Chapter 40
Ostrzeżenie: odcinek badziewny, ale i tak go wstawiam :)
Skoro z Chanyeol'em mi się nie udało, postanowiłem przejść się do samego Chena. Może u niego zdołam coś zdziałać. W domu byłem o szesnastej, Chanyeol był na tyle uprzejmy, że mnie odwiózł, marudząc przy tym okropnie.
Gdy miałem już wychodzić przypomniałem sobie, że przecież nie znam adresu Chena, to jak mam niby do niego pojechać. Zrezygnowany usiadłem na kanapie, zastanawiając się skąd mam wziąć ten adres.
Do głowy wpadł mi Luhan, który powinien wiedzieć wszystko. Do Kaia i Sehun'a nie będę pisał, bo od razu wygadaliby Yeol'owi i miałbym przechlapane, chociaż i tak by mi nic nie zrobił, ale wolałbym, aby na razie o tym nie wiedział. Napisałem do Luhan'a.
Do: Luhan
Cześć. Wiesz, gdzie mieszka Chen?
Od: Luhan
Hej! Po co ci jego adres?
Do: Luhan.
Bo mi potrzebny. Znasz go?
Od: Luhan
Pewnie, ja wiem wszystko ^^ Masz (adres)
Do: Luhan
Dzięki :*
Od: Luhan
Nie ma za co :D
Po otrzymaniu adresu, wybiegłem z domu. Sporo czasu zajęło mi odszukanie mieszkania Chena. Kiedy byłem już pod budynkiem, miałem obawy, czy mam zadzwonić. Kręciłem się może z pięć minut, w końcu przemogłem się i zadzwoniłem. Chen odebrał domofon od razu po naciśnięciu przeze mnie guzika.
– Tak? – usłyszałem jego głos.
– Ee... Cześć Chen to ja Baekhyun – powiedziałem.
Chwile się nie odzywał, widocznie zamurowało go, że przyszedłem.
– Wchodź. Mieszkam na drugim piętrze – Wpuścił mnie do środka.
Wbiegłem szybko po schodach, na tyle ile pozwalała mi kondycja. Chen, gdy mnie zobaczył, uśmiechnął się szeroko i gestem dłoni zaprosił mnie do siebie.
Jego mieszkanie było przestronne w błękitnym kolorze, urządzone ze smakiem.
– Chanyeol puścił cię samego? – zapytał ze śmiechem
Prychnąłem na to pytanie.
– A czy ja potrzebuje na to specjalnego zezwolenia? – spojrzałem na niego pytająco, a on ponownie się zaśmiał.
– Niby nie, ale wiesz – zaczął. – Mógłbym cię uwieść.
Parsknąłem śmiechem.
– Jestem cały twój – zażartowałem, rozkładając szeroko ramiona.
Zachichotał, ale nie skorzystał z mojej propozycji.
– Więc – rozsiadł się wygodnie na kanapie – co cię do mnie sprowadza?
W mojej głowie zapanowała pusta, w jaki sposób ująć to w słowa. Przygryzłem wargę w geście zdenerwowania. Nie wiedziałem jak zacząć, więc spytałem prosto z mostu.
– Pogodzisz się z Chanyeol'em?
Wydawał się zaskoczony moim pytaniem, ale szybko na nie odpowiedział.
– Teoretycznie mógłbym – odrzekł – ale nie chcę – rzucił.
– Czemu?
Wzruszył ramionami, uśmiechając się półgębkiem.
– Bo mogę – odpowiedział po prostu.
Zamilkłem i tylko na niego patrzyłem. Myślałem, że z nim zdołam coś zdziałać, ale chyba nic z tego. Po tej odpowiedzi nie miałem chęci go przekonywać do pogodzenia się, dlatego też poddałem się.
Mogę powiedzieć, że poniosłem porażkę. Wiem, że do trzech razy sztuka, ale nie mam zamiaru podjąć następnej próby. Niech się sami godzą, bo ja już nie będę się w to mieszał.
– Oo, jak chcesz – mruknąłem zrezygnowanym tonem. Zacząłem podnosić się z kanapy z zamiarem pożegnania się i wyjścia, ale mnie zatrzymał.
– Nie idź jeszcze – poprosił. – Zrobię ci coś do picia i pogadamy – zaproponował.
Zgodziłem się i opadłem z powrotem na kanapę. Chen wstał i udał się do kuchni. Po chwili wrócił z dwoma kubkami. Położył je na stoliku. Sięgnąłem po kubek i napiłem się herbaty.
– Niestety nie mam nic słodkiego – powiedział. – Może zaczekasz na mnie, a ja skocze do najbliższego sklepy, dobrze? – zapytał po chwili.
– Ale nie musisz mnie częstować żadnymi słodyczami, herbata mi wystarczy, dziękuję – zaprzeczyłem gwałtownie, bo naprawdę nie potrzebowałem do napoju żadnych słodkich rzeczy, nie przyszedłem na żadne jedzenie.
– Ale chcę, poczekasz? – zrobił słodkie oczka i prosząca minę, czym mnie całkowicie rozbroił.
– W porządku – zgodziłem się. – Tylko wróć szybko
– Będę za dziesięć minut – obiecał i wszedł, zostawiając mnie samego w jego mieszkaniu.
**
(CHEN)
Zbiegłem po schodach, szczęśliwy, że Baekhyun zgodził się na mnie poczekać. Oczywiście nie planowałem udać się do sklepu. Miałem całkowicie inne plany. Nie spodziewałem się, że do mnie przyjdzie, prosząc o rzecz niemożliwą.
Myślałem, że nie będzie chciał ze mną rozmawiać, po tym, co zrobiłem na wyspie Nowej Kaledonii. Mogę się usprawiedliwić faktem, że byłem załamany po zdradzie Tiffany.
Jak głupek poleciałem za nią do Paryża, nie spodziewając się tego, co tam się wydarzy. Tydzień po naszym przyjeździe Tiffany oznajmiła mi, że jest zaręczona z jakimś hrabim, co kompletni złamało mi serce. Kochałem się w tej kobiecie od dziecka, poświęciłem dla niej prawie wszystko, a ona wyszła trzy dni później za mąż i to nie za mnie.
Moje serce bardzo bolało i ten wyjazd pomógł mi odreagować tę sytuację, a pocałowałem Baekhyun'a tylko dlatego, że wtedy okazał mi trochę współczucia. To głupie wytłumaczenie, ale to prawda, w dodatku nie spodziewałem się, że Chanyeol będzie w pobliżu, gdy to się stanie.
Na moje nieszczęście skończyło się tylko na obiciu twarzy oraz zerwaniu przyjaźni, która miałem zamiar naprawić. Wyciągnąłem telefon z kieszeni i wybrałem dobrze znany mi numer.
– Spotkajmy się za dziesięć minut na boisku do koszykówki – powiedziałem do telefonu i nie czekając na odpowiedź po drugiej stronie, rozłączyłem się, chowając komórkę z powrotem do kieszeni.
Podśpiewując pod nosem, udałem się w wybrane przeze mnie miejsce.
**
Zobaczyłem go już z daleka. Przy jego boku stał Sehun i Kai. Widać, że musieli być gdzieś w pobliżu. Ubrani byli w płaszcze, co skutecznie uniemożliwiało im grę, w którą chciałem zagrać. Mecz koszykówki świetnie się do tego nadawał.
– Czego chcesz?
Na przód wystąpił bardzo wzburzony Chanyeol, który jakby mógł, zabiłby mnie, już teraz, a ja miałem mały plan w zanadrzu.
– Nie wiem, jak pilnujesz swojego chłopaka – zacząłem ze złośliwym uśmiechem – ale w tej chwili jest u mnie – powiedziałem.
Chyba nie tego się spodziewał, bo jak to usłyszał, zrobił dziwną minę.
– A co Baekhyun miałby niby u ciebie robić? – spytał, patrząc na mnie podejrzliwie, jakby nie wierzył w to, co mówię. Zaskoczyłem go.
– Wiesz, skoro nie udało mi się go uwieść w Kaledonii, to postanowiłem zaprosić go do siebie – skłamałem. – Właśnie miałem go przelecieć, ale zrobiło się trochę nudno – udałem ziewnięcie – więc się ulotniłem.
– Co?
– Nie lubię łatwych mężczyzn – oznajmiłem. – A on był nadzwyczaj chętny – dodałem złośliwie, wiedząc, że go wkurzyłem. Gdybyście tylko widzieli jego minę. Zrobił się cały czerwony na twarzy.
– Przyszedł do mnie – powtórzyłem. – Tak się napalił na mnie, że musiałem pozwolić mu to zrobić.
– Przestań już – krzyknął Kai, wiedząc, że Chanyeol był już na skraju wytrzymałości przez moje głupie odzywki.
– Wiesz, że Baekhyun ma słodkie usta? – zmrużyłem oczy. – Czułem je owinięte wokoło mojego...
Nie dokończyłem zdania, bo rzucił się na mnie powalająca na boisko.
– Odwołaj to – krzyknął, uderzając w moją twarz pięścią. Nie powiem, zabolało, zwłaszcza że dostałem w szczękę, która robiła się coraz bardziej obolała, przez jego liczniejsze uderzenia – Baekhyun nie jest taki – warknął, szarpiąc mnie za koszulkę, która miałem pod spodem kurtki.
– Tak sądzisz? – prowokowałem go dalej. – Mam na to inne zdanie. Coś czuję, że zerwie z tobą i zwiąże się ze mną.
– NIGDY – krzyknął, zamachując się kolejny raz. Kai wraz z Sehun'em próbowali go ode mnie odciągnąć. – Mimo że jesteś moim najlepszym przyjacielem, nie ukradniesz mi chłopaka, którego kocham! Rozumiesz?!
– Trzeba było tak, mówić od początku – krzyknąłem, czując metaliczny posmak w ustach. – Wreszcie się przyznałeś – uśmiechnąłem się od ucha do ucha.
– Co?! – oniemiał.
Wyplułem krew.
– To, co słyszałeś. Przyznałeś, że nadal jesteśmy kuplami i kochasz Baekhyun'a.
– Ty chory pojebie – krzyknął, ciężko dysząc. – Ty naprawdę jesteś walnięty.
**
Chodziłem w kółko po dywanie w salonie Chena. Miał tylko wyjść na dziesięć minut, a nie było to ponad godzinę. Zaczynałem się martwić, tym, że go nie ma. Było po osiemnastej.
– Może go napadli – powiedziałem do siebie.
Usiadłem z powrotem na kanapie i wyciągnąłem telefon z kieszeni. Próbowałem się do niego dodzwonić, ale miał wyłączona komórkę. Oczy zaczynały mi się odrobinę zamykać.
Chciałem iść już do domu, bo jutro rano muszę wstać na trening taekwon-do. Mieliśmy biegać w parku przy rzece Han, więc chciałem się wyspać, bo wstawianie o szóstej rano w sobotę jest nieprzyjemne.
Przymknąłem oczy tylko na chwilę. Zaraz potem usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi. Zamarłem bez ruchu, a potem gwałtownie wstałem.
Podszedłem do przedpokoju i stanąłem, jak wryty, widząc przed sobą Chena razem z Kai'em, Sehun'em i Chanyeol'em.
– Co wy tu robicie? – zwróciłem się do nich zdziwiony, że weszli do mieszkania Chena.
– Nie widać? Ciebie też miło widzieć, kochanie – odrzekł Chanyeol z uśmiechem na ustach, podchodząc do mnie.
Nachylił się i ucałował mój policzek.
– Pogodziliście się ? – wrzasnąłem z niedowierzaniem, bo Chen objął ramieniem Yeola.
– Już jest okay. Wyjaśniliśmy sobie wszystko. Odprowadzę cię do domu – Chan podszedł do mnie i objął mnie ramieniem. – Pójdziemy już – popchnął mnie w kierunku drzwi.
Włożyłem szybko buty i kurtkę. Poszedłem za nim, żegnając się z chłopakami.
A/N: Mój mózg jest spalony i nie może wymyślić, czegoś konkretniejszego.
W następnym powinno być ciekawie, choć niczego nie obiecuje xD
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro