2
Patrzyłem jak na twarzy Kim'a powraca ten sam wyraz twarzy jak w momencie kiedy zostawił mnie kiedy miałem siedemnaście lat, znów poczułem to samo. Ten sam ból pękniętego serca.
- Porchay...ja potrzebuję czasu , to za wiel- i on po prostu zostawił mnie samego z chłopcami i odszedł...
Zostawił mnie samego z dwójką dzieci w mieście, wiedząc, że nie mam czym nawet wrócić do posiadłość...
Starałem się wyglądać na spokojnego przy chłopcach
- Wuja! Gdie idzie Kimi?- Syn zapytał trzymając mojej nogawki
-...ja ...ja nie wiem.- spojrzałem na Kente, który patrzył w kierunku w którym odszedł Kim.
Wziąłem telefon i zadzwoniłem do Vegas. Zepsułem tym jego pierwszy dzień od dawna , który mógł spędzić tylko z Pete. Przyjechał naprawdę szybko, skłoniłem się przed nim- przepraszam Vegas.- przytulił mnie
- nie masz za co Porchay...- i tak wiedziałem, że jest zły.
Przyjechałem do posiadłości, nie odezwałem się do nikogo, Big podbiegł do mnie uśmiechnięty
- PORCHAY!- złapał mnie za rękę - dlaczego jesteś smutny? Uśmiechnij się!-spojrzałem na niego i poprawiłem włosy za ucho
- masz rację, powinienem się uśmiechnąć- uśmiechnąłem się i wszedłem do mojej i Kim'a sypialni, spakowałem swoję rzeczy i po prostu wyszedłem.
Nie tłumacząc się nikomu po prostu wyszedłem z domu, nie zamierzałem tam wracać, znów mnie zostawił.
Tym razem przesadził.
Obudził tęgo Porchay, którego Nop i Yim ukryli głęboko na dnie mnie, napisałem tylko do Porsche by mnie nie szukali.
Wynająłem sobie nocleg i ubrałem się w moje ulubione ubrania, wyszedłem z hotelu i poszedłem do tego samego klubu w którym wpadłem w ramiona diabła...
Mimo, że Tay mąż mojego brata ostrzegał mnie wiele razy przed Time, złapałem jego dłoń i poszedłem znów bawić się w jego obrzydliwym klubie.
Tym razem niestety nie poprzestałem na Alkoholu, pierwszy raz kiedy zaproponował mi ktoś narkotyki przerwał mi Kim...tym razem nie było by nikogo kto by mi przerwał, wziąłem jedną tabletkę po której moje życie stało się wieczną orgią. Sypiałem z mężczyznami, czasem kilkoma na raz, raz jednak stanęła przed mną starsza odemnie kobieta... Patrzyłem na jej wytatuowane ciało, krótkie włosy i dużo lepiej zbuntowane ciało niż moje... Była jedyną kobietą z którą uprawiałem seks.
Miałem wrażenie, że bawi się mną...tak samo jak ja Bawiłem się dawniej Kim'em.
Po jednej z kolejnych nocy leżałem patrząc na nią... Nie tak chciałem żyć
- co nie jestem taka dobra jak twój chłopak co?- złapała mnie za nos
- ...nie mam chłopaka- powiedziałem patrząc na nią, pstryknęła mnie palcem w czoło.
- a ten który próbował ostatnio dostać się do klubu? Ten piosenkarz?- usiadłem patrząc na nią zdziwiony
- co? Kim tu był?- Time zapewniał mnie... że Nikt mnie tu nie szuka, nikt mnie nie chce w ich idealnych życiach... Są bezemnie szczęśliwi
- przyjeżdżał tu wiele razy, za każdym razem Jednak Time nie wpuszczał go do środka, Time jest teraz poza miastem... Może teraz uda mu się wejść. Ciekawie będzie - od razu wstałem i ubrałem się.
Wybiegłem z pokoju i zbiegłem na dół, stanąłem przed klubem...od razu moim oczom ukazał się samochód Kim'a... dlaczego ja wybiegłem? Po co ja chciałem go zobaczyć!? On mnie nie chce. Nie chcę mnie i bycia przy mnie.
Jestem zbyt uciążliwy dla kogoś takiego jak on... Chciałem wrócić do środka, ale pociągnął mnie za rękę, spojrzałem na niego
- Porchay... błagam cię wróć do domu.- pierwszy raz widziałem łzy w jego oczach. Bez słowa poszedłem z nim do samochodu, ale nie patrzyłem na niego.
- zabierz mnie najpierw do Szpitala - powiedziałem, spojrzał na mnie zdziwiony - ...nie chce byś mnie dotykał puki nie jestem pewny, że nic nie złapałem. Jestem zwykłym śmieciem Kim... nie zasługuje byś dawał mi szansę. - spojrzałem na niego, znów zobaczyłem w jego oczach ból
- to ja nie zasłużyłem ani razu na ciebie Porchay, to ja wszystko niszczę od początku... przepraszam
- możesz mi chociaż powiedzieć w końcu dlaczego nie chciałeś mi nigdy powiedzieć o co chodzi i po prostu uciekłeś?- naprawdę chciałem by w końcu przestał udawać kogoś innego i powiedział mi prawdę.
- bałem się... - pierwszy raz Kim powiedział mi wiele więcej niż komukolwiek. Powiedział mi o tym jak był wykorzystywany przez przyjaciela ojca...on miał tylko czternaście lat i naprawdę myślał, że ten mężczyzna go kocha, przyznał mi się również dlaczego jak to uznał jest tak specyficzny.
Kim na dodatek nie potrafi pogodzić się z śmiercią swojego bodyguard'a, który jedyny wcześniej wiedział, że Kim był w takiej relacji... Ten mężczyzna okłamywał Kim'a i wyrył w jego głowie chore realia związków...na dodatek rozwiązłe życie Kinn'a i Vegas uświadamiało go, że relację polegają głównie na seksie. Dlatego tylko nie rozumiał, że inne rzeczy są ważne.
Na dodatek Fakt, że jako małe dziecko dowiedział się dokładnie co stało się z jego starszym bratem podczas porwania również wbiło się w niego. Kim mimo bycia starszym niż ja... bał się. Po prostu się bał mężczyz.
I przyznał mi się do tego, że już dawno wiedział, że jestem spokrewniony z Vegas... dlatego mnie zostawił poraz pierwszy, myślał, że jesteśmy spokrewnieni, obrzydziła go myśl , że mógł zakochać się w swoim biologicznym kuzynie, czuł obrzydzenie do siebie, ale za razem do Porsche i Kinn'a... Nie zdawał sobie jednak sprawy, że nasi rodzice nie byli spokrewniony
- a dlaczego zostawiłeś mnie wtedy samego?- zapytałem nadal nie wiedząc jak mógł zostawić mnie i chłopców samych...
- przestraszyłem się odpowiedzialności, bałem się, że skrzywdzę dziecko jakbyśmy je mięli, nie zniósł bym tego, że.... że jestem jak mój ojciec.- Kim dopiero zrozumiał jaki jest ich Ojciec.
Dowiedział się, że Korn wiedział o tym, że jego najmłodszy syn sypia z jego przyjacielem, o tym, że truł Tankhun'a i mamę lekami.
O tym, że on zabił tatę Porsche, że specjalnie kazał wszystko załatwiać Kim'owi. Naprawdę to Kim był prawą ręką Korn'a, wszystkie interesy zależały od niego, a Kinn tylko tym kierował jako twarz rodziny myśląc, że on decyduje o wszystkim.
Kim na szczęście posłuchał mnie i zabrał mnie do szpitala, Wstydziłem się iść do Top'a ... Nie chciałem by mąż Tankhun'a mnie badał, poszedłem więc do n'Heart, która z nim współpracuje.
Zbadała mnie dokładnie i dostałem od niej z Kim'em ulotki...ulotki od terapeuty.
Na szczęście nic nie złapałem, wraz z Kim'em wróciłem do posiadłości trzymając ulotkę od niej ... napewno z niej skorzystamy, dobrze wiem, że mam problem z alkoholem...
Stanąłem przed domem i od razu rzuciła się na mnie cała gromadka dzieci z całej rodziny
- OMG CHAY W KOŃCU WRÓCIŁ!- usłyszałem wręcz pisk Big'a, uśmiechnięty poprawiłem mu włosy - TĘSKNIŁEM!- prawie na mnie wlazł.
- JA TEŻ!- Mały Star też na mnie wlazł... tęsknili za mną.
- wszyscy tęskniliśmy - Venice przytulił mnie mocno, spojrzałem na moich braci i innych, znów zacząłem płakać - dlaczego płaczesz Chay?- pocałowałem go w czoło
- bo zrozumiałem, że was wszystkich bardzo mocno kocham.
Kiedy już nasze życie zaczynało wracać do normy, kiedy już obaj zaczęliśmy terapię myślałem, że znów wszystko zniszczyłem, pod posiadłością stała kobieta z którą sypiałem prawie rok temu, spojrzałem na nią przerażony, Wręcz rzuciła mi zawiniątko...i papiery
- Jest twój.- spojrzałem na nią, a później na dziecko...jak mój?- pół miliona i zostaję z tobą, w innym przypadku oddam go do bidula albo sprzedam do jakiego burdelu.- nie mogłem jej słuchać... Zapłaciłem... Podpisała papiery, naprawdę się go zrzekła.
- Chay?- usłyszałem za sobą głos Kim'a, spojrzałem na niego, łzy znów naleciały mi do oczu.
Na szczęście Kim chociaż tym razem zachował się odpowiedzialnie, zabrał odemnie Chłopca, dobrze wiedział, co robiłem podczas mieszkania z Time... Ale żaden z nas nie spodziewał się, że to tak się skończy. Patrzyłem na chłopca... Ja naprawdę mogę być jego tatą?
Od razu Kim zabrał nas do szpitala, Top od razu przeprowadził badania DNA i zbadał dokładnie chłopca...
Nie nadała mu nawet imienia, mimo, że ma już cztery miesiące
-i jak?- Zapytałem patrząc na Top'a który przyniósł wyniki
- sto procent zgodności, to naprawdę twój Sun- powiedział dość spokojnie - jest w dość dobrym stanie, nie ma większych znaków zaniedbania. Ale zdecydowanie brak kontaktu.- wyjaśnił nam obu jak powinno się zachowywać w stosunku do takiego małego dziecka... wyszliśmy ze szpitala, myślałem, że Kim będzie na mnie zły, spojrzałem na niego,
Pielęgniarki pomogły mu ubrać chustę w której trzymał Małego. Nie wiem czy byłbym w stanie ja go trzymać
- bardzo jesteś zły?- zapytałem patrząc na nich, Kim spojrzał na mnie, później na małego
- ani trochę... Porchay wiedziałem, że chciałeś mieć dziecko, nie spodziewałem się, że tak to się stanie, ale spodziewałem się, że będziesz miał dziecko. Może los chciał by do nas trafił, może musiał się pojawiać - złapał go za małe policzki - na dodatek wygląda jak twoja mała kopia. Pokochałem twoją twarz od pierwszego spojrzenia, a fakt, że jesteście tacy podobni jest bardzo słodki - Kim po terapii jest zupełnie inny... W końcu wiem co on czuje.
- kocham cię Kim - pocałowałem go w usta uważając na małego.
- ja ciebie mocniej Porchay - powiedział po pocałunku, obaj spojrzeliśmy na małego, który jak nigdy nic zasnął.
Z racji, że w naszej rodzinie większość dzieci jest już odchowanych musieliśmy kupić najprostsze rzeczy, szedłem z nim przez galerię zadowolony patrząc jak poważnie do tego wszystkiego podchodzi... To jeden z najlepszych dni w moim życiu.
Wróciliśmy do posiadłości szczęśliwi.
Tylko problem w tym, że zapomnieliśmy wspomnieć bracią o tym, że mam syna...
Że od dziś obaj mamy.
Kinn wyprosił dzieci i zostaliśmy sami z nim, Porsche, Tankhun'em i Top'em. Powiedziałem im o wszystkim. Porsche mocno mnie przytulił.
Później zadzwoniłem do Vegas i Macau.
Przyjechali do mnie w kilka naście minut.
Z domu Macau jedzie się tu godzinę, zajebałem mu w łeb, za tą głupią szybką jazdę...nie byłem świadomy, że to Tay prowadził.
Pół nocy nie mogliśmy z Kim'em spać, zastanawialiśmy się nad imieniem dla niego, ostatecznie po wielu godzinach dyskusji nad tym małym śpiącym aniołkiem, nazwaliśmy go Kei.
W porównaniu do innych nie robiliśmy od razu mu pokoju, na początku Spał z nami w pokoju, nasza sypialnia jest na tyle wielka, że zrobiliśmy mu kąt dla niego, chyba obaj tak panikowaliśmy na początku, że pilnowaliśmy go czasem całą noc, ale na szczęście nasz syn rośnie na zdrowego malucha.
W końcu żaden z nas nic nie udaję i w końcu jest sobą.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro