Chapter 35
(1/3)
Rozglądałem się po pokładzie z szeroko otwartą buzią, chłonąc całe bogactwo tego miejsca, ale dużo się nie napatrzyłem, bo Chanyeol popchnął mnie, abym zajął miejsce, oczywiście obok niego. Po przeciwnej stronie siedział Xiumin razem z Luhan'em, za nimi Kai i Sehun oraz sam Chen, który miał słuchawki na uszach i zamknięte oczy. Ubrany był tak, jak reszta w krótkie spodenki i płócienną koszulę wetkniętą za pasek spodni. Zaciekawiło mnie, gdzie w ogóle jedziemy, więc szturchnąłem siedzącego obok Chanyeol'a.
– Tak właściwie, to gdzie lecimy? – zapytałem.
Przez chwilę się nie odzywał, tylko w skupieniu zapinał pasy, chciał to samo zrobić z moimi, ale go uprzedziłem, sam sobie radząc. Sapnął z oburzenia, ale nic nie powiedział. Powtórzyłem pytanie, ale zanim mi odpowiedział, z głośników odezwał się niski głos.
– Witam wszystkich na pokładzie Air Seonam lot 001 z Seulu do Nowej Kaledonii. Różnica czasu między Seulem i Nową Kaledonią wynosi...
Dalej nie słuchałem, bo przetwarzałem w głowie to, co usłyszałem, gdy uświadomiłem sobie, gdzie znajduję się Nowa Kaledonia, moje oczy zrobiły się ogromne, a oddech uwiązł w krtani.
– Tak cię to zaskoczyło, że aż zapomniałeś, jak się oddycha? – zaśmiał się z mojego wyrazu twarzy, który zdradzał wielkie oszołomienie. – Podać ci maseczkę z tlenem? – Ze śmiechem wskazał na schowek w górze.
Zgromiłem go wzrokiem i wyrwałem dłoń, którą trzymał od dłuższej chwili. Mnie wcale nie było do śmiechu.
– Chanyeol. Czy nasz związek jest już w takiej fazie, że razem możemy jeździć na wycieczki? – spytałem.
Pokiwał głową.
– Nawet jeśli tak jest – przyznałem – to chyba powinieneś zapytać się o moje zdanie? Powinieneś przynajmniej ustalić razem ze mną termin – jęknąłem. – W szkole nie mówili ci czym, jest zdrowy rozsądek?
– Chciałem po prostu pojechać z tobą, w jakieś miłe miejsce więc sam się wszystkim zająłem. W czym tkwi problem?
– Szefowa nas zabije – powiedziałem do Xiumin'a, który rozmawiał z Luhan'em
– Rozmawialiśmy z nią – odezwał się Kai, uśmiechając się delikatnie. – Wszystko jest załatwione.
Byłem oszołomiony szybkim opanowaniem sytuacji. Nie powiem, wszystko zorganizowali, to nie zmienia faktu, że Chanyeol nie zapytał mnie o zdanie, ale zaczynałem się przyzwyczajać, że zawsze robi wszystko po swojemu. Postanowiłem cieszyć się wyjazdem, w końcu odpoczynek dobrze mi zrobi. Odpocznę od wszystkich kłopotów i zmartwień.
– Widzę, że pogodziłeś się z myślą o wakacjach – zaśmiał się z wyrazu mojej twarzy, na której był mały uśmiech.
– Można tak powiedzieć – przyznałem. – A teraz się zamknij, bo chce się przespać – ułożyłem się wygodnie w fotelu i przymknąłem powieki.
– Zabierz te ust – warknąłem do niego, czując jego ciepłe wargi na swoim policzku. Byłem świadomy tego, że wszyscy się na nas gapią, dlatego też odsunąłem jego twarz od swojej. Usłyszałem chichot, ale nie otworzyłem oczu, by zobaczyć, kto się śmiał. Nie miałem na to siły.
**
Przeciągnąłem się, rozciągając mięśnie ramion, które zesztywniały z powodu twardej powierzchni, na której oparłem plecy. Zasnąłem na fotelu, nawet nie wiem kiedy. Musiałem być cholernie zmęczony. Rozglądałem się po samolocie, dostrzegając, że towarzysze w podróży śpią.
Spojrzałem na fotel obok. Chanyeol miał zamknięte oczy, jego głową opadła na prawe ramię, usta miał rozchylone, a w kąciku ślad śliny. Wyglądał słodko.
Z uśmiechem pochyliłem się nad nim, wytarłem obślinione miejsce i przycisnąłem swoje usta do jego warg, całując je delikatnie. Czułem, że się poruszył, a potem ruch jego warg. Przejął inicjatywę, subtelnie przygryzając moją dolną wargę. Przejechał po niej delikatnie językiem, który chwilę później zagłębił się we wnętrzu moich ust. Czułem jak jego język, tracą mój, zapraszając go do wspólnej zabawy. Przyjąłem zaproszenie, splatając mój z jego. Całowaliśmy się do chwili, gdy zabrakło nam powietrza. Odsunąłem się od niego, lekko dysząc.
Całowanie się z nim było bardzo podniecające. Było mi niesamowicie gorąca z tego powodu, więc rozpocząłem dwa guziki koszuli, odsłaniając trochę szyi.
– Mmm, mógłbyś budzić mnie tak codziennie – wymruczał gardłowym głosem, uśmiechając się w uwodzicielski sposób. Powoli otworzył oczy i się przyciągnął. Zaśmiał się, widząc moje zarumienione policzki. Zażenowany rozejrzałem się po samolocie, byle nie patrzeć na niego. Inni zaczęli się powoli wzbudzać ze snu, który zmorzył ich tak samo, jak mnie i Chanyeol'a. Z głośników popłynął głos pilota.
– Tu kapitan, wkrótce lądujemy na wyspie Mare. Życzymy przyjemnej podróży do Nowej Kaledonii, francuskiego raju.
Na jego słowa przycisnąłem nos do szyby. To, co zobaczyłem przeszło moje oczekiwania. Patrzyłem na raj, który widziałem jedynie w telewizji lub na zdjęciach w Internecie. Z góry wyspa wyglądała pięknie. Podłużny kawałek ziemi w odcieniach zieleni w otoczeniu błękitnych wód.
Wylądowaliśmy dwadzieścia minut później. Wysiadanie z samolotu zajęło kolejne pięć, kiedy w końcu się ogarnęliśmy, podszedł do nas facet z ciemną karnacją, ubrany podobnie do nas. Na widok Chanyeol'a ukłonił się lekko w jego kierunku.
– Paniczy Park – przywitał go doskonale opanowanym koreańskim. – Wszystko zostało przygotowane. Proszę za mną – poprowadził nas wzdłuż białego pomostu, który prowadził do domków letniskowych.
Zatrzymaliśmy się i podeszli do nas jacyś dwaj faceci troszeczkę starsi od nas, ubrani jedynie w kąpielówki. Ich umięśnione ciała pokrywały kropelki wody. Patrzyłem na nich oszołomiony, nie mogąc oderwać od nich oczu. Mężczyźni przytulili z obu stron Chena, co mnie zaskoczyło, bo nie spodziewałam się takiego czegoś. Byłem święcie przekonany, że Chen jest hetero, ale patrząc na niego i tych gości wiedziałem, że się pomyliłem. Po chwili już ich nie było.
Rozeszliśmy się, aby zwiedzić otoczenie. Stanąłem przy barierce i zapatrzyłem się na wodę, która lśniła w słońcu, wydobywając swój błękitny kolor. Postałem przez chwilę, a później wszedłem do pierwszego lepszego domku, postanawiając, że będzie moim miejscem przez następne trzy dni.
Wnętrze domku było przytulne. Podobne w wielkości do mojego mieszkania, tylko z tą różnicą, że trochę większy. W pierwszym pokoju znajdował się taki malutki salonik z jedną szarą kanapą, stoliczkiem oraz fotelami. Na blacie stolika postawione były różowe kwiatki w białym wazoniku. Pod jednym z okien stał większy stolik, a właściwie stół z dwoma krzesłami po bokach. Przez szybę miałem wspaniały widok na morze.
Westchnąłem uradowany. Przeszedłem dalej w kierunku drzwi i wszedłem do łazienki. Tu była wanna. W wannie była woda, a na powierzchni pływały fioletowe kwiatki, takie same znalazłem w sypialni, porozrzucane na łóżku. Podniosłem do nosa jeden z płatków i powąchałem. Pachniał wspaniale, tak egzotycznie.
– Nareszcie sami – westchnął Chanyeol, łapiąc mnie w pasie i przytulając do siebie.
– Co tu robisz? – zapytałem, rozplatając jego wielkie dłonie spoczywające na moim brzuchu. Oderwałem się od niego i odsunąłem kawałek dalej. Kiedy chciał mnie ponownie objąć, ale zgrabnie odskoczyłem poza zasięg jego dłoni.
– Przez te trzy dni – zaczął – będziemy mieszkać razem – zatarł z radością ręce, ciesząc się, z nie wiadomo czego. Wyciągnął skądś walizkę i położył ją na łóżku. Zaczął wypakowywać swoje rzeczy i układał je w szafce, stojącej pod prawą ścianą. Westchnąłem zrezygnowany i potarłem grzbiet nosa.
– Nie mogę mieć domku razem z Luhan'em i Minseok'iem? – zapytałem z nadzieją, że może zmienił zdanie. Pokręcił przecząco głową i kontynuował rozpakowywanie się. Nie wiedziałem, po co to robi, w końcu będziemy tu zbyt krótko i znowu będzie musiał pakować walizkę.
– A tak właściwie to gdzie są moją rzeczy? – zapytałem, rozglądając się w poszukiwaniu mojego plecaka, który dałem mu wcześniej na przechowanie.
Wskazał na coś pod ścianą. Podszedłem bliżej i faktycznie mój plecak tam leżał razem z położoną obok niego walizką, którą Chanyeol kupił w centrum handlowym. Domyślałem się, że tam jest większość rzeczy, które dla mnie kupił. Wiedziałem, że nie będę mógł przyjąć tych wszystkich ubrań, ale teraz mogłem zaszaleć i korzystać z nich w czasie tego wyjazdu. Schylając się po plecak, usłyszałem, jak coś toczy się w moim kierunku, spojrzałem na Chanyeola, ale on zajęty nadal był swoją walizkę. Pochyliłem się i podniosłem.
Otworzyłem usta w zaskoczeniu, patrząc na czerwoną tubkę.
– Żel intymny: Słodka truskawka – przeczytałem etykietę na wierzchu tubki.
Momentalnie się zarumieniłem, rozumiejąc, do czego służy ten żel. Spojrzałem na Chanyeol'a ze wciąż otwartymi szeroko ustami.
– Ee, Chan... – mruknąłem, oblizując suche usta.
Odwrócił się w moją stronę.
– Co się s... Skąd to masz? – krzyknął na widok mnie trzymającego to, coś, co znalazłem na podłodze. Nie byłem w stanie powiedzieć tej nazwy. Podszedł do mnie i wyrwał przedmiot z mojej dłoni, rumieniąc się delikatnie.
– Czy to jest to, o czym myślę?
Proszę, powiedz, że nie, błagałem w myślach. Rumieńce z jego policzków zniknęły, zastępując je aroganckim uśmiechem.
– Przezorny zawsze ubezpieczony – odłożył żel na stolik obok łóżka. Mój wzrok podążył za ruchem jego dłoni, a potem przeniósł się na czerwoną tubkę. Bałem się tego, co miało nastąpić. Nie byłem na to przygotowany.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro