Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 8.

Faktycznie, pytań było jeszcze strasznie dużo, ale teraz Jane musiała się zająć czymś innym. Była już godzina 18:15, a dziewczyna musiała zakrasć sie do domu i zdążyć spakować wszystko w niecałe 4 godziny. Trudność była taka, że przez całe zdarzenie nie napisała listy rzeczy potrzebnych do zabrania, więc musiała myśleć na miejscu.
O wspomnianej 18:15 Jane wymknęła się z pizzerii. Nie było jeszcze zbyt ciemno, ponieważ latem ciemno robiło się około godziny 20. Szła dosyć szybkim krokiem, przez różne uliczki omijając wysokie stare lub nowe budynki i duże domy jednorodzinne. Z powodu szybkiego marszu czuła jak klucze do domu w kieszeni zbijały się jej w udo. Szła, a ludzie patrzyli się za nią myśląc gdzie tak pędzi, ale każdy miał swoje życie. Zbliżała się do szkoły, kiedy usłyszała daleko po lewej wołane swoje imię i szybkie kroki. Spojrzała w stronę hałasu i od razu dostrzegła biegnącą do niej, czerwoną od płaczu Lisę.
- Jane zaczekaj chwilę! Jane! - słychać bo też przerwane pociąganie nosem i szloch.
"Za dużo płaczu, za dużo problemów"
- Lisa, ja... ja nie mogę teraz rozmawiać, przepraszam! -  odkrzyknęła.
- Ale jane, błagam!
- Nie mogę teraz, jutro po szkole!
Zaczęłam biec, nie odwracając się już za siebie. Słyszała jeszcze wołanie, coraz cichsze i cichsze, ale biegła przed siebie. Było jej źle z tym jak potraktowała dziewczynę, ale jeśli miała cokolwiek sensownego zrobić, musiała być zdecydowana. I była - dziś przeprowadzka i życie animatronów, potem inne sprawy.
O 18:30 była pod niedużym, starym wyblakło-szarym budynkiem. Zanim weszła na klatkę schodową spojrzała do góry i zbadała cały budynek wzrokiem. Przeszył ją dreszcz i dziwna chęć... powrotu. To był jednak jej dom, jej mama, jej życie. Pragnęła oszukać los, a to prawie niemożliwe. Z każdą sekundą zdawała sobie sprawę, że to zupełnie niemożliwe. Ale to, jak traktowała ją rodzina, psuło wszystko. Czuła się jak zużyty przedmiot, jak coś niepotrzebnego. Animatroniki sądzą że jest inna - wyjątkowa. Wzięła głęboki wdech. Jej celem chyba było oszukać los, swoje przeznaczenie. Ale skoro dzieje się tak a nie inaczej, może właśnie pizzeria jest jej przeznaczeniem... Wydech.
Stanowczo pchnęła drzwi budynku i po chwili wchodziła po szarych, starych, ponurych schodach. Nie wiedziała jak schody mogą być ponure i do tego aż tak. Widocznie jej stary dom był niezwykły, w negatywnym słowa znaczeniu.
Wsadziła klucze w dziurkę na nie, przekręciła i po kilku sekundach stała w mieszkaniu, równie brzydkim jak cała budowla. Ale czuła kłócie w sercu. Czy opuści to miejsce już na zawsze? W sumie teraz "będzie w szkole z internatem", za dwa lata będzie mogła już się wyprowadzić... Ale mimo osobowości jej mamy, to jednak rodzic i zapewne będzie chciała wiedzieć gdzie jej córka jest i czy "przyjdzie w odwiedziny na święta", których jest każdego roku od cholery. Wszystko ją rozpraszało. Nie wiedziała czy jest już gotowa na podjęcie tak trudnej i niebezpiecznej poniekąd decyzji. Ale musiała, nie chciała teraz się poddawać, mimo bólu i ucisku w lewej piersi.
Po jej policzku spłynęła łza, najszczersza jaką dotąd uroniła. Ale chyba tylko na tyle było stać jej sumienie, bo szybko wzięła się w garść i zaczęła krzątać się po małym mieszkanku, szukając rzeczy potrzebnych kobiecie do życia i wpychając je do sporej czarnej walizki. Czasem trzeba podejmować trudne decyzje.
Jako że rozsądek był u niej ponad piękno i stylizacje - co oczywiście również miało spore znaczenie - nie mogła spakować całego pokoju, ale brała tyle, ile udało jej się upchnąć do walizki i wycieczkowego plecaka.
Gdy po ostatecznym przeglądzie stwierdziła, że wszystko zabrane, była już godzina 21, więc do powrotu rodzicielki miała jeszcze około godzine czasu. Ale wolała wrócić przed północą. Przed wyjściem prawie się cofnęła a do oczu napłynęły jej łzy, ale wtedy mimo woli przekroczyła próg mieszkania i zakluczyła drzwi, po zostawieniu na nich karteczki o treści :
"Mamusiu, przeprowadzam się do hotelu i teraz będę chodzić do szkoły jak do takiej z internatem. Jak będziesz coś chciała to dzwoń. Myślę że takie będzie dla nas lepiej. Twoja córka, Jane."
Była silna...
                    

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro