Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chapter 16

(BAEKHYUN)

Następnego dnia po szkole, poszedłem znowu nad to miejsce, mając nadzieje spotkać Chena, ale go nie było. Zawiedziony odwróciłem się na pięcie i uderzyłem w coś. Tym czymś okazał się Chanyeol.

– Czujesz się zawiedziony, że nie jestem osobą, którą chciałeś zobaczyć? – zapytał, wskazując moją twarz, na której malowało się rozczarowanie. Wybałuszyłem na niego oczy. Czyżby znowu mnie śledził??

– Chanyeol, co ty tutaj robisz?

– A co? – Chłopak zmrużył oczy, patrząc na mnie groźnie. – Nie wolno mi tu być? – zapytał.

Był najwyraźniej wkurwiony, bo w jego oczach ujrzałem chłód skierowany na mnie.

– Wynajęliście to miejsce tylko dla siebie? – powiedział po chwili, robiąc krok do przodu.

Znudzony jego gadaniem, wywróciłem oczami i minąłem go, ale poczułem mocne pociągnięcie za dłoń. Chłopak trzymał mnie za nadgarstek. Poczułem zapach deszczu i perfum, którymi był pokropiony. To był bardzo dobry zapach, ale zignorowałem go, bo w tej chwili nie miałem czasu, by zajmować się takimi głupimi sprawami.

– Gdzie się wybierasz?! – wrzasnął wściekłym głosem Chanyeol. Teraz jego oczy ciskały błyskawicami.

– Nie mam ci nic do powiedzenia, więc wracam do domu – odpowiedziałem, wyszarpując nadgarstek z jego mocnego uścisku. Jutro pewnie będę miał siniaki.

– Ale ja mam...

– Czego chcesz? – dalej szarpałem nadgarstek.

– Mam ci coś do powiedzenia...

– To puszczaj i mów – wskazałem wzrokiem na swój nadgarstek. Chanyeol jednak go nie wypuścił, tylko bardziej zacieśnił uchwyt.

– Za kogo ty się uważasz? Myślisz, że możesz się mną bawić? Mną? Członkiem wspaniałego E4 – znowu był arogancki i nazbyt pewny siebie.

Powoli miałem go dość. Ponownie ma do mnie jakieś pretensje, o gówno, które za nic w świecie nie zrozumiem i nie chcę zrozumieć. Zmrużyłem oczy na jego słowa i syknąłem.

– Niby kto tu się kim bawi? Puszczaj! – Po krótkiej chwili udało mi się wyszarpnąć nadgarstek z uścisku i teraz delikatnie go masowałem.

– Puszczam cię tylko dlatego, że uważam, że jesteś uroczy – wycedził, a mnie na jego słowa zatkało.

Najpierw gada jakieś głupoty, a teraz mówi, że jestem uroczy, coraz bardziej go nie rozumiałem. Może naprawdę miał problemy z głową.

– Myślisz, że możesz się ze mnie nabijać? – ciągnął dalej. – Może jeszcze o tym nie wiesz, ale jesteś mój – mówiąc to, złapał mnie za poły marynarki i przyciągnął do siebie, by po chwili wpić się brutalnie w moje usta.

Opierałem mu się, bijąc go po plecach, ale po długiej i wyczerpującej walce w końcu ustąpiłem pod naporem jego oczekujących ust. Pocałunek z każdą chwilą stawał się coraz delikatniejszy, do moich oczu zaczęły napływać łzy, by po chwili skapnąć na nasze złączone usta, pozostawiając po sobie słoty posmak na naszych ustach. Chanyeol delikatnie się ode mnie odsunął.

– Aż tak nienawidzisz mnie, że płaczesz? – zapytał, patrząc w moje oczy.

Odwróciłem wzrok i spoglądałem na wszystko byle nie na niego. Westchnął i odwrócił się na pięcie, zostawiając mnie samego, pogrążonego w smutku.

**

Nasunąłem na głowę kołdrę. Nie miałem zamiaru wstawać, po prostu zrobię sobie wolne, bo nie chcę iść, nie po tym, co się wczoraj stało.

– Baekhyun, nie zamierzasz iść dzisiaj do szkoły? – usłyszałem krzyk mamy. Gdy jej nie odpowiedziałem, odsunęła kołdrę z mojej głowy.

– Nie – warknąłem i znowu chciałem naciągnąć na głowę, ale mama ją przytrzymała.

– Mam ci przyłożyć, czy sam pójdziesz do szkoły? – zapytała groźnie.

– Nigdzie nie idę. Możesz mnie uderzyć – odrzekłem z zamkniętymi oczami, nie patrząc na mamę, która była już nieźle wkurzona. Wyrzuciłem ręce do góry i złapałem się za włosy.

– Doprawdy – warknąłem. – Nigdzie nie idę – wrzasnąłem. – Wolę kruszyć lód na rzece Han niż tam iść. Nie będę chodzić do tej szkoły. Jeśli chcesz patrzeć, jak twój syn umiera, to każ mi tam iść – dramatyzuję.

– Ty – wycedziła mama i podeszła nieźle wkurzona.

– Dzisiaj chyba jest dzień wolny od szkoły? – Do pokoju wszedł tata, poznałem go po głosie. Mama z wrażenia siadła na łóżku, przez co ugiął się materac.

– A właśnie, synu, miałem ci to przekazać – Tata w dłoni trzymał jakąś czarną kopertę, którą chciał podać mi do ręki. Wyciągnąłem rękę po kopertę, ale ubiegła mnie mama, która ją pochwyciła.

– Co to takiego? – Otworzyła oczy i zrobiła wielkie oczy. Nachyliłem się jej przez ramię i przeczytałem.

„Zaproszenie

Uroczyście chciałabym zaprosić Was wszystkich na przyjęcie z okazji moich 23 urodzin.

Tiffany"

– Przyjęcie? – spytała mama razem z tatą, patrząc na mnie pytająco.

Wzruszyłem ramionami, bo kompletnie byłem zaskoczony. Jeszcze jedno przyjęcie?

– Ach, to ktoś z mojej szkoły – odrzekłem zakłopotany, drapiąc się po włosach. – Każdy takie pewnie dostał, nie jestem wyjątkiem. Tylko – zastrzegłem – obowiązują stroje wieczorowe.

Mama podniosła się gwałtownie z mego łóżka.

– Trzeba poszukać garnituru – krzyknęła. Złapała tatę za ramie i wyszli z pokoju.

– Baekhyun masz pięć minut, by pojawić się w pralni – usłyszałem jej krzyki, zanim nie ustały, gdy wyszła z mieszkania.

Z ciężkim westchnieniem wstałem z łóżka i w pośpiechu założyłem spodnie dresowe i jakąś bluzkę. Nigdy nie wiadomo, co mojej mamie chodzi po głowie. Ubrałem jeszcze kapcie i pognałem na dół do pralni, bo mieszkamy, prawie że w tym samym budynku, bo pralnia jest połączona. Rodziców znalazłem przy wieszakach z czystymi rzeczami, które trzeba było zabrać do klienta. Właśnie przeglądali te rzeczy.

– Zaraz znajdziemy ci coś odpowiedniego – zamruczała do siebie, na tyle głośno, że ją usłyszałem.

– Co? – wrzasnąłem. – Zamierzacie mi znaleźć ubrania na przyjęcie w tych ciuchach? – Wskazałem na wieszaki.

– Dokładnie – odrzekł tata – coś odpowiedniego.

Przez godzinę przymierzałem różne stroje, jakiś obleśne wyglądając garnitur koloru żółtego, do cholery kto w takim chodzi? Nawet próbowali ubrać mnie w sukienkę, ale nie zmieściłem się w nią, bo była za wąska.

– Co za biedna dzielnica – fuknęła w stronę ciuchów – ani jedna osoba nie przyniosła do prania przyzwoitego garnituru.

– Wiem! – krzyknął tata i wziął jakiś wieszak do ręki. – A może ubierze ten hanbok – przyłożył do mnie ubranie w kolorze różowo–niebieskim.

Mama odepchnęła wieszak.

– A czy on idzie z wizytą noworoczną do teściów? – warknęła, mierząc go wściekłym spojrzeniem – On idzie na przyjęcie. Przyjęcie!

Oparłem się o ścianę zrezygnowany. Chyba nigdzie nie pójdę. Nad drzwiami zabrzmiał dzwonek.

– Przepraszamy, ale dzisiaj zamknięte – powiedziała mama, odwracając się w stronę potencjalnego klienta.

– Dzień Dobry – powiedziała elegancko ubrana kobieta z uśmiechem na ustach. Niosła wielkie pudełko z kokardką na górze.

– To prezent od panienki Tiffany dla Byun'a Baekhyun'a – wyciągnęła w stronę mamy pudełko, które wzięła bardzo chętnie.

Kobieta pożegnała się z nami i wyszła, ale my nawet tego nie zauważyliśmy, bo patrzyliśmy na pudełko. Mama i tata niecierpliwi otworzyli je. W środku znajdował się złożony w równą kostkę garnitur. Mama wyciągnęła ubranie i otrzepała materiał, by się rozwinął.

– Ale ładny – zachwyciła się, przykładając go do mojego ciała.

– Będziesz wyglądać bardzo przystojnie – dodał tata.

**

Przygotowałem się pod czujnym wzrokiem mamy, która siedziała na moim łóżku i patrzyła, jak się ubieram.

– Jestem taka szczęśliwa, że znalazłeś sobie przyjaciół – westchnęła, kładąc się na pościeli. Wywróciłem oczami. Jakich znowu przyjaciół? To nie przyjaciele, tylko wrogowie.

Zapiąłem ostatnie guziki koszuli i założyłem na siebie marynarkę. Ubranie, które przysłała mi Tiffany, było podobne do tego, które miałem na poprzednim przyjęciu tylko, że teraz było w kolorze białym z czarnymi elementami. Mamie najbardziej podobała się koronka na końcach marynarki. Jeszcze tylko wytarłem kącik oka, pomalowany czarną kredką, wziętą z mamy kosmetyczki. Nie miała mi tego za złe, że sobie wziąłem, bo pochwaliła makijaż, który sobie zrobiłem przy pomocy tutoriala znalezionego na youtubie. Dopiero się uczę, więc nie mam wprawy w robieniu tego typu rzeczy.

– Baek, a teraz się uśmiechnij – Nie miałem pojęcia, skąd mama wzięła aparat, ale lampa błyskowa podrażniła światłem moje oczy. – Pięknie – westchnęła.

Wywróciłem oczami na jej reakcje na moje zdjęcie. Nie ma się czym zachwycać. Taki zwykły chłopak. Wychodząc razem ze mną z pokoju, ostrzegała mnie, bym nie wracał za późno, ale jeśli będę miał ochotę zostać do rana, to mam do nich zadzwonić. Zgodziłem się z nią, pocałowałem w policzek, życzyła mi dobrej zabawy i zamknąłem za sobą drzwi od mieszkania.

Na zewnątrz czekała na mnie taksówka, opłacona przez mojego ojca. Powiedział, że nie wypada, bym musiał jechać autobusem, więc zamówił samochód, który podwiózł mnie pod same drzwi hotelu, w którym odbywało się przyjęcie.

Wyszedłem z taksówki, podziękowałem kierowcy i stanąłem przed wejściem. Wziąłem głęboki wdech, by uspokoić swój szalejący żołądek. To przez zdenerwowanie. Obawiałem się wejść do środka, ale nie było odwrotu. Zbliżyłem się do sali, w której odbywało się przyjęcie, przed wejściem przywitało mnie dwóch ochroniarzy kłaniających się. Nieśmiało wkroczyłem do środka.

Powitał mnie niesamowity gwar. Ludzie ubrani elegancko, stoliki uginały się pod ciężarem jedzenia, kelnerzy chodzili wśród gości z kieliszkami wypełnionymi złotym płynem. Krążyłem, szukając znajomych twarzy, miałem nadzieje zobaczyć, gdzieś Lay'a i Suho, ale przypomniałem sobie, że przecież się do mnie nie odzywają od miesiąca, tak samo, jak Luhan, z którym do dziś nie wiem, co się dzieje. Trzeba będzie się w końcu do niego udać.

– Kochanie, co tak późno? – zostałem przytulony do czyjegoś boku. To był Kai, który z uśmiechem na ustach, mówił dalej.

– Dlaczego przyszedłeś dopiero teraz? – Zręcznie mną kierował, przeciskając się pomiędzy ludźmi.

Wreszcie stanął przy jakimś stoliku, przy którym zauważyłem Sehun'a, skłoniłem mu się lekko z uśmiechem i Chanyeol, który zlustrował mnie wzrokiem. Zażenowany jego widokiem, odwróciłem wzrok byle się na niego nie patrzeć.

– Co ty tutaj robisz? – zapytał.

– Tiffany mnie tu zaprosiła – odezwałem się z niechęcia.

– Robiłeś napad na dom towarowy? – Podbródkiem wskazał na mój ubiór. Poczułem się trochę urażony.

– Ostatnim razem też się tak spóźnij – powiedział Kai. – Baekhyun – zwrócił się do mnie. – Jesteś śliczny, kiedy się ładnie ubierzesz – mrugnął do mnie okiem.

– Racja, racja – rzucił Sehun, też lustrując mnie wzrokiem. – Spośród wszystkich zaproszonych gości, którzy tutaj przyszli, ty wyglądasz najbardziej uroczo – stwierdził, posyłając mi lekki uśmiech, przez co się zarumieniłem.

– Jak to uroczo? – zadrwił Chanyeol, posyłając mi wredne spojrzenie, na które odpowiedziałem tym samym.

Nikt mu nie odpowiedział, bo zabrzmiała muzyka i na scenę weszła Tiffany, wyglądając pięknie w czarnej wieczorowej sukni, spiętych włosach i mocnym makijażu w towarzystwie Chena, który był cały w skowronkach. Uśmiechnąłem się na ten widok, bo oni naprawdę wyglądali wspaniale. Wszyscy zaczęli klaskać, w tym i ja. Na sale wjechał trzypiętrowy tort w kolorze różowym ozdobiony kwiatami. Kelnerzy zapalili świeczki na torcie, wszyscy zaczęli śpiewać, a Chen usiadł przy fortepianie i zaintonował melodie.

– 100 LAT, 100 LAT, niech żyję, żyję nam... – śpiewałem po cichu – jeszcze raz, jeszcze raz, niech żyje, żyję nam...

Skończyliśmy śpiewać, a Tiffany zaklaskała w dłonie i zdmuchnęła świeczki. Pomieszczenie wypełnił dźwięk klaszczących dłoni. Zauważyłem, że Chen wstał od fortepianu i gdzieś zniknął. Zmartwiony patrzyłem, gdzie idzie, ale zniknął za rogiem, a ja wróciłem spojrzeniem do mówiącej Tiffany. Dziękowała nam za to, że przyszliśmy na jej przyjęcie urodzinowe. Dziękowała także rodzicom za ich troskę oraz opiekę.

– Chciałam skorzystać z tej okazji, żeby wam o czymś powiedzieć. Może to do mnie nie podobne, ale właśnie dlatego wyprawiłam to przyjęcie – uśmiechnęła się.

– Gdzie poszedł Chen? – Kai rozglądał się wokoło, szukając swojego przyjaciela. – Chcą ogłosić swoje zaręczyny?

Na słowa chłopaka zamarłem. Zaręczyny? Czy to możliwe? Ponownie spojrzałem na dziewczynę.

– W następnym tygodniu wracam do Paryża – oznajmiła. – Nie sądzę, żebym szybko tutaj wróciła. – Po sali rozeszły się szepty, ludzie komentowali to, co powiedziała.

– Czeka tam na mnie świat mody – kontynuowała – już wszystko jest ustalone

– Co ona wygaduję?! – obruszył się Sehun.

– Nie zamierzam przejmować firmy prawniczej moich rodziców – oznajmiła. – Kochani bądźcie szczęśliwi – zakończyła. Ukłoniła się i odeszła. Patrzyłem w ślad za nią.

– Ciekawe, czy Chen wiedział o tym wcześniej? – Sehun był zmartwiony.

– Teraz już wiemy, dlaczego ciągle był taki przygnębiony – odezwał się Chanyeol.

– No to świetnie – westchnął Kai, drapiąc się po brodzie – życzę jej szczęścia. Ale co z Chenem?

Moje oczy odrobine się zaszkliły, ponieważ zastanawiałem się, co może czuć Chen. Czy wiedział, że jego pierwsza miłość, chcę wyjechać do Francji i nigdy nie wrócić? Poszedłem go podnieść na duchu.

– Kochan Cię – usłyszałem, naciskając dłonią klamkę.

Drzwi się otworzyły a scena, którą zastałem, złamała moje serce. Chen i Tiffany stali mocno do siebie przytuleni z twarzami blisko siebie i połączonymi ustami w pocałunku. Spuściłem wzrok, będąc zazdrosny o dziewczynę i zamknąłem drzwi, by im dać trochę intymności. Odwróciłem się na pięcie i ze smutkiem oparłem o ścianę. W takiej pozycji zastał mnie Chanyeol.

– Jeśli tutaj zemdlejesz, to dopiero będzie wstyd – odrzekł złośliwe z rękami na piersi. – Takie rzeczy do ciebie nie pasują.

Spojrzałem na drzwi ze strachem, że mogą się w każdej chwili otworzyć.

– Kto niby ma zemdleć? – Podbiegłem do niego w chwili kiedy drzwi od apartamentu się otworzyły.

– Baekhyun, przyszedłeś – powiedziała Tiffany, trzymając Chena za ramie. – Dlaczego nie wszedłeś do środka?

Zakłopotany podrapałem się głowę, bo nie wiedziałem co mam odpowiedzieć.

– No bo... – Nagle mnie olśniło. – Właśnie miałem do ciebie wejść i ci podziękować.

– Nudne przyjęcie, prawda? – Nie skomentowałem tego. – Właśnie zamierzaliśmy wybrać się na przejażdżce po mieście. Chcecie jechać z nami? – zaproponowała.

Otworzyłem usta, żeby jej odpowiedzieć, ale wyprzedził mnie Chanyeol

– My idziemy gdzie indziej – oznajmił.

– My? – Czułem na sobie wzrok Chena i Tiffany.

– Tak. Razem z tym głuptasem, jedziemy się gdzieś przejechać samochodem.

Pochwyciłem jego wypowiedź, klasnąłem w dłonie i z uśmiechem powiedziałem.

– Racja! My też będziemy jechać samochodem! Tiffany noona, do widzenia – ukłoniłem się lekko.

– Chodźmy – Z tymi słowami Chanyeol przyciągnął mnie do swojego boku i przytulił, kładąc ramie na moje barki. Odeszliśmy wtuleni w siebie.

– Spłaciłem swój dług – wyszeptał mi do ucha.

– Słucham? – Próbowałem się wyrwać, bo odeszliśmy kawałek.

– Wyciągnąłeś mnie z basenu – W końcu się uwolniłem, poprawiłem marynarkę.

– Uratowałem ci życie, jak możesz odwdzięczać mi się w ten sposób?

– Więc chcesz tam wrócić... – Odwrócił się i chciał iść, ale chwyciłem go za ramie i zatrzymałem w miejscu.

– Dziesięć procent – odrzekłem. – Spłaciłeś dziesięć procent długu.

– Pięćdziesiąt...

– Dwadzieściapięć – Powiedziawszy to, wyrwałem się szybko do przodu, chcą uniknąć ponownegoprzytulenie przez chłopaka.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro