Young
Naciągnął bardziej na nos zielony kaptur swojej bluzy i wszedł do szkoły, nie podnosząc wzroku z podłogi. Zdawał sobie sprawę, że mało kto go lubi, a jego klasa wręcz go nienawidzi.
Sam nie wiedział dlaczego dostał pozwolenie na zmianę klasy i przejście o dwie klasy wyżej. Jedyne czego się dowiedział to to, że jest obiecujący sportowo, cokolwiek to znaczy.
Już pierwszego dnia szkoły oberwał od...nawet nie wiedział kogo. Usłyszał tylko tyle, że zabrał miejsce w zespole jakiemuś Olivierowi? Nie miał pojęcia kto to. Znaczy, znał klasową elitę, której starał się nie wchodzić w drogę, ale nie wiedział kto jak się nazywa.
Niestety dzisiaj mu szczęście nie dopisało, bo gdy ledwo wszedł na swoje piętro, został wepchnięty w jakiś pusty korytarz. Wiedział, że nie przyłożą mu teraz, bo wtedy któryś z nauczycieli mógłby to zauważyć. A jak powszechnie wiadomo Ethan i Jef nie należą do tych najmądrzejszych, ale robienie za przydupasów i osiłków swojego przeklętego kolegi, wychodziło im aż nadto.
Dzisiaj przynajmniej wiedział za co dostał i zanim zdążył wyciągnąć zeszyt z zadaniem, dostał z pięści dwukrotnie w brzuch, a gdy tylko dwóch chłopaków zniknęło z jego zeszytem za rogiem, zjechał po ścianie i owijając ramię wokół siebie, schował głowę między kolanami.
Jak normalnie nie przepadał za tym, że w jednym budynku uczyli się i licealiści i były wykłady, ale w momencie gdy z jednej strony korytarza szedł ten przeklęty Brytyjczyk, a z drugiej Verstappen to odetchnął z ulgą.
Mimo że z Holendrem może nie łączyło go wiele, ale miał nadzieję, że przy nim nie dostanie w mordę.
Bearman nie był złym chłopakiem, ale przez to z kim się od dłuższego czasu zadawał mocno się zmienił.
Znał się z Brytyjczykiem jeszcze z podstawówki, ale razem z zaczęciem nauki w szkole średniej ich drogi się rozeszły.
Student widząc skulonego pod ścianą chłopaka, podszedł do niego, jednocześnie odgradzając go od drugiego chłopaka.
— Kimi, tak? Wszystko okej? Bo nie wygląda... —
Podniósł głowę, słysząc zmartwiony głos starszego kierowcy i niemrawo pokiwał głową.
— Jest okej, chyba... —
Dopowiedział po tym jak próbując wstać, jęknął z bólu i automatycznie złapał się ściany. Poczuł na sobie jeszcze bardziej intensywny wzrok Maxa i finalnie spuścił wzrok, widząc, że Holender nie odpuści.
— Widzę właśnie, pój- —
Zanim zdążył skończyć podszedł do nich dobrze znany obojgu chłopak w czerwonej koszulce, na którego widok Włoch schował się za ramieniem Verstappena.
— Kimi, ja... —
— Andrea, Kimi dla przyjaciół...—
Mruknął cicho zza ramienia starszego kolegi, nie wychylając się. Nie chciał być niemiły czy opryskliwy, ale odkąd Oliver zaczął naukę w liceum i zaczął zadawać się z tymi przeklętymi osiłkami, którzy szybko wdarli się elity klasowej, nawet nie rozmawiali razem.
A z czasem znaleźli ofiarę w dwa lata młodszym chłopaku, który trafił do ich klasy po tym jak ten trafił do ich klasy przez bardzo dobre wyniki w nauce, ale przede wszystkim obiecujący talent na torze. I zdawał sobie sprawę, że gdyby nie aktualny dyrektor szkoły jak i szef Mercedes-AMG Petronas One Team, Toto Wolff, to nigdy by tu nie trafił.
— Dobra, młody z tego co wiem to masz zajęcia z Hornerem, a on jest strasznie cięty na spóźnienia, więc kulturalnie spierdalaj. —
Warknął w stronę Brytyjczyka Verstappen i łapiąc Kimiego za ramię, pociągnął za sobą.
— Ty idź na chwilę do sekretariatu, weź kilka spokojnych wdechów, jeśli będzie dobrze możesz iść na lekcję, a ja muszę coś ogarnąć. I nie przyjmuję żadnego sprzeciwu. —
Odezwał się tym razem dużo spokojniej w kierunku młodego Włocha i po odprowadzeniu go pod same drzwi, wyciągnął telefon, chcąc napisać do kilku osób.
Z tego co kojarzył to Hamilton jeszcze nie wyszedł z mieszkania, więc powinien mu odpisać, a Carlos i Charles powinni mieć okienko.
Ten pierwszy był potrzebny by przymknąć gęby niektórym szczylom, a ci drudzy by ogarnąć tego Bearmana, który nie daje spokoju młodemu.
§§§
W momencie gdy zadzwonił dzwonek oznajmiający długą przerwę, pod stołówkę przyszło trzech wcześniej wspomnianych kierowców.
Kierowcy Ferrari stanęli przy drzwiach by móc zgarnąć na rozmowę Olivera, za to Hamilton tylko czekał na pojawienie się Kimiego, a gdy tylko ten znalazł się w niewielkiej odległości od drzwi, podszedł do niego. Przywitał się jakby nigdy nic i idąc z młodszym ramię w ramię, weszli do ogromnego pomieszczenia.
— Co ty tu robisz? Przecież zaczynasz dopiero za godzinę... —
Mruknął cicho Włoch, jednocześnie czując na sobie wzrok części uczniów. Bo jak to tak? Ten sam chłopak, który nie ma znajomych, a teraz wchodzi na salę ze studentem, który nigdy nie chciał się zadawać ze "szczylami" z liceum.
Ledwo zdążył usiąść, a poczuł dłoń na swoim ramieniu. Podniósł głowę ze swojego drugie śniadania i odsunął się od stojącego nad nim Bearmana.
— Po co żeś przylazł? —
Usłyszał od starszego mężczyzny, który momentalnie znalazł się za Kimim, w razie gdyby starszemu licealiście strzeliło coś do głowy.
— Chcę... Chcę cię przeprosić, zachowywałem się jak obrażone dziecko, ale byłem zazdrosny o to, że stałeś się ulubieńcem dyrektora. Przepraszam, że kiedykolwiek stała ci się przeze mnie krzywda... —
Bearman stał ze spuszczoną głową przed nim i na prawdę wyglądał na skruszonego, jakby faktycznie było mu przykro.
— Carlos z Charles rozmawiali z tobą? —
Zapytał z kpiną w głosie Lewis i usiadł naprzeciwko Kimiego, a gdy kierowca akademii Ferrari cofnął się o jeszcze kilka kroków, zaśmiał się pod nosem.
— Nie zrobię ci krzywdy...—
...no chyba, że zrobi cokolwiek Andrei to wtedy będą inaczej rozmawiać.
Odstawiając swój termos z herbatą, Włoch odwrócił się przodem w kierunku Bearmana.
— Żadnym ulubieńcem, Toto zauważył mnie na jakimś torze i nie patrząc na nic zaproponował miejsce w swojej akademii i mimo to musiałam wkładać jeszcze więcej wysiłku, by udowodnić, że decyzja Toto była dobra. Ale jeśli tak bardzo ci zależy to... Wybaczam ci...—
Ostatnie słowa wymamrotał pod nosem i wbił wzrok w beżowe płytki pod stopami. Oliver usiadł obok niego na krześle i z niesamowitą nieśmiałością, przynajmniej jak dla Kimiego, zapytał.
— Może ch-chciałbyś wyjść na jaką kawę? No chyba, że nie lubisz, to może cias- —
— Spokojnie, mogę iść, ale masz ogarnąć tych osiłków. —
Uspokoił go lekkim ruchem dłoni i z delikatnym uśmiechnął na ustach zgodził się na jego propozycję. Co mu szkodzi.
Na te słowa Brytyjczyk siedzący naprzeciw nich, obok którego siedział teraz dobrze znany im Holender, uniósł głowę do góry i posłał znaczące spojrzenie Olliemu.
— Nie spierdol tego, bo wtedy taki miły nie będę.—
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro