Chapter 13
Wybiegłem z domu Parka, jakby goniło mnie stado słoni. Dopiero kawałek dalej zwolniłem, ale szedłem dość długo, bo ogrodzenie wokoło domu w ogóle się nie kończyło.
Spojrzałam na ziemie i się zatrzymałem. Cholera, miałem nadal buty od Chanyeol'a. Powiedziałem mu, że nic od niego nie chce, a teraz mam te buty? Rozwiązałem sznurówki i ściągnąłem je z nóg i ze złością wyrzuciłem je za ogrodzenie.
Kurczę, czy to pies? Przyłożyłem ucho do ogrodzenia, a tam faktycznie odezwało się szczekanie psa. Spojrzałem znowu w dół i jakby nie patrzeć to zostałem bez butów, tylko gołe nogi. Mundurek mi dali, ale mojego obuwia już nie. Przeklęci. Na pewno się tam już nie wrócę. Nigdy w życiu.
Nagle usłyszałem z daleka ryk silnika, a dopiero potem ujrzałem zbliżający się w moją stronę motor. Przycisnąłem plecy do ogrodzenia, mając nadzieje, że ten ktoś mnie nie zauważy, bo być może jakimś cudem stopie się z tłem. Ktoś podjechał bliżej i się zatrzymał. Patrzyłem na niego niepewnie, bo nie wiedziałem, kto to może być. Nieznajomy ściągnął kask i moim oczom ukazał Chen.
– Znowu ty? – Zaśmiał się Chen, poprawiając włosy i posyłając mi szeroki uśmiech.
– Chyba ja to powinienem powiedzieć – powiedziałem.
– Co się stało? – zapytał, wskazując na moje nogi.
Zarumieniłem się.
– Nic takiego – odrzekłem zawstydzony.
– Gdzie idziesz?
– Do domu – odpowiedziałem.
– W takim stanie?
Westchnąłem.
– Po prostu zdarzyło się coś niespodziewanego.
Chen w odpowiedzi zachichotał.
– No co? – powiedziałem oburzonym tonem.
– Za każdym razem, kiedy cię spotykam, jesteś w opłakanym stanie.
– Ach, rzeczywiście.
Chen szedł z motoru i wyciągnął z siodełka torbę, którą otworzył, a następnie wyciągnął z niej parę butów, które mi wręczył, a właściwie rzucił.
– Załóż to. Policja cię zgarnie, jeśli będziesz chodzić w tym stanie po ulicy – To powiedziawszy, wsiadł na motor i odjechał, a ja włożyłem jego buty. Były trochę za duże, ale dojdę w nich do domu.
Następnego dnia szukałem Chena wszędzie, nawet na dachu, ale go nie było. Poszedłem nawet do prywatnej jadalni, ale tam też nikogo nie zastałem. Wyciągnąłem buty z torby i już miałem odłożyć je na stolik, gdy usłyszałem jakieś głosy i śmiechy.
Odwróciłem się i zobaczyłem dwójkę z Elitarnej Czwórki; Kaia i Sehuna, którzy weszli do jadalni. Zauważyłem, że Sehun zmienił kolor włosów na blond. Na mój widok zatrzymali się zdziwieni.
– A to kto? – Pierwszy z szoku obudził Kai, który uśmiechnął się szeroko na mój widok. – Czy to przypadkiem nieśmiertelny wróg Parka Chanyeol'a, cudowny chłopak?
– Co tutaj robisz? – zapytał Sehun, mierząc mnie spojrzeniem. – Nie ma tutaj Chanyeol'a.
– A niby po co miałbym tutaj przychodzić dla niego? – zapytałem oburzony. Miałem zamiar schować buty Chena do torby, kiedy Sehun wskazał na nie palcem i spytał.
– Czy to nie buty Jongdae?
Schowałem je z powrotem i ze wstydliwym uśmiechem wyciągnąłem ją do nich.
– Oddajcie mu je.
Kai wziął je w swoje ręce. Już miałem wychodzić, gdy złapał mnie za ramie.
– Poczekaj chwilkę – poprosił. – Skoro już tu przyszedłeś, to napij się z nami herbaty – zaproponował.
Poszliśmy sobie usiąść, przyszedł kelner i postawił przed nami na stoliku trzy filiżanki i do każdej nalał złocistego płynu o owocowym zapachu.
– Zmieniłeś kolor włosów? – zaczął rozmowę Sehun, wskazując na moje włosy.
Moje ręka automatycznie powędrowała do głowy, chwyciła za jeden kosmyk i pociągnęła w dół. Dobrze, że mi ich nie ścieli, tylko przefarbowali.
– Niezupełnie. To sprawka Chanyeol'a.
Nie wiem dlaczego, ale opowiedziałem im wszystko. Wyrzuciłem z siebie całą złość na Parka.
– Naprawdę mu tak powiedziałeś? – zdziwił się blondyn, gdy opowiedziałem cała naszą rozmowę, nawet to, że go nienawidzę.
– Łał, jesteś niesamowity – zamruczał Kai. – Nikt wcześniej go tak nie potraktował.
– Patrzcie to Tiffany!
Sehun wskazał na wielki telewizor plazmowy. Spojrzałem w tamtą stronę i zobaczyłem jakąś reklamę kremu pielęgnującego do twarzy, który reklamowała jakaś śliczna dziewczyna. Miała szeroki uśmiech na ustach.
– Powinna niedługo wrócić do kraju, nie?
– Jongdae będzie szczęśliwy.
Odwróciłem się w stronę Sehun'a, słysząc prawdziwe imię Chena.
– To... znacie się od dawna? – zapytałem.
– Tak, poznaliśmy się w przedszkolu – odrzekł Sehun i umoczył usta w napoju.
– Wygląda na to, że jest coś, o co bardzo chciałbyś zapytać. Nie krępuj się. Powiemy ci, jeśli tylko będziemy znać odpowiedź. Potraktuj to jako odwdzięczenie się za przysługę, która nam wyświadczyłeś.
– Przysługa?
– Ostatnio było tutaj bardzo zabawnie – uśmiechnął się. – A wszystko dzięki tobie.
Zachichotałem.
– Czy Chen–sunbae i ta modelka Tiffany, się znają?
– Czy się znają? – powiedzieli razem i się uśmiechnęli.
– Kiedy Chen miał pięć lat, miał wypadek. Jego rodzice zmarli na miejscu, zostawiając go samego. Wtedy zamknął się w sobie – ciągnął Kai. – I zaczął wszystkich ignorować. To właśnie Tiffany sprawiła, że Chen zaczął zachowywać się normalnie.
– Dla nas ona jest koleżanka z dzieciństwa, siostrą, przyjaciółką – dodał. – Ale dla Chena jest jak pierwsza miłość, dziewczyna i matką.
To jednak Chen wolał dziewczyny, więc ja automatycznie nie miałem u niego szans.
Tydzień później.
Graliśmy w zbijanego na boisku szkolny. Nauczyciel uznał, że przyda nam się zabawa na świeżym powietrzu. Znowu byłem kozłem ofiarnym. Rzucali we mnie piłką, a ja się uchylałem, więc to nie było takie zabawne. Zatrzymałem się na chwilę, bo mieliśmy przerwę. Rozejrzałem się dookoła i spostrzegłem inną klasę grającą w koszykówkę po drugiej stronie. Grała akurat klasa Elitarnej Czwórki. Zagapiłem się na rzucającego do kosza Chena; jego ramiona napinały się, gdy kozłował i rzucał piłką do kosza.
– Hej! Byun Baekhyun – usłyszałem głos Jaejoong'a.
Podły gnój miał w swej ręce piłkę, która rzucił do mnie, a ona uderzyła mnie w twarz. Upadłem na trawę, plecami. Coś spływało mi po twarzy. Dotknąłem nosa i podniosłem rękę do oczu. Na moim palcu środkowym i wskazującym była krew. No pięknie, leci mi z nosa.
– Krew – wyjąkałem.
Nade mną pochylały się twarze JYJ (Jaejoong, Yoochun i Junsu). Jaejoong uśmiechnął się wrednie.
– Dobrze ci tak – powiedział.
Ledwo co wstałem, bo zakręciło mi się w głowie.
– Dobrze się spisałeś – pochwalił przyjaciela Junsu z sukowatym uśmiechem.
Poszedłem do łazienki, przemyć twarz zimną wodą. Nachyliłem się nad zlewem i odkręciłem trochę zimnej i ciepłej wody. Zmoczyłem palce. Zacząłem obmywać nos, chcąc się pozbyć z niego krwi.
(CHANYEOL)
– Dobra trochę przerwy – krzyknąłem, łapiąc piłkę.
Byłem zmęczony, bo graliśmy już z dwie godziny. Została tylko jedna lekcja. Oparłem ręce na kolanach i dyszałem. Chwyciłem butelkę wody i napiłem się łyka, wycierając koszulką pot z czoła.
– Ej, Baekhyun'owi leci krew z nosa – usłyszałem głos Kai'a.
Razem z Sehun'em i Chenem stali ciężko dysząc i pijąc wodę. Odwróciłem się gwałtownie w ich stronę i szybkim krokiem podszedłem bliżej. Kai pokazywał podbródkiem na przeciwną stronę boiska, gdzie stała klasa 2B. Pośród nich na drżących nogach stał Baekhyun, trzymając się za nos.
– Pójdę do niego – powiedział Chen i chciał do niego podejść, ale złapałem go za ramię i zatrzymałem.
– Ja pójdę – odrzekłem, zostawiając zdziwionych przyjaciół.
Rzadko się o kogoś troszczę, ale dla Baekhyun'a zrobiłem wyjątek. Ten mały mnie intryguje i może ile chce zaprzeczać, ale wiem, że mnie kocha. Jeszcze mu to uświadomię. Zniknął mi na chwile z oczu, ale gdy szedłem, usłyszałem jakichś chłopaków, którzy mówili, że Baekhyun dostał piłką w twarz i myję się w łazience. Wszedłem do łazienki, najciszej jak umiałem, żeby go nie przestraszyć. Nachylał się nad zlewem i przemywał nos. Podszedłem bliżej, wyciągając chusteczkę, która chciałem przyłożyć mu do nosa.
– Nie ruszaj się — powiedziałem, wcierając mu nos.
Odepchnął mnie od siebie.
– O czym ty myślałeś? – zapytałem wkurzony. – Dlaczego dałeś przyłożyć sobie piłką w twarz?
Usłyszałem, jak pociągnął nosem.
– Nie bądź taki.
Odwrócił się w moją stronę. Twarz miał wykrzywioną ze złości, a w oczach łzy.
– Co?
– Nie płacz – zakazałem mu. – To ci nie pasuję – dodałem złośliwie.
– A co cię to obchodzi? – natarł na mnie. – To od teraz potrzebuję twojego przyzwolenia, żebym mógł płakać? – sarknął. – To tej pory to chyba ty cieszyłeś się najbardziej, widząc, jak cierpię i płaczę?
Wkurzyłem się, bo ja tu chciałem mu pomóc, zresztą wygarnąłem mu to.
– Tylko to potrafisz powiedzieć komuś, kto przyszedł ci pomóc?
– Czy ja cię prosiłem o pomoc? – krzyknął, a po jego policzkach popłynęły łzy. – No tak czy nie? Nawet gdybyś był ostatnią osobą na ziemi to i tak nie przyjąłbym twojej pomocy. Wolałbym wykrwawić się na śmierć niż mieć u ciebie dług – obszedł mnie dookoła. Wywróciłem oczami na jego dialog, zaraz potem chwyciłem go za ramie i oparłem o drzwi.
– Co ci tak bardzo się we mnie nie podoba? – spytałem. – Z czego nie jesteś zadowolony? Jestem przystojny – zacząłem wyliczać na palcach. – Wysoki, bystry, bogaty – zgiąłem czwarty palec. – Jak możesz mnie nienawidzić? Ty naprawdę jesteś głupi – parsknąłem.
– Widzę, że nadal nie rozumiesz, że nienawidzę w tobie wszystkiego! – krzyknął. – Tego, jak wyglądasz – Teraz to on zaczął wymieniać. – W jaki sposób chodzisz i tego głupiego pudla na twojej głowie! Nienawidzę w tobie wszystkiego.
– Co z tobą nie tak? – przerwałem mu, ale spojrzał na mnie morderczym wzorkiem.
– Jeszcze nie skończyłem. Szlag mnie trafia, kiedy widzę, jak wasza czwórka przychodzi do szkoły ubrana tak, jak wam się to podoba. I jeszcze – dodał – wyżywacie się na słabszych dla zabawy, używając tych śmiesznych czerwonych kartek. To właśnie jest najgorsze!
– Ty... – zabrakło mi słów.
– Mam powtórzyć? Tak w wielkim skrócie, Chanyeol nienawidzę w tobie wszystkiego! Wszystkiego! – powiedział i odszedł.
Kurwa, co za gnojek, pomyślałem, kopiąc w ścianę.
**
Jednak nie był gnojkiem, pomyślałem, namydlając ramiona pod prysznicem. Oparłem się o kafelki jedną ręką i pozwoliłem wodzie obmyć moje ciało z piany. Może miał rację, z tym wszystkim? Sam nie wiem. Wytarłem się ręcznikiem i ubrałem. Włosów nie chciało mi się suszyć, więc wyszedłem w mokrych z szatni. W szkole jedynymi osobami byłem ja i woźny. Zbiegłem ze schodów i już miałem wychodzić, kiedy coś zwróciło moją uwagę. Cofnąłem się parę kroków i spojrzałem na tabliczkę z rysunkiem morza i statku.
„Miesięczna wycieczka do Europy dla drugo– i trzecioklasistów" głosił napis.
– Wycieczka szkolna – powiedziałem na głos. Zaraz do głowy wpadł mi doskonały pomysł.
(BAEKHYUN)
– Co?! – krzyknął mi do ucha Xiumin. – 20 milionów wonów?
Była dwudziesta trzydzieści i układałem na stolikach serwetki.
– Ta szkoła jest naprawdę niesamowita! Jak szkolna wycieczka może kosztować 200 milionów?! – oburzył się.
Właśnie mu powiedziałem, że w mojej szkole odbędzie się miesięczna wycieczka, na co się rozdarł. Odłożyłem na jeden ze stolików koszyk z cukrem. Chłopak oczywiście poszedł za mną.
– Jadą wszyscy uczniowie?
– Nie, ja zostaje – odrzekłem i zacząłem wycierać stoliki.
– I co zamierzasz z tym zrobić?
– A co ja mogę robić? – byłem zrezygnowany, odkąd usłyszałem o tej wycieczki. Naprawdę nie miałem na nią pieniędzy.
– Po prostu będę miał miesięczne wakacje – wzruszyłem ramionami – będę musiał ciężko pracować, żeby coś zarobić. To wszystko przez mojego ojca – zacząłem skakać w miejscu sfrustrowany. – Znowu narobił długów! – jęknąłem. – Moja rodzina jest teraz kompletnie spłukana.
– Ja też zostaje w mieście – powiedział, pocieszająco głaskając mnie po ramieniu. – Poprośmy naszych rodziców, żeby pozwolili nam gdzieś pojechać. Ciekawe czy jest – zamyślił się – jakiś sposób, żeby zarobić, dobrze się przy tym bawiąc. Oh, przepraszam. Muszę odebrać – mruknął i odebrał telefon.
– O cześć mamo
– ...
– Naprawdę?
– ...
– Mogę pojechać.
– ...
– Mogę zabrać ze sobą Baekhyun'a? – Zerknął na mnie pobieżnie, zanim wyszczerzył się do telefonu. – Naprawdę?
Przybliżyłem się do niego, chcą podsłuchać, ale jego mama po drugiej stronie mówiła zbyt cicho.
– Poprosisz ciocię, prawda?
– ...
– Ale musisz się upewnić, że wypłata będzie wynosiła 70 tysięcy*. Ok pa. – Xiumin schował telefon do kieszeni, chwycił mnie za ręce i zaczął ze mną tańczyć.
– Jedziemy nad morze – krzyknął.
_______
200,000 won - 636,65 zł
70,000 won - 222,83 zł
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro