Chapter 33
– Zgłaszam sprzeciw!!!
Szybko odwróciłem głowę w stronę adresata tych słów. Moje oczy momentalnie zrobiły się wielkie, widząc znajomą postać przy wejściu do jadalni.
– Chen – krzyknął Kai, widząc swego najlepszego przyjaciela. Chen wszedł głębiej ubrany w kurtkę z plecakiem na ramieniu.
– Chen! – krzyknął zaskoczony Sehun.
– Wróciłem – Pomachał nam dłonią, uśmiechając się przy tym szeroko.
Poczułem, jak przy moim boku Chanyeol momentalnie się spiął. Najwyraźniej nie był zadowolony z pojawienia się swego najlepszego przyjaciela, który parę tygodni temu wyjechał razem z Tiffany do Paryża.
Nie rozumiałem dlaczego. Chen mi się już od dawna nie podoba, więc nie ma prawa być o nic zazdrosny. Moje uczucie do Chena po prostu się wypaliło. Teraz byłem z Chanyeol'em i tylko on się liczył. Chwyciłem Yeol'a za dłoń i uśmiechnąłem się do niego lekko, ściskając ją.
– Chodźmy, gdzieś porozmawiać – rzucił Sehun i złapał Chena za dłoń.
Pociągnął go w stronę wyjścia. Ruszyliśmy za nim do ich prywatnej jadalni. Chen rzucił plecak pod ścianę i powiesił kurtkę na wieszak. Chanyeol usiadł na kanapie, pociągając mnie od razu na swoje kolana. Objął mnie w pasie, przyciągając bliżej. Chen miał do góry uniesioną jedną brew i przypatrywał nam się zaciekawiony. Zarumieniłem się pod jego spojrzeniem.
– Kiedy to się stało? – zapytał, wskazując na nasze złączone dłonie.
– Dzień po twoim wyjeździe – odrzekł sucho Chanyeol, kładąc swój podbródek na moim ramieniu. Zaczął gładzić moją nogę powolnym ruchem.
– Aha – mruknął cicho Chen.
Kai klepną go po plecach, zwracając uwagę na siebie. Rozłożył się wygodnie na fotelu z Sehun'em u swojego boku, który siedział na podłokietniku po jego lewe stronie.
– Opowiadaj, bo jesteśmy ciekawi.
Chen się zaśmiał.
– Jak tam u Tiffany? – zapytał.
Uśmiech momentalnie szedł z twarzy Chena zastąpiony lekkim grymasem.
– Aż tak źle? – zmartwił się, widząc jego minę.
– Ech – westchnął. – Tiffany wyszła za mąż – oznajmił, powodując krzyk wszystkich obecnych.
Podczas opowiadania chłopaka, poczułem wibrację na nodze. Odsunąłem się od Chanyeol'a i wyciągnąłem komórkę z kieszeni. Na wyświetlaczu pisało „Mama". Wstałem z jego kolan, powstrzymując jego ręce, które chciały mnie zatrzymać.
– Muszę odebrać – powiedziałem z przepraszającym uśmiechem i odszedłem parę kroków. Stanąłem przy ścianie i oparem się o nią. Odebrałem połączenie.
– Baekhyun masz w trybie natychmiastowym pojawić się w domu – odsunąłem aparat od ucha, słysząc głośny krzyk mojej kochanej mamy.
Zerknąłem na ekran, ale nie było trybu głośno mówiącego. Przyłożyłem telefon z powrotem do ucha.
– Co się stało? – zapytałem zaniepokojony. Nigdy tak na mnie nie wrzeszczała, więc musiało się stać coś strasznego.
– Widzę cię za pół godziny w domu – zakończyła połączenie. Schowałem telefon do kieszeni.
Wróciłem do chłopaków, którzy przerwali rozmowę i patrzyli na mnie.
– Muszę iść do domu – powiedziałem. – Zadzwonię do ciebie późnej – powiedziałem do swojego chłopaka, nachylając się nad nim, w celu dania mu buziaka w policzek.
Chan miał jednak inne plany. Całus w policzek zamienił się w namiętny pocałunek z użyciem języka. Usłyszałem gwizdy i pokrzykiwania ze strony pozostałych. Oderwałem się od chłopaka zawstydzony i oblizałem usta, rumieniąc się z zażenowania.
Prawie wybiegłem z prywatnej jadalni. Na korytarzu spotkałem się z Luhan'em, który zmierzał w moją stronę.
– Baek – krzyknął i podbiegł do mnie. Objął mnie mocniej, powodując lekki ból moich żeber, które były całe obolałe. Przez jeden wieczór nie mogłem cudownie ozdrowieć.
– Coś cię boli? – krzyknął, odsuwając mnie na długość ramienia i dokładnie zbadał każdy skrawek mojego ciała.
– Trochę bolą mnie żebra – wyjaśniłem, krzywiąc się lekko.
– Przepraszam – wyszeptał. – Nie powinienem puszczać cię wczoraj samego do domu – W jego oczach nagromadziły się łzy, spuścił głowę na dół. Podniosłem jego podbródek dwoma palcami, patrzyliśmy sobie w oczy.
– Nie masz za co przepraszać – otarłem łzę, która skapnęła na jego policzek.
– Naprawdę? – pociągnął nosem, patrząc na mnie szklanym wzrokiem. Zrobiło mi się go żal. Zaczynałem się o niego martwić, bo od miesiąca chodził smutny.
Jego spokój i przyjazne usposobienie było tylko maską, która na siebie nałożył. Miałem tylko nadzieję, że nie nabawił się depresji.
Zanotowałem sobie, w głowie, że muszę jak najszybciej z nim porozmawiać o jego stanie zdrowia.
– Naprawdę – uśmiechnąłem się do niego.
Odwzajemnił uśmiech i przetarł oczy rękawem marynarki.
– Idziemy na lekcję, czy wracasz do Chanyeol'a? – zapytał.
– Muszę iść do domu – powiedziałem, drapiąc się po głowie.
– Acha, to zobaczymy się jeszcze jutro.
– Tak. Cześć – klepnąłem go w ramie i wybiegłem ze szkoły.
**
Wbiegłem do mieszkania czym prędzej i zatrzymałem się, jak wryty na widok rzeczy, które znajdowały się w salonie.
– Mamo! – krzyknąłem, rozglądając się za nią.
Wyłoniła się zza wielkiej lodówki. Miała wkurwiony wyraz twarzy, ścierką trzymaną w dłoni, uderzała się po nodze.
– Czy możesz mi wytłumaczyć, co to niby jest? – zatoczyła dłonią kółko nad tymi wszystkimi rzeczami.
Podrapałem się po głowie, bo sam nie wiedziałem.
– Nie mam pojęcia.
– Jak to nie masz? To przecież Twój chłopak...
– Chanyeol? – zapytałem zdziwiony. No tak, tylko on mógłby wpaść na taki genialny pomysł, żeby przysłać mi te wszystkie sprzęty do domu.
– Tak, Park Chanyeol to wszystko przysłał – Ojciec wyłonił się zza szafki na buty. Miał tak sam, jak mama, wściekły wyraz twarzy. – Cholerny bogacz – warknął pod nosem.
– Czy my jesteśmy jakimiś biedakami? – wydarła się mama w moją stronę.
Wzdrygnąłem się. Przecież ja nic nie zrobiłem, o niczym nie wiedziałem a oni do mnie z pretensjami.
Przetarłem twarz dłonią i przeciągle westchnąłem. Odwróciłem się na pięcie i ruszyłem w stronę drzwi.
– A ty gdzie? – wydarła się znowu.
– Idę zabić Chanyeol'a – odpowiedziałem i trzasnąłem drzwiami.
Wkurwiony do granic możliwości, przeklinając tego idiotę – mojego chłopaka, który chyba naprawdę nie miał mózgu, wszedłem, trzaskając drzwiami do ich miejscówki. Siedzieli tam wszyscy, ale nie zwróciłem na nich uwagi. Swoje kroki skierowałem w stronę Chanyeol'a, który siedział na kanapie przed plazmowym telewizorem z kierownicą w rękach i grał w jakieś wyścigi.
– Musimy porozmawiać – rzuciłem do niego.
Zerknął na mnie, ale zaraz z powrotem wlepił wzrok w ekran.
– Przyszedłeś tu osobiście? Co się stało, że przybiegłeś aż tutaj?
Bardziej był zainteresowany grą niż mną, więc zasłoniłem mu ekran telewizora.
– Nie rozumiesz, co do ciebie mówię? Powiedziałem, że musimy porozmawiać – krzyknąłem.
– Odsuń się! – odepchnął mnie prawą dłonią, lewą wciąż trzymał kierownice. – Nie zamierzasz się odsunąć?
Przeczesałem palcami włosy i powziąłem ostrzejsze środki zwrócenia na siebie jego uwagi. Przeskanowałem ścianę w poszukiwaniu kontaktu, znalezienie go zajęło mi dosłownie pięć sekund. Podszedłem i pociągnąłem za wtyczkę od telewizora, wyciągając kabel. Obraz na telewizorze zgasł, ukazując czarny ekran.
– Co jest? – krzyknął zdumiony, szukając przyczyny problemu. – Co się stało?
Triumfalnie uniosłem wtyczkę i pomachałem mu ją przed nosem. Ha i jak się teraz czujesz, pomyślałem, uśmiechając się z satysfakcją. Nikt nie będzie mnie ignorował.
– Właśnie miałem pobić rekord a przez ciebie wszystko poszło się jebać! – wrzasnął, wstając z kanapy. – Czego ty do diabła chcesz?
– To ja się powinienem zapytać, czego ty do cholery chcesz – krzyknąłem, kładąc dłonie na biodra. – Jak możesz przewracać mój dom do góry nogami?
Zamysł się na chwilę. Pewnie nawet nie pamięta, co zrobił. Ciekawe czy jak go kopne w dupę, to sobie przypomni?
– Och, o to ci chodzi – wyszczerzył zęby. Usiadł z powrotem na kanapie, dalej uśmiechając się szeroko, jak jakiś wariat.
– Jest jakaś rzecz, z której nie jesteś zadowolony? To powiedz, przyśle coś innego – zaproponował.
– Hej!! W moim domu są już łóżka. Krzesła tez mamy. Pralka, lodówka i telewizor też stoją na swoim miejscu!
– No, ale chyba lepiej jest zmienić to wszystko na nowszy sprzęt?
– A tobie co do tego? Za kogo ty się uważasz?
– Jak to za kogo? – zdziwił się. – Jestem twoim chłopakiem.
– Zawsze się, tak zachowujesz, kiedy masz jakiegoś chłopaka? Kupujesz mu ubrania – wyliczałem – samochody i nowe meble? A może jeszcze kupisz mi nowy dom? – dodałem z sarkazmem.
Zmarszczył czoło.
– Prawdę mówiąc to taki był mój początkowy plan – przyznał – ale sekretarz Jung powiedział mi, że wasz dom jest połączony z pralnią, a na razie nie udało mi się znaleźć czegoś takiego.
Tupnąłem nogą.
– Za kogo ty mnie masz? Czy ja zostałem ci sprzedany? – wrzasnąłem. Poziom mojego wkurwienia groził wybuchem. To chyba był dobry pomysł z kopnięciem go w dupę.
– Nie wiem, jak do tej pory traktowałeś swoich chłopaków, ale mi się coś takiego nie podoba
– Nie miałem żadnego – wyszeptał cicho, spuszczając głowę w dół.
Co? Co on powiedział?
– Do tej pory nigdy nie chodziłem z żadnym chłopakiem – wytłumaczył zawstydzony.
– To... – rozczuliło mnie to, ale tylko trochę. – W takim razie tym razem przymknę na to oko... ale następnym razem uważaj! – ostrzegłem łagodnym tonem.
– Ty i twój piekielny charakterek – uśmiechnął się leciutko.
A/N: Haha, to jednak nie był Lay, jak wszyscy myśleliście.
Chen wrócił. Ktoś się cieszy?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro