a zacisnęła się na moim biodrze. Przez dotyk jego zwinnego języka, w moich spodniach zaczynało brakować miejsca.
– Masz na sobie za dużo ubrań – mruknął. Zaczął dobierać się do moich spodni.
Zręcznym ruchem odpiął me jeansy i wsunął dłoń do bokserek. Zacisnął palce na moim w połowie pobudzonym członku. Chwilę później mruknął, żebym się trochę podniósł. Zrobiłem, o co prosił, a on ściągnął ze mnie jeansy razem z bokserkami.
Jego dłoń ponownie zacisnęła się na penisie, poruszając ją leniwie w górę i w dół, dając mi maksimum przyjemności, przez jego naprawdę zręcznie palce. Przymknąłem powieki i jęknąłem. Parę chwil później zaprzestał tych pieszczot, aby sięgnąć za mną.
Wygrzebał coś ze schowka przy kokpicie samochodu. Wylał to coś na rękę. Jeden z palców delikatnie zagłębił się w moim tylnym wejściu, dodał drugi palec, rozciągają mnie całkowicie.
– Zrobimy to dzisiaj inaczej. Wiesz, o co mi chodzi?
Przełknął głośno silne, trochę się tego obawiając, ale skinąłem głową. Zgodziłem się na wszystko, byle tylko mnie wypełnił.
– Podnieś się – powiedział. Zrobiłem to, co chciał.
– Teraz... – przełknął ślinę – ...powoli się na mnie opuść.
Spojrzałem w dół i zobaczyłem, że trzyma za nasadę członka. Oparłem się o jego ramiona i powoli zsunąłem.
– Spokojnie, kochanie. Powoli. Będzie bolało.
Skinąłem głową i zagryzłem dolną wargę, kiedy czubek jego penisa znalazł się w moim wnętrzu. Przesunął go do przodu i do tyłu, drażniąc się ze mną. Ścisnąłem jego ramiona i westchnąłem. To było wspaniałe.
Przesunąłem się do przodu i poczekałem, aż czubek jego członka znajdzie się nad moim wejściem. Wtedy gwałtownie opadłem, krzycząc głośno, kiedy mnie wypełniał.
– Kurwa! – krzyknął Chanyeol.
Nie czekałem, aż zacznie się o mnie martwić. Miałem zamiar go ujeżdżać. Teraz rozumiałem już to pojęcie. Ja kontrolowałem sytuację. Otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale powstrzymałem go, wsuwając język w jego usta i unosząc biodra. Ponownie mocno się na niego opuściłem. Wygiął się pode mną i jęknął. Najwyraźniej robiłem wszystko, jak trzeba.
Podniosłem głowę i krzyknąłem, poruszając się szybciej i mocniej.
– Baek, cholera... Baekhyun! – wyjęczał, łapiąc mnie za biodra. Pozwolił sobie na luz i delektował się tą jazdą. Po chwili zaczął przejmować kontrolę nad sytuacją.
Podnosił mnie i z powrotem opuszczał szybko i ostro. Każde przekleństwo i głośny jęk, które mu się wyrywały, sprawiały, że odpływałem jeszcze bardziej. Potrzebowałem tego.
Czułem zbliżający się orgazm. Wiedziałem, że jeszcze kilka pchnięć i eksploduję na nim. Chciałem, żeby on też poczuł spełnienie. Zacząłem bujać się, głośno krzycząc. Nie potrafiłem się powstrzymać.
– Zaraz dojdę – jęknąłem.
– Fuck, kochanie, to takie cudowne... – mruknął i w tym momencie oboje skończyliśmy. Jego ciało wyprężyło się pode mną, a potem opadło.
Krzyknął moje imię w tym samym momencie, kiedy osiągnąłem szczyt. Gdy drżenie ustało i odzyskałem oddech, objąłem go za szyję i opadłem na niego.
Trzymał mnie mocno. Powoli się uspokajałem. Przekręciłem głowę i pocałowałem go w szyję.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro