rozdział 13
- Jak miło was widzieć.- Powitał nas Noah z jak na moje gusta zbyt wielkim uśmiechem.
- Ta, jasne lepiej powiedz, kiedy jedzie Caden, bo nie sprawdziłam i z kim się ściga?- Spytała Olivia.
- Ostatni wyścig. Stwierdziliśmy, że w sumie to nie ma co na powrót robić ich więcej. Ściga się z Loanem Daviesem.
- Coś mi mówi to nazwisko.- To świetnie Olivia, bo mi nie.
- Podczas nieobecności Cadena wygrywał wszystko. Poza tym, próbował założyć wyścigi samochodowe w Manchesterze, ale nie spotkało się to ze zbyt dużym entuzjazmem mieszkańców ze względu na wyścigi motocyklowe, które już się tam odbywają.
- A, okej.
- Skoro on jedzie na końcu, to czemu go tu nie ma?- Spytałam, bo to był dość istotny fakt.
- A co, stęskniłaś się?
Uniosłam brwi.
- Pytam z czystej ciekawości. Jeśli będzie Ci się lepiej spało, to możesz dopowiadać sobie, co tylko chcesz.
- Musi załatwić jakieś ostatnie formalności i przyjdzie.
- Dobra, póki co możemy się popatrzeć na pierwszy wyścig.- Powiedział Liam.- Napiłbym się piwa.
- Lepiej nie. Powinniśmy być czujni.- Nawet nie zauważyłam, w którym momencie chłopak przyszedł. Sądząc po minach reszty, też. Caden wyglądał dziś lepiej niż ostatnio. Nie miał, aż takich cieni pod oczami i miałam wrażenie, że jego oczy miały w sobie więcej blasku.
- Myślisz, że on może tu gdzieś być?- Spytała Stella.
- Nie wykluczam takiej możliwości.
Miałam jednak nadzieję, że ich tu nie ma. Chciałam dziś po prostu wyluzować się z przyjaciółmi i nie martwić, że w każdej chwili ktoś z nas może nawet zginąć. Nadal nie mieliśmy pojęcia, co zrobić w kwestii Charlesa i wątpiłam, czy wypracujemy plan idealny. Wyrzuciłam z głowy te myśli i skupiłam się na torze. Na start wjechały już dwa samochody. Blondynka ustawiła się z flagą, a kiedy nią machnęła, oba pojazdy wystrzeliły niemal równocześnie. Miałam wrażenie, że są na kiepskim poziomie. Jechali jakoś wolno, choć może mi się wydawało. Po przekroczeniu mety ludzie zaczęli wiwatować, choć i tak jakoś cicho. Każdy pewnie czekał na ostatni wyścig.
-Słabi są.- Stwierdził Aiden.
- Wiadomo, nie każdy może być tak zajebisty jak ja.
- Ale ty masz przerośnięte ego.- Stwierdziłam oczywistość.
- Pewność siebie.- Posłał mi jeden z tych swoich uśmiechów, a ja przewróciłam oczami.
- Ale serio. Jedno małe piwko nie zaszkodzi.- Kontynuował Liam.
- To po wyścigach możemy przenieść się do mnie i zrobić domówkę. Jutro i tak sobota, chyba, że nie możecie.
Zastanowiłam się chwilę.
- Myślę, że jeśli chodzi o mnie i Olivię to nie będzie problemu. Reszta powie, że u mnie nocuje i git. Nasze standardowe wymówki. Chyba, że nie chcecie.
- To świetny pomysł.- Stwierdziła Aria.
- Jestem za.- Dodała Emma.
- I super, postanowione.- Klasnął w dłonie Cden. Skąd w tych ludziach tyle entuzjazmu. Postanowiłam skorzystać z tego, że o czymś gadają i podeszłam do Aidena.
- Siema.
- Hej, nie jest Ci zimno?- Zmarszczyłam brwi.- Jesteś w samej bluzie, a jest jakieś 4°.
- Nie, ja lubię taką temperaturę. Słuchaj, będziemy musieli pogadać.
- Przecież to robimy.
- Nie tutaj.
- Zabrzmiało poważnie.
- Bo takie jest.
Musiałam mu jak najszybciej powiedzieć. Miał prawo tak samo jak ja, by wiedzieć.
- Dobra, trochę mnie przerażasz.
- Taka już jestem.
I chłopak zrobił coś, czego nigdy się nie spodziewałam. Zaśmiał się, a ja automatycznie też się uśmiechnęłam.
- Poważnie nie możesz mi powiedzieć teraz?- Zapytał nadal z uśmiechem. Był zaraźliwy.
- Mogłabym, ale wolałbym jednak zrobić to w spokojniejszym miejscu.
- Rozumiem.
- O czym gadacie?- Znikąd przed nami zmaterializowała się Emma.
- W sumie to o niczym szczególnym.- Stwierdził chłopak i objął ją ramieniem.
- Dobra nie będę wam przeszkadzać.
- Nie przeszkadzasz.- Stwierdziła Emma.
- I tak zaczyna się kolejny wyścig.
- Racja.
- Mam ochotę na chipsy.- Wypalił nagle Lukas.
- Po drodze można wstąpić do sklepu i kupić, a teraz się już skupcie, bo mój przeciwnik jedzie.
Wszyscy automatycznie przenieśliśmy wzrok na tor. Wystartowali i to wyglądało jak zderzenie ze sobą dwóch klas społecznych. Chłopak, z którym Caden ma się dziś ścigać, bez problemu pokonał swojego przeciwnika. Choć to spore niedopowiedzenie. On go zdeklasował. Kiedy już dawno czekał na mecie, drugi chłopak zaczynał dopiero ostatnie okrążenie. Pokaz siły i miałam wrażenie, że to jest, żeby przestraszyć Caadena. Jeśli tak, to on nie wiedział z kim ma do czynienia.
- Chłop jest mocny. - Stwierdził Noah.
- Ale nie tak jak ja.
- Ty masz jeszcze większe ego niż zawsze.- Nie mogłam się powstrzymać przed powiedzeniem mu tego. Chciał już coś powiedzieć.
- Proszę, proszę Caden Taylor wraca na tor.- Doszedł nas szyderczy głos, więc odwróciłam się w jego kierunku. Stał tam wysoki brunet z tatuażami.
- Jak widzisz nie wszystkie plotki są kłamstwem Ryan.- Nie wiem, czy powiedział jego imię, żebyśmy zdawali sobie sprawę z kim gada, czy po co, ale byłam mu wdzięczna. Aura jaką wokół siebie roztaczał przeciwnik Cadena była mroczna.
- Och, a ty musisz być tą dziewczyną przez którą zrezygnował.- Zwrócił się do mnie. Wewnątrz byłam zszkoowana, ale na zewnątrz stałam z niewzruszoną miną.
- Czego chcesz?!- Caden zdecydowanie nie potrafił panować nad emocjami tak jak ja i Aiden.
- Życzyć Ci powodzenia.- Odwrócił się i już wydawało się, że pójdzie.
- A i pozdrowienia od Foxy.
- Jesteś pewien, że mówisz to odpowiedniej osobie?
Ale chłopak już mu nie odpowiedział. Odszedł, a ja starałam się powstrzymywać szok. Wszyscy, nawet Aiden, wydawali się zszokowani. Poza Cadenem i Noahem.
- Kim jest Foxy?- Odezwał się wreszcie Aiden, a ja byłam mu wdzięczna.
- Byłą Charlesa.- Myślałam, że się udławię własną śliną.
- To skąd ją znasz?- Spytałam.
- Kiedyś mieliśmy z Charlesem dobre stosunki i podczas jednej z naszych wspólnych wizyt w Manchesterze mi ją przedstawił, ale to było dawno. Ostatni raz widziałem ją jakoś w 2016 roku. Miałem 14 lat.
To wszystko było mega dziwne.
- To dlaczego on mówi o tym Tobie?- Dobre pytanie Lily.
- Nie wiem z pewnie chciał mnie zdekoncentrować, czy coś albo właśnie chciał, żebym się nad tym zastanawiał. Nieważne, oglądajmy dalej.
- Ile właściwie twój kuzyn ma lat?- Spytałam cicho.
- 30, uprzedzając następne pytania, ona w 2016 miała 17 lat, więc teraz 24.
To dość spora różnica wieku. Może nie teraz, ale jeśli nic nie pojebałam w opowieści Cadena to laska była z
23- latkiem w wieku 17 lat. Trochę powalone, ale nie wnikam. Inteligencją i tak na pewno go przewyższała. W końcu nadszedł czas na ostatni wyścig. Caden już jakiś czas temu poszedł. Na start podjechały dwa samochody. Ta sama blondynka, co w pierwszym wyścigu, machnęła flagą i wystartowali. Przez większość wyścigu szli łeb w łeb. Dopiero przy końcówce, Caden go wyprzedził i udało mu się przekroczyć linię mety jako pierwszy. Tłum oszalał. Tylu decybeli chyba jeszcze nie słyszałam. Wysiedli ze swoich pojazdów. Caden miał na ustach swój uśmiech bezczelnego dupka i zadowolenia. Drugi z nich, cóż, nie był taki szczęśliwy. Czekaliśmy na chłopaka, który musiał pójść załatwić formalności. Wreszcie się pojawił.
- To co spotykamy się u mnie?- To były pierwsze słowa jakie skierował do nas. Sądziłam, że raczej będzie się przechwalać.
- Tak.- Odparł Aiden.
- Wstąpcie do sklepu po te Chipy.- Powiedział Caden do chłopaków. Każdy rozchodził się w swoją stronę, do samochód, gdy poczułam jak ktoś przytrzymuje mnie za nadgarstek. Odwróciłam się i zadarłam brodę, by popatrzeć w te hipnotyzujące oczy.
- Wracasz ze mną?- Zapytał cicho. Jasne, dam dziewczynom jeszcze więcej tematów do plotek. Jednak z jakiegoś powodu, nie potrafiłam mu odmówić.
- Jasne, jedźcie beze mnie, okej?
- Jasne.- Odparła Betty. Zignorowałam ich uśmiechy, które mogły wróżyć tylko jedno i poszłam z Cadenem do jego auta. Nadal trzymaliśmy się za ręce. Usiadłam na znajomym siedzeniu i zalała mnie fala nostalgii. Chłopak ruszył, a jego lewa ręką ułożyła się na moim udzie.
- Jeśli mam ją zabrać, to mów.
- Jasne.
Nie chciałam, żeby kiedykolwiek ją zabierał.
- Jak w szkole?
Doceniałam to, że zadał takie zwyczajne pytanie, bo w naszym życiu ostatnio brakuje normalności.
- Dobrze, poprawiłam się trochę w nauce, choć nadal nie mam pewności, czy zdam ten hiszpański.
- Jakby co.
- Wiem.
Jego ręka zacisnęła się na moim udzie. Poczułam dreszcze i prąd przechodzący przez całe ciało.
- A ty jak się czujesz?
- Naprawdę o to pytasz?- Był zdziwiony.
- Tak.
- Może to zabrzmi głupio, oklepanie i cukierkowo, ale odkąd znowu jesteś w moim życiu nie potrzebuję nikogo innego.
Miał rację, to było oklepane, ale i tak te słowa zdobiły mi sieczkę z mózgu. Odczułam silną potrzebę pocałowania go w tym momencie. Przejeżdżaliśmy obok lasu i mój język zadziałał szybciej niż mózg.
- Weź zajedź w tą dróżkę.
Zdziwił się, ale zrobił to o co go poprosiłam. Zatrzymał samochód.
- A więc po co.- Nie dałam mu dokończyć. Nachyliłam się i go pocałowałam. Zdziwił się, ale oddał pocałunek. Mój umysł nie pracował. Ciało żyło własnym życiem. Całowałam go łapczywie. Pragnęłam, by już więcej nic nas nie rozdzieliło, ale nie mogłam mieć takiej pewności, więc chciałam wykorzystać każdą chwilę. Oderwaliśmy się od siebie, gdy zabrakło nam tchu. Oparł swoje czoło o moje. Ciężko dysząc wpatrywaliśmy się sobie w oczy.
- Nie, żebym miał coś przeciwko, ale co cię skłoniło do takiej decyzji?
Wzruszyłam ramionami.
- Będą pytania.
Ponowne wzruszenie ramion. Miałam wywalone. Już i tak każdy wiedział, że między nami coś się znowu dzieje.
- Dlaczego wyszedłeś bez pożegnania?
Nie musiałam precyzować, by wiedział o co chodzi.
- Stwierdziłem, że może nie chcesz, żeby Olivia i Betty mnie widziały.
Dobra, to całkiem miłe. Jak na niego.
- Wracamy?- Spytał.
- Jeszcze chwilę.
- Chyba, że zatrzymaliśmy się tu jeszcze po coś.- Wrócił pan dupek.
- Nie zamierzam z Tobą uprawiać seksu w samochodzie.
- Ale, czy ja coś takiego powiedziałem?- Na moje policzki wkradł się rumieniec, a on się zaśmiał.- Przecież żartuję. Nasz pierwszy raz nie odbędzie się w samochodzie. Będzie wyjątkowy.
- Skąd pomysł, że do niego dojdzie?
Myślałam, że tymi słowami zmyję mu ten uśmieszek z twarzy, ale stał się jeszcze większy.
- Skarbie to oczywiste.- Dobra, pewnie miał rację, ale na razie mnie to przerażało.- Oczywiście nie zrobię nic, dopóki ty nie będziesz gotowa. Mam nadzieję, że o tym wiesz.
Wiedziałam, co to do tego akurat miałam pewność. Nie miałam jej w kwestii, czy więcej mnie nie zrani, ale wiedziałam, że nie zrobi nic bez mojej zgody.
- Wiem o tym.- Szepnęłam. Jego twarz złagodniała. Już nie było na niej tego bezczelnego uśmiechu, tylko ciepło zarezerwowane tylko dla mnie. On nawet na swoich przyjaciół tak nie patrzył. Tym razem to on się nade mną pochylił i złączył nasze usta. Chciałam więcej, ale jeszcze nie byłam w stanie. Coś mnie blokowało.
- Ale jeśli chcesz, to mogę Ci dać dzisiaj coś innego.- Powiedział takim samym głosem jak ja. Wiedziałam o co mu chodziło. Pokiwałam głową.- Chcę to usłyszeć.
- Tak, możesz, proszę.
Więcej nie musiałam mu mówić. Rozpiął moje jeansy i je zsunął. Ponownie złączył nasze usta i wsunął rękę pod moje majtki. Niby się tego spodziewałam, ale i tak niekontrolowany jęk wydobył się z mojego gardła, gdy wsunął we mnie palec. Zaczął nim poruszać, a ja zatracałam się coraz bardziej. Na pewno nie było mu zbyt wygodnie, gdy pochylał się do mnie nad drążkiem do zmiany biegów. Gdy dołączył drugiego palca, krzyknęłam. Początkowy ból, który mi towarzyszył, już dawno minął.
- Jeśli mam przestać, to mów.- Sapnął między pocałunkami.
- Raczej się pośpiesz.- Powiedziałam dysząc. Uśmiechnął mi się w usta, ale nie wzmocnił ruchów. Drugą dłonią zaczął masować moją łechtaczkę. Nie wiedziałam nic o zaliczaniu orgazmów, poza tym co czytałam w książkach, ale czułam, że byłam blisko. Wplątałam place w jego włosy i delikatnie pociągnęłam. Warknął gardłowo. Wcisnął mi w usta brutalny pocałunek, a ja w tym samym momencie, doszłam. Ten pocałunek stłumił trochę moje jęki. Gdy się od siebie oderwaliśmy, nadal ciężko dyszałam.- Nie jesteś zły za auto?
- Jezu Sophia, przecież się wytrze. To nie koniec świata. W schowku powinny być chusteczki.
- Uch, okej.
- Spójrz na mnie.
Zrobiłam to o co prosił.
- Wszystko w porządku?
- Tak.
- Na pewno?
- Na pewno. Dobra muszę się trochę ogarnąć zanim wrócimy.
- Tak, już tam pewnie na nas klną albo przyjmują zakłady, dlaczego nas tak długo nie ma.
- To prawdopodobne.
Otworzyłam schowek i faktycznie moim oczom ukazały się chusteczki. Wytarłam to, co że mnie wypłynęło i wyrzuciłam przez okno. Może niezbyt dbam o planetę, ale kto to robi. Naciągnęłam na siebie jeansy i przejrzałam w lusterku. Potargane włosy, rozmazany makijaż i rumieńce, które się przez niego przebijały, raczej nie pozostawiały złudzeń.
- Powinnam chyba.
- Nie musisz mi się w żaden sposób odwdzięczać.
Skąd on wiedział, że właśnie to chodzi mi po głowie?
- Dobra, wracamy zmierzyć się z harpiami.
Może powinnam być zła na to jak nazwał naszych przyjaciół, ale miał rację. Nie dadzą nam teraz żyć.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro