Chapter 12
Było mi tak przyjemnie, miałem wspaniały sen. Jeszcze ten ładny zapach w powietrzu, Mhmm wspaniale. Zupełnie jak w ogrodzie pełnym kwiatów. Ktoś masował całe moje cało, było bardzo przyjemnie. Cholera, ktoś masuję moje ciało. Otworzyłem szeroko oczy na ostatnią myśl. Przed sobą ujrzałem jakieś cztery panie, które nawilżały moje ciało olejkiem i masowały. Chyba mnie nie zgwałcą!! Boże, nie chce być zgwałcony przez kobietę.
Pomocy. Chciałem uciec, ale moje ciało nie słuchało, było zbyt ociężałe. Po tym masażu te same kobiety zaprowadziły mnie siłą, bo trochę się wydzierałem, na miękki fotel, gdzie zaczęły nakładać na moją twarz najpierw krem nawilżający, a później krem matujący czy jakoś tak. Ktoś zajmował się moimi włosami, na które nakładał brzydko pachnącą rzecz.
– Zamknij oczy – poleciła.
Przymknąłem jedno, ale popatrzyłem na nią wilkiem. Co ja w ogóle tu jeszcze robię, pozwalając im się malować? Sam nie wiedziałem.
– C–Co pani będzie robić?
Westchnęła zniecierpliwiona.
– Malowała ci oczy. Będziesz cudnie wyglądał z czarnymi kreskami.
Przybliżyła do mojego prawego oka czarny flamaster i zaczęła pracować nad nim. Następnie wzięła się za drugie. Stojąca nade mną kolejna kobieta dalej mazała moje włosy. Po skończeniu malowania mojej twarzy umyto włosy, wysuszono i jakoś ustylizowano. Nawet nie wiem, co na nich zrobiły, bo przecież lustra mi nie pokażą.
Teraz był czas na ubranie. Pochwyciła mnie trzecia z pań znajdujący się w pokoju. Przykładała do mojego ciała różne stroje, aż wybrała jeden z nich. Kazała mi się w nie ubrać. Zrobiłem to dość niechętnie, bo krępowałem się przy niej rozebrać, ale nie gapiła się na mnie, tylko dalej coś tam wybierała.
W końcu pokazały mi, jak wyglądam, odsłaniając duże lustro w pozłacanej ramie. Podszedł bliżej i aż zaniemówiłem. Wyglądałem inaczej. Oczy pomalowały mi kredka, przez co wyglądałem bardzo seksownie, zmienili nawet moje włosy, które miały teraz odcień srebrzystego blond. Nawet nie wiedziałem, że istnieje taki kolor. Ubranie miałem eleganckie; czarne spodnie, trampki i biało–czarną koszulę.
Wszystko pięknie ładnie, ale kto mnie porwał i dlaczego zadbał o mój wygląd? To chyba nie jakiś stary oblech, który gustuje młodych chłopcach? Miałem nadzieję, że NIE.
Korzystając z chwili nie uwagi mojej strażniczki, wybiegłem z pokoju, lądując na korytarzu. Pobiegłem dalej, szukając drogi wyjścia, po drodze natknąłem się na pokój do golfa, sypialnię większą niż moje mieszkanie oraz pokój z czterema długimi stołami.
Chyba trafiłem do Wielkiej Sali w Hogwarcie z Harry'ego Pottera. Już się bałem, co może spotkać mnie za następnymi, więc nie wchodziłem do żadnego już pokoju. Może zapytam kogoś o drogę? No, ale nikogo nie spotkałem do tej pory, trzeba było zostać z tymi kobietami, a nie uciekać, ale nie chciało mi się już wracać. Za daleko doszedłem, bym jeszcze się poddawał. Wytrwam i znajdę wyjście. Szedłem dalej, aż natrafiłem na balkon.
Zatrzymałem się w miejscu i wyjrzałem; było widać rozległe tereny z mnóstwem drzew i nawet ten ktoś miał własny staw. Kilka sekund później, poczułem przy sobie czyjąś obecność. Odwróciłem się, a tam stał wysoki i chudy mężczyzna o siwych włosach, ubrany w trzy częściowy garnitur, który składał się z białej koszuli, srebrnego krawatu, szarej kamizeli, ciemnych spodni i marynarki.
– Paniczu Byun, szukaliśmy Pana – powiedział. – Proszę za mną.
Jeżeli chciałem się stąd wydostać, musiałem iść za tym człowiekiem. Zauważyłem, że jakieś pokojówki się na mnie gapią i obgadują.
– Wszyscy są bardzo ciekawi, ponieważ taka sytuacja zdarza się po raz pierwszy – powiedział kamerdyner, prowadząc mnie na prawo. – Po raz pierwszy nasz panicz przyprowadził do domu chłopaka.
Jaki znowu panicz? To ten staruch? Już nie wiedziałem, o co chodzi, kto mnie porwał i dlaczego.
– Mogę o coś zapytać?
Odwrócił się w moją stronę i posłał mi delikatny uśmiech i odrzekł.
– Proszę bardzo.
– Nadal jesteśmy w Korei, prawda?
No przecież ten psychol, mógł mnie gdzieś wywieść, poza granice kraju i nigdy bym już mógł nie wrócić.
– Tak, zgadza się. – Poszedł dalej, a ja za nim, jeszcze więcej ciekawy.
– A to jest pałac prezydencki czy coś w tym stylu?
– Nie.
– Mogę zadać jeszcze jedno pytanie?
– Proszę bardzo, paniczu.
Zaśmiałem się na to, jak mnie nazwał. Panicz, od kiedy niby? Nawet bogaty nie jestem.
– Nie jestem paniczem – zaprzeczyłem. – Proszę mówić do mnie Baekhyun. Byun Baekhyun.
– Dobrze, paniczu Byun Baekhyun. – Jak tam chcę, ja do niczego nie zmuszam. Tym razem zadałem pytanie, które powinienem zadać już na początku.
– Co ja tutaj robię?
– Sam do końca nie jestem tego pewien, paniczu.
– Gdzie my teraz idziemy?
– Jesteśmy już na miejscu – Zatrzymaliśmy się przed drzwiami do jakiegoś pokoju.
– Czeka na ciebie – powiedział, wskazując, abym wszedł. Zawahałem się.
– Czeka na mnie? Ale kto?
Mężczyzna westchnął, chyba zmęczyły go moje pytania, potem się uśmiechnął i otworzył mi drzwi. Wszedłem do pokoju, który był bogato urządzony w kolorze złoto–białym.
Przy oknie stał jakiś wysoki człowiek, w pierwszej chwili pomyślałem o Chenie, ale szybko odrzuciłem ten niedorzeczny pomysł. On by mnie nie porwał, tego byłem pewien. Na dźwięk moich kroków, postać odwróciła się i to było mega totalne zaskoczenie, bo był to Park Chanyeol.
– Ty! – krzyknąłem, szeroko otwierając oczy. – A ty co tutaj robisz?
– A co w tym dziwnego, że jestem we własnym domu? – odpowiedział z twarzą bez wyrazu.
– Własnym domu? – zdziwiłem się.
Podszedł do mnie powoli.
– Więc to jest twój dom?
– W rzeczy samej – Był coraz bliżej.
Przybrałem pozycje bojowa, bo nie wiedziałem, co on zamierza mi zrobić.
– Co chcesz zrobić tym razem?
Uśmiechnął się i stanął naprzeciwko mnie.
– Już zrobiłem to, co chciałem – odrzekł.
Chwycił mnie za ramiona i odwrócił w drugą stronę, gdzie stało kolejne wielkie lustro.
– Popatrz tylko – powiedział, zdejmując ramie z mojego barku. – Pewnie sam czujesz się zszokowany, prawda? Widzisz? – wskazał na odbicie. – Za pieniądze nawet brzydkie kaczątko można zmienić w łabędzia.
– Co ty knujesz? – Gwałtownie odwróciłem się w jego stronę. – Kto kazał ci to zrobić?
– Hej wieśniaku, jeśli mnie kochasz, to po prostu się do tego przyznaj.
– Słucham? – Nie byłem pewny czy dobrze zrozumiałem. Ja miałem się w nim zakochać?
Wyszczerzył zęby.
– No racja... ty lubisz mówić, co innego niż tak naprawdę myślisz.
– Park Chanyeol, powinieneś wiedzieć, że są pewne granice w żartach. Przetrzymujesz mnie tutaj wbrew mojej woli! A to jest straszne przestępstwo.
– Nikogo tutaj nie ma, więc nie musisz kryć się z miłością do mnie.
Ja pierdole, a ten znowu zaczyna swoje. Zdecydowanie idiota. Pokręciłem z politowaniem głową nad jego głupotą.
– Od teraz... – Popatrzył w okno, a następnie znowu na mnie. – Będę skłonny zrobić wyjątek i będę przyznawał się do ciebie poza szkołą.
Otworzyłem usta, chcąc coś powiedzieć, ale rozmyśliłem się, by nie palnąć czegoś głupiego, więc zacisnąłem usta w wąską kreskę i nie odezwałem się ani słowem. Zauważył to i spojrzał mi w oczy.
– No co? Moje oświadczyny przestraszyły cię, kochanie? Mam powtórzyć? – zwilżył usta językiem i mówił dalej. – Jeśli będziesz robić, co ci każe, to kiedy nikogo nie będzie w pobliżu, będę mógł traktować cię jak chłopaka wszechmogącego Chanyeol'a – nachylił się. – Teraz rozumiesz?
– Oszalałeś, tak? Kompletnie cię pogrzało, co? Mózg ci się rozpuścił od nadmiaru tłustego jedzenia? Kto? Stanie się czyim? Kim? – prychnąłem. – Zresztą nieważne. Zmywam się stąd.
Odwróciłem się i odchodziłem, kiedy zatrzymał mnie ręką i wbiegł przede mnie.
– To raczej z tobą jest coś nie tak.
– Odsuń się, dopóki jestem miły – zagroziłem.
Nagle zmienił postawę, już nie był taki jak przedtem. Znowu schował się za maską dumnego człowieka. Chyba go uraziłem.
– Wiesz, ile to wszystko kosztowało? – zapytał chłodnym tonem, mierząc mnie spojrzeniem. – 100 milionów won*.
– Że co? – Nie do końca zrozumiałem, o czym gada, ale jak tylko podał kwotę, byłem zszokowany.
– 100 milionów won? – krzyknąłem.
– Dokładnie. Ale to nic wielkiego – stwierdził nagle. – Jeśli będziesz moim chłopakiem, będziesz mógł codziennie rozkoszować się czymś takim. Chcesz mi powiedzieć, że tego nie chcesz? Oszalałeś?
– Porwał mnie taki psychol jak ty. Myślisz, że jestem w stanie myśleć rozsądnie? Kiedy widzę twoją twarz, czuję się, jakby po moim całym ciele chodziły obrzydliwe robale – powiedziałem nienawistnie.
Nie obchodziło mnie czy go tym uraziłem. Ale po tym, co musiałem przez niego przejść, miałem go dość. Zdenerwowany odpiąłem pierwszy guzik bluzki, a potem następny. Byłem już przy samym końcu, gdy przypomniałem sobie, że przede mną stoi Chanyeol, podniosłem wzrok i ujrzałem, jak patrzy na ruchy moich dłoni. Spojrzałem mu w oczy i zobaczyłem w nich pragnienie. Przypomniałem sobie, że pod tym jestem goły.
– Natychmiast oddaj mi mój mundurek! – wydarłem się na cały dom.
Przełknął ślinę i zawołał na swojego kamerdynera.
– Sunbin.
Mężczyzna w liberii przyszedł natychmiast.
– Tak, paniczu? – zwrócił się do Chanyeol'a.
– Oddaj temu panu – wskazał na mnie – jego mundurek – rozkazał.
Kamerdyner spojrzał na mnie. Stałem przy drzwiach z wściekłą miną, trzymając poły koszuli, której nie zamierzałem ściągać.
– Tak jest – zniknął za drzwiami, a gdy wrócił, trzymał mój mundurek.
Zabrałemmu go i wyszedłem na korytarz się przebrać. Teraz nie obchodziło mnie czy ktośpatrzy, tylko przebrałem się szybko. Odstawiłem kupione przez niego ciuchy inie żegnając się z nikim, a w szczególności z Parkiem, wyszedłem.
_________
100 000 000 won - 318 324,11 zł
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro