Chapter 4
Wstałem, jak zwykle o siódmej rano, biorąc gorący prysznic i ubierając mundurek. W końcu uzbierałem potrzebne pieniądze i kupiłem zapasowy oraz ten w rodzaju na zimę, jak mówił Luhan. Spodnie od mundurka były ocieplane, więc miałem mieć ciepłą zimę, a nie marznąc, jak w przypadku letniego, który składał się ze zwykłych materiałowych.
– Baek, wstałeś? – spytała mam przez drzwi.
Mojego brata nie było. Już dawno był dorosły i miał teraz swoje własne życie z dala od rodziny w Busan, gdzie zdobył pracę, w muzeum sztuki. Sztuka była jego pasją i skończył studia malarskie i malował wiele obrazów w swoim domu, które nigdy nie ujrzały światła słonecznego, oprócz portretu naszej rodziny, który namalował mój brat ze zdjęcia, które sobie wszyscy zrobiliśmy. Obraz wisi teraz nad kanapą w małym salonie połączonym z kuchnią.
Poszedłem do kuchni, aby zjeść śniadanie. Mama od razu skierowała mnie do stołu, na którym było śniadanie. Usiadłem po turecku na poduszkach, koło stolika. Przynajmniej nie zajmowały tyle miejsca, co krzesła i siedziało się na nich wygodniej. Zjadłem bardzo szybko, bo jak ustaliliśmy z Luhan'em pewnego dnia, będzie po mnie przyjeżdżał.
Nasza przyjaźń weszła na wyższy poziom. Jest teraz dla mnie jak brat. Zjadłem szybko śniadanie i zbiegłem na dół, bo mieszkałem w kamienicy na drugim piętrze. Przed domem stał już samochód. Luhan stał przy nim, opierając się o maskę. Posłał mi promienny uśmiech.
– Cześć kochanie – powiedział, lekko mi się kłaniając. Podniosłem brew, bo nie wiem, co mu odwaliło, że mówił do mnie tak słodko.
– Pasuje do ciebie – zaśmiał się na widok mojej miny – Będę mówić do ciebie kochanie.
Wzruszyłem ramionami, bo jakoś dziwnie mi to odpowiadało. Zaprosił mnie do środka i usiadłem w ciepłym wnętrzu jego auta.
– Minwoo możesz jechać – powiedział do siedzącego przy kierownicy człowieka, którego dopiero, co zauważyłem,
– Masz szofera – pisnąłem. Teraz sobie uświadomiłem, jakim człowiekiem jest Luhan – bogatym.
– Ha jestem jeszcze nie pełnoletni, więc tak mam szofera.
Droga do szkoły minęła nam w przyjaznej atmosferze. Luhan dużo się wygłupiał i gadał.
– Jesteśmy proszę Pana – powiedział kierowca, zatrzymując się na parkingu.
Luhan szybko wyszedł z samochodu, zabierając za sobą plecak. Ja zrobiłem to sami i staliśmy pod budynkiem szkoły. Staliśmy tak może z pięć minut, patrząc się na budynek, nie wchodząc do niego. Spojrzałem na Luhan'a, a on na mnie. W jednej chwili odbiegliśmy sprzed szkoły. Miałem nadzieję, że żaden z nauczycieli nas nie widział, bo byśmy mieli przechlapane. Uczyłem się dobrze, przynosiłem dobre oceny, aby zachować pozory stypendium, ale nie chciałem, aby rodzice przychodzili do szkoły, tylko dlatego, że uciekłem z zajęć.
– To gdzie idziemy? – spytałem, gdy już pobiegliśmy ze dwie przecznice.
Wzruszył ramionami i z obojętną miną powiedział.
– Centrum handlowe.
– Ok.
Ja także wzruszyłem ramionami, ale razem ruszyliśmy do centrum handlowego, który znajdowała się po drugiej stronie miasta. Po piętnastu minutach ani mnie, ani Luhan'owi nie chciało się iść, więc zaproponowałem pojechanie metrem. Zgodził się, bo nigdy nie jechał. Musiałem kupić mu bilet, bo kupienie karty się naopłacało, gdy nie jeździło się metrem ani autobusem. Chłopak z ciekawością rozglądał się po wnętrzu wagonu. Czułem się tu dobrze, bo średnio raz w tygodniu tym jeździłem, gdy mama wysyłała mnie z ubraniami dla stałych klientów.
– Widziałem coś takiego kiedyś w filmie – uśmiechnął się.
Usiadł na wolnym miejscu, obok jakiejś ahjummy. Złapałem Luhan'a za rękę, gdy wysiadaliśmy z metra, aby się nie zgubił, bo nigdy nie wiadomo, co może się wydarzyć. Stacja metra praktycznie wychodziła na galerie handlową, do której zmierzaliśmy.
Luhan przebiegł przez drzwi obrotowe i zniknął za drzwiami pierwszego eleganckiego sklepu z ubraniami. Ja natomiast szedłem na luzie, bo miałem czas, a poza tym wole iść wolniej, aby zbytnio się nie przemęczyć. Gdy już byłem w tym samym sklepie, co blondyn zauważyłem, że na ramieniu ma już parę rzeczy.
Parę rzeczy mi się spodobało, ale wydałem prawie wszystko na mundurek, więc na razie nie było mnie stać na kupienie nowych ubrań. Z żalem patrzyłem na te wszystkie bluzy i spodnie. Ubrania kosztowały tu więcej niż moja pensja. Kurczę, gdzie on mnie zaciągnął? Miałem zapytać o to, ale Luhan zniknął w przebieralni, zostawiając mnie samego z dziwnie patrzącymi na mnie sprzedawczyniami. Miałem nadzieję, że do mnie nie podejdą, ale niestety przeliczyłem się. Jedna o rudych spiętych w koka włosach podeszła i z miłym uśmiechem spytała:
– Pomóc w czymś? – Ten jej uprzejmy głosik trochę mnie zdenerwował.
– Nie, dziękuję. Poradzę sobie.
Dalej stała, przyglądając mi się natarczywie, nawet jeśli zrobiłem kilka kroków w stronę innych wieszaków. Zaczęła teraz za mną chodzić, jakby bała się, że coś ukradnę. Odwal się, miałem ochotę jej powiedzieć, ale nie powiedziałem, bo jestem uprzejmy i miły, w przeciwieństwie do niej i nie będę robić awantury, tylko dlatego, że chodziła za mną.
– Czy jeśli Pan nic nie kupuję to, czy mógłby Pan być na tyle uprzejmy, żeby stąd wyjść – znowu się odezwała milusio.
– Dob... Hola hola, że co? – Podniosłem na nią wzrok. – Mam wyjść? – spytałem z niedowierzaniem. Czy ona właśnie powiedziała to, co powiedziała?
– Mam wyjść? Dlaczego?
Na jej usta wpłynął wredny uśmieszek.
– Widać, że cię nie stać na te ubrania – Potoczyły szerokim gestem ręki cały sklep, jakby co najmniej do niej należał.
Ciekawe jak to odgadła? Przecież miałem mundurek z elitarnej szkoły, to jak mogłem wyglądać, jakby nie było mnie stać na cos w tym sklepie. Poczułem się trochę, ale tylko troszeczkę oburzony, jakim prawem ona tak do mnie mówi.
– Jakiś problem? – spytał Luhan, który nagle się pojawił. Sprzedawczyni spojrzała na niego i także zmierzyła spojrzeniem.
– Następny – prychnęła pod nosem na tyle głośno, że chłopak ją usłyszał.
– Ma pani jakiś problem? – spytał ponownie, wkurzonym głosem.
Oo, jelonek pokazuje pazury. Będzie ostro.
– Czy Pani wie, kim ja jestem? – zapytał. Nawet ja nie znałem odpowiedzi na to pytanie. Sprzedawczyni zaśmiała się szyderczo.
– Wiem. Niewychowanym gówniarzem. Idźcie stąd albo zwołam ochronę. – Popatrzyła w kierunku drugiej ekspedientki. I co ona niby chciała nam zrobić?
Luhan rzucił trzymane w ręce wieszaki z ubraniami, które zamierzał kupić i rzucił je na podłogę. Druga kobieta, szatynka o krótkich włosach rzuciła się do ciuchów, zamierzając je pozbierać. Blondyn nie oglądając się za siebie, chwycił mnie oszołomionego pod ramię i wyprowadził ze sklepu z wysoko podniesioną głową, nie przejmując się pozostawionym przez siebie bałaganem. Gdy już naleźliśmy się poza zasięgiem kobiet i sklepu, chłopak zatrzymał się i usiadł na najbliższej ławce.
– Głupia baba – powiedział. – W ogóle to o co poszło? – Popatrzył na mnie, oczekując odpowiedzi. Podrapałem się po głowie, bo nie wiedziałem, o co poszło.
– Heh, właściwie to nie mam pojęcia – zachichotałem. – ale chyba o to, że nie zamierzałem niczego kupować i że nie stać mnie na ubrania w tym sklepie, ale kto by się przejmował – wzruszyłem lekceważąco ramionami, jakby co najmniej mnie to nie ruszało, ale Luhan i tak wiedział swoje.
– Pożyczyłbym ci pieniądze. Chodź, idziemy coś zjeść. – Wstał z ławki i pomaszerował raźno przed siebie, nie patrząc czy idę za nim.
Znowu nie mając innego wyboru, poszedłem za nim. W końcu razem urwaliśmy się z lekcji. Zjedliśmy po frytkach, coli i burgerze i poszliśmy do kina na jakiś film. Niewiele z tego pamiętam, wiem tylko, że był o wyścigach samochodowych.
W domu byłem po trzeciej. Mamie powiedziałem, że mam wolne w pracy. Około szóstej wieczorem, wyszedłem z domu razem z torbą i strojem na przebranie. Od półtora roku trenuję taekwon–do i jestem w tym całkiem niezły, więc lepiej ze mną nie zadzierać. Blisko dojang spotkałem Xiumina, który razem ze mną uczęszczał na zajęcia. Przywitaliśmy się z recepcjonistką, zajmującą miejsce w holu i poszliśmy się przebrać do szatni. Ubrałem dobok, który składał się z białych spodni, pasa oraz białej bluzy i czekałem jeszcze na przyjaciela. Dwadzieścia minut później siedzieliśmy na podłodze i słuchaliśmy mistrza. Był nim czterdziestopięcioletni Ahn Dae Yong. Wyszedł na środek pomieszczenia.
– Dzisiaj ćwiczymy Bal Matsogi, więc dobierzcie się w pary.
Stanąłem obok Minseoka i czekaliśmy na pozostałych. Wymieniliśmy się ukłonami i zaczęliśmy ćwiczyć, przy okazji rozmawiając.
– Jak tam, w szkole? – zapytał, broniąc się przed moją nogą, która miała zamiar kopnąć go w bok.
Zablokował ją ramieniem, aby później spróbować kopnąć mnie poniżej pasa. Osłoniłem jego atak na dolną część mojego ciała, zginając nogę w kolanie.
– Nie byłem dzisiaj.
– Co? – Zgubił się w atakach, co dało mi przewagę, aby znowu go zaatakować, co zresztą uczyniłem. Upadł na podłogę, a gdy spróbowałem pomóc mu wstać, posłał mnie na matę.
– Ej, to nieuczciwe – jęknąłem.
Uśmiechnął się wredne.
– Masz pecha – podał mi dłoń, bym mógł wstać. – Czemu nie byłeś w szkole?
– Byliśmy z Lu na wagarach.
– Ah tak? – podniósł do góry lewą brew. – A gdzie?
– W centrum handlowym. Ale nie uwierzysz, co się stało – powiedziałem. Chciałem się podzielić z nim moją opowieścią. – Zostałem prawie wyrzucony ze sklepu – rzekłem, idąc w kierunku szatni. Nasz trening się skończył.
– Co?
Przystanął na środku drogi i spojrzał na mnie, nie dowierzając moim słowom. Zachichotałem na widok jego miny. Popchnąłem go do przodu, że prawie wpadł na drzwi od szatni. Potknął się, ale utrzymał równowagę.
– Czemu prawie cię wyrzucili? Nie zapłaciłeś czy jak?
Prychnąłem.
– Właściwie to nic nie kupiłem, ani nawet nie oglądałem ubrań. Wiesz jakie drogie? – Pokręcił przecząco głowa. – Ale chyba ekspedientce się nie spodobało, że tylko oglądam. Powiedziała nawet, że nie wyglądam, jakby było mnie stać na cokolwiek z tego sklepu.
– Wyprosiła cię? Trzeba było się nie dać. Albo zadzwonić po mnie – Napiął mięśnie ramion. – Policzyłbym się z nią.
Skierowaliśmy się do wyjścia, żegnając się z recepcjonistką i pozostałymi uczniami.
– Nie, nie wyprosiła. Do akcji wkroczył Luhan z tekstem: Czy wie pani, kim ja jestem? Jaki groźny – zachichotałem. – Ha, rzucił ubrania na podłogę i wyszliśmy ze sklepu.
– Już golubię – mruknął.
__________________________
taekwondo - narodowy sport i tradycyjna sztuka walki Korei
dojang - sala treningowa w koreańskich sztukach walki
dobok - nazwa pochodząca z języka koreańskiego, używana do określenia ubrania treningowego w koreańskich sztukach walki
Bal Matsogi - walka samymi nogami
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro