3
-kacchan! Kacchan! -usłyszał irytujący głos. Nie zatrzymał się, lecz nawet przyspieszył. Ugryzł drugi raz owoc, a małym palcem u ręki zaczął grzebać sobie w uchu ignorując wołania jak dla niego bardzo irytującej omegi-ej! Kacchan! Głuchy już jesteś?!-zielonowłosy przyjaciel dominy stada przeciskał się przez tłum ludzi chcąc dogonić go.
Katsuki i Izuku...ich relacja była kiedyś zupełnie inna. Byli blisko siebie omegami, czasem czuli sie jak rodzeństwo, którym jednak nie byli.
Wszystko zaczęło się gdy Bakugo został sierotą, a mama Izuku przygarnęła pięciolatka. Inko i Mitsuki były przyjaciółkami dlatego normalną koleją rzeczy było, że ich synowie się zaprzyjaźnią. Dlatego też kobieta postanowiła przygarnąć Katsukiego gdy stał się wypadek, a jego dom staną w płomieniach a jedyną osobą, która uszła z życiem był blondyn. Omegi Stały się rodziną i było tak, aż do dnia kiedy Bakugo się zmienił....
Pani Midoriya prowadziła sama lecznice od kiedy jej mąż odszedł i już nie wrócił. Taka lecznica była bardzo potrzebna w watasze. Nikt się tym nie zajmował zawodowo oprócz jej rodziny. Dlatego można powiedzieć, że to był "rodzinny interes". Teraz gdy Izuku był dorosły też tam pracował, a starsza omega miała nadzieję, że alfa i dzieci jego syna też będą zajmowały się medycyną. Jeśli teraz mówimy o medycynie. Nikt z tej wioski nie chciał się tym zajmować. I to nie dlatego, że był to trudny zawód. Tylko, że jako medyk musiał pomagać omegom, betom jak i alfom. Alfy nie miały ręki do takich rzeczy robienie leków czy przyjmowanie porodów, a omegi uznały to za zawód dla słabeuszy. Bo jak to można pomagać alfom?
-no złapałem cię kacchan...-zdyszany położył rękę na jego ramieniu.
-uhg...deklu czego chcesz-mruknął wycierając rękę o swoją bluzkę
-musimy pogadać o ważnych sprawach-popatrzył na niego poważny
-ważnych? -odwrócił się do niego patrząc mu w oczy-umierasz? zajebiście, teraz tylko będę musiał znaleźć kogoś na twoje zastępstwo...jeszcze muszę wyprawić ucztę może jakiegoś dzika? a może kaczkę?-podrapał się po podbródku myśląc o dużej wyżerce
-nie! kacchan to coś ważniejszego! Nie żartuj sobie!-popatrzył na niego marszcząc brwi. Bakugo odetchnął ciężko
-no to jaki jest ten twój ''bardzo ważny problem''?-uniósł brew do góry
-Ja i mama nie dajemy rady... musisz coś zrobić z omegami -popatrzył na niego błagalnie
-zrobić? A co ja będę ingerował -prychnął kładąc na swoje okrągłe bioderka ręce
-jesteś dominą! Zgłaszam ci problem Kacchan-popatrzył na niego- omegi katują za bardzo alfy. Jednego wczoraj wypuściłem, a dziś przyszedł, bo miał ranę do zaszycia.
-i chcesz bym pogadał z omegami by mniej znęcały gwałciły biły i poniżały alfy?-zaczął grzebać w drugim uchu małym palcem
-tak tak!-popatrzył na niego z nadzieją. On był tą jedną z omeg, które chciałaby nie było lepsza czy gorsza rasa
-spoko -mruknął odwracając się chcąc zaraz odejść
-... naprawdę?.. Naprawdę to zrobisz?! -uśmiechnął się radosny, że wreszcie coś dotarło do przyjaciela
-nie -prychnął-deku odwal się i zajmij się swoją pracą. Poprzedni alfa stada nie ingerował to czemu ja mam?-uniósł brew patrząc na niego
-...bo jesteś inny kacchan nie jesteś zły..!
-to mnie raczej nie znasz..-warknął odwracając się znowu
-kiedyś byłeś inny kacchan...byłeś dobrym miłym omegą...chciałeś mieć alfę, dzieci...
-zamknij mordę albo ci ją zaszyje...-zasyczał z jadem odchodząc od niego -ludzie się zmieniają...zrozum to
-kacchan...
///
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro