Chapter 21
– Przestań panikować – powiedział Chanyeol. – Siedź spokojnie, zaraz po kogoś zadzwonię – włożył dłoń do kieszeni płaszcza, ale telefonu nie znalazł. To samo było z kieszeniami w spodniach.
– Gdzie jest mój telefon ? – zamruczał, macając się po piersi.
Niestety telefonu nie było.
– Nie masz telefonu? – krzyknął Baekhyun, odwracając się w jego stronę.
– A ty?
– Zapomniałem naładować – odrzekł lekko zarumieniony. On to ma pecha.
– To przez Ciebie nas tu zamknęli
– Niby dlaczego przeze mnie? – wydarł się Baekhyun. – Skoro było ci zimno, to mogłeś wejść do jakiegoś sklepu, żeby się ogrzać. Posąg udawałeś czy co?
– Po prostu byłem wkurzony – oburzył się Chanyeol. – Pierwszy raz w życiu tak na kogoś czekałem – dodał już ciszej, aż Baekhyun musiał, wytężył słuch, aby go usłyszeć.
– Że co?
Tym to go zaszokował. Chanyeol ponownie szarpnął za klamkę, ale drzwi ani drgnęły.
– I co? – zwrócił się ponownie do Baekhyuna, oczekując, że chłopak ma jakiś pomysł. Teraz to Baekhyun podszedł do drzwi, otworzył je, o ile mógł i przycisnął usta do szpary. – Ahjussi! – krzyknął głośno. Szatyn obserwował blondwłosego, przez dobre trzydzieści sekund, zanim spytał.
– Co ty robisz?
Baek odwrócił się w jego stronę.
– Nie widzisz, że wołam pomocy?
Chanyeol wywrócił oczami.
– Myślisz, że to zadziała? Nikogo tutaj nie ma, więc nie potrzebnie wrzeszczysz.
– Może masz rację – przyznał Baekhyun i spojrzał na wagonik. – Może tam wejdziemy? – Nie czekając na Chanyeol'a, wspiął się po schodach. Na szczęście wagonik był otwarty. Brunet wszedł za nim i zamknął drzwiczki. Było tu trochę chłodno. Chanyeol włożył ręce do kieszeni i postawił kołnierz, żeby grzał mu szyję. Niestety nie miał szalika, którym mógłby się obwiązać. Usiadł na ławeczce i zamknął oczy. Baekhyun natomiast kucnął w najdalszym kącie, jak by się bał, że może mu coś zrobić.
– Ale zimno – wymruczał i zrobił to samo co chłopak, czyli włożył ręce do kieszeni.
Po chwili zrezygnował z kucania, bo nogi zaczęły go już boleć. Obserwując czy Chanyeol czasami nie otworzył oczu, zaczął się cofać, aż usiadł na ławeczce obok niego. Chanyeol nie otwierając oczy, zaczął kaszleć. Z jego ust wylatywał biały obłoczek.
– Przepraszam – powiedział cicho Baekhyun.
– Co ? – odezwał się Chanyeol.
– Powiedziałem "przepraszam" – powtórzył, ale tym razem głośniej. – W końcu to wszystko przeze mnie.
– Przynajmniej znasz swoje miejsce.
– No i co? Dlaczego się tak zachowujesz ? – Nie doczekawszy odpowiedzi, ciągnął dalej. – Przez cztery godziny stałeś na mrozie, nikt ci nic nie powiedział? Ani ochroniarz, ani szofer, ani nawet lokaj? Co z nimi? Dlaczego nie kazali ci wrócić do domu?
– Odesłałem ich – kolejny raz mocno zadziwił Barka, po raz pierwszy czekając na mrozie, a teraz był ten drugi raz.
– Dlaczego?
Chanyeol wzruszył ramionami. – Chciałem dostosować się do poziomu przeciętnego człowieka.
– Ty naprawdę za bardzo się starasz – burknął.
Zapadł cisza, przerywana odgłosami oddychania.
– Hej, mogę być z tobą szczery? – zapytał, nachylając się w jego stronę.
– A w jakiej sprawie?
Chanyeol zaczął się do niego przesuwać.
– O co chodzi? – Baekhyun przywarł do szyby, patrząc, co brunet zamierza zrobić. Był coraz bliżej.
– Hej... Odsuń się, to porozmawiamy.
– Wydaje mi się, że chyba... – nie dokończył, tylko upadł na niego. Baekhyun poczuł, jak przywiera do niego ciało chłopaka, które było bardzo ciężkie.
– Nigdy nie przepuszczasz żadnej okazji? – warknął Baekhyun, pewien, że zachciało mu się amorów – Zboczeniec. Naprawdę masz ochotę na takie rzeczy w takiej sytuacji – zapytał Baek, ale nie dostał odpowiedzi. – Złaź ze mnie – jęknął, próbując zrzucić z siebie ciało chłopaka, które upadło na drugą stronę.
Chanyeol znowu zakaszlał, ale tym razem gorzej niż poprzednio. Z jego płuc wydobył się rżenie, które wystraszyło Baekhyun'a. Kaszel ustal, ale nie drżenie ciała. Baekhyun zaniepokojony podniósł rękę i przystawił dłoń do czoła bruneta.
– Dlaczego jesteś taki rozpalony? – mruknął, zdejmując dłoń, która zaczynała go lekko parzyć. Dotknął jego ramienia, potrząsając nim. – Nic ci nie jest – Żadnej reakcji ze strony wyższego, oprócz cichego.
– Jestem chory.
– Chory? – Przyłożył dłoń do czoła raz jeszcze. – Rzeczywiście masz wysoką gorączkę – zauważył.
– Zimno mi – wyjąkał Chanyeol.
Baekhyun spanikował, ale zaraz się uspokoił. Ściągnął plecak, który miał na ramionach, o którym kompletnie zapomniał. Otworzył i ze środka wyciągnął szary koc. Miał dzisiaj po pracy nocować u Xiumin'a, więc wziął dodatkowy koc, gdyby było mu zimno u kumpla. Rozłożył koc i nałożył go na głowę chłopaka, szczelnie go nim przykrywając.
– Co ty robisz ? – Chanyeol próbował się ponieść, ale nie miał siły. Opadł bezsilnie z powrotem na ławeczkę.
– Moja mama zawsze mi mówiła, że jak owiniesz sobie tak głowę, to zrobi ci się cieplej – wytłumaczył Baekhyun i przykrył go drugim kocem. Skończył owijać chłopaka i objął jego ciało, przytulając go do swojego boku.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro