Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chapter 36

(2/3)

– Ach, miło – westchnąłem, siadając na krześle przed oknem w domku. Wyprostowałem nogi i spojrzałem na przepiękną scenerię, widoczną za szybą. Błękitna woda działała uspokajająco. Tego było mi trzeba. Cisza, spokój, ciepłe powietrze no i oczywiście Chanyeol, który stanął obok z rękami na biodrach i delikatnym uśmiechem na ustach.

– Czuję się, jakby ten budynek unosił się na wodzie – powiedziałem z łagodnym uśmiechem.

– Bo tak jest.

Ta odpowiedź sprawiła, że oderwałem się od podziwiania scenerii i spojrzałem na niego ze zdumieniem, bo to, co powiedział, było nieprawdopodobne.

– Serio?

– Chodź ze mną – zaśmiał się i chwycił moją dłoń, podnosząc moje ciało z krzesła.

Poszedłem razem z nim z domku przez drzwi balkonowe, ale nie na pomost, który prowadził do innych domków, tylko do miejsca, w którym schody schodziły na dół i prowadziły do unoszącej się na wodzie małej motorówki.

Musiałem złapać się barierki, bo cóż ten widok mnie sparaliżował.

Niecodziennie stoi się domku zbudowanym na wodzie.

– Jak to możliwe? – spytałem, drapiąc się po głowie.– Aż trudno mi to ogarnąć. To gdzie my w końcu jesteśmy? – odwróciłem się, mrużąc oczy z powodu słońca, które postanowiło zaatakować moją twarz swoimi promieniami, a okularów nie miałem, żeby się przed nimi zakryć, bo zostały w domku na łóżku.

– Na wyspie Mare – uśmiechnął się. – Ta wyspa jest naszą własnością, to część naszego kurortu.

– Naszą?

– Tak – pokiwał głową. – Ta wyspa należy do grupy Seonam – wyjaśnił na moje pytanie, sprawiając, że moje usta, otworzyły się ze zdumienia.

**

– Kai też kupił sobie wyspę, ale w Dubaju – powiedział Chanyeol, gdy cała nasza grupa, włóczyła się po pomoście, gdzie znajdował się bar i inne atrakcje.

– Będąc szczegółowym – wtrącił Kai, zrównując się z nami, bo go prześcignęliśmy. – To kupiłem wyspę stworzoną całkowicie przez człowieka w kształcie Korei.

Wszyscy poza mną, Minseok'iem i Luhan'em się roześmiali. Stanęliśmy przy barze.

– Poza E4 wszyscy są tutaj po raz pierwszy, więc możemy teraz wyspę zwiedzić – zaproponował Sehun. Dokończył swojego drinka i odłożył kieliszek na barek.

Wszyscy się zgodzili i przez trzy godziny dobrze się bawiliśmy, zwiedzając stolice Nowej Kaledonii.

Minseok pociągnął mnie w stronę sklepu z pamiątkami, gdzie było wiele interesujących rzeczy. Sprzedawali tam własnoręczne wyroby z wyspy w tym, kupiłem tylko pocztówkę, aby mieć co wspominać w domu. Wychodząc ze sklepu sam, bo Minseok razem z Luhan'em coś jeszcze sprawdzali, zauważyłem sylwetkę Chena przy straganie z kwiatkami. Kucał, a w dłoni trzymał doniczkę z konwaliami. Przyglądał się jej ze smutnym wyrazem twarzy. Wyglądał, jakby nad czymś myślał. Po krótkiej chwili z westchnieniem odłożył doniczkę z powrotem na ziemie, wstał i odszedł.

Podszedłem do straganu, zauważając stojącą obok niego miejscową dziewczynkę o ciemnej karnacji, długich czarnych włosach, ubraną w ładną różową sukienkę. Zobaczywszy mnie, uśmiechnęła się delikatnie, nachyliła się nad kwiatami i podniosła te samą doniczkę, co przed chwilą odłożył Chen. Chwyciłem kwiatek.

– Daj to osobie, którą kochasz – powiedziała w swoim języku. To był chyba francuski, ale nie zrozumiałem, o czym mówiła. Spojrzałem na nią pytającą, a ona podniosła obie dłonie do góry i narysowała w powietrzu serce.

– Miłość... miłość ? – narysowałem to, co ona, a dziewczynka pokiwała twierdząco głową.

Uśmiechnąłem się do niej ciepło, ale dalej nie wiedziałem, o co jej chodzi. Skinąłem delikatnie głową w jej kierunku i odszedłem, wciąż zastanawiając się, o co mogło chodzić.

Zbliżała się godzina siedemnasta, gdy postanowiliśmy wrócić. Na dworze było jeszcze całkiem jasno. Chanyeol, Sehun, Kai oraz Chen szli przodem, rozmawiając ze sobą i śmiejąc się z jakichś dowcipów, jakie opowiadał Kai. My we trójkę szliśmy za nimi, rozmawiając między sobą.

– Patrzcie, wygadają na Koreanki.

Minseok wskazał głową na dwie kobiety, wychodzące z jakiegoś małego straganu, przy którym siedziała jakaś kobieta. Podszedł do nich, ciągnąc nas za sobą.

– Przepraszam – zaczął, dotykając jedną z kobiet delikatnie w ramie.

– Tak – Miał szczęście, bo to były nasze rodaczki.

– Co to takiego ? – wskazał na stragan, z którego przed chwilą wyszły.

Jedna odwróciła się w kierunku, gdzie pokazywał i uśmiechnęła się do niego.

– To rdzenna mieszkanka tej wyspy, mówią, że bardzo dobrze przepowiada przyszłość – wyjaśniła.

– Przepowiada przyszłość ? – powtórzył za nią Xiumin, nie będąc pewnym czy dobrze usłyszał.

– Tak.

– Dziękuję – ukłonił się w ich stronę i przeszedł obok nich, ciągnąc nas za dłonie.

Na ustach miał dziwny uśmiech, który nie wróżył nic dobrego. Zaczynałem się obawiać, co wymyśli. Luhan chyba też, bo zaparł się nogami i nie chciał wejść. W końcu po chwili Xiumin go uspokoił i zmusił do wejścia do środka razem z nami. W środku okazało się, że nie był to stragan, ale jakiś szałas.

Usiedliśmy na ławeczce przed kobietą, patrząc z przerażeniem na wnętrze. Starałem się uspokoić i skupiłem spojrzenie na kobiecie, która patrzyła się na nas, jakby zaglądała w głąb naszej duszy. Zrobiła ruch dłonią, jakby chciała, żebyśmy podali jej swoją. Żaden z nas nie chciał podawać ręki, ale w koniec końców Minseok wyszarpnął moją dłoń i podał jej. Chciałem się opierać, ale był silniejszy.

Luhan po mojej prawej skulił się, obejmując mnie za ramię. Kobieta delikatnie pogłaskała moją dłoń i odwróciła wierzchem. Spojrzała na nią, a następnie na mnie. Przełknąłem ślinę ze zdenerwowania.

– Widzę mężczyznę – powiedziała po angielsku.

Język trochę znałem, więc nie miałem większej trudności ze zrozumieniem, o czym mówiła.

– Mężczyznę ? – powtórzyłem za nią.

– To twój przyszły mąż – wyszeptała, robiąc wielkie oczy.

– Mąż ? – powtórzyłem ponownie jak papuga, bo tylko tyle zrozumiałem. Minseok chyba więcej, bo wyrwał się z pytaniem.

– Przyszły mąż – powiedział. – Ale gdzie ? Kto to taki ? – zarzucił ją pytaniami po koreańsku.

– Jest tu z tobą – wyszeptała. – Stracisz coś ważnego – powiedziała po chwili, strasząc nas ponownie.

Zacząłem się zastanawiać, o co może chodzić. Co takiego ważnego mogłem stracić, nic nie przychodziło mi do głowy. Chwilę później coś mnie natchnęło. Czy to możliwe jest to, o czym myślę? Miałem nadzieje, że nie chodziło jej o moje dziewictwo. Nie chcąc już więcej tutaj przebywać, pociągnąłem Luhan'a i Minseok'a w stronę wyjścia. Odetchnąłem z ulgą, gdy odeszliśmy kawałek.

– Dobrze, że wyszliśmy. To było straszne – wzdrygnął się Luhan, trzymając mnie mocno za ramie.

– To twoja wina – warknąłem do Minseok'a, uderzając go w łydkę. Spojrzał na mnie zdumiony, że go kopnąłem.

– Za co, mnie bijesz ? Co zrobiłem? – jęknął, schylając się i rozmasowując łydkę.

– Nic – mruknąłem zły.

Żałowałem, że dałem się namówić na wejście do tej strasznej kobiety. Gdybym tam nie wszedł, to był nie dowiedział się, że stracę coś ważnego. Teraz się bałem, myśląc o tym, co może się wydarzyć w ciągu tej wycieczki.

**

Rozłożyłem się wygodnie na leżaku, rozkoszując się grzejącym mnie słońcem. Moje myśli nadal atakowały słowa kobiety.

Stracisz coś ważnego

Stracisz coś ważnego.

Odbijały się echem w głowie, nie chcąc jej opuścić, dlatego też wystraszyłem się, słysząc głos Chanyeol'a.

– Musisz gdzieś ze mną iść – powiedział, wychodząc z pokoju. Za nim szedł Sehun.

– Ale gdzie? – spytałem wystraszony. Serce tłukło się w moje piersi. Nie chciałem z nim nigdzie iść, jeszcze by mi coś zrobił.

– Dowiesz się, jak dotrzemy na miejsce – chwycił mnie za ramie, podniósł z leżaka i wyprowadził na zewnątrz. Odetchnąłem z ulgą, gdy okazało się, że poszliśmy na plaże, ale jak się okazało pustą plażę.

– Dlaczego tutaj nikogo nie ma? – spytałem, rozglądając się wokoło i nie napotykając wzrokiem ani jednej żywej duszy. – To jakaś bezludna wyspa?

– Przecież my tutaj jesteśmy – zaśmiał się – więc jak może być bezludna?

Poczerwieniałem ze złości.

– W jakim celu zaciągnąłeś mnie na bezludną wyspę? – wydarłem się, mając nadzieję, że nie ma zamiaru nic mi zrobić.

– Cel? – powtórzył. – Nie mam żadnego celu, tylko czyste intencje – zaśmiał się głośno.

Ha, czyste intencje. Jeśli dobranie się do mojej dupy to dobre intencje, to mu przypierdole.

– Chanyeol!!! – wydarłem się, przystając. – Ostrzegam cię! Jeśli użyłeś wycieczki jako wymówki, żeby zabawić się moim kosztem to ci przypierdole. Dostaniesz z pół obrotu – ostrzegłem, podwijając rękawy koszuli.

– Spokojnie, nie unoś się tak – podniósł dłonie w geście pojednania. – Chodź – objął mnie ramieniem, prowadząc wzdłuż plaży.

Z daleka zobaczyłem stolik z dwoma krzesłami po przeciwnej stronie. Podeszliśmy do niego bliżej. Leżał na nim kosz ze świeżymi owocami, owocowy tort oraz czysta woda.

– Jak to zrobiłeś? – zapytałem, patrząc na to, co przygotował chłopak.

Uśmiechnął się tajemniczo. Odsunął krzesło i posadził mnie na nim.

– Chyba ci powiedziałem – oparł się dłońmi o stolik, nachylając się nade mną. – Każdego dnia mogę dawać ci rzeczy, o których nigdy ci się nie śniło – wyszeptał do mojego ucha, a następnie delikatnie je gryząc. Przeszedł mnie dreszcz. Usiadł po drugiej stronie i przyglądał się jak jadłem.

– Jeśli już skończyłeś – powiedział – przejdziemy do głównego – podniósł się z krzesła.

– Głównego dania ? – Wytarłem sok z kącika ust i spojrzałem na niego, z myślą, o co mu może chodzić. Sięgnąłem po następne jabłko i ugryzłem kawałek, który natychmiast wyplułem, widząc, co robił. Stanął w odległości paru metrów od stolika i zaczął rozpinać swoją koszulę.

– Przestań się rozbierać – krzyknąłem w jego kierunku.

Przygryzłem dolną wargę, zastanawiając się, co zamierza dalej zrobić.

– Kazałem ci przestać się rozbierać. Jeśli zdejmiesz te ciuchy, to już jesteś martwy!

Moje słowa na niego nie podziałały, ponieważ zdążył ściągnąć koszulę i odrzucić ją na piasek.

Wciągnąłem powietrze widok jego nagiego ciała. Moje spojrzenie błądziło po lekko umięśnionych ramionach, schodząc coraz niżej, aż zatrzymało się na delikatnie zarysowanych mięśniach brzucha. Oblizałem spierzchnięte usta i poczułem w brzuchu dziwne ciepło, które zsunęło się niżej wprost do mojego krocza.

Tylko nie to, błagałem w myślach, czując, jak mój członek pobudza się do życia na widok Chanyeol'a ściągającego resztę ubrania, czyli szortów. Został w samych kąpielówkach.

– Już po tobie – krzyknąłem, wstając z krzesła.

– No chodź tutaj – wrzasnął gestem ręki, zapraszając mnie do siebie.

– Chcesz zginąć? – zatrzymałem się w półkroku, przypominając sobie o problemie w moich spodniach. Z jego twarzy nie znikał uśmiech. Spojrzałem na niego, zastanawiając się, czy coś zauważył. Miałem nadzieję, że nie, dlatego dla pewności postanowiłem odwrócić jego uwagę.

– Chanyeol – powiedziałem spokojnie. – Nie ruszaj się. Stój spokojnie – ostrzegłem go.

– Co jest? – spytał zaniepokojony, widząc moje udawane przerażone spojrzenie.

– Po prostu się nie ruszaj – wykorzystałem moje wszystkie aktorskie zdolności, aby brzmieć na poważnego.

– No, o co chodzi? – ponaglił, stając się niecierpliwy.

– Masz węża między nogami – powiedziałem poważnie, a on parsknął tylko śmiechem.

– Mam – zachichotał. – Chcesz zobaczyć? – zapytał uwodzicielsko, dotykając rąbka szortów. Miałem nadzieje, że nie zamierza ich ściągać, bo nie wiem, co by się stało, gdyby je zdjął.

– Ale naprawdę masz węża między nogami – pokazałem palcami na piasek. – W–Ę–Ż–A.

Chyba zrozumiał, o co mi chodzi, bo z jego twarzy zszedł uśmiech, a dłonie z krawędzi szortów opadły wzdłuż ciała.

– AAAA – wrzasnął i zaczął biec jak najdalej od wyimaginowanego węża. Biegł tak szybko, że się za nim kurzyło.

– Nienawidzę węży – wydarł się. Nie wytrzymałem i parsknąłem głośnym śmiechem, który zmusił go do zatrzymania się i spojrzenia w moją stronę.

– Całkiem szybko biegasz, Chanyeol – powiedziałem, szczerząc się jak wariat. Widok uciekającego Chanyeol'a był wart wszystkiego, tylko szkoda, że nie miałem przy sobie telefonu, aby uwiecznić tę wyniosłą chwilę.

– Co z tobą? – Podparł się pod boki.

– Biegnij dalej! Dobrze ci idzie!

**

Po popołudniowej zabawie na plaży Chanyeol nie odzywał się do mnie. Chyba miał mi za złe, że go nabrałem, ale ja się świetnie bawiłem. Nie przejąłem się nim. Wykapałem się szybko, korzystając z okazji, że gdzieś zniknął. Ubrałem białe spodnie do kostek, niebieską koszulę i tenisówki.

– Baekhyun, wyłaź, bo się spóźnimy – usłyszałem krzyk Minseok'a, który zapewne stał pod moim domkiem, razem z Luhan'em. Nie myliłem się. Stali tam obaj, ubrani podobnie do mnie. Poszliśmy na kolacje, gadając właściwie o niczym.

– Co to ma znaczyć? – krzyknął Sehun na widok wykwintnie zastawionego stołu, przy którym siedział Chanyeol, ubrany w dżinsowe szorty i biały podkoszulek.

– Przygotowałem to specjalnie dla was – powiedział z uśmiechem.

– Coś mi się wydaję, że zrobiłeś to dla jednej konkretnej osóbki – rzucił Kai, uśmiechając się znacząco w stronę przyjaciela.

Chanyeol parsknął śmiechem i podszedł bliżej w moją stronę.

– Chodź tutaj – chwycił moją dłoń i poprowadził mnie do podłużnego stolika, na którym było to samo co na tamtym.

– Zjedz wszystko, co jest na stole – usiadł naprzeciwko, sięgnął do jednego z półmisków. Chwycił leżący na nim kawałek mięsa i położył na moim talerzu.

Zjadłem wszystko, co nałożył, do ostatniego okruszka, więc teraz nie mogłem się ruszać, dlatego też zostałem na krześle, popijając wodę z kieliszka. Chanyeol rozmawiał z Kai'em i Sehun'em, co chwila się z czegoś śmiejąc. Zauważyłem, że Chen ze smutną miną wstał i odszedł od stolika. Minął moją osobę, nawet na mnie nie patrząc. Bez zastanowienia ruszyłem za nim.

Dostrzegłem go siedzącego na pomoście, z nogami zawieszonymi przez krawędź. Wpatrywał się w tafle wody z melancholijnym wyrazem twarzy. Usiadłem obok niego w ciszy, nie odzywając się ani słowem.

– Wiesz, co oznacza konwalia? – przerwał cisze pytaniem. Spojrzałem na niego zaskoczony dźwiękiem jego głosu. Pokręciłem przecząco głową.

– „Z pewnością spotka cię szczęście" – powiedział, uśmiechając się delikatnie.

– Właśnie dlatego kochankowie dają sobie te kwiaty – szepnąłem.

– A więc wiedziałeś o tym?

– Xiumin mi powiedział – odpowiedziałem.

Chen wydał z siebie długie westchnięcie.

– Kiedyś często przychodziłem z nią tutaj – zaczął ze smutkiem. Domyśliłem się, że mówił o Tiffany.

– Mówiła, że tutaj jest inaczej niż w Korei i dlatego lubi to miejsce.

– Wszystko u niej w porządku? – Byłem ciekawy, co się takiego stało, że nie został razem z nią w Paryżu.

– Chyba tak – odpowiedział po chwili, splatając dłonie. – Dlaczego kazałeś mi za nią polecieć? – spytał ciekawy, przypominając mi naszą rozmowę parę miesięcy temu.

– To... – podrapałem się po głowie, nie wiedząc, co odpowiedzieć.

– W końcu zrozumiałem – odrzekł – jakim żałosnym mężczyzna jestem – zaśmiał się. – Mogłem jedynie całymi dniami czekać na nią w pustych apartamentach.

– No, ale chyba chwilę spędzone razem były szczęśliwe?

– Ech – westchnął. – Wiesz, jak to jest być ciężarem dla kobiety, którą kochasz?

Spuściłem wzrok, bo nie wiedziałem. Od zawsze podobali mi się mężczyźni niż kobiety.

– Powiedziałeś, że jestem żałosnym głupcem, który nie potrafi zrobić nic na własną rękę.

– No bo... – zacząłem, ale nie pozwolił mi skończyć.

– Miałeś rację – kolejne westchnięcie. – Potrawie kochać tylko jedną kobietę, to stało się dla mnie jak nawyk – przyznał. – Jestem żałosnym idiotą.

Jego słowa sprawiały, że miałem ochotę go przytulić, więc to zrobiłem. Przybliżyłem się do niego i przytuliłem, ściskając go mocno w pasie.

– Dlaczego nie zakochałem się w tobie? – spytał, zaskakując mnie tym.

Odchylił głowę, także nasze twarze dzieliło parę centymetrów. Jego twarz zdecydowanie za blisko znajdowała się mojej. Po chwili poczułem jego usta na swoich wargach.

– TY KUTASIE – usłyszałem znajomy głos i poczułem, jak Chen zostaje ode mnie oderwany.

Spojrzałem w górę i dostrzegłem sylwetkę Chena leżącego na drewnianym podłoży. Na nim siedział Chanyeol i okładał jego twarz pięściami, z wściekłym wyrazem twarzy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro