Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7.

ZALEŻY MI ŻEBY KAŻDY TO PRZECZYTAŁ...
Zanim zaczniesz...
Nie wiem, czy wszyscy czytali rozdział przed rozdziałem 1, czyli "ważne" ale nawet jesli, chcę jeszcze raz ostrzec... Fabuła mojej książki ZUPEŁNIE odbiega od fabuły gry. Wiele rzeczy które przeczytacie tutaj będą moze na początku nielogiczne, nienormalne, bez sensu itd. Z czasem wszystko się wyjaśni. A mówię to teraz, ponieważ ten rozdział który zaraz zaczniesz czytać, jest wg mnie dość znaczący, więc nie chce zeby ktos mial wątpliwości. Na przykład (bo zauważyłam cos takiego w komentarzu pod poprzednim rozdziałem) u mnie SpringTrap to NIE PurpleGuy. Kim jest, wyjaśni się potem. Poza tym ostrzegam też iż książka ta jest zupełną fikcją i tak naprawdę to co wydarzy się tu, nigdy nie miałoby miejsca w realnym życiu. Więc miłego czytania :)

~~~~~~

Pędził przez ciemne korytarze, a ona za nim. Ale on był przestraszony, a ona wściekła. Biegła za nim tylko dlatego, że wiedział gdzie jest Foxy i to do niego właśnie się kierował, a ona za wszelką cenę chciała jako pierwsza przekazać mu informacje.
W końcu SpringTrap stanął pod dużym drzwiami, a Jane nie zauważając tego wyszła w niego i się przewróciła. Był zdecydowanie za twardy i za mocny. Otworzył powoli drzwi. W pomieszczeniu była tylko ciemność, więc Jane nie mogła nawet określić jego wielkości. Stanęła w otwartych drzwiach i patrzyła w ciemność, podczas gdy SpringTrap już był w środku. Wykonał do niej zdecydowany ruch, znaczący "Szybka decyzja - wchodzisz, czy zostajesz?!". Weszła mimo niepokoju i strachu. Teraz, gdy we trójkę byli w środku, a drzwi były zamknięte, jednym światłem były oczy SpringTrapa. Po chwili widocznie Foxy się obudził, bo pojawiło się jeszcze jedno światło - drugie przysłaniała piracka opaska.
- Kto tu jest? - z wnętrza pomieszczenia dał się słyszeć groźny ton lista.
- Ja, SpringTrap i..i Jane. - odpowiedział po chwili. Gdy wypowiadał imię szesnastolatki wyciągnął rękę by złapać ją za ramię, jednak jej obok niego już nie było. Wolnymi, małymi krokami zbliżała się w stronę Foxy'ego.
- Clarkson do cholery! - syknął SpringTrap groźnie. Ona jednak nie odpowiedziała. Powoli przesuwa się w przód.
- Foxy... - lis usłyszał szept dochodzący 30 centymetrów od niego. Jednak nie widział dziewczyny z powodu otaczającej go czerni.
- Jane - odpowiedział cicho po czym warknął - Nie zbliżaj się, idź stąd, już!
- Foxy, nie możesz się denerwować - zaczęła pewnie, ale spokojnie - proszę.
- Powiedziałem, odsuń się!
- Chce to wykorzystać, ten podły drań chce to wykorzystać. Nie możesz mu się tak dać, jesteś silniejszy, dasz radę, Foxy. Twoje życie ma sens, jeszcze większy niż tego śmiecia. Foxy, wierzymy w ciebie... ja w ciebie wierzę - to ostatnie wyszeptała.
- Tylko że ja nie mam życia!
- Masz życie, Foxy, masz życie. - mówiąc to, podbiegła do niego i objęła, wtulając głowę w jego klatkę piersiową. Objął ją delikatnie głaszcząc kciukiem jej plecy. Czuł jak szybko bije jej serce.
Nastała chwila ciszy, którą przerwał szloch, dochodzący znad głowy Jane. Nie zgadzała się ze stereotypem mówiącym, że chłopaki nie płaczą, ale jednego była pewna - roboty napewno nie płaczą. Szloch rozchodzi się po całym pomieszczeniu i nie cichł, a wręcz przeciwnie - był coraz mniej hamowany.
Nagle drzwi gwałtownie się otworzyły. Stanął w nich Freddy, a za nim pozostała dwójka.
- Koniec przedsta... - miś nie dokończył. Światło dochodzące zza otwartych na oścież drzwi, padało na przytulonych do ciebie robota i dziewczynę - człowieka.
Spojrzała na jego twarz. Tak, teraz to była twarz. Mimo, że przy swoim policzku czuła jeszcze metalowy tułów, maska leżała na ziemi obok nich. Spojrzał w jej oczy. Miał piękne, piwne źrenice, długie, nieco rozczochrane, bujne, ciemnoczerwone - koloru stroju Foxy'ego - włosy, cerę ciemniejszą od Jane, a teraz jeszcze czerwone policzki. Ale całą twarz miał okrutnie pokaleczoną.
Hipoteza Jane się sprawdziła. Zwykłe roboty ?
Odwróciła się i spojrzała po kolei na każdego z pozostałych animatroników. I wtedy coś do niej dotarło. Znajdowała się wśród ludzi, młodych ludzi, bo po twarzy Foxy'ego od razu można było poznać, że nie miał więcej niż 17 lat, co za tym idzie, SpringTrap pewnie mógł mieć z 19, ale nie w tym rzecz. Znajdowała się wśród okrutnie potraktowanych ludzi i spowrotem nic nie rozumiała.
Było tego zbyt wiele. Bała się, bała się naprawdę dopiero teraz. Była wśród osób, które jako dzieci były torturowane, włożone do mechanicznych, potężnych maszyn w których muszą żyć i kryć się przed ludzkością. Tak to rozumiała. Nie byli kimś, byli czymś. Teraz Jane zrozumiała, jak bardzo nie doceniała swojego życia. Myśl, że animatroniki nie mają zupełnie nikogo, nie wiedzą tak naprawdę kim są, przyprawiała ją o dreszcze. Pewnie nawet nie wiedzą jakie są ich imiona. Spojrzała na Foxy'ego, który nie był już dla niej Foxy'm. SpringTrap nie był SpringTrapem, podobnie jak reszta.
- Ja-ja... - zająkała się, nie wiedząc o dalej powiedzieć.
- Ciii... - szepnął jej do ucha Foxy po czym położył dłonie na jej czerwone policzki i skierował jej piękne, żywe oczy, na swoje - ponure i zagubione. Delikatnie głaskał metalowym ksiukiem jej drobną twarzyczkę. - W końcu musiałaś poznać chociaż część prawdy.
- ...to straszne - dokończyła w końcu i kładąc swoją dłoń na jego, spuściła wzrok - Nie wiem co powiedzieć, tak strasznke wam współczuję. - w pomieszczeniu było na tyle cicho, że każdy usłyszał jak łza Jane uderza o kafelkową podłogę.
- Nie musisz nic mówić - westchnął SpringTrap gdzieś z tyłu - I tak nic nie zdziałasz.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro