Chapter 18
W rezydencji państwa Park od rana panowała napięta i nerwowa atmosfera, a to za sprawą mającego się odbyć po południu pokazu mody, na którym można będzie wylicytować noszone przez modelów ubrania czy inne akcesoria. Cały dochód ze sprzedaży miał iść na szczytny cel, jakim były domu dziecka. Cała służba była w to zamieszana. Wszystkie pokojówki miały za zadanie sprzątnąć cały dom, kucharki i kucharze, który zatrudniła pani domu, mieli ugotować, coś pysznego, kelnerzy mieli nosić przekąski między gośćmi, by umilić im pokaz.
Sunbin, nie tylko pełnił funkcje pokojowego panicza Chanyeol'a, lecz za zadanie miał też zarządzaniem domu. Gdy już ostrzegł swojego pana przed przyjazdem rodzicielki, sam z kilkoma służącymi stał w holu i czekał na przybycie pani domu, która postanowiła przyjechać wcześniej, niż było to planowane.
Po paru sekundach do holu weszła wysoka kobieta o ładnej, lecz starej już twarzy, miała czarne włosy związane w elegancką fryzurę, lekko odstające uszy, nienagannym makijaż, ubrana w damski garnitur. Krok za nią szedł jej wierny sługa. Wysoki mężczyzna o czarnych krótkich włosach, ubrany w garnitur, w dłoni trzymał teczkę. Kobieta szła, lekko stukając obcasami o umytą i wypastowana wcześniej podłogę. Słudzy zaczęli się od razu kłaniać, by okazać szacunek swojej szefowej. Jedna z pokojówek wzięła od kobiety torebkę. Matka Chanyeol'a zatrzymała się przy Sunbinie.
– Gdzie Chanyeol? – zapytała, ściągając rękawiczki z dłoni i rzucając je drugiej pokojówce, która je złapała.
– Na drugim piętrze – odrzekł z kamienną miną służący.
– Musi mi pomóc w przygotowaniach. Niech ktoś ciągle za nim chodzi, żeby mi się nie wymknął – rozkazała i odeszła razem ze swoim asystentem i towarzyszącymi jej pokojówkami. Sunbin ukłonił się i wrócił do swoich obowiązków.
**
Chanyeol, który wrócił skądś, podszedł do siedzącego już na kanapie Baekhyun'a, złapał go za przegub i podniósł.
– Co ty wyprawiasz? – krzyknął chłopak, idąc za szatynem.
Chanyeol otworzył drzwi, by wyjść na korytarz, ale cofnął się z powrotem do pokoju, zauważając na korytarzu nadchodzących ochroniarzy. Domyślił się, że matka kazała go pilnować, więc nie będzie łatwo wyprowadzić niezauważalnie Baekhyun'a. Posadził wciąż ubranego w pidżamę chłopaka na kanapie i wyciągnął telefon z kieszeni spodni.
– Nagły wypadek! – krzyknął do słuchawki.
Chen, do którego zadzwonił chłopak, był zdzwiony jego telefonem. Od paru dni się do siebie nie odzywali, ale jeśli już to były to same kłótnie.
– Słucham? – powiedział zdziwiony.
– Wiedźma wróciła do domu – odrzekł Chanyeol. – Baekhyun jest teraz w moim pokoju. Nie mam jak go stąd wydostać.
– Chanyeol, jeśli ona się dowie... – powiedział do słuchawki przerażony Kai, który także dostał telefon od Chanyeol'a.
– Będzie już po tobie – odrzekł Sehun, który był razem z Kai'em, ponieważ telefon włączony był na głośnomówiący.
Pozostała Elitarna Czwórka czym prędzej pojechała do domu przyjaciela, wchodząc do rezydencji tylnym wejściem i na szczęście unikając czających się ochroniarzy. Wpadli do pokoju przyjaciela, strasząc przy okazji Baekhyun'a, który był zdziwiony, widząc wszystkich. Napotkał na krótko wzrok Chena, który ze zdumieniem przyglądał się jego ubiorowi, speszony odwrócił wzrok. Kai pogonił Chanyeol'a, ciągnąc go za rękę.
– Idź się ubrać, a my zajmiemy się Baekhyun'em – uśmiechnął się do skulonego na kanapie chłopaka.
Po kilku sekundach do pokoju wrócił Chanyeol ubrany w elegancki czarny garnitur ze spływającym z ramienia futerkiem. Usiadł na fotelu nieopodal kanapy i zaczął wgapiać się w Baekhyun'a, zastanawiając, co ma z nim począć. W końcu nie wymyśliwszy niczego specjalnego, sfrustrowany wstał i zaczął krążyć po pokoju. Reszta chłopaków znalazła sobie zajęcie. Sehun stał przy oknie, patrząc na krajobraz, Chen siedział przy stole, na którym stała szachownica, a Kai stał oparty o stół.
– W pokoju jej syna jest jakiś dziwny chłopak – zaczął Kai, odrywając się od swojego miejsc. Zaczął krążyć nad chłopakiem. – Nazywa się Byun Baekhyun. Jak na to zareaguje – mówił dramatycznym tonem niczym prezenter w telewizji w programie o dziwnych historiach, chcąc wybudzić w oglądającym ciekawość. – Normalnie zżera mnie ciekawość – zakończył normalnym głosem.
– Jutro rano – odezwał się milczący Sehun, stał teraz przy wielkim globusie. – Chanyeol znajdzie się na Alasce – dotknął bliżej nieokreślony punktu na globusie. – Stawiam na to tysiąc.
– A ja? – Podszedł do niego Kai, który świetnie się bawił całą tą sytuacją. – Ja obstawiam, że wyśle go do bazy na Antarktyce. Daje 3 tysiące
– Jednak najpierw zatrudni płatnego mordercę – dorzucił swoje trzy grosze Chen, uśmiechając się szeroko, czym wywołał przerażone krzyki Baekhyun'a.
– Co? Poważnie? – Chłopak od dłuższego czasu przysłuchiwał się ich rozmowie z szeroko otwartymi oczami. – Jest aż taka straszna? – Nie mógł uwierzyć, że matka Chanyeol'a mogłaby być zdolna do wysłania syna na drugi koniec świata, czy zatrudnienie płatnego zabójcę.
– W szóstej klasie wyrwaliśmy się z domu bez wiedzy rodziców – zaczął Sehun.
– Pamiętasz jeszcze? Tamtego dnia prawie zginęliśmy – dodał Kai.
– Jak mógłbym o tym zapomnieć?
Chanyeol na samo wspomnienie bledł ze strachu. Nawet nie chciał pamiętać o tamtym dniu. Wtedy naprawdę świetnie się bawili, bijąc się poduszkami, w jednym z domków letniskowych jego rodziców, który znajdował się w Busan. Daleka droga nie była przeszkodą dla czterech inteligentnych dzieciaków, chcących wyrwać się spod kurateli rodziców. Tak fajnie już nie było, gdy do środka weszła grupka uzbrojonych po zęby, ubranych na czarno mężczyzn z pistoletami wyciągniętymi przed siebie. Dostali taki opieprz od rodziców, że nie mogli ruszać się przez tydzień. Chanyeol miał najgorzej, bo jego matka to był istny diabeł, nie tylko dostał lanie, ale też musiał miesiąc spędzić bez żadnych zabaw czy gier. Tylko nauka i nauka.
– Już wiem – krzyknął w pewnym momencie Kai, wyrywając Chanyeol'a z okropnych wspomnień.
Wszystkie pary oczu spoczęły na brunecie, któremu na usta wpłynął dziwny uśmiech. Miał pewien plan, ale potrzebował do tego pomocy. Zostawił chłopaków i zbiegł na dół do salonu, gdzie miał się odbyć pokaz. Minął ochroniarzy stojących przy salonie i podszedł do stojącej na środku kobiety, która oblegał inne kobiety.
– Bonjour. Noona – błysnął do niej uśmiechem. Kobieta lekko się zarumieniła.
– Ty jesteś Kai, prawda? Aleś ty przystojny – zachichotała.
– A ty jesteś koreańską Vivian. Wszyscy tak mówią – zachichotał, dopasowując się do kobiety.
– No mów czego chcesz? Co mam dla ciebie zrobić?
Kai westchnął z udawanym żalem.
– Przejrzałaś mnie... ale właśnie dlatego tak bardzo cię lubię – poklepał ją po ramieniu z przymilnym uśmiechem.
**
W tym samym czasie Park Tae Hee siedziała przy biurku w swoim gabinecie i słuchała swojego asystenta, który przedstawiał różne problemy.
– Dostaliśmy z Seulu program pomocy dzieciom z kamieniami nerkowymi – powiedział.
– Odrzuć – powiedziała, nawet na niego nie patrząc. Nie interesował ją takie rzeczy. Asystent kontynuował.
– Jest też aplikacja ze szkoły Seonam – powiedział, ale kobieta ponownie odrzuciła.
Odchyliła się na krześle, zatkała wieczne piórko, którym podpisywała jakieś papiery i odłożyła je do pojemnika na długopisy i inne przybory.
– Nie pozwoliłeś Chanyeol'owi uciec, prawda? – spytała, ale nie oczekiwała odpowiedzi.
Wstała z fotela i ruszyła do pokoju syna. Miała do przejścia dwa pietra, więc zbytnio się nie śpieszyła. Do pokoju Chanyeol'a weszła bez pytania, bo w końcu cały dom należał do niej i nie miała potrzeby pukać we własnym domu. Rozejrzała się po pokoju, zatrzymując wzrok na wszystkim przyjaciołach syna i zauważyła siedzącego w eleganckim ubraniu Baekhyun'a. Tego chłopaka nie znała.
– A to kto? – zapytała, przypatrując mu się uważnie.
– Dzień Dobry – powiedział speszony Baekhyun, kłaniając się niezdarnie.
– To mój gość, więc ciebie nie powinno to w ogóle obchodzić – odezwał się zimnym głosem Chanyeol. Nie cierpiał swojej matki. Tae Hee uśmiechnęła się nieszczerze.
– Ale przebywa w moim domu, więc jest też moim gościem. Prawda? – zwróciła się bezpośrednio do srebrzystowłosego, który zaczął się jąkać, próbując jej odpowiedzieć.
– To nasz kolega – Chen usiadł na oparciu kanapy i położył dłoń na ramieniu chłopaka.
– Kolega?
– Tak, chodzi do naszej szkoły, ale do młodszej klasy. Pozwoliliśmy mu wstąpić do E4 w roli maskotki, bo jest taki uroczy – Kai uszczypnął policzek Baekhyun'a, który na ten gest niezauważalnie się skrzywił.
– Jakie jest twoje nazwisko rodowe? – Kobieta ponownie zwróciła się do chłopaka, zasypując go gradem pytań.
– Ja...
– Gdzie pracuje twój tata?
– Mój ojciec...
– Jest biznesmenem – odrzekł za niego Chen, naciskając lekko na jego bark.
– Ach tak – westchnęła kobieta. – A czym dokładnie się zajmuje? – Najwyraźniej samo to nie wystarczało. Musiała znać więcej szczegółów.
– No ubraniami – pomógł Sehun. – To znaczy, pracuję w świecie mody. Jest całkiem znanym projektantem.
– Interesujące – odpowiedział z namysłem. – A może byłbyś zainteresowany dzisiejsza aukcja?
– Tak, ale on nie tylko jest zainteresowany tą aukcją, ale chcę wziąć w niej udział. Przyniósł nawet najnowszy garnitur Edward Song, którą wystawi na dzisiejszą aukcję – Sehun wskazał na ubranie Baekhyun'a.
– Widzę, że twoja mama ma dobry gust – pochwaliła, ale po chwili zaczęła znowu wypytywać.
– Czym się zajmuję?
Na to pytanie Baekhyun nie wiedział jak odpowiedzieć, skrzywił się, sytuację uratował wchodzący do pokoju asystent. Skłonił lekko głowę.
– Pani dyrektor, czas przywitać gości.
Tae Hee kiwnęła głową i zwróciła się do syna.
– Chanyeol, ty zostań tutaj i przygotuj się do swoich zajęć – założyła ręce na piersi. – Wy też – zwróciła się do pozostałych.
Baekhyun poczuł na sobie spojrzenie asystenta, który uważnie go obserwował, speszony odwrócił wzrok na trzymaną na kolanach książkę, o której zapomniał, że ją w ogóle ma.
– Skoro już tu jesteście, to możecie nam pomóc. – Wyszła z pokoju.
Głaskająca ręka Chena opadła z barku srebrzystowłosego. Chen westchnął z ulgą, tak samo, jak pozostali.
– Jak możecie tak kłamać? – wybuchnął Baekhyun. – I co teraz zrobimy? Powinniśmy byli powiedzieć jej prawdę. – Miał wyrzuty sumienia, że aż tak okłamał matkę Chanyeol'a.
Kai spojrzał na chłopaka z politowaniem.
– Mieliśmy powiedzieć, że twoi rodzice prowadzą pralnię chemiczną? W takim wypadku nie tylko ciebie, ale twoją rodzinę spotkałyby rzeczy, które nawet trudno opisać.
– Jeśli się na ciebie uweźmie, to możesz nawet stracić życie – powiedział Sehun i nie były to czcze pogróżki. Ta kobieta naprawdę była niebezpieczna.
– I wcale nie żartuję – dodał.
Baekhyun westchnął, nie lubił kłamać.
– Czy to – zacisnął wargi w cienką kreskę – jakaś cecha rodzinna?
Chanyeol westchnął i wywrócił oczami na pytanie chłopaka.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro