Chapter 32
Wyjechałem spokojnie z budynku szkoły, szybko pedałując. Myślami byłem daleko, że nie zauważyłem, jak przede mną pojawia się trójka osobników płci męskiej. Właściwie to sami faceci chodzili do tej szkoły, bo to było męskie liceum. Wyhamowałem, wpadając w lekki poślizg, przez co spadłem z roweru wprost pod nogi chłopaków, którzy z szyderczymi minami patrzyli się na mnie leżącym na ziemi.
Nagle jeden z nich, gdy próbowałem się podnieść, kopnął mnie, przywracając ponownie. Rozległy się śmiechu i krzyki pojawiających się znikąd połowy ludzi ze szkoły, którzy ustawili się w kółko. Byłem zdziwiony ich obecnością. Po chwili poczułem pierwsze kopnięcie, które sprawiło upadek na plecy. Tak już zostałem, gdy kontynuowali swoje kopniaki, bijąc coraz mocniej i zostawiając kolejne ślady na mym obolałym już ciele. Jutro zapewne pojawia się siniaki.
Przyjmując kolejnego kopniaka ze strony trzech masywnych chłopaków, zastanawiałem się, dlaczego mnie biją. Nie rozumiałem, czemu to robią, co ja im takiego zrobiłem, że się nade mną znęcali. Moje nieudolne próby oddania przeciwnikom spełzły na niczym, bo nie miałem siły się bronić. Nie byłem w formie, więc pozwoliłem dalej być ich workiem treningowym.
Zamknąłem oczy i zacząłem się modlić, by ktoś przebiegł mi na ratunek, ale widziałem, że w tym tłumie nie mam nikogo po swej stronie. Wszyscy mnie nienawidzili, a ja nie wiedziałem dlaczego. Zwinąłem się, podciągając nogi do brzucha.
– Spierdalajcie stąd!
Usłyszałem znajomy głęboki głos, ale nie miałem siły unieść głowy, aby zobaczyć, kto im przerwał. Słyszałem tylko, jak ktoś wymierza ciosy i upadające na ziemie ciała.
Do moich nozdrzy doszedł znajomy zapach perfum, a potem poczułem, jak moje ciało jest unoszone do góry.
– Chanyeol? – szepnąłem cicho, mając nadzieję, że to on, a nie wytwór mojej wyobraźni.
– To ja. Przepraszam – wyszeptał, całując mnie delikatnie w czoło. – Przepraszam...
– Ja nic nie zrobiłem... naprawdę nic nie zrobiłem... – wymamrotałem, wtulając się w niego. Objął mnie mocniej i zaczął iść przed siebie.
– To już nieważne. Nic nie mów – uciszył mnie, ponownie całując.
– Nadal mi nie wierzysz, prawda? – zapytałem załamującym się głosem, w moich oczach nagromadziły się łzy.
– Wierze. Wierze ci... – jego głos przepełniony był troską.
Na te słowa pozwoliłem łza popłynąć, wtuliłem twarz w jego ubranie, wdychając zapach, który w tym momencie działał na mnie kojąco.
**
Chanyeol wziął moje nogi w swoje ręce i delikatnie przetarł wilgotnym ręcznikiem, zmywając zaschniętą krew.
– Sam to zrobię – próbowałem wyrwać nogę, ale uniemożliwił mi to, zaciskając na niej dłonie.
– Będziesz siedział spokojnie czy mam cię związać? – zapytał z pochylona głową. Był uważny, w tym, co robił.
– Głupi jesteś, czy po prostu lubisz, jak ktoś ci sprawia ból? Przeszedłeś przez tyle rzeczy i jeszcze się niczego nie nauczyłeś? – zajął się drugą nogą, poświęcając jej taki sam czas, co pierwszej. Mówił, jakby to była moja wina, ale wiedziałem, że się martwi.
– Naprawdę masz tendencję do pakowania się w kłopoty – wziął kolejny ręcznik.
– Zamknij oczy – rozkazał i chwycił tył mojej głowy, przybliżające ją do siebie. Zaczął energicznie wycierać twarz, przekładając ręcznik do rozcięcia na czole
– To boli – syknąłem cicho, odzywając się od niego.
Zamknąłem oczy i pozwoliłem, aby się mną przez tę chwilę zaopiekował. Poczułem jego palec na swoich ustach, otworzyłem oczy i zobaczyłem, że długo się im przypatrywał. Oblizałem wargi i czekałem na to, co się stanie. Miałem nadzieję, że mnie pocałunek, tęskniłem za jego ustami na moich. Zapomniałem jakie to uczucie bycia całowanym przez niego.
– Sam się wytrzyj – rzucił ze złością ręcznik na podłogę i szybko wyszedł łazienki.
Patrzyłem za nim zdumiony, nie rozumiejąc, dlaczego opuścił pomieszczenie. Wzruszyłem ramionami i ściągnąłem szlafrok, w który byłem ubrany. Stanąłem przed lustrem i aż przeraziłem się na swój widok.
Wyglądałem jak ofiara przemocy domowej. Moja ciało pokrywały fioletowe siniaki, jedne większe inne mniejsze. Kolana otarte do krwi. Miałem delikatnie rozbity łuk brwiowy i zadrapanie na prawym policzku i w kąciku ust. Zamknąłem oczy, mając nadzieje, że jak je otworzę to ciało, będzie bez tych wszystkich ran, ale niestety naprawdę tak wyglądałem. Lekko załamany wszedłem pod prysznic i umyłem się dokładnie.
Po dziesięciu minutach wyszedłem spod prysznica i ubrałem za dużą o dwa rozmiary koszulkę Chanyeol'a i spodnie dresowe, które musiałem podwinąć, aby się nie wywracać. Wyszedłem z łazienki wprost do pokoju Chanyeol'a. Samego właściciela nie było.
Podszedłem do okna i zaopatrzyłem się na ogród oświetlony blaskiem księżyca. Podniosłem głowę dopiero wtedy, gdy usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi. Do środka wszedł Chanyeol, z rękami w kieszeniach, zaczął do mnie podchodzić.
– Po co tu wróciłeś? – zapytałem niezbyt mile, nie biorąc pod uwagę, że to był jego pokój. – Czego znowu chcesz ?
– Mam powód, aby tu być.
– Powód? Jaki powód? Nie chce tego słyszeć – odwróciłem głowę.
Minąłem go i zacząłem chodzić po pokoju, szukając moich rzeczy. Wolałem iść do domu niż słuchać jego gadania.
– Co robisz? – Czułem, że jestem obserwowany. Nie odpowiedziałem, szukając swojego mundurka, ale nigdzie to nie znalazłem.
– Ty zawsze... – odwróciłem się w jego stronę, posyłając mu wściekłe spojrzenie. – Bez pytania zaciągasz ludzi do swojego domu – powiedziałem z pretensją w głosie.
– Chcesz powiedzieć, że z tymi ranami – wskazał na moje otarcia – i ubraniami miałem odwieść się do twojego domu? – prychnął. – Twoi rodzice byliby przerażeni.
Miał rację, nie mogłem wrócić w tym stanie do domu, bo od razu zaczęłoby się śledztwo. Podreptałam do łóżka, na którym usiadłem.
– Kazałem już komuś zadzwonić i przekazać, żeby się nie martwili. I jeszcze jedno – dodał, jakby właśnie sobie o tym przypomniał. – Twoje ubrania i plecak zostały już wyrzucone. Nie masz po co ich szukać.
– Wyrzucone? Wyrzuciłeś to wszystko? – Byłem przerażony, bo to był mój jedyny mundurek. – Można było, to wszystko po prostu wyprać i pozszywać. Jak mogłeś, wyrzucił je bez mojego pozwolenia?
Spojrzał na mnie, jakby co najmniej wyrosła mi drugą głową.
– Chciałeś założyć na siebie coś takiego? – zapytał zdumiony.
– A niby dlaczego nie ? Nie zapominaj, że moja rodzina ma pralnie chemiczna – wydarłem się.
– Aleś ty hałaśliwy – przeszedł przez pokój i zakrył mi usta dłonią, przez co nie mogłem nic powiedzieć. – Jak coś takiego małego i chudego może mieć taki donośny głos? – rzucił mnie na łóżko.
(+18)
Westchnął i nachyli się nade mną. Patrzyliśmy sobie w oczy. Spojrzałem na jego ust, marząc po raz kolejny, aby mnie pocałował. Zwilżyłem usta językiem i przyciągnąłem go bliżej do siebie. Sam uczyniłem pierwszy krok, delikatnie go całując.
Chwile się wahał, ale odwzajemnił pocałunek, subtelnie kąsając moje wargi. Przejął kontrole, poczułem jego język próbujący dostać się do wnętrza moich ust. Dałem mu pozwolenie i po chwili otarłem się delikatnie o jego język. Mruknął cicho, bardziej pogłębiając pocałunek, który wprawił moje ciało w stan lekkiego podniecenia.
Wsunąłem palce w jego włosy, jedwabiste pasma mile łechtały moją skórę. Zadrżałem, gdy przeniósł swoje gorące usta na moją szyję. Zassał się na wrażliwej skórze obojczyka.
Swoje dłonie wsunął pod bluzę i jeździł delikatnie nimi po moim torsie.
– To chyba nie będzie nam potrzebne – wyszeptał chrapliwie, podnosząc bluzę do góry i ściągając ją ze mnie. Na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka spowodowana delikatnym chłodem panującym w pokoju. Chanyeol podparł się na łokciu i spojrzał na mnie wzrokiem pełnym namiętności i pożądania.
– Jesteś piękny – wyszeptał. Ponowił wędrówkę swoich ust w dół mojego ciała.
Całował coraz niżej, doszedł do pępka, zataczał językiem koła wokoło niego. Klatka piersiowa falowała wraz z moim oddechem. W spodniach było już coraz mniej miejsca, w jego tak samo. Jego dłoń wędrował swobodnie, głaszcząc boki ciała i przeniosła się na pośladki, które lekko ścisnął, na co jęknąłem.
Jego twarz była na wysokości mojego krocza. Ściągnął moje spodnie, a mój penis w pełnym wzwodzie wyskoczył prosto przed jego twarz.
– Ktoś tu nie może się doczekać – zaśmiał się głęboko, trącając go dłonią.
Wiłem się w jego ramionach, jęcząc coraz głośniej, gdy jego usta zamknęły się mojej pulsującej męskości. Wykonywał długie, powolne liźnięcia wzdłuż penisa, sunąc w górę ku główce, okrążając ją językiem. Westchnąłem i odchyliłem głowę do tyłu, poddając się jego ustom.
**
Gdy się obudziłem następnego dnia, jego już nie było. Podnosząc się na łóżko, cicho syknąłem z powodu bolących żeber. Ziewnąłem i przetarłem oczy. Zamrugałem nimi parokrotnie, ale obraz, który przede mną pojawił się, nie zniknął. Koło okna w rzędzie stały cztery pokojówki, każda z nich coś trzymała. Na przodzie stał kamerdyner. Ukłonili się, widząc, że nie śpię.
– W ciągu nocy zostały przygotowane dla panicza – wskazał na rzeczy, które każda z pokojowej uniosła do góry. – Nowe buty, mundurek i inne akcesoria. Tylko że... – urwał i wyglądał na zmieszanego.
– Tylko że...? – powtórzyłem za nim.
– Musimy przeprosić za jedną rzecz – pstryknął palcami i do pokoju zostały wprowadzone cztery rowery.
Były ładne i chyba dobrze się na nich jeździło, tylko jak zobaczyłem cenę tych rowerów, to złapałem się za głowę. Jak rower może kosztować pięć tysięcy won*. Poza tym mój rower był dużo tańszy. Odmówiłem przyjęcia, tłumacząc, że mój na pewno jest w dobrym stanie, tylko trzeba go przynieść ze szkoły. Przyjąłem tylko nowy mundurek, buty i plecak. Następnie kamerdyner zaprowadził mnie do wielkiej jadalni, w której znajdował się długi stół z nakrycie tylko dla jednej osoby.
– Szef kuchni przygotował to specjalnie dla panicza – wskazał dłonią na talerz, na którym znajdował się omlet i tosty oraz sok pomarańczowy.
– Dlaczego nie widziałem jeszcze Chanyeol'a?
– Panicz wyszedł wcześniej z domu.
– A gdzie poszedł ?
Na to pytanie mi już nie odpowiedział, tylko zostawił samego w jadalni, mówiąc, że jeśli bym czegoś jeszcze chciał, mam zadzwonić dzwoneczkiem, który leżał obok talerza.
**
Chanyeol przyszedł godzinę później. Nie pytałem gdzie był.
– Jak się czujesz? – zapytał, zapinając marynarkę od mundurka.
– Normalnie – odpowiedziałem, przypatrując mu się. Byłem zdziwiony, że ubrał mundurek. Ostatni raz widziałem go w nim parę dni temu – A ty się dobrze czujesz? – zapytałem, wskazując na jego ubiór.
Wyszczerzył zęby i podszedł bliżej. Nachylił się i pocałował mnie delikatnie. Odepchnąłem jego twarz, rumieniąc się na policzkach. Przypomniał mi się wczorajszy wieczór. Byłem zawstydzony, tym co robił mi wczoraj.
– Słodki jesteś – mruknął i chwycił mnie za rękę, ciągnąć do wyjścia.
W samochodzie spotkaliśmy Sehun'a i Kai'a. Mieliśmy jechać do szkoły. Trochę się obawiałem pójścia tam, zważywszy na to, co się wydarzyło.
Chanyeol od razu po przyjściu zaprowadził mnie do jadalni, w której zebrali się wszyscy, bo była już przerwa na drugie śniadanie.
– Słuchajcie wszyscy! – zaczął groźnie.
Na sali zapanowała cisza.
– Jeszcze raz odważnie się zrobić coś takiego mojemu chłopakowi to koniec z wami. Tak, wróciliśmy do siebie – dodał, widząc ich pytające spojrzenia. – Lepiej niech nikt z nim nie zadziera, zrozumiano?
– Tak – krzyknęli ludzie trochę za cicho.
– Zrozumiano?! – powtórzył tym razem głośniej.
– Tak! – odkrzyknęli.
– Zgłaszam przeciw!! – krzyknął jakiś głos.
_______
5 000 won - 15 955,87 zł
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro